Syn Gniewu (18+ zakończona)

flameeprincessss tarafından

59.2K 3.2K 385

Pierwszy tom. Lily myślała, że jej dotychczasowe życie na Ziemi jest trudne... Lecz gdy zostaje porwana do Kr... Daha Fazla

Nowy Syn Gniewu
Trigger Warning
Mapa i Playlista
Bohaterowie
Syn Gniewu
Powstanie Piekła
Rozdział 1: Tam, gdzie kończy się żar słońca, a zaczyna chłód duszy
Rozdział 2: Bestie z krwi i kości
Rozdział 3: Kara za pychę
Rozdział 4: Prawo silniejszego
Rozdział 5: Trzynaście dni nadziei
Rozdział 6: Otwarte drzwi do piekła
Rozdział 7: Potwór w ciele człowieka
Rozdział 8: Zejście do piekieł własnych lęków
Rozdział 9: Ostatnia deska ratunku
Rozdział 11: Nieproszony wybawca
Rozdział 12: Gorzki smak poniżenia
Rozdział 13: Zapowiedź kolejnych cierpień
Rozdział 14: Piekielna ruletka
Rozdział 15: Klątwa pierworodnego
Rozdział 16: Żywy Trup
Rozdział 17: Odcięta od świata
Rozdział 18: Odliczanie
Rozdział 19: Gdy Cierpienie Staje się Rutyną
Rozdział 20: Nieproszony Gość
Rozdział 21: Ciemność
Rozdział 22: Zakazany Owoc kusi najbardziej
Rozdział 23: Anioł Stróż
Rozdział 24: Pierwszy krok
Rozdział 25: Po drugiej stronie
Rozdział 26: Zwierciadło duszy
Rozdział 27: Ukojenie w rozpaczy
Rozdział 28: Cena przysługi
Rozdział 29: Bestia czyha w mroku
Rozdział 30: