Kołomyja

By suspendu

5.4K 231 537

Ubylinka to wieś położona w zachodniej części Wołynia. Zamieszkiwana zarówno przez Polaków, jak i Ukraińców... More

Słowem wstępu
Я до тебе козака, ти до мене польки
до (не)волі з неволі
Zaręczyny
Wesele
Родина
Cоветские братья
Wieści
Konfrontacja
Co nieuniknione
Gość dom, Bóg dom
Наслідки
Powiew cywilizacji
Zapoznanie
Konspiracji ciąg dalszy
Postęp
Rewanż
Przetasowanie
Nowe plany
Choroba Wasi
Misja: Czerwiński
Kolęda
Na jarmarku
Jasieńko
Maska spada

To tylko plotka

154 8 19
By suspendu

Marię obudził niewyobrażalny chłód.

Zakopała się głębiej w kołdrze, starając się powstrzymać szczękanie zębami. Nocny wiatr świszczał po podłodze, przeszywając dom na wskroś.

Był środek zimy, ale nigdy nie było tu tak lodowato. Ściany były szczelne, tak samo okna.

Nim nad tym zadumała, coś huknęło w głównej izbie. Ściany obił hałas, zwieńczony uderzeniem o półkę. Po chwili parę naczyń trzasnęło na podłogę.

Zmarszczyła brwi. Co ten kretyn wyczyniał o tak bezbożnej porze?

Zsunęła się z łóżka i ruszyła do wyjścia z pokoju. Dźwięki w międzyczasie nie ustawały. Przeciwnie, towarzyszyło im jakieś szemranie. Z zaspanym wysiłkiem rozpoznała w nich rozmowę. Dwa, może trzy niezrozumiałe głosy.

Coś było nie tak.

Zwalniając z ostrożności, prawie na palcach podeszła do drzwi. Lekko pchnęła je do przodu, modląc się, by nie zaskrzypiały.

Gdy tak się nie stało, wychyliła głowę.

I zamarła.

Widok dosyć znajomy; choć niekompletnie umundurowani, od razu rozpoznała czerwonoarmistów. Rośli, w uszankach na głowie, skromnie ubrani.

To jest to. Partyzantka sowiecka.

Machinalnie cofnęła się z powrotem. Jej wizja poczerniała, a serce zabolało w piersi tak bardzo, że z trudem ustała na nogach.

Gdy odzyskała równowagę, ponownie wyjrzała przez szparę. Drzwi wejściowe były otwarte, stąd ten mróz. Próbowali rozpalić w piecu, inny grzebał po półkach, wyrzucając z nich rzeczy. Wymachując rękoma, głośno rozmawiali, śmiejąc się z czegoś, czego nie rozumiała.

- Pojdu osiedłat łoszadiej - powiedział jeden z nich i przeciągnął się.

- I wozmitie wintowki - dodał ten spod pieca, gdy jego towarzysze wychodzili.

Został sam.

Stał do niej plecami, odwrócony. Zaczął zrzucać z siebie ciężki wełniany płaszcz i buty, i z tego co w półmroku widziała, nie był uzbrojony.

Zacisnęła trzęsące się ręce w pięści, gorączkowo myśląc.

W sąsiednim pokoju spała Sonia. Ojca Wasyla nie było, wyjechał pracować. Zaś sam Wasyl, cóż. Diabli wiedzą. Ciągle gdzieś wychodził i przestała się nad tym zastanawiać.

Były więc same. Nie mogła tak po prostu uciec i zostawić jej na ich łaskę.

Musiała się do niej dostać.

Bardzo, bardzo powoli wysunęła się zza framugi. Puls dobiegał zewsząd: gardła, skroni, klatki piersiowej. Serce tłukło się o żebra. Zastanawiała się, czy on też zaraz go nie usłyszy.

Każdy krok mógł ją zdradzić, każda najmniejsza nieostrożność groziła wykryciem.

Zatem, gdy podłoga skrzypnęła, przez jej ciało przeszedł dreszcz strachu jakiego nigdy wcześniej nie czuła.

Wyczulony na dźwięk partyzant od razu się odwrócił, niemal stając na baczność. Jego postawa ustąpiła jednak rozluźnieniu, gdy zobaczył przeciwnika.

