Z cukru i szkła {tom I: słodk...

By YourLittleBoo

324K 28.2K 6.1K

"Wyglądał jak śmierć. Był chudy, wysoki oraz blady. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, położył palec na swo... More

prolog
Rozdział Pierwszy
Rozdział Drugi
Rozdział Trzeci
Rozdział Czwarty
Rozdział Piąty
Rozdział Szósty
Rozdział Siódmy
Rozdział Ósmy
Rozdział Dziewiąty
Rozdział Dziesiąty
Rozdział Jedenasty
Rozdział Trzynasty
Rozdział Czternasty
Rozdział Piętnasty
Rozdział Szesnasty
Rozdział Siedemnasty
Rozdział Osiemnasty
Rozdział Dziewiętnasty
Rozdział Dwudziesty
Rozdział Dwudziesty Pierwszy
Rozdział Dwudziesty Drugi
Rozdział Dwudziesty Trzeci
Rozdział Dwudziesty Czwarty
Rozdział Dwudziesty Piąty
Rozdział Dwudziesty Szósty
Rozdział Dwudziesty Siódmy
Rozdział Dwudziesty Ósmy
Rozdział Dwudziesty Dziewiąty
Rozdział Trzydziesty

Rozdział Dwunasty

8.8K 879 196
By YourLittleBoo

Wróciłam razem z Brandy do miejsca, w którym porzuciła ciało Vince'a. Byłam w stanie zakodować, że ona, jak i Duch, zabijają ludzi, ale dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co to naprawdę oznacza. Wcześniej widziałam tylko dwie martwe osoby. Byli nimi moi rodzice, a obraz ich pustych oczu, nie mógł opuścić mojej głowy przez lata. Śmierć towarzyszyła mi od dziecka. Wydawało mi się, że jestem z nią zupełnie oswojona, lecz kiedy obserwowałam, jak zabójczyni zawija denata w matę, która znajdowała się na pick-upie, a później samodzielnie wciska go na pakę, nie mogłam powstrzymać łez cisnących się do moich oczu. Chłopak wydawał się naprawdę sympatyczny. Miał kilka drobnych piegów na nosie, całkiem miły głos no i jechał odwiedzić babcię. Czy ona dowie się w ogóle, że umarł? Czy ktokolwiek będzie go teraz szukał? Próbowałam usprawiedliwiać tę sytuację. Wmawiałam sobie, że Brandy mnie uratowała i wcale nie zostałam wplątana w porachunki jakichś niebezpiecznych złoczyńców, którzy nie chcą mi o niczym powiedzieć. A jeśli Vince tylko wydawał się sympatyczny? Istniało przecież prawdopodobieństwo, że udawał pomocnego, aby mnie skrzywdzić. Tylko... Po co?

– Wsiadasz? – Pytanie Latynoski wyrwało mnie z letargu. Dziewczyna zajmowała teraz miejsce kierowcy w kradzionym aucie. – Nie powinnyśmy rzucać się w oczy, tak samo jak ten pick-up. Wjedziemy do lasu i tam zaczekamy na moich... przyjaciół.

To w jaki sposób wypowiedziała słowo „przyjaciele" też brzmiało niepokojąco. Przypomniałam sobie, że Duch obiecał, iż nie pozwoli nikomu mnie skrzywdzić. Rozejrzałam się dookoła, jak gdybym go szukała. Skoro jednak człowiek, który zlecił mu porwanie mnie siedział w więzieniu lub był martwy, może i to zapewnienie przestało się liczyć? Porzucił mnie, zabójczyni zdawała się nie odpuszczać, a sama nie potrafiłam się bronić, ani wymyślić lepszego planu, niż próba powrotu do domu na stopa. Chciałam poznać odpowiedzi na swoje pytania. Przez lata kusiłam los. Musiałam przyjąć to, co mi oferowano, zatem po chwili wsiadłam do samochodu ze strony pasażera.

Brandy wychyliła się, by zamknąć drzwi po mojej stronie, gdy szukałam pasu. Wciąż pachniała jak wanilia, ale teraz doszła do tego woń ściółki oraz metaliczny smród krwi. A może go sobie wymyśliłam? Może krew nie pachnie? Nabrałam powietrze do płuc. Kiedy dziewczyna się odsunęła, do moich nozdrzy dotarł tylko kurz oraz swąd choinki zapachowej.

