Z cukru i szkła {tom I: słodk...

By YourLittleBoo

277K 18.2K 2.9K

"Wyglądał jak śmierć. Był chudy, wysoki oraz blady. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, położył palec na swo... More

prolog
Rozdział Drugi
Rozdział Trzeci
Rozdział Czwarty
Rozdział Piąty
Rozdział Szósty
Rozdział Siódmy
Rozdział Ósmy
Rozdział Dziewiąty
Rozdział Dziesiąty
Rozdział Jedenasty
Rozdział Dwunasty
Rozdział Trzynasty
Rozdział Czternasty
Rozdział Piętnasty
Rozdział Szesnasty
Rozdział Siedemnasty
Rozdział Osiemnasty

Rozdział Pierwszy

21.1K 1.3K 128
By YourLittleBoo

Najbardziej przerażającym elementem samotności jest chwila, w której człowiek uświadamia sobie, że nie ma do kogo zadzwonić, kiedy gasną wszystkie światła. Strach jest uczuciem pierwotnym. Tak samo jak bałam się ja, bali się ludzie tysiące lat temu, uciekając przed dzikimi zwierzętami.

Słyszałam jedynie pracę uszkodzonej maszyny wendingowej, która rzucała blade światło na przeciwległą ścianę. Skłamałabym gdybym powiedziała, że rzadko bywałam w niemalże opustoszałych motelach, bądź na tyłach klubów, które stanowiły jedynie przykrywkę dla nielegalnych, lecz najpewniej lukratywnych, biznesów. Chodziłam tam z różnych powodów. Nie miałam pewności, czy testowałam swoje granice, czy poziom szczęścia, które za każdym razem pozwalało mi na ucieczkę w odpowiednim momencie. Zaułki przyciągały mnie swoją tajemniczością. Takie miejsca opowiadały historie, a wizja ewentualnej śmierci, budziła dreszcz ekscytacji na moich plecach. Łatwo ryzykować, gdy ma się przekonanie, iż jedyne co pozostało ci do stracenia, to życie, które uważasz, że powinno zakończyć się lata temu.

Korytarz praktycznie zapomnianego motelu, który znajdował się w lesie pomiędzy Charlotte, a Nowym Jorkiem, nie był jednak miejscem, w którym pragnęłam zginąć. Myślałam o śmierci zdecydowanie częściej, niż moi rówieśnicy, którzy skupiali się głównie na przetrwaniu w liceum. W mojej sytuacji, uznałabym za dziwne, gdybym w ogóle nie zastanawiała się nad tym, jak to jest umrzeć. Terapeuta nazywał mnie swego czasu Batmanem, póki nie wybłagałam go, aby przestał, ponieważ nieszczególnie podobała mi się idea walki ze złem. Rzeczywiście – straciłam oboje rodziców, gdy byłam dzieckiem. Pieniądze, które miały wpaść w moje ręce po ukończeniu szkoły, były tak duże, że mogłyby rozwiązać wiele problemów dzisiejszego świata, lecz nie dbałam o świat, bo on nie dbał o mnie.

Właściwie nikt o mnie nie dbał, tak samo jak nikt nie dbał o niego – mojego porywacza, który po raz pierwszy, od kiedy spotkaliśmy się trzy dni temu, pozwolił mi wyjść z pokoju bez swojego towarzystwa.

Tak chciałam odejść – jako uprowadzona przez psychopatę, obrzydliwie bogata dziewczynka, której zostało zaledwie kilka miesięcy, aby odziedziczyć spadek po okrutnie zamordowanych rodzicach.

Całkiem ładna śmierć, pomyślałam, przewracając w palcach monetę, którą dostałam od oprawcy, aby kupić sobie batonik. Byłam głodna, a fakt, że on jadł tylko racje żywnościowe dla żołnierzy, wywoływał bardziej uśmiech politowania na mojej twarzy, aniżeli podziw. Lubiłam wymyślne dania, aczkolwiek w tamtej chwili zadowoliłabym się dosłownie czymkolwiek.