Zamiast tego wpatrywał się w nią, niemal urzeczony, jak dziecko dostające prezent. W kościach odczuła, że to nawet gorzej.

Potem wszystko działo się szybko.

Nie czekał i od razu dopadł do Polki, nim w ogóle zdążyła zareagować. Kiedy próbował ją chwycić, odskoczyła - pobiegła, jakby sam czort ją ścigał, nie śmiejąc spojrzeć za siebie.

Potykając się o framugę, z powrotem wpadła do bocznej izby. Rozglądała się pospiesznie, szukając czegoś, czym mogłaby się chronić. Ale widziała tylko bezużyteczne przedmioty i frustrującą ciemność.

Moment później wyłoniła się z niej ręka Sowieta. Krzyknęła z bólu, gdy złapał za jej włosy, i przyciągnął ją do siebie. Próbowała się wyrwać, ale po prostu wzmocnił uścisk.

Powlekł się z dziewczyną w głąb pokoju, niemal ciągnąc ją za sobą po podłodze. Stawiała opór, ale wydawało się, że nie robił na nim większego wrażenia. Wręcz wyglądał, jakby ta sytuacja była dla niego zabawą.

Rzucił ją na siennik, i nim zdołała się podnieść, już nad nią zawisł.

Biła, kopała, wiła się pod nim, odpychając biegające ręce, ale był silniejszy. Szarpnął dół jej halki, rozdzierając część materiału.

Załkała histerycznie. Było coś przeraźliwego w sposobie, w jaki uderzenia nigdy nie trafiały tam, gdzie by chciała, i jak by chciała. Nie mogła zadać mu nawet najmniejszego bólu.

Czerwonoarmista zacisnął mocno dłoń na jej ustach, warcząc coś po rosyjsku. Przewróciwszy ją na wznak, wepchnął kolano pomiędzy uda dziewczyny. Drugą ręką sięgnął do paska.

Ostatnia rzecz, którą zrobił, nim zsunął się z niej bezładnie po uderzeniu w głowę.

Maria natychmiast poderwała się do pozycji siedzącej. Słychać było trzaskanie, skrzypienie, ale nie mogła ich w pełni wyłapać. Krew nadal szumiała, sprawiając, że były bardzo odległe.

Pół sekundy szoku, następstwa nagłego ataku, wystarcza by dać atakującemu przewagę. Wasyl przeciął dzielącą ich odległość i uderzył prosto w jego splot słoneczny. Cały oddech wyleciał z Sowieta z chrząknięciem, gdy składał się jak papier wokół pięści Ukraińca.

Potem kolejne, i kolejne uderzenia. Z każdym ciosem kształty wokół traciły ostrość, a świadomość się rozmywała.

Skończywszy rozprawiać się z intruzem, Wasyl podszedł do dziewczyny, potykając się o własne nogi. Przyklęknął obok. Wyglądała, jakby początkowo z trudem rozpoznała osobę, która pojawiła się w polu jej widzenia.

Nim zdążył coś powiedzieć, lub w ogóle zebrać myśli, otworzyła szeroko oczy.

- Było ich więcej - westchnęła pospiesznie, prawie bełkocząc. - Słyszysz, było ich więcej, dwóch, trzech, Wa-asyl, oni..

- Wiem - od razu przerwał, unosząc ręce. - Wiem, spokojnie - kontynuował, widząc, że wciąż w panice próbowała coś wydukać. - Już ich nie ma.

Jej oddech był szybki i płytki. Skakała wzrokiem po jego twarzy, nie rozumiejąc co mówił.

- Nie ma ich. Nie ma tu nikogo - powtórzył powoli, niemal sylabując. Odwzajemniał jej spojrzenie z nadzieją, że może tak do niej dotrze. - Dobrze? Spokojnie.

Gdy z trudem przyswajała jego słowa, przełknął, samemu próbując się opanować. Wciąż lekko dyszał: po walce sprzed chwili, po szaleńczym biegu, gdy zauważył obce konie uwiązane o płot, i najczarniejszy scenariusz przebiegł mu przed oczami.

- Co się do cholery stało? Ile tutaj byli? Kiedy przyszli? Jak weszli? - wyrzucał pytanie po pytaniu, by choć trochę zrozumieć zastaną sytuację. - Wszystko w porządku? - to zadał już ostrożniej, mierząc ją wzrokiem, szukając jakichkolwiek złych oznak.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak mocno płakała, dopóki nie westchnęła drżąco, próbując zaczerpnąć oddech. Objęła się ramionami, łzy wymykały się jej spod kontroli.

