Promises h.s

By Stonet_Lifee

91.9K 4.8K 440

"Pamiętajcie, dziewczęta , młody wampir jest z natury drapieżnikiem. Niektórzy chłopcy mogą dostrzegać w was... More

Hey!
Prolog + zwiastun
The first meeting
Summary holidays
Lesson and again he.
Have you seen!
Dinner?
I'm not dead!
Ho! ho!
No way!?
Manuscript.
Manuscript cd.
Room!?
Jealousy.
Lunch.
Lunch cd.
Disgust, and may desire.
Dream.
Night Meeting
The terrible truth
Interesting meeting mathematical circles
Harry & Louis = trouble
Podziękowania
Walk with the Devil
Harry..What!?
"I do not want that !? "
ogłoszenie
Rape
Pangs of conscience?
The other one
Dream and blood.
Dream and blood cd.
Kiss me HARD!
Zwiastun c.d
"Mom help"
Accident
Accident cd.
Shawn, who?!
Haunting
Welcome to the nightmare
Welcome to the nightmare cd
Time to get up.
Council of Elders
Sensitive sense of smell
Jealousy about her
Louis + Harry = !
Diner with..?
Bloody Nightmare
Lack of control
My Demons
The End?
Letter.
He calls us desires scream.
Remember baby.
Mother Dragomir.
Killers.
Life's mistake.
00:00
Chaos will come?
Who was expecting this?!
Time to forget.
Lonely heart.
Broken hearts
I feel the pain of walking into this house.
Lost in your eyes.
Harry you idiot, or vice versa.
Drowned.
A little lie changes everything.
Back in one room together.
Come back to me my friend.
Ring The Alarm For Birthday.
Push & Pull
So what's his final note mean?

Darkness comes and goes, but the sun will always be back, right?

1.1K 75 5
By Stonet_Lifee


A WIĘC, ZAYN,

jak ci idzie nauka w tym roku? - zapytał tata, chcąc podtrzymać rozmowę.:

- Chyba dobrze. - Malik wydawał się niepewny nawet w tak prostej kwestii, prawdopodobnie dlatego że znajdował się pod czujnym okiem moich rodziców.:

- Chętnie ci pomogę z matematyką. Słyszałem od twojego ojca, że nie dajesz sobie rady...

- Tato?! - przerwałam. :- Przecież obiecałeś. Żadnych wykładów na temat matematyki.

Dlaczego w ogóle rodzicom tak bardzo zależało na zaproszeniu Zayn'a na kolację? Przecież tyle mówili na temat swobody wyboru i uczenia się niezależności. Kiedy jednak faktycznie zaczęłam umawiać się z jakimś chłopakiem, nagle zmienili się w nadopiekuńczych rodziców. Nalegali, bym zaprosiła do nas Zayn'a - choć całe życie mieszkał po sąsiedzku i nieraz wpadał niespodziewanie. Sytuacja była skrajnie niezręczna. Zły humor Harry'ego również nie pomagał.:

- Może dolewkę mleka sojowego? - zaproponowała mama. Zayn wyciągnął przed siebie dłoń, nieco zbyt gwałtownie.:

- Nie, dziękuję!

- Do tego smaku trzeba przywyknąć - powiedziałam ze zrozumieniem.:

- Yyy... Tak. Chyba po prostu jestem przyzwyczajony do smaku zwykłego mleka...

- To wyzysk krów! - wtrącił tata i wskazał chłopaka widelcem.: - Biedne zwierzęta, ustawione w ciasnych rzędach, z cycami przyssanymi do zimnego metalu...

- Cycami?! Tato, proszę cię, nie mów tak...

- Jak? - Tata uniósł ręce w obronnym geście.:

- Niedaleko nas jest farma. Jestem pewny, że krowie cyce nie są wam obce.

Chyba cała krew spłynęła mi do twarzy. Tylko tata mógł podczas mojej pierwszej kolacji z Zayn'em sprowadzić rozmowę do krowich części ciała, a potem oskarżyć biednego chłopaka o bycie obeznanym z bydlęcym ekwiwalentem piersi. Jakby sugerował, że Malik chce dotykać krowy dla przyjemności. Zerknęłam na Styles'a, spodziewając się szyderczego uśmiechu na jego ustach, ale on tylko grzebał widelcem w sałatce i bacznie przyglądał się jednemu z pomidorków taty, jakby miał do czynienia z oślizgłą, pozaziemską formą życia, która jakimś cudem znalazła się na czubku jego sztućca.:

- Derek. - wtrąciła mama. - Moglibyśmy zmienić temat?

Odetchnęłam z ulgą, ale wtedy mama zwróciła się do Zayn'a.:

- Podobno czytacie teraz Moby Dicka na lekcji literatury?

- Hm, tak.

