Syn Gniewu (18+ zakończona)

بواسطة flameeprincessss

63.5K 3.5K 406

Pierwszy tom. Lily myślała, że jej dotychczasowe życie na Ziemi jest trudne... Lecz gdy zostaje porwana do Kr... المزيد

Nowy Syn Gniewu
Trigger Warning
Mapa i Playlista
Bohaterowie
Syn Gniewu
Powstanie Piekła
Rozdział 1: Tam, gdzie kończy się żar słońca, a zaczyna chłód duszy
Rozdział 2: Bestie z krwi i kości
Rozdział 3: Kara za pychę
Rozdział 4: Prawo silniejszego
Rozdział 5: Trzynaście dni nadziei
Rozdział 6: Otwarte drzwi do piekła
Rozdział 7: Potwór w ciele człowieka
Rozdział 8: Zejście do piekieł własnych lęków
Rozdział 9: Ostatnia deska ratunku
Rozdział 10: Uwięziona w popiołach
Rozdział 11: Nieproszony wybawca
Rozdział 12: Gorzki smak poniżenia
Rozdział 13: Zapowiedź kolejnych cierpień
Rozdział 14: Piekielna ruletka
Rozdział 15: Klątwa pierworodnego
Rozdział 16: Żywy Trup
Rozdział 17: Odcięta od świata
Rozdział 18: Odliczanie
Rozdział 19: Gdy Cierpienie Staje się Rutyną
Rozdział 20: Nieproszony Gość
Rozdział 21: Ciemność
Rozdział 22: Zakazany Owoc kusi najbardziej
Rozdział 23: Anioł Stróż
Rozdział 24: Pierwszy krok
Rozdział 25: Po drugiej stronie
Rozdział 26: Zwierciadło duszy
Rozdział 27: Ukojenie w rozpaczy
Rozdział 28: Cena przysługi
Rozdział 29: Bestia czyha w mroku
Rozdział 30: Nieproszeni goście
Rozdział 31: Blizny na ciele i duszy
Rozdział 32: Droga donikąd
Rozdział 33: Strach i Gniew
Rozdział 34: Spódnica w kolorze głębokiego granatu
Rozdział 35: Żądza zemsty
Rozdział 36: W objęciach wroga
Info
Info: Dramione
Rozdział 38: Spowiedź zranionych dusz
Rozdział 39: Krwawe ostrzeżenie
Rozdział 40: Szansa na Wolność
Rozdział 41: Krok w nieznane
Rozdział 42: Zarnoth Barakel
Rozdział 43: Płomienie i Dym
Rozdział 44: Pustynia Skąpana we Krwi
Rozdział 45: Próba człowieczeństwa
Rozdział 46: Strach i Niewzruszona Wola
Rozdział 47: Mroczne Pragnienia
Rozdział 48: Złamane Zaufanie
Rozdział 49: Słodki zapach desperacji
Rozdział 50: Cena Zdrady
Rozdział 51: Cisza przed burzą
Rozdział 52: Spotkanie z Bestią
Rozdział 53: Potęga Strachu
Rozdział 54: Złota Krew
KONIEC

Rozdział 37: Na krawędzi

575 50 5
بواسطة flameeprincessss

Pierwszy dzień po wyjeździe Rose minął Lily bez większych problemów. Kiedy położyła się spać, wzięła ze sobą księgę do nauki Ignavar. Szybko jednak zapadła w głęboki sen. Rankiem, gdy się obudziła, nie powitał jej widok znajomej, rozczochranej czupryny Rose, wtulonej w jej ramię. Przyzwyczaiła się już do tego, że przyjaciółka zawsze budziła się wcześniej i przychodziła do niej, by wspólnie rozpocząć dzień. Jednak tym razem musiała sama wstać z łóżka. Po chwili do jej komnaty weszły dwie młode dziewczyny, które wyglądały na około czternastoletnie. Milcząc, postawiły tacę ze skromnym śniadaniem na stoliku, po czym zabrały się za sprzątanie pokoju. Nie odezwały się ani słowem, tylko szybko uporały się ze swoimi obowiązkami i tak samo cicho wyszły.