Na polanę w lesie dotarłyśmy w ciszy. Brandy zaparkowała niedaleko strumienia. Spodziewałam się, że wysiądzie z pick-upa, aby utopić zwłoki w wodzie, ale nic takiego się nie stało. Już miałam wrócić do desperackich prób przepytywania jej, lecz kobieta położyła dłoń na moim kolanie.

– Zaczekajmy aż chłopaki do nas dołączą – mruknęła. – Wtedy ustalimy, co się z tobą stanie.

– Mhm. – Poklepałam ją po ręce. Nie zabrała jej, tak jak robił to Duch.

Brandy wyłącznie przeniosła na mnie wzrok, po czym obróciła dłoń tak, że teraz jej kostki opierały się o moje kolano. Uśmiechnęła się zachęcająco. Wydawało mi się, że chce dodać mi otuchy, dlatego niepewnie splotłam nasze palce razem. Dziewczyna zacieśniła ten uścisk. O dziwo poczułam się bezpieczniej. Wiedziała, że się boję i widocznie nie chciała pogłębiać mojego lęku.

Spokój nie tlił się we mnie zbyt długo. Poczułam nagłą salwę złości, kiedy przez przednią szybę wielkiego samochodu, dostrzegłam czarnego chevroleta chevelle, który zwolnił, a później zatrzymał się przed nami. Białe włosy Ducha błysnęły w jesiennym słońcu, gdy wyszedł z auta. Założył ciemne okulary na głowę, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Moc jego wzroku była przeszywająca. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. Wydawało mi się, że rzucił na mnie zaklęcie, ponieważ nie byłam w stanie się ruszyć, ale tak naprawdę sparaliżowała mnie paląca wściekłość.

Z drugiej strony chevroleta wysiadł mężczyzna nieco niższy od Ducha. Wciąż był jednak postawny i wydawał się groźny. Jego śniadą skórę – od dłoni, przez ramiona do samej szyi – przyozdabiały tatuaże. Gęste, ciemne włosy opadały na jego czoło, a oczy tak brązowe, że śmiało mogłabym określić, iż są czarne, świdrowały postać Brandy.

Zabójczyni puściła moją rękę, po czym bezceremonialnie otworzyła drzwi i wyskoczyła z pick-upa. Lekkim krokiem ruszyła w stronę chłopaków, którzy fizycznie znacznie ją przerastali, ale wydawali się jednocześnie darzyć dziewczynę niemałym szacunkiem.

Złapałam oddech, po czym również wyszłam z samochodu. Rozczochrana, brudna od ziemi i kurzu oraz naprawdę wściekła, wyglądałam przy nich zabawnie. Miałam to jednak gdzieś, ponieważ chciałam, aby stan niewiedzy, w której tkwiłam, wreszcie się zakończył. Ruszyłam na Ducha, niczym buldożer, albo raczej zabawkowy buldożerek dla dzieci. Zanim jednak uniosłam rękę, aby spoliczkować go za to, że mnie zostawił, ugięłam się pod mocą jego spojrzenia.

– Jeśli mnie uderzysz, oddam ci – odpowiedział z wkurwiającym, stoickim spokojem w głosie.

– Spróbowałbyś tylko – fuknęłam.

– Jeśli kobieta podnosi na ciebie rękę, to znaczy, że chce się bić – rzucił żartobliwie facet, którego imienia nie znałam. – Oczywiście robię sobie jaja, Xander w życiu by cię nie skrzywdził. Może gdybyś była choć trochę podobna do Brandy...

– Mówił ci ktoś kiedyś, żebyś zamknął ryj, Calum? – Dziewczyna zmroziła go wzrokiem.

– Calum Torres. – Wskazałam na mężczyznę palcem, a później znów zerknęłam na Du... Xand... Alexandra. Duch miał na imię Alexander i to on kazał Brandy odwieźć mnie do domu. To był najgłupszy sposób, w jaki mogłam dowiedzieć się, jak nazywa się mój porywacz, ale byłam wdzięczna, ze w końcu wiem, dlatego nie narzekałam.