Z każdym kolejnym krokiem odnosiłam wrażenie, że oddalam się od pokoju na tyle, by wydeptać sobie drogę ku wolności. Mężczyzna należał jednak do tych ludzi, którzy nie popełniają błędów, zatem spodziewałam się, że ruszy za mną od razu, gdy chociaż pomyślę o ucieczce. Nie miałam pojęcia w jakim celu mnie uprowadził, gdzie mnie wiózł i czemu po parunastu godzinach zaczął zachowywać się co najmniej dziwnie. Wiedziałam jak powinno przebiegać porwanie. To nie było moim pierwszym.

Spojrzałam na swoje odbicie w maszynie, lecz zamiast skupić się na tym, że moje liliowe włosy płowieją i znów zaczynają robić się blond, moją uwagę przykuł cień człowieka czającego się na schodach.

O nie, nie tak miało być.

Przełknęłam ciężko ślinę. Dłonie zadrżały mi z nerwów. Intruz na klatce doskonale wiedział, że na niego patrzę, ponieważ uniósł dłoń, jakby chciał się przywitać. Wymusiłam uśmiech. Wierzyłam bowiem, że pozytywny gest jest w stanie wyciągnąć mnie z najokropniejszych tarapatów. Podczas pierwszego porwania płakałam i błagałam o litość. Za drugim razem starałam się być sympatyczna, dzięki czemu najprawdopodobniej przeżyłam. A teraz, w całym tym lęku oraz stresie, nie miałam pojęcia, jak się czuję i w jaki sposób powinnam postąpić.

Wpatrywaliśmy się w siebie przez długie minuty, które przeciągały się w nieskończoność. Dźwięk monety wpadającej do skarbonki w maszynie wydał mi się nagle do tego stopnia głośny, że mógłby zbudzić wszystkich mieszkańców motelu – tych żywych i martwych.

Facet zrobił krok, a schody skrzypnęły żałośnie pod jego ciężarem.

Nadusiłam guzik, aby automat wydał mi coca-colę zamiast snickersa.

Pieprzyć ten batonik. Będzie dobrze, zapewniłam się w głowie, nic ci się nie stanie, to tylko gość hotelowy. Jesteś porwana. Przyjechał po ciebie. Ukradł cię. Uratuje cię... To on cię zabije.

Puszka wypadła z urządzenia, które okazało się do tego stopnia uszkodzone, że napój poturlał się wzdłuż korytarza, równo pod nogi mężczyzny, powolnym krokiem zbliżającego się w moim kierunku.

Zatrzymał colę podeszwą swojej oficerki.

Moje tętno przyspieszyło.

Obejrzałam się za siebie.

Zostawiłam uchylone drzwi do pokoju, w którym czekał na mnie porywacz, lecz obcy był już na tyle blisko, że gdybym zaczęła krzyczeć, bez najmniejszej trudności dorwałby mnie i...

O kurwa, zaklęłam w myślach, kiedy wyciągnął nóż myśliwski.

Miał bliznę na twarzy i, niczym prawdziwy bandzior z horrorów klasy B, nosił opaskę na oku. Wbiłam paznokcie w dłoń. Zrobiłam krok w tył...

Intruz pochylił się i chwycił napój, który po chwili otworzył nożem. Jego kroki stały się bardziej rozległe, był coraz bliżej, a kiedy podświadomie przestałam oddychać, zorientowałam się, że dłoń faceta ściskająca puszkę, jest wymierzona w moją stronę.

– Proszę – powiedział. – Upadło pani.

– Umm... Dziękuję – wydukałam.

Wymusiłam kolejny uśmiech i wzięłam łyk, choć miałam okrutnie ściśnięte gardło. Odniosłam wrażenie, że cały kolor zszedł mi z twarzy, ponieważ zamiast mnie dopaść, bandzior sięgnął do kieszeni i sam wrzucił bilon do maszyny. Nie byłam w stanie się obrócić. Szłam więc do pokoju tyłem, wylewając prawie całą zawartość puszki, bo moje ręce zaczęły trząść się z nerwów.