Nic nie było w porządku.

Nachylił się nad nią z wyraźną obawą. - Jesteś ranna?

Nadal nic nie mówiła. Zamiast tego zwinęła się jeszcze bardziej.

- Czy oni cię zranili? - zapytał spanikowany. Obrócił ją do siebie, by jakoś wymusić odpowiedź, ale osunęła się na niego bezsilnie. - Maria?

Czuł jak chwytała w palce jego ubrania, próbując znaleźć w czymś oparcie. Powoli przyciągnął ją bliżej siebie, w nieporadnym uścisku. Schowała twarz w jego szyi, po prostu płacząc jeszcze bardziej.

Wreszcie odetchnął, gdy słabo pokręciła głową, zaprzeczając wszelkim domysłom.

- No już - wymamrotał, przesuwając dłoń w górę i w dół jej włosów. - Już dobrze.

---

Ta noc być może była najdłuższą w jej życiu.

Z trudem doszła do siebie. Pierwsze nie mogąc się uspokoić, a potem siedząc nieruchomo w balii. Pomarszczyły jej się wszystkie palce, woda stała się lodowata, a Wasyl kilkukrotnie upewniał się, że w niej nie utonęła.

Ostatecznie jednak zasnęła, po licznych zapewnieniach, że intruzów się pozbył, i dom był bezpieczny.

Nazajutrz, gdy otworzyła oczy, przez krótki czas czuła się normalnie.

Tak było, dopóki nie uprzytomniła sobie ostatnich wypadków. Zakryła twarz kołdrą, desperacko chcąc wrócić do snu.

- Jezu święty - Iwanowa uprzejmie oceniła stan dziewczyny, przybywszy ją jakiś czas później dobudzić. - Gorączkę masz?

- Ciepło tu..

Kobieta patrzyła zdziwiona. - Jest luty.

Maria nic jej na to nie odpowiedziała.

Ubrawszy się w nieładzie, dołączyła do reszty domowników. Zanim jednak wyszła, kątem oka dostrzegła porwaną halkę, i stwierdziła, że nie była do zszycia.

Próbowała stłumić dziwny niepokój i pomaszerowała do izby.

Iwanowa siedziała przy stole z jedną z sąsiadek w niebieskiej kacebajce, plotkując i szykując ciasto. Obie zwróciły uwagę na dźwięk jej kroków.

Oceniająco zmierzyły nieschludny wygląd dziewczyny, choć ta pierwsza zdecydowanie mniej przychylnie.

- Pomogłabyś, tyle roboty - rzuciła przez ramię, odwróciwszy się z powrotem.

- Co konkretnie? - zapytała Marysia, czując się raczej niechciana.

- Przynieś mleko i masło. I trochę miodu.

Nawet nie pytała co to znaczy trochę - posłusznie podreptała po składniki. Gdy wróciła, położyła je na ławę, i zajęła przy niej swoje miejsce. Zakasując rękawy, zaczęła rozczyniać mąkę.

- Źle - marudziła już po chwili Iwanowa. - Mocniej, nie uformujesz tego.

Więc robiła mocniej, aż bielały jej knykcie.

- Za dużo mąki, nie widzisz?

Więc dolała wody, prawie upuszczając dzbanek na ziemię.

- Dobry Boże, na psa taka robota.

- Nie bądźcie tak surowi, Iwanowo - wtrąciła sąsiadka, gdy napięcie w pokoju przypominało nadmuchany balon.

- Toć już Sonia więcej robi - mruknęła sucho Iwanowa, wycierając ręce w fartuch.

- Nie widzicie jaka umęczona?

- Hale, umęczona. Niby czym?

Sąsiadka zerknęła na obiekt rozmowy, jakby myśląc nad tym.

- Może to ciąża?

Maria poderwała się do góry tak gwałtownie, że miska zachybotała, a część płynu wylała się na stół. Obie kobiety uniosły z zaskoczeniem głowy. Potem odprowadziły ją wzrokiem, gdy gniewnie wyszła z izby, trzaskając drzwiami.