– We własnej osobie. – Calum ukłonił się prześmiewczo, ignorując fakt, że Du...Alexander ewidentnie się teraz wścieka. – Ella Van Der Bilt. Złote dziecko.

– Nie jestem dzieckiem – odparłam. – Poczekaj... Nazwałeś mnie...

– Cicho bądź. – Brandy nadepnęła stopę Torresa, aby naprawdę się przytkał.

– Auć, dlaczego zawsze to robisz?! – jęknął niezadowolony Calum, po czym złapał ramię dziewczyny. Już mieli zacząć szarpaninę, kiedy Duch stanął pomiędzy nimi i odciągnął ich od siebie za włosy.

– Bliźniaki! – zagrzmiał. No tak. Brandy i Calum wyglądali bardzo podobnie. Dopiero kiedy Alexander ich tak nazwał, uświadomiłam sobie, że są spokrewnieni. – Spokój.

Rozdzielone rodzeństwo ciskało siebie nawzajem piorunami z oczu. Tym czasem mój porywacz czekał aż wreszcie przestaną wierzgać, a gdy to się stało, puścił ich z realnym obrzydzeniem, które wymalowało się na jego doskonałej twarzy. Co z tego, że był piękny, skoro był też parszywym dupkiem? Skrzyżowałam ręce na piersiach, wpatrując się w całą trójkę wyczekująco. Uważałam, że są mi winni wyjaśnienia. Zwłaszcza po tym, jak Brandy dosłownie zabiła człowieka, który znajdował się mniej niż metr ode mnie.

– Co się tu dzieje? – zapytałam bez ogródek.

– Ja też chciałbym wiedzieć. – Duch spojrzał na swoich przyjaciół(?) z ogromną dozą irytacji. – Ty. – Wskazał na Caluma. – Powiedziałeś, że Brandy zadzwoniła z informacją, że ma trupa, którego musi się jak najszybciej pozbyć, dlatego będziemy po niej sprzątać.

– To nie jest kłamstwem – mruknęła bliźniaczka.

– A ty. – Palec Alexandra został skierowany w stronę dziewczyny. – Nie potrafisz wykonać jednego, prostego zadania? Jakim cudem Sage daje ci zlecenia, skoro odwiezienie licealistki do domu stanowi dla ciebie tak wielkie wyzwanie?!

– To nie jest zwyczajna licealistka! Ona gada i gada, i gada...

– Tak, wiem, przechodziłem przez to. – Duch pomasował skronie. – Ale to nie zmienia faktu, że wystarczyło wsadzić ją na motor i zawieźć na Upper East Side.

– Motor to silnik, miałeś na myśli motocykl, Xander – wypaliła Brandy.

– Nie o tym rozmawiamy – zauważył Duch.

– Gdzie jest trup? – zapytał Calum, zupełnie ignorując resztę rozgrywającego się przed nim dramatu.

Od nadmiaru informacji oraz tworzącego się chaosu, zaszumiało mi w głowie. Zaczęłam skubać skórki przy kciuku.

– Na pace – odparła bliźniaczka Torres. – To wóz zwłoka.

– Kim on w ogóle, kurwa, był? – dopytał brat zabójczyni.

– Aach, to ci dopiero historia! – Brandy się uniosła. – Znajomy twojego koleżki z Midwood.

– Słucham? – Calum uniósł brew.

– Hm – mruknął Duch, po czym zacisnął usta w cienką linię i spojrzał znacząco na rodzeństwo. – Ciekawe...

– Nie wierzę. – Calum pokręcił głową.

– To sam sprawdź. – Brandy wyrzuciła furiacko ręce w powietrze. – Powtarzałam ci, że ten karciany chujek to same kłopoty.

– Dość! – wrzasnęłam w reszcie, aby przestali mówić, ponieważ od ich paplaniny moja migrena dostała migreny. Więc tak musiał czuć się Duch zamknięty ze mną w jednym samochodzie. – Zamknijcie się wszyscy i wyjaśnijcie mi co się tu dzieje! Kim jest Sage? O jakiego „koleżkę z Midwood" chodzi? Kim jest ten chłopak, którego zabiła Brandy? Ja nie rozumiem. Nie wiem o czym mówicie... Ja... – Zaczęłam się zapowietrzać.