Kolejny dzień również nie należał do najgorszych. Pogrążyła się całkowicie w studiowaniu dawnych ksiąg i Ignavar, przerywając tylko od czasu do czasu, by zjeść odrobinę zupy na obiad. Nie miała wcale apetytu. Jednak ta następna noc nie była już tak spokojna i beztroska. Znów śniła o tych przerażających, żółtych tęczówkach Eona, które wpatrywały się w nią złowrogo, jakby demon miał zaraz rzucić się na nią i zrobić jej straszną krzywdę. To była pierwsza noc, kiedy obudziła się nagle z przeraźliwym krzykiem, co zapoczątkowało całą serię męczących, nocnych koszmarów nawiedzających ją w kolejnych nocach.

Każdy kolejny dzień był tylko gorszy i gorszy. Już zupełnie nie studiowała ksiąg. Zamiast tego siedziała samotnie w swoim łóżku, obejmując się ciasno ramionami i kołysząc się lekko w przód i w tył. Miała nieprzyjemne, męczące wrażenie, że zimne, twarde kamienne ściany jej komnaty powoli, acz nieubłaganie zbliżają się do siebie, zamykając ją w ciasnym, duszącym lochu. Miała wrażenie, że znów ma na sobie obrzydliwy worek i jest zmuszana do jedzenia ryżu prosto z brudnej, kamiennej podłogi. Koszmary dręczące ją co noc wydawały się z każdym razem coraz bardziej realistyczne i coraz okropniejsze. Za każdym razem, gdy budziła się nagle z przeraźliwym krzykiem, nikt nie przybywał do jej komnaty, by ją uspokoić, przytulić i zapewnić, że to tylko zły sen. Była całkiem sama. Starała się więc spać możliwie jak najkrócej, tylko tyle, ile było absolutnie konieczne do funkcjonowania.

Dni mijały jeden za drugim, tworząc monotonną ciągłość pozbawioną jakichkolwiek punktów orientacyjnych. Lily zupełnie straciła poczucie upływu czasu. Nie wiedziała, czy od chwili, gdy Rose opuściła warownie, minął tydzień, miesiąc, a może nawet cały rok. Wszystkie dni wydawały się takie same - szare, ponure i pozbawione nadziei. Miała nieprzyjemne, męczące wrażenie, że od zawsze była uwięziona w tym okropnym miejscu. Jakby całe jej dotychczasowe życie nie istniało. Powoli zatracała się w rozpaczy, która pochłaniała ją całkowicie niczym czarna dziura. Nie było już w niej iskierki nadziei ani woli walki. Pozwalała, by fale beznadziejności zalały ją całkowicie, tonąc w ich mrocznych odmętach.

Często wpadała w nagłe ataki paniki, które paraliżowały ją całkowicie. Wtedy nie była w stanie swobodnie oddychać, jakby niewidzialna dłoń ściskała jej gardło. Mogła tylko leżeć na zimnej, twardej podłodze, tępo wpatrując się w kamienne ściany .

Czasami wpadała w napady wściekłości. Ogarniał ją wtedy niepohamowany gniew, który sprawiał, że nie panowała nad sobą. W furii chwytała wszystko, co akurat znajdowało się w zasięgu jej rąk i ciskała przedmiotami o ściany i podłogę. Rzucała po całej komnacie filiżankami, talerzami, kubkami, dzbankami, wrzeszcząc przy tym tak głośno, że jej krzyki roznosiły się echem po całej warowni. Jednak nikt nigdy nie przychodził w odpowiedzi na jej wściekłe, rozpaczliwe wołanie. Nikt nie próbował jej pocieszyć, uspokoić, nikt nie okazał jej współczucia. Była całkowicie pozostawiona samej sobie w tych chwilach szaleństwa.