- Uwielbiałam tę książkę, kiedy byłam w waszym wieku - wyznała mama. - Ten cały koncept przygody na morzu. Taki pobudzający do myślenia. Czym jest biały wieloryb? Co symbolizuje? - zapytała w zamyśleniu, wciąż zwracając się do mulata.:

- Dobrą stronę natury, złą stronę natury czy może po prostu zwykłą ludzką dumę Ahaba?

Zapadła nagła cisza. Zayn próbował usilnie wymyślić jakąś odpowiedź na pytanie mamy, które, sądząc po jego minie, było dla niego równie niestrawne jak mleko sojowe.:

- Yvvyy- wszystko naraz? - zaryzykował w końcu.:

- Czytamy wersję skróconą. - zauważyłam idiotycznie. Przywykłam już do mieszkania pod jednym dachem z byłą nauczycielką - podczas rodzinnych kolacji zwykle byłam zasypywana najróżniejszymi zestawami pytań - ale czy mama naprawdę musiała męczyć Zayn'a?

- Może wycięli z niej jakieś metafory...

- Wieloryb reprezentuje skryte, niszczycielskie siły, które pragną przebić się na powierzchnię wyniosłego świata - wtrącił Harry. Przemówił chyba po raz pierwszy tego wieczoru i wszystkie głowy natychmiast zwróciły się w jego kierunku.:

- Hę? - wydukał Zayn, wyraźnie zdezorientowany. Kiedy złapał się na tym, zerknął na mnie z zażenowaniem.:

- Podoba mi się wieloryb. - dodał Harry posępnie, wciąż wpatrując się w talerz.: - I Ahab. Rozumieli znaczenie wytrwałości. Umieli czekać na właściwy moment. - Uniósł głowę i przeszył mnie spojrzeniem, ostrym niczym jego kły.:- I zaakceptowali swoje wspólne przeznaczenie, choć było dość ponure.

Nie! Poczułam ucisk w żołądku. Jeśli Lucjusz zacznie teraz mówić o zaręczynach, Zayn ucieknie gdzie pieprz rośnie. Poza tym dlaczego mówi o naszym wspólnym przeznaczeniu jako „ponurym"? Czyżby sugerował, że poślubienie mnie byłoby porównywalne do szaleńczego pragnienia zabicia wieloryba? - Harry, jak ci idą treningi koszykówki? - zapytałam, próbując desperacko zapanować nad rozmową.

- Widziałem cię na sali, stary - wtrącił Zayn.:

- Jesteś normalnie skazany na NBA. Tym wsadem mógłbyś zdobyć dla drużyny mistrzostwo stanowe. Podczas ćwiczeń bijesz wszystkich na głowę.

- Ach, tak, ćwiczenia - odezwał się Harry znudzony.:

- Dzięki ćwiczeniom zdobywasz umiejętności - stwierdził Malik. - Trzeba ćwiczyć. Bez tego ani rusz.

- Ćwiczenia są nużące - sprzeciwił się Styles, nawet nie patrząc w stronę rozmówcy.:

- Wolę rywalizację, a ty Ptaszyno?

- A ty, Zayn? Chyba ćwiczysz zapasy, prawda? - zapytał tata, podając mu półmisek bigosu. Rodzice przechodzili okres fascynacji kuchnią polską. Danie główne dzisiejszego wieczoru składało się z rozgotowanej fasolki. W moim domu było nie do pomyślenia, by wrzucić parę burgerów na ruszt i urządzić grilla w ogródku, kiedy przychodzili goście. Zayn spojrzał nieufnie na jasnozieloną papkę, ale wziął półmisek.:

- Tak. Trenuję zapasy. W tym roku jestem kapitanem drużyny...

- Jakie to greko-romańskie. - stwierdził Harry oschle, unosząc kulkę fasolki, by następnie pozwolić jej spłynąć z widelca.:

- Mocowanie się na matach.

Zayn rzucił mi zdezorientowane spojrzenie. Odpowiedziałam mu wzruszeniem ramion, które miało znaczyć: „Zignoruj humorzastego ucznia z wymiany". Mama rzuciła swoją serwetkę na stół.:

- Harry, mogę cię prosić na chwilę do kuchni?

Tylko że to wcale nie była prośba. Och, dzięki Bogu. Obiecałam sobie w duchu, że w ramach podziękowania posprzątam mój pokój albo zrobię pranie. Nawet jeśli wśród brudów znajdę bokserki wampira. Byłam jej to winna. Harry podążył chyłkiem za mamą. Przy stole zapadła niezręczna cisza, podczas której wszyscy udawaliśmy, że nie słyszymy dochodzących z kuchni wygłaszanych teatralnym szeptem fraz w stylu: „wziąć udział w uprzejmej rozmowie", „ograniczony umysłowo prostak" i „usunąć się". Kilka minut później drzwi kuchenne głośno trzasnęły. Mama wróciła do nas sama.:

- Kto chciałby jeszcze placka kukurydzianego? - zapytała i uśmiechnęła się ponuro, nie wyjaśniając nawet słowem nieobecności bardzo irytującego londyńskiego nastolatka. Po drugiej stronie stołu posiłek Harry'ego zastygł na porzuconym talerzu. Kiedy Zayn wyszedł, zajrzałam za dom. Harry ćwiczył przy garażu rzuty do zardzewiałej obręczy, o której istnieniu wszyscy już dawno zapomnieli.