Świat przede mną stał się nieco rozmyty. Nie potrafiłam łapać pełnych oddechów, moje serce kołatało nierównomiernie, a zimny pot zebrał się na moich skroniach. Nie miałam ataku paniki dawna. Podczas terapii zaczęłam sobie z nimi radzić, a później zniknęły na parę lat. Pojawiły się znów, po drugim porwaniu. Wykonywałam wiele ćwiczeń, które ułatwiały mi normowanie oddechu. Często wracałam do tego tematu z psychoterapeutką, do której chodziłam regularnie. Potrafiłam uspokoić się sama, ale w obliczu tak trudnych zdarzeń, zatraciłam tę umiejętność.

– Co się z nią dzieje? – Jak przez szybę usłyszałam zdezorientowany głos Caluma.

– Nie wiem... Xander, zrób coś... – powiedziała Brandy.

Zakręciło mi w głowie jeszcze bardziej. Wydałam z siebie cichy dźwięk, desperacko prosząc, aby ktoś mi pomógł. Próbowałam odkaszlnąć. Chciałam się czegoś złapać, dlatego wyciągnęłam rękę, ale zamiast opaść na drzewo, naparłam na ramię Ducha, który podszedł do mnie zdecydowanym krokiem. Gorące łzy ściekały po moich brudnych od kurzu policzkach. Alexander uniósł mój podbródek, abym spojrzała mu w oczy.

– Uspokójcie się, na litość boską, to atak paniki – powiedział Duch.

– O kurwa – wypalił Calum. – Pocałuj ją, czy coś... Zrób jej usta–usta.

– N... – próbowałam wydusić z siebie zaprzeczenie.

Pocałunek to najgorszy sposób, aby przerwać atak paniki. Wbrew powszechnie panującej opinii, taki gest jedynie wzmaga lęk oraz zabiera poczucie kontroli. Musiałam ją odzyskać, a nie utracić, dlatego obróciłam głowę, lecz Duch złapał mój podbródek i obrócił moją twarz w swoim kierunku. Zauważyłam, jak się pochyla, toteż jeszcze łapczywiej próbowałam łapać oddechy, aby samodzielnie się uziemić. Wszelkie techniki poznane podczas terapii wyleciały mi z głowy. Zaczęłam się szarpać.

– D... A... – Chciałam zwrócić się do niego po imieniu, aby mnie puścił. – Alex... – Byłam w stanie powiedzieć tylko tyle.

– Cii... – szepnął. – Ella... Otwórz oczy – poprosił.

Zapach jego perfum dostał się do moich nozdrzy. Poczułam, że zamiast próbować mnie pocałować, Alexander przyciąga moją rękę do swojej piersi. Wtem położył moją dłoń pod swoją kurtką, na koszulce, w miejscu, przez które poczułam, jak równomiernie bije jego serce. Zaczął głośniej wciągać powietrze przez nos, a później wypuszczać je przez usta. Skupiłam się na tym, jak mężczyzna oddycha. Uniosłam powieki. Błękit jego oczu, w pełnym słońcu, był bardziej nasycony.

– Jeden – spokojny, niski głos Ducha był przeznaczony tylko dla mnie. – Dwa... – Liczył powoli, przy okazji oddychając równomiernie. – Licz ze mną – zachęcił. – Trzy...

– Trzy – powtórzyłam po nim.

– Dobrze ci idzie – pochwalił mnie. – Cztery.

– Cztery...

Odzyskując świadomość chwili, oplotłam palcami nadgarstek jego ręki, której palce nadal znajdowały się na moim podbródku. Przełożyłam dłoń Alexandra na swoją pierś, aby także mógł poczuć, jak bije mi serce. Coś w jego oczach drgnęło. Wcześniej nie chciał być przeze mnie dotykany, ale teraz nie mógł się odsunąć, ani mnie odepchnąć. Zacisnął szczęki, zamknął na chwilę oczy i znów złapał głęboki oddech. Ten był bardziej potrzebny jemu, aniżeli mnie. Delikatnie pogłaskałam jego knykcie. Oddychaliśmy spokojnie, powoli – tym samym powietrzem.