Dopiero gdy w końcu się uspokajała, gdy jej gniew wypalał się bez śladu, pozostawiając ją opustoszałą i wyczerpaną, te dwie milczące służące o twarzach tak podobnych do siebie, że musiały być siostrami, przychodziły i sprzątały cały bałagan. Nie odzywały się do niej ani słowem, ignorując ją całkowicie. Ona też nie próbowała się do nich odzywać, ale ich obojętność i milczenie strasznie ją denerwowały. Wkurzało ją, że tak po prostu przychodzą i sprzątają w ciszy po jej napadach furii, nie okazując zrozumienia ani współczucia.

Teraz siedziała skulona w kącie komnaty, oddychając ciężko po kolejnym napadzie furii. Wokół niej panował kompletny bałagan - podłoga usiana była odłamkami porcelany, a meble poprzewracane i połamane.

Jak zwykle do komnaty weszły służące. Bez słowa zabrały się za sprzątanie tego chaosu.

Jedna z sióstr uklękła i zaczęła ostrożnie zbierać odłamki rozbitej filiżanki. Lily przyglądała jej się, coraz bardziej zirytowana jej obecnością.

- Zostaw to! - warknęła w końcu do dziewczyny.

Służąca drgnęła nerwowo, ale nie przestała sprzątać.

- Wybacz pani, ale przykazano nam posprzątać - odpowiedziała cichym, drżącym głosem, wciąż zbierając odłamki.

- Powiedziałam, zostaw to! - wrzasnęła Lily

Dziewczyna podskoczyła przestraszona i upuściła trzymane w dłoniach kawałki porcelany.

- To jest ostre - powiedziała druga siostra ostrzegawczym tonem. - Możesz się skaleczyć.

Lily spojrzała na nią spode łba, marszcząc gniewnie brwi.

- No to się skaleczę, co ci do tego? - warknęła agresywnie. - Nie obchodzi mnie to.

Dziewczyny wymieniły pełne rezygnacji spojrzenia. Bez słowa powróciły do sprzątania. Jednak Lily nie dawała za wygraną. Ich bierna postawa ją rozjuszała. Chciała zmusić je do reakcji, do okazania jakichkolwiek emocji.

- Nie słyszałyście, co do was powiedziałam? - krzyknęła, wstając gwałtownie. - Wynoście się stąd, natychmiast! Nie chcę was tu widzieć!

Sięgnęła po duży odłamek rozbitego wazonu i z całej siły cisnęła nim o podłogę tuż obok stóp jednej z dziewcząt. Odłamek roztrzaskał się z hukiem, rozpryskując drobne kawałki porcelany.

- Won mi stąd! - wrzeszczała dziko, sięgając po następny kawałek. - Już!

Siostry podskoczyły przestraszone, ale ku jej rosnącej wściekłości nadal się nie odezwały. W milczeniu zebrały trzymane przedmioty i jak najszybciej opuściły komnatę, zamykając za sobą drzwi.

Lily została sama, dysząc ciężko i zaciskając pięści ze złości. Ta ich obojętność doprowadzała ją do szału.

Krzyknęła głośno, przeszywająco, na całe gardło. Jednak nikt nie przyszedł na jej wołanie. Krzyknęła ponownie, po raz drugi, z jeszcze większą rozpaczą. Lecz znów cisza. Zrezygnowana, całkowicie wyczerpana, poszła do łóżka. Nie przejmowała się ostrym bólem, gdy kaleczyła swoje bose stopy na ostrych odłamkach porcelany. Położyła się i zapadła w niespokojny, pełen koszmarów sen. We śnie znów nawiedził ją Eon. Uderzał jej twarz raz za razem. Jego pięść uderzała boleśnie w policzek, potem drugi. Uderzenia spadały jedno po drugim, bez końca. W końcu osłabiona upadła bezwładnie na ziemię. Leżała bezsilna, a on stał nad nią triumfująco i śmiał się. Jego okrutny śmiech rozbrzmiewał w jej głowie. Śmiał się i śmiał, w nieskończoność. Gdy otworzyła oczy z krzykiem, w komnacie panował mrok. Jednak wciąż miała wrażenie, że słyszy jego przeszywający, demoniczny śmiech.