Dzień zatem przebiegł spokojnie, rutynowo. Nic nowego się nie wydarzyło.

Czy to nie powinno sprawić, że poczułaby się w porządku?

Z jakiegoś powodu tak się nie stało. Nie mogła pozbyć się stresu, od którego zaczynał boleć ją brzuch.

A gdy słońce zaszło, myśl o nadchodzącej nocy skręcała wszystkie wnętrzności.

Usiadła do kolacji. Wzięła do ręki łyżkę, ale zamiast jeść, po prostu machinalnie tykała nią zawartość talerza. Miała ochotę zwymiotować. Być może tak też wyglądała, bo Sonia tym razem zajęła miejsce koło Wasyla.

On sam z kolei dopiero co wrócił do domu. Nie było go odkąd wstała. Długo myślała co robił, gdzie był. Pewnie załatwiał jakieś swoje konspiracyjne rzeczy, albo na posterunku atakiem partyzantki się zajmował.

Ogólnie długo o nim myślała.

Jej umysł po prostu ku niemu dryfował.

Kiedy już leżała, kręcąc się z boku na bok, tracąc nadzieję, że dane jej będzie dzisiaj zasnąć, obiekt jej rozmyślań wszedł do pokoju. Uniosła się szybko.

Potem, jakoś tracąc śmiałość, niepewnie się wyprostowała. - Gdzie byłeś? - zapytała. - Na posterunku?

Przytaknął i zamknął drzwi. - Przejęli się nawet. Podobno to kolejne zgłoszenie z okolicy, mają zacząć ich szukać.

Maria zmarszczyła czoło i usiadła na skraju łóżka. Widząc jej rosnące zmieszanie, wyjaśniał:

- Jeden z nich uciekł. Ten z trzech, których widziałaś. Pewnie jeszcze więcej siedzi w lasach, może innych wsiach, także..

Urwał, orientując się z opóźnieniem, że mówienie tego nie było zbyt pomocne. Gapiła się na niego zupełnie blada.

- ..Posłali cały oddział na zwiad, także nie trzeba się martwić - zakończył szybko i optymistycznie. Widząc jednak, że to wcale nie pomogło, przełknął i otworzył komodę. - A wy co dziś robiliście?

Choć na co dzień żadne z nich nie było szczególnie serdeczne wobec siebie, to teraz zachowywał się tak łagodnie, że trochę go nie rozpoznawała.

- Nic konkretnego - odrzekła po krótkim namyśle. - Piekliśmy. I paru gości było. Po te podstawki przyjechali.

Skinął głową, prawdopodobnie doskonale to wszystko wiedząc.

Spuściła wzrok na swoje dłonie. Wciąż miały lekkie zadrapania, dopiero zaczynając się goić.

- Ile im powiedziałeś? - zapytała cicho.

Iwanowa, być może, po prostu nie miała w sercu nawet cienia litości. To było coś, w co Maria mogła uwierzyć. Ale jakoś wydawało jej się, że przynajmniej dałaby jej spokój.
Tymczasem dzisiaj zdawała się szczególnie niemiła.

- Wiedzą tylko że byli tu Sowieci. I że się ich pozbyłem - odpowiedział, wyciągając coś, i zamykając półkę. - Tylko tyle.

Pokiwała głową, czując jakąś ulgę. Wszystko, co się wydarzyło, wolała zachować tylko dla siebie. Już i tak czuła się bardzo naruszona. Wasyl, jakby to widząc, ruszył w stronę drzwi.

- Jeśli coś będzie nie tak, po prostu mnie obudź - usłyszała jeszcze, ale nie bardzo to zarejestrowała. Patrzyła na oddalającą się postać Ukraińca, a jej mięśnie napięły się mimowolnie.

Ścisnęła pościel w ręce, przygotowując się do jego wyjścia. I zostania tutaj.

Samej.

Panika zakuła ją w piersi.

- Wasyl - wypaliła. Zabrzmiała tak desperacko, że na początku zamarła, znowu blednąc o kilka tonów.

Spojrzał na nią z powrotem. - Co?

Nie mogła nic wydusić. Kilkukrotnie próbowała użyć krtani, ale zaschło jej w gardle.

W końcu trochę dramatycznie wessała powietrze.