– Pięć – wychrypiałam.

Alexander przełknął głośno ślinę. Podniósł powieki. Nasze spojrzenia znów się przecięły. Pierwszy raz poczułam, że jego dłonie są ciepłe, a nie lodowate. Zupełnie tak samo jak jego oczy – nagle wydały mi się przepełnione nieodkrytym wcześniej żarem. To był jeden z tych momentów, który pozwala na zbudowanie bliskości. Narodziła się między nami pewna nić porozumienia. Coś co sprawiło, że zawarliśmy jakiś pakt. Nadal byłam na niego zła, ale teraz czułam tylko wdzięczność za to, że mnie uziemił i... nie pocałował.

– Sześć – szepnął.

– Już dobrze – odparłam w końcu, choć wcale nie chciałam przerywać kruchej intymności, która się między nami wytworzyła.

Calum i Brandy wpatrywali się w nas zdezorientowani.

– Dziękuję – dodałam. Duch wciąż trzymał dłoń na moim sercu i nie odepchnął mojej, nieustannie przykrywając ją swoimi palcami. – Możesz mnie puścić, nic mi nie jest.

Kiedy wypowiedziałam te słowa, mężczyzna jakby się ocknął. Znów patrzył na mnie z pewną rezerwą. Odsunął ode mnie ręce, zginając przy tym palce. Kiedy natomiast się prostował, nie musząc dłużej być na mojej wysokości, zrobiłam krok w jego stronę, aby go objąć. Posłał mi sugestię spojrzeniem, niby prośbę, żebym tego nie robiła, dlatego postanowiłam uszanować przestrzeń osobistą Ducha. Zaplotłam dłonie za plecami i spojrzałam na wybitych z rytmu bliźniaków.

– Nie całuje się ludzi, którzy mają atak paniki – wypaliłam w kierunku Caluma, aby powiedzieć cokolwiek. – To może tylko pogorszyć sytuację.

– Umm... Nie wiedziałem. – Torres podrapał się po karku. – Zapamiętam.

***

Hihihi, kocham takie pierwsze małe momenty pomiędzy bohaterami <3

Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Póki co, jeśli chodzi o samą w sobie fabułę/intrygę, jest tu niemały chaos. Jeśli ktoś czytał moją trylogię, niektóre imiona może już kojarzyć, albo się domyślać, kto może zagrażać bohaterom. Ale spokojnie, Ella nic nie wie i będę powoli tłumaczyć wszystko zarówno jej, jak i wam, abyście nie czuli, że musicie teraz asap sięgnąć po wszystkie trzy sztuki. Chociaż zachęcam, na pewno czytanie będzie fajniejsze.

Chciałabym zrobić tu tak, jak autorka zrobiła z caravalem i ouabh, niby nie musisz znać caravalu, aby czytać trylogię Jacksa, jednak jeśli znasz poprzednie książki, bawisz się nieco lepiej i odnajdujesz fajne easter eggi.

NO I MAMY IMIĘ DUCHA <3!

Wpadnijcie też do mnie na tik-toka, bo będzie lajw, a poza tym, dodaję czasem coś fajnego o tej książce. 

#zcukruiszklajk

Continue Reading

You'll Also Like

51K 6.9K 35
Leta kończy osiemnaście lat i postanawia wyruszyć w podróż swojego życia. Zostawia wszystko, by zapomnieć o życiu, które przypominało jej niekończąca...
324K 28.2K 31
"Wyglądał jak śmierć. Był chudy, wysoki oraz blady. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, położył palec na swoich sinych ustach, a ja zamilkłam. I po...
821K 15.9K 7
Kombinować, by przeżyć - tą zasadą dotychczas kierował się Tristan. Jego życie przewróciło się do góry nogami w zaledwie kilka minut po włamaniu, któ...
542K 19.3K 139
── ❗ :。❝ komiks nie jest mojego autorstwa, to jedynie moje tłumaczenie ❞. * :❗ ─ ❝ Ashlyn w liceum jest samotniczką bez przyjaciół. Ale kiedy wizyt...