Nie mogła złapać oddechu, czuła jakby jej ciało płonęło żywym ogniem, jak w najgorszej gorączce. Miała niepokojące wrażenie, że on wciąż jest tu, w tej komnacie razem z nią. Wydawało jej się, że Eon czai się gdzieś w mroku, w kącie pokoju, obserwując ją uważnie. Prawie czuła jego obecność, jakby stał tuż obok, choć przecież wiedziała, że go tutaj nie ma. Łzy napłynęły jej do oczu, zamazując wzrok i zaczęła szlochać rozpaczliwie, bezradnie. Krzyczała z całych sił, choć dobrze wiedziała, że jej krzyki i tak pozostaną niesłyszane. Miała przed oczami jego demoniczne, żółte źrenice, które wwiercały się w nią przeszywającym spojrzeniem. I nagle, ku jej przerażeniu, w mroku naprawdę pojawiły się żółte, kocie oczy tuż przed jej twarzą.

Zamarła ze strachu, nie mogąc się poruszyć. Jedyne, na co było ją stać, to ciężkie, urywane oddechy, gdy wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w te kocie źrenice. Cały lęk, który odczuwała wcześniej, teraz powrócił do niej ze zdwojoną mocą. Jej serce zaczęło bić tak gwałtownie i szybko, że miała wrażenie, iż lada moment wyskoczy jej z piersi. Spodziewała się uderzenia, kopnięcia, czegokolwiek, co sprawiłoby jej ból. Jednak ku jej zdziwieniu to, co poczuła na policzkach, było delikatnym muśnięciem, jak gdyby ktoś wcale nie chciał jej skrzywdzić. Po chwili ciepłe dłonie objęły jej policzki, a ona usłyszała cichy szept tuż przy uchu. Był on tak cichy i niewyraźny, że nie była w stanie zrozumieć ani jednego słowa.

Po chwili zrobiło jej się ciepło. Bardzo ciepło. Nawet nie zdawała sobie do tej pory sprawy z tego, że cała drży z zimna i strachu. Ogarnęło przyjemne uczucie ciepła, które powoli rozchodziło się po całym ciele. Już nie drżała. Jej głowa zrobiła się nagle bardzo ciężka, jakby napełniła się ołowiem. Powieki zaczęły same opadać, choć starała się je jeszcze przez chwilę uchylić. Chciała sprawdzić czy te żółte oczy nadal się w nią wpatrują, czy też zniknęły tak nagle jak się pojawiły. Niestety nie była już w stanie utrzymać otwartych oczu. Nie miała więcej siły, by dalej walczyć ze zmęczeniem. Zasnęła głębokim, spokojnym snem i do rana nie męczył ją już żaden koszmar. Kiedy rankiem się obudziła, nie była pewna, czy to co widziała w nocy rzeczywiście wydarzyło się naprawdę, czy było tylko sennym majakiem wywołanym przez jej wyobraźnię. Komnata była posprzątana, nie było ani śladu po bałaganie który zrobiła wczoraj. Skaleczenia na stopach znikły bez śladu, jakby wczorajszy dzień w ogóle się nie wydarzył.

* * *

Rose wróciła do twierdzy w nastroju tak ponurym i przygnębiającym, że stajenny Sven, gdy tylko zobaczył jej pochmurną, zasępioną i pozbawioną radości twarz, natychmiast zabrał od niej Zarifę i pośpiesznie oddalił się z nią w głąb stajni. Rose czuła się brudna i splugawiona. Nie tylko na zewnątrz, przez długą i męczącą podróż bez możliwości kąpieli i odświeżenia, ale także wewnątrz, przez wspomnienie bliskości z Eonem, które nadal ją prześladowało. Jednak zanim zajmie się sobą i oczyści się z tego uczucia, musiała najpierw sprawdzić co u Lily. Chciała też natychmiast zaparzyć dla niej mieszankę ziół które kupiła, dlatego zamiast głównego wejścia do twierdzy, wybrała boczne przejście, gdyż znajdowało się ono znacznie bliżej kuchni.