Wreszcie, gdy stanęłam dostatecznie daleko od niego, by nie mógł mnie złapać, a później wypatroszyć gołymi rękami, zwróciłam się przodem do drzwi. Gdy je pchnęłam, prawie uderzyłam swojego porywacza klamką, ponieważ przez cały ten czas czuwał blisko wejścia. Duch, w swoich czarnych bojówkach, czarnej bluzie, czarnych butach wojskowych i z czarną duszą, wpatrywał się we mnie osądzająco.

– Myślałem, że uciekłaś – rzucił ironicznie, zamykając przy tym drzwi. – Nie miałaś kupić batona? – Spojrzał na colę.

– Spanikowałam – przyznałam. Obserwowałam, jak podchodzi do fotela, w którym najpewniej planował wypocząć. Dostaliśmy pokój z tylko jednym łóżkiem, które poprzedniej nocy mi odstąpił. – Hej, Duchu?

– Mhm? – Porywacz podniósł na mnie swój leniwy, beznamiętny wzrok.

– Tam jest taki facet bez oka i z blizną na twarzy... – Wskazałam na drzwi. – Pozdrawiał cię, czy coś... – zasugerowałam, choć te słowa wcale nie padły z ust przerażającego człowieka, który sympatycznie podał mi colę.

Może to było złe, że właśnie nakapowałam seryjnemu mordercy, iż jakiś dziwny typ mnie niepokoi. Kiedy Duch mnie porywał, wydawał się być bardzo pewny tego, że muszę dotrzeć do jego szefów żywa, tym samym raczej niekoniecznie ktoś inny powinien mnie teraz uszkadzać, albo przerażać. – Ale może to nikt okropny...

– Mhm – mruknął znów, po czym prędko podniósł się z fotela, choć dopiero co usiadł.

Znałam go tylko trzy dni, a i tak byłam pewna, że właśnie się stresuje. Miał to wymalowane w swoich jasnych oczach.

– Nie wiem czy powinniśmy panikować... – dodałam, drapiąc się niezręcznie po karku.

– Mhm. – Duch otworzył swoją straszną, czarną torbę, którą pieszczotliwie nazwałam „podręcznym bagażem mordercy", a gdy sięgnął po cholerną maczetę, otworzyłam szeroko usta ze zdumienia. – Zostań tutaj, zaraz wrócę.

Duchu... – szepnęłam i spojrzałam na niego wielkimi oczami.

– Ella? – nazwał mnie po imieniu po raz pierwszy. Wcześniej byłam po prostu „dzieciakiem", albo „młodą Van Der Bilt".

Dziwne ciepło rozlało się w moim żołądku, gdyż porywacz nie znosił sprzeciwu i nie chciał za żadne skarby, abym próbowała powstrzymywać go przed tym, co zmierzał właśnie zrobić. Nie wiedząc jak powinnam się zachować, podałam mu coca-colę.

Duch zmarszczył brwi, ale dopił napój z puszki, po czym przeciął ją ostrzem tak, jakby miał uczynić przedmiot kolejnym, śmiercionośnym narzędziem.

– Nie ruszaj się stąd – polecił, a zaraz później, zniknął za drzwiami.

***

Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Usłyszałam tylko kroki na korytarzu. Żadnych krzyków, ani błagań. Kiedy ucichły, spokój zaburzała wyłącznie praca przestarzałej windy, która sama w sobie wyglądała tak, jakby miała spaść przy jej ponownym użyciu.

Pierwszy raz od trzech dni byłam w pokoju zupełnie sama i choć zdołałam przywyknąć do samotności przez ostatnie lata swojego życia, to kiedy w ciągu siedemdziesięciu dwóch godzin był ze mną ktoś, kto widocznie nie chciał, by stała mi się krzywda – momentalnie zapragnęłam, aby to uczucie pozostało ze mną na wieki.

Przeszłam się po pokoju i wyjrzałam za okno. Znajdowałam się praktycznie w środku lasu, a nieopodal rozciągała się jedynie autostrada. Jakaś część mnie zaczęła się obawiać, że to Duch zginie w tym starciu i zabierze mnie ktoś, kto będzie obrzydliwy, męczący i bardziej brutalny.