Kozłował, celował, a piłka wpadała do kosza. Przeczekałam z dziesięć takich rzutów, zanim mu przerwałam.:

- Hej.

Odwrócił się i wcisnął piłkę pod pachę. W bluzie z logo Addidas, którą kupiła dla niego mama, wyglądał, o dziwo, jak typowy londyński uczeń szkoły średniej. Dopóki nie przemówił.:

- Dobry wieczór, Annabelle. Czemu zawdzięczam twoją wizytę? Czy dziś nie zabawiasz gościa?

- Zayn, musiał już iść.

- Jaka szkoda. - Harry rzucił piłkę przez ramię. Wpadła do obręczy.:

- Co się dziś z tobą stało? Nie słyszałeś, jak obraźliwie mówiłeś o nim w kuchni?!

- Naprawdę? - Loczek sprawiał wrażenie nieco strapionego.:- Nie chciałem tego. To zbyt prostackie.

Skrzyżowałam ręce na piersi.:

- Czy masz jakieś uwagi na temat Zayn'a? Bo jeśli tak, powiedz mi to prosto w oczy, zamiast wygłaszać grobowe wykłady na temat wielorybów i przeznaczenia.

- Cóż mógłbym dodać? Określiłaś się już dość jasno.

- Nie wiem, o co ci chodzi? - wyznałam szczerze. - Jeszcze wczoraj było dobrze. Myślałam, że między nami już wszystko dobrze..

Piłka przytoczyła się do nóg Harry'ego. Nachylił się, żeby ją podnieść, a potem przesunął kciuk po jej wytartych szwach, unikając mojego wzroku.:

- Tak.. Faktycznie tak myślałem... ale dzisiejszego wieczoru, kiedy zobaczyłem, jak na ciebie patrzy...

- Co? - przerwałam mu. Harry był zazdrosny?

- Po prostu go nie lubię. - wyznał w końcu.: - Nie jest dla ciebie wystarczająco dobry. Bez względu na twoje postrzeganie naszej niestabilnej na razie relacji, doceń swoją wartość i nie zadowalaj się byle mężczyzną. Byle chłopcem.

- Nie znasz Zayn'a. - odparłam. Czułam, jak narasta we mnie złość. - Nawet nie starałeś się go poznać. Próbował być dla ciebie miły podczas kolacji.

Harry wzruszył ramionami.:

- Widzę w szkole, jak ciężko przychodzi mu zrozumienie podstawowych pojęć na literaturze angielskiej. To wiele o nim mówi, nie sądzisz?

- Zayn nie lubi Moby Dicka. Co z tego? Mnie też nie podoba się ta książka! - warknęłam. Styles sprawiał wrażenie rozczarowanego albo z jakiegoś powodu smutnego.:

- Mam dzisiaj bardzo dziwny nastrój. - powiedział, znów unikając mojego wzroku.: - Nie jestem najlepszym towarzyszem. Może byłabyś tak miła i zostawiła mnie sam na sam z moimi myślami?

- Harry...

- Bardzo cię proszę, Ptaszyno. - Odwrócił się do mnie plecami i wyrzucił piłkę jedną ręką. Przeleciała przez obręcz, nawet jej nie dotykając.:

- Dobrze. Pójdę.

Lucjusz wciąż rzucał do kosza, gdy godzinę później wyszłam na zewnątrz. Było już ciemno. Grał w niewielkim kręgu światła reflektora znad drzwi garażu. Teraz ćwiczył dwutakty. Chciałam go zawołać, ale ostatecznie zmieniłam zdanie. Determinacja, z jaką wykonywał rzut za rzutem, ani razu nie pudłując, wyskoki ponad obręcz i siła wbijania piłki do kosza - jakby chciał ją ukarać - wszystko to mnie trochę wystraszyło.



^^

Jak obiecywałam jest rozdział :) Zapraszam do komentowania. Naprawdę motywują!


Continue Reading

You'll Also Like

17.9K 549 38
Co, gdy na liście Jacoba Smitha, szefa mafii, pojawi się dość młody policjant? |Rozpoczęcie:10.12.2023r |Koniec:21.04.2024r...
63.8K 3.5K 119
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
6.9K 534 22
Modern AU Edgar po długim pobycie w psychiatryku po próbie samobójczej wraca do codziennego życia. Idzie do nowej szkoły gdzie nie zna nikogo. Jak ży...
45.5K 3.1K 71
Gdzie ona zostaje mu podarowana jako prezent