Kiedy przechodziła obok zbrojowni, jej uwagę przykuły stłumione odgłosy walki dobiegające zza grubych, drewnianych drzwi. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, kto mógłby teraz ćwiczyć w sali treningowej. Przemknęło jej przez myśl, że być może Neetrit wrócił z wyprawy wcześniej niż się spodziewała. Jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać.

Ruszyła dalej wzdłuż kamiennego korytarza, a stłumione odgłosy walki ucichły za nią. Skręciła w prawo, w stronę skromnie urządzonej kuchni. Weszła do niewielkiego pomieszczenia wyposażonego w meble i sprzęty sprowadzone z Ziemi, które nie potrzebowały energii elektrycznej, aby działać w tym demonicznym świecie.

Podeszła do drewnianego stołu, na którym stał imbryk. Sięgnęła po filiżankę z półki i wrzuciła do niej garść ziół zakupionych na targu. Następnie nalała do imbryka wody ze stojącego w kącie dzbana i postawiła go na palenisku, aby się zagotował. Cierpliwie czekała, aż napar będzie gotowy.

Wtedy usłyszała na korytarzu kroki, a towarzyszyła im rozmowa. Wsłuchała się uważnie w odgłosy dobiegające zza ściany, próbując rozpoznać do kogo należą. Po chwili uważnego nasłuchiwania wyodrębniła z rozmowy głos Neetrita - więc miała rację, że wrócił wcześniej z wyprawy. Jednak ku jej przerażeniu, drugi głos okazał się należeć do Neveli. Na dźwięk jego głosu poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Z paniką zdała sobie sprawę, że za chwilę mężczyźni będą przechodzić tuż obok drzwi do kuchni.

Rozejrzała się gorączkowo po niewielkim pomieszczeniu, rozpaczliwie poszukując jakiejkolwiek kryjówki, w której mogłaby się schować. Jej spojrzenie powędrowało od stołu, do szafek i półek ze sprzętami kuchennymi. Jednak nigdzie nie dostrzegła miejsca na tyle dużego, by mogła się w nim ukryć. Serce waliło jej jak oszalałe, gdy usłyszała jak kroki na korytarzu stają się coraz głośniejsze. Wiedziała, że ma już tylko kilka sekund zanim będą przechodzić obok. Przeklęła się w duchu za to, że nie zamknęła drzwi.

W ostatniej chwili dostrzegła w kącie beczkę z wodą. Bez zastanowienia rzuciła się w jej kierunku, przykucając za nią w ostatniej desperackiej próbie ukrycia się. Trzęsącymi się dłońmi zacisnęła suknię wokół kolan, starając się stłumić oddech. Po chwili obok kuchni usłyszała ich rozmowę - głosy Neetrita i Neveli niosły się echem po pustym korytarzu. Na szczęście mężczyźni nawet się nie zatrzymali, tylko przeszli obok, zmierzając w głąb warowni.

Gdy odgłosy kroków ucichły, Rose odetchnęła głęboko, czując jak całe napięcie odpływa z jej ciała. Zalała mieszankę ziół wrzącą wodą z imbryka i szybko wymknęła się z kuchni, kierując swoje kroki do komnaty Lily.

Kiedy weszła do komnaty, jej oczom ukazał się istny obraz nędzy i rozpaczy. Całe pomieszczenie tonęło w niewyobrażalnym bałaganie. Wszędzie walały się potłuczone fragmenty porcelanowych naczyń, których kiedyś misternie zdobione wzory teraz zostały bezpowrotnie zniszczone. Odłamki rozrzucone były po całej posadzce, a nawet pod ścianami, tworząc przerażający obraz totalnego spustoszenia.

W powietrzu unosiły się pióra, które jeszcze niedawno stanowiły wypełnienie poduszki. Teraz zaś fruwały swobodnie, opadając powoli w dół i osiadając na wszystkich meblach niczym śnieg.