Oczekiwanie dłużyło mi się jeszcze bardziej, niż chwila kupowania coli. Próbowałam obmyślić plan, jak się ratować, a potem przypomniałam sobie, że wcale nie chcę wracać do ogromnego, pustego domu, gdzie czekała na mnie wyłącznie opiekunka, oraz do szkoły przepełnionej irytującymi, paskudnymi ludźmi.

Sama to na siebie ściągnęłaś. Ciągle powtarzasz, że powinnaś umrzeć wtedy, dlatego przyjmij śmierć z godnością, ochrzaniłam się w myślach. Pytanie... Czy ja naprawdę chciałam teraz umierać? Czy może tak często to rozważałam, że te słowa straciły sens, a w chwili zagrożenia życia, okazało się, że wcale nie jestem tak oswojona z ideą końca, jak sądziłam wcześniej?

Podeszłam do „podręcznego bagażu mordercy" i niepewnie odsunęłam rogi torby. Wzięłam w dłoń mały, poręczny pistolet, który okazał się całkiem ciężki. Obejrzałam zabezpieczoną broń. Nie miałam pojęcia jak tego używać, lecz gdyby ktoś chciał mnie...

Drzwi otworzyły się z impetem.

Moje serce podskoczyło do gardła.

Obróciłam się.

Wyciągnęłam gnata w stronę intruza, którym okazał się Duch. Z jego skroni spływała cudza krew oraz miał od niej brudne kostki. Odruchowo wziął zamach, jak gdyby planował rzucić nożem myśliwskim, najpewniej odebranym swojej ofierze, w sam środek mojego czoła i bezbłędnie trafić.

– Yyy... – Zamurowało mnie.

Teoretycznie był moim oprawcą. Każdy normalny człowiek w mojej sytuacji, wykorzystałby okazję, aby uciec. Ale, kurwa, dokąd?!

– Odłóż to – zarządził władczo, dlatego kiwając energicznie głową, odstawiłam pistolet do reszty jego ekwipunku. – I nigdy więcej nie dotykaj moich rzeczy. – To było fascynujące. Jego głos niemalże nie zmieniał tonacji. Zawsze mówił nisko oraz cierpko, jakby nie odczuwał żadnych emocji, co wiedziałam, że nie jest prawdą, bo w rozbieganym wzroku mężczyzny, nieustannie od kilkunastu godzin, buzowała panika.

Porywacz przekręcił klucz w zamku i sięgnął do ręcznika leżącego na łóżku. Wytarł ręce, a później twarz, choć jeden kosmyk jego czarnych włosów okazał się sklejony od krwi ofiary. Niesamowite. Wyglądał jak Lucyfer przed upadkiem. Stanowił personifikację boskiej doskonałości, którą opisuje się w literaturze religijnej, jako jasnooką postać z pełnymi, różanymi ustami oraz łatwo czerwieniącymi się policzkami.

To prawda, że najpiękniejsze rzeczy są najbardziej niebezpieczne. Diabeł prosto z raju, pomyślałam omiatając Ducha spojrzeniem.

– Kto to był? – Zapytałam i poszłam za mężczyzną do małej łazienki, w której zaczął myć narzędzie zbrodni. – Duchu?

– Nieważne – uciął temat.

Oparłszy się o framugę drzwi, dostrzegłam w lustrze, że żyła na jego spiętej szyi pulsuje. Zaciskał mocno szczęki, odrobinę drżał...

– Po każdym zabójstwie jesteś taki rozdrażniony? – zapytałam. – Będziesz taki, gdy zabijesz mnie?

– Nie jestem rozdrażniony – odbił, ignorując moje drugie pytanie.

– Jesteś. – Zrobiłam krok w jego kierunku. – Jeśli o mnie chodzi, to się ciebie nie boję, nie fundujesz mi traumy na resztę życia i takie tam, ale wypadałoby, gdybyś powiedział wreszcie gdzie i w jakim celu mnie wieziesz, bo to trochę przykre, że dalej nie znam twojego niecnego planu, a skoro zatrzymaliśmy się tutaj, to spekuluję, że jesteśmy w połowie...