- Czy mógłbyś tutaj zostać? - i wyrzuciła na jednym wydechu, patrząc z przerażeniem, jak unosił brwi.

Więcej nie wychwyciła. Natychmiast wbiła wzrok w podłogę.

Chyba potrzebował chwili, żeby ją zrozumieć. Chwili, która wydawała się milionem lat. Czerwieniąc się z upokorzenia, już otwierała usta, by się odcinać, by próbować jakkolwiek bronić ostatnich resztek godności.

- Zaraz wrócę - wyprzedził jednak te zamiary. - Dobrze?

Znowu ten ton głosu. Serce Marysi zabiło szybciej, popędzone jakimś śmiesznym uczuciem. To samo uczucie przerodziło się w nagłą ochotę, by złapać jego spojrzenie, a kiedy to zrobiła, jego jasne oczy przeszyły ją.

Skinęła tylko głową, wiedząc, że otworzenie ust w tym momencie byłoby zdradzieckie.

Gdy wyszedł, opadła na łóżko i odwróciła się do ściany. Mnąc w palcach warkocz, próbowała zebrać szalejące emocje.

Co ona robiła? Piotrek udusiłby ją gołymi rękoma.

Tyle, że Piotrka od miesięcy nie było.

Zamrugała, starając się o tym przykrym fakcie nie myśleć. Rzeczywistość. Musiała się skupić na rzeczywistości.

Wpatrując się w ciemność, wsłuchiwała się w głuchą ciszę. Świst wiatru uderzał o szyby. Szeleszczenie drzew z pola wpełzało przez okno. No tak, obok chaty rozciągał się gęsty las. Las, gdzie..

Siennik się ugiął, a ona znowu wytrąciła się z myśli. Wasyl położył się obok, przykrywając ich obu kołdrą.

Leżała drętwo i nienaturalnie, całe jej ciało zesztywniało tak, że rozbolał ją brzuch. Dzieliła ich niewielka przestrzeń - i to tylko dlatego, że prawie wchodziła na ścianę.

Wstrzymując powietrze, nie mogła powstrzymać się od zmartwienia, że słyszał jak serce waliło jej w piersi, i to go denerwowało. Po prostu słyszała, jak zaraz znowu na nią warknie i..

- Dobranoc.

Jego głos sprawił, że prawie wyskoczyła ze skóry. Gapiła się chwilę w sufit, ostatnimi działającymi komórkami przetwarzając co powiedział.

- Dobranoc - wymamrotała niezdarnie, z trudem samą siebie rozumiejąc.

Więcej nic nie mówili. Zapadło milczenie, podczas którego zapewne powinni pójść spać.

I istotnie, po jakimś czasie jego oddech się unormował. Spoglądając lekko przez ramię, upewniła się, że zasnął.

Z tym faktem oddychanie stało się łatwiejsze.

Pozwoliła sobie nawet odkleić się od ściany i oprzeć na nim, czekając, aż stało się to komfortowe. Po kilku chwilach stopniowo zaczynała się rozluźniać, mimo tej wyraźnej świadomości jego obecności.

Wręcz odkryła, że była ona pocieszająca.

Czuła, jak przepędzała niepokój cały dzień mrowiący jej zmysły. Napięcie zniknęło, pozostawiając ją po prostu senną.

Ogarnia ją wielki spokój, oczy same się zamykają. Odpływa powoli, otulona prostym ciepłem drugiej osoby.

Continue Reading

You'll Also Like

17K 977 36
MANHWA NIE MOJA, JA TYLKO TLUMACZE !!!!! Mam dość przenoszenia się do książek. Ty też byłbyś tym zmęczony, zwłaszcza gdyby robił to już czwarty raz...
5.2K 564 43
Druga część :) Po roku świętego spokoju Rachel przeżywa ciężkie chwile z powodu śmierci Jasona z rąk Jokera. Jest ciężko nie tylko z powodu odejścia...
23.3K 2.2K 58
Akcja mojej książki toczy się trzy lata po aktywowaniu świątyni Sithów. Czternastoletnia Zalia, pod wpływem przeczucia, postanawia dołączyć do załogi...
133K 7.7K 63
ZAKOŃCZONE To moja pierwsza książka, więc za wszystkie błędy przepraszam. Jest to opowiadanie z shipu, jak wiecie po tytule, ZSRR x III Rzesza. Ks...