Pośrodku tego koszmarnego bałaganu stała Lily. Kiedy tylko drzwi się otworzyły, natychmiast odwróciła głowę w ich kierunku.

Rose momentalnie postawiła trzymaną w dłoniach filiżankę z naparem na pobliskim stoliku. Pobiegła prosto w stronę przyjaciółki. Złapała ją mocno w swoje ramiona, obejmując ją czule i pocieszająco.

- Co się stało?

Lily przez chwilę patrzyła na nią wzrokiem pełnym dezorientacji i niepokoju. Jej spojrzenie było rozkojarzone i nieobecne, jakby przyjaciółka była gdzieś daleko, pogrążona w mroku własnych myśli. Przez moment wydawała się nie rozpoznawać Rose, nie rejestrować jej obecności tuż przed sobą.

Nagle jej twarz wykrzywiła się w bolesnym grymasie rozpaczy. Jej rysy stężały w wyrazie cierpienia, a oczy zaszkliły się łzami. Był to przejmujący obraz totalnej desperacji i bezsilności. Wyglądała jak ktoś, kto już dłużej nie jest w stanie udźwignąć ciężaru własnego bólu.

- Pomóż mi... błagam cię... wypuść mnie stąd... - zawodziła przez łzy, z trudem łapiąc oddech.

Zaczęła szarpać się i wyrywać z jej uścisku. Jej ruchy były chaotyczne i gwałtowne, jakby ogarnięta paniką. Rose starała się ją uspokoić, przytrzymując mocno w ramionach.

- Uspokój się! Jestem tutaj, wszystko będzie dobrze... - mówiła łagodnym tonem.

Jednak jej słowa do niej nie docierały. Dziewczyna wciąż miotała się dziko, usiłując wyswobodzić się z objęć. Jej oddech był płytki i urywany. Twarz wykrzywiona w wyrazie czystej desperacji.

- Puść mnie! Nie chcę tu być! - jej głos przepełniony był panicznym lękiem.

Lily wyrywała jej się z rąk, miotając się w amoku. W końcu dziewczynie udało się całkowicie wyswobodzić z objęć przyjaciółki.

Zrozpaczona, zaczęła uderzać pięściami o ścianę. Jej ciosy były chaotyczne i rozpaczliwe. Uderzała ze wszystkich sił, raniąc swoje dłonie. Wydawała się nie zwracać uwagi na ból.

- Wypuśćcie mnie stąd! Nienawidzę was wszystkich! - wrzasnęła.

Rose poczuła, jak fala złości ogarnia jej umysł. Była wykończona po długiej, męczącej podróży, a teraz musiała radzić sobie jeszcze z tym nagłym wybuchem wściekłości. Zdeterminowanym krokiem podeszła do Lily i chwyciła ją mocno za nadgarstki, ściskając tak, że dziewczyna aż syknęła z bólu.

- Dość tego! - krzyknęła. - Uspokój się w tej chwili, albo każę cię związać!

Jej oczy rzucały groźne błyskawice. Nie zamierzała dłużej tolerować tego szaleństwa. Lily na moment zamarła, spoglądając na nią ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Jednak szybko opanował ją kolejny atak wściekłości. Jej rysy wykrzywiły się w demonicznym grymasie.

- Nienawidzę was! Zostawcie mnie w spokoju! - ryknęła na całe gardło, wyrywając dłonie z stalowego uścisku.

Rose czuła, że ma już serdecznie dość. Od dziecka była zmuszona do ciągłego usługiwania innym. Od świtu do nocy musiała harować, by zaspokoić potrzeby swoich panów. Nigdy nie miała chwili wytchnienia ani odrobiny prywatności.

A teraz, po długiej, męczącej i wielodniowej podróży, ledwo trzymała się na nogach z wyczerpania, a tu znów musiała radzić sobie z kolejnymi problemami. Najpierw ta przykra sytuacja z Eonem i Nevelą w Skelvar, a teraz jeszcze atak furii ze strony Lily. Czuła, jak złość kotłuje się w jej wnętrzu. Miała ochotę podejść do dziewczyny i zacząć wrzeszczeć wniebogłosy razem z nią, wyładować całą swoją frustrację. Jednak musiała zebrać się w sobie i jak zwykle opanować emocje, uspokoić rozhukaną dziewczynę.