– Na litość boską, zamknij się wreszcie – burknął uparcie szorując ścierką rękojeść noża.

– Od wczoraj jesteś taki. – Postanowiłam kontynuować, dalej patrząc na niego w lustrze. – Co się stało?

– Nic się nie stało.

Duchu...

– Odpuść sobie pytania, dzieciaku i idź do łóżka, jutro czeka nas długa droga.

– Może mówić do mnie po imieniu, bo...

– Dobrze, Ella, idź do łóżka... – Coraz bardziej się pieklił.

– A dowiem się gdzie jadę?

Duch przewrócił oczami, natomiast czując moją obecność za sobą, rzucił ścierką oraz nożem w zlew, na co się wzdrygnęłam. Obrócił się z impetem. Z jego dłoni spływały resztki krwi rozcieńczonej z pianą. I znów – nie miał ani trochę pewności w oczach. On się zwyczajnie bał, jak rodzic, który próbuje ukarać dziecko za własną niekompetencję... Nie mogłam mu odpuścić. Mój porywacz był na tyle piękny, że zaakceptowałabym śmierć w postaci bycia uduszoną przez niego, a i tak jakaś część mnie wiedziała, że mnie nie skrzywdzi. Po prostu to czułam, więc uprawniłam samą siebie do wywiercania metaforycznej dziury w jego brzuchu.

– Co się dzieje? – Uniosłam dumnie podbródek, robiąc przy tym stanowczy krok w jego stronę.

Zacisnął powieki, uderzył mokrymi rękoma o swoje biodra, a potem wściekły wyminął mnie w drzwiach i wrócił do pokoju.

D... Zdradź mi swoje imię! – zawołałam. – Myślę, że zasługuję na prawdę! – Podążyłam za nim.

– Chcesz wiedzieć co się dzieje? Dobrze, powiem ci. – Sięgnął do plecaka, z którego wyciągnął zawiniętą w gazetę butelkę whisky. Nawet się pofatygował i zabrał ze stolika szklankę, do której nalał bursztynowy trunek. – Nie wiem dlaczego miałem cię porwać – wyznał, a później opróżnił szkło jednym haustem. – Nie jestem porywaczem, tylko człowiekiem od zadań specjalnych, które w głównej mierze polegają na „usuwaniu" ofiary, nie dowożeniu jej żywej do szefostwa. – Pod moim czujnym wzrokiem dolał sobie.

– Okej? Mogę też... – Duch uniósł szklankę do ust, kiedy jednak zauważył, że ja też mam ochotę na drinka, bez zawahania wylał whisky do kwiatka. – Dzięki – fuknęłam. – Możesz mnie porwać, ale nie możesz poczęstować mnie alkoholem? Masz ciekawy system wartości. – Skrzyżowałam ramiona.

– Moja praca polega na zabijaniu. – Ponownie kompletnie zignorował moją złośliwość. – Mimo, że teraz polecenie było nieco inne, miałem je wykonać tak jak zawsze. Bez pytań, bez wyjaśnień i motywów. Zamierzałem po prostu zrobić to co zwykle, czyli wywiązać się z umowy.

– Ehe. – Zamiast patrzeć na niego, zaczęłam wypalać wzrokiem metaforyczną dziurę w butelce Burbona. – Więc w sumie sam nie wiesz co mi zrobią?

– Nic ci nie zrobią – mruknął Duch ze zrezygnowaniem, opadając bezwiednie na fotel.

Uniosłam brew zerkając na niego tak, jakbym sugerowała, że wiem, iż tak naprawdę w te trzy dni szaleńczo się we mnie zakochał i nie pozwoli mnie zranić, nawet swoim szefom. Nie zrozumiał, że z kpię z tej sytuacji, bo zrobił pytającą minę. Przewróciłam oczami.