Lily zachowywała się tak roszczeniowo, jakby Rose była jej coś winna, jakby musiała spełniać każdą jej zachciankę. Tymczasem ona nie zrobiła jej przecież nic złego.

Dziewczyna miotała się po pokoju jak oszalała, targając włosy i krzycząc wniebogłosy. Jej policzki były mokre od łez.

- Jak mogłaś mnie tak zostawić?! Jak mogłaś wyjechać i zostawić mnie samą z tymi potworami?! - wrzeszczała, patrząc na nią wzrokiem pełnym oskarżenia.

Rose poczuła ukłucie winy. Może faktycznie nie powinna jej zostawiać samej, nawet na tak krótki czas? Ale przecież musiała pojechać po te zioła. Nie miała wyboru.

- Lily, uspokój się. Wróciłam już, jestem przy tobie. Wszystko będzie dobrze. - próbowała przemówić jej do rozsądku.

- Nic nie będzie dobrze, dopóki tu jestem! - wrzasnęła, podchodząc do Rose. - To miejsce jest moim więzieniem! Każdy dzień spędzony w tych murach to kolejny dzień męczarni!

Zbliżyła się do niej i chwyciła ją mocno za ramiona, potrząsając nią w przypływie desperacji.

- Pomóż mi się stąd wydostać, błagam! - krzyczała prosto w twarz zaskoczonej Rose. - Musisz mi pomóc uciec! Nie mogę tu zostać ani chwili dłużej, rozumiesz? Każda sekunda spędzona w tej przeklętej warowni przybliża mnie do szaleństwa! Nie wytrzymam tego więcej! Umrę tu, jeśli nic się nie zmieni! Rozumiesz? Umrę! Nie mogę tu zostać ani minuty dłużej! Pomóż mi.

Rosalind czuła, jak wzbiera w niej gniew. Nie mogła nic poradzić na tę sytuację. Sama była tylko służącą. Tak samo jak Lily, była tu uwięziona w tych ponurych murach. Również nie miała łatwego życia. Codziennie musiała podejmować trudne, a czasem wręcz rozpaczliwe decyzje, żeby jakoś przetrwać. Musiała się posunąć do wielu radykalnych i desperackich czynów, żeby jakoś przetrwać w tym okrutnym świecie. Jednak nigdy nie robiła z tego afery, nie szukała winnych, nie obarczała innych odpowiedzialnością. Zawsze brała los w swoje ręce i walczyła.

Tymczasem Lily zachowywała się jak rozkapryszone dziecko. Nie doceniała wysiłków Rose, nie rozumiała jej poświęcenia. Widziała tylko swoje cierpienie, nie potrafiła spojrzeć szerzej na ich sytuację.

Zanim zdążyła to wszystko przemyśleć i się powstrzymać, jej ręka wystrzeliła do przodu, zupełnie odruchowo. Jej dłoń uderzyła Lily mocno w policzek. Dziewczyna momentalnie puściła ramiona Rosalind i znieruchomiała, oszołomiona. Na jej twarzy malowało się kompletne zaskoczenie.

Rose westchnęła ciężko. Nie chciała posuwać się do przemocy, ale widocznie tylko w ten sposób mogła ją uspokoić. Zdecydowanym ruchem chwyciła dziewczynę za nadgarstek i pociągnęła w kierunku łóżka. Jej opór osłabł, a ciało zmiękło. Pozwoliła poprowadzić się bezwładnie w stronę posłania. Osunęła się na brzeg materaca, a Rose sięgnęła po filiżankę z naparem ziołowym. Wcisnęła naczynie w drżące dłonie Lily, nakazując jej wypić zawartość.

- Wystarczy tego - warknęła, spoglądając na nią surowo. - Musisz w końcu przestać zachowywać się jak rozkapryszone dziecko. Nie jesteś jedyną osobą, która cierpi. My wszyscy przeżywamy tu piekło.

Lily spojrzała na nią z urazą, ale Rose nie dała jej dojść do słowa.

- Ocknij się wreszcie! - krzyknęła. - Myślisz, że twoje wrzaski coś zmienią? Że ktoś cię stąd wypuści, bo będziesz rzucać się po podłodze i tłuc naczynia? To tylko pogarsza sprawę! Musisz wziąć się w garść! Przestać użalać się nad sobą i zacząć działać. Tylko w ten sposób możesz przetrwać. Wiem, że to ciężkie. Wiem, co przeszłaś. Ale musisz być silna. Inaczej oni cię złamią.

Policzki Lily spłonęły rumieńcem wstydu. Rose usiadła na łóżku obok niej, łagodząc ton.

- Posłuchaj mnie. Nie możesz dać im satysfakcji. Nie możesz okazać słabości, bo to tylko rozzuchwali ich bardziej. Musisz stawiać opór. Tylko wtedy zyskasz ich szacunek.

Lily powoli podniosła wzrok. W jej oczach malowały się wahanie i niepewność.

- Nie wiem... czy dam radę - szepnęła ledwo słyszalnie.

- Dasz radę - odparła stanowczo Rose. - Jesteś silniejsza niż myślisz. Tylko musisz przestać się bać i zacząć walczyć. Choćby w myślach. Choćby małymi kroczkami.

Przez chwilę panowała cisza. W końcu Lily skinęła niepewnie głową. Rose ujęła jej dłoń.

- Jestem przy tobie. Razem damy radę. Ale musisz mi pomóc. Musisz przestać się załamywać. I musisz zacząć jeść. Zioła ci w tym pomogą. No już wypij do końca.

Dziewczyna posłuchała i powoli wychyliła całą filiżankę. Lekko krzywiła się przy każdym łyku, jakby napar był dla niej zbyt gorzki. Mimo to wypiła wszystko do końca, nie pozostawiając ani kropli. Gdy skończyła, oddała puste naczynie Rose, która odebrała je z uśmiechem.

- Jestem taka zmęczona - westchnęła ciężko Lily, układając się wygodnie na łóżku. Jej głos był cichy i pozbawiony energii.

- Wiem - odparła łagodnie Rose. - Ale teraz pójdziesz spać, wypoczniesz i jutro rano na pewno będziesz miała dużo więcej sił. Zioła pomogą ci zregenerować energię.

Lily już nie słyszała tych słów, ponieważ zapadła w głęboki sen. Rose specjalnie przygotowała bardzo silną dawkę ziół, znacznie mocniejszą niż zwykle, aby osiągnąć zamierzony cel. Chciała, by dziewczyna przespała spokojnie i bez przerwy cały dzień oraz całą noc, a rano obudziła się z większą energią i chęcią do życia. Mimo ogromnego zmęczenia, jakie odczuwała, jeszcze posprzątała cały bałagan w pokoju zanim sama poszła odpocząć. Dopiero gdy wszystko lśniło czystością poczuła ulgę i mogła pójść do swojej komnaty.

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

27.4K 277 26
Moje ulubione sceny z książki flaw less (podaje strony)
481K 23K 29
NIEZNANY: Masz cudowny głos. JA: Kim jesteś? NIEZNANY: Twoim przyszłym mężem. JA: Bardzo śmieszny żart. NIEZNANY: Nie żartuję:) JA: Nie mam czasu na...
3.7K 285 24
Ona jest wampirem. On jest człowiekiem. Ona ma zostać żoną samego króla. On ma jej usługiwać. Ona jest gotowa poświęcić dla niego wszystko. On jest...
1.9M 857 5
Książka dostępna jest w księgarniach oraz na Legimi. Ethan Hudson - najpopularniejszy i najbogatszy biznesmen w USA. Amerykański rekim biznesu od, kt...