– Nic ci nie zrobią, bo wszyscy nie żyją, albo siedzą w więzieniu federalnym – wyjaśnił. – Dostałem cynk od informatora, że nie ma już organizacji, dla której pracowałem. Zostałem sam, nie mam zabezpieczenia, ani nikt mnie nie kryje i pierwszy raz w życiu jestem stuprocentowo wolny, więc wybacz, ale nie mam pojęcia co z tobą zrobić, zwłaszcza, że to kwestia czasu, aż moi wrogowie dowiedzą się, że „zmienił się zarząd" i chwilowo stanowię łatwy cel.

To było... Wiele informacji jak na raz. Zaskoczył mnie do tego stopnia, że zdysocjowałam się i wyobraziłam sobie, jak wypijam całą dawkę alkoholu, od razu krzywiąc się po niej i kaszląc. Musiałam przywyknąć do mocnych trunków i wiedziałam o tym, bo patrząc wówczas na swojego porywacza, wymyśliłam coś. Usiadłam na skraju łóżka przy jego fotelu. Radosne ogniki w moich oczach widocznie zbiły Ducha z tropu.

– Nie szczerz się tak, być może ja cię nie zabiję, ponieważ nie krzywdzę dzieci, ale to nie oznacza, że nikt inny tego nie zrobi – burknął.

– Mam dziewiętnaście lat, jestem dorosła – odparłam. – Poza tym... Powiedziałeś „być może". Czemu miałbyś mnie zabić, skoro nie wiesz dlaczego mnie uprowadziłeś?

– Bo przecież nie odwiozę cię do domu. – Duch zaczesał włosy do tyłu, wciąż mając wilgotne i trochę brudne ręce. – Jaką mam pewność, że nie pójdziesz na policję?

– Właściwie to żadną – mruknęłam. – No i... Nie chcę wracać do domu.

– Wybacz, ale nie jestem twoją niańką i nie zamierzam nią być. – Wzruszył ramionami.

– Nie. – Oblizałam usta. – Ale jesteś sam nam na świecie, ja też – stwierdziłam trochę ciszej. – I jeśli zabierzesz mnie do marketu oraz pozwolisz mi zrobić małe zakupy, myślę, że rozwiążę nasze wszystkie problemy...

***

Od autorki: Zaczęliśmy z grubej rury, ponieważ od razu pozwoliłam wam wejść w ten świat i zobaczyć akcję "od środka". W drugim rozdziale cofniemy się do dnia porwania i będziemy dążyli do tej sceny. Mam nadzieję, że takie zamieszanie was nie zniechęci i będziecie chcieli poznać tę historię. Pierwotnie miał być to prolog, jednak zmieniłam zdanie.

Chciałabym was też uprzedzić, że Ella jest dość specyficzną bohaterką, ale wierzę, że gdy poznacie ją lepiej, chociaż trochę ją polubicie. 

Ostrzegam, że nie jest to historia o normalnych, zdrowych na umyśle ludziach. Wy wiecie, że ja kocham powalone historie ;)

Koniecznie dajcie znać co uważacie pod hasztagiem: #zcukruiszklaJK

Dodaję również oznaczenie do książki +18, ponieważ uważam, że morderstwa i age gap determinują pojawienie się tego znacznika. Och, no i dzięki temu nie będę się raczej hamować ze spicy scenkami ;)

Następny w czwartek za tydzień, czy chcielibyście go już w ten czwartek, z racji, że dopiero zaczynamy?

All the love, boo xx

Continue Reading

You'll Also Like

12.7K 377 14
Sabrina pojawia się niespodziewanie w życiu Lucasa, co z tego wyniknie?
13.4K 928 62
Czy jeden napad może zmienić życie szefa policji?? Czy może się zakochać w osobie która miała przez niego karę śmierci?? Czy ich związek przeżyje ich...
467K 16.3K 125
── ❗ :。❝ komiks nie jest mojego autorstwa, to jedynie moje tłumaczenie ❞. * :❗ ─ ❝ Ashlyn w liceum jest samotniczką bez przyjaciół. Ale kiedy wizyt...
277K 18.2K 19
"Wyglądał jak śmierć. Był chudy, wysoki oraz blady. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, położył palec na swoich sinych ustach, a ja zamilkłam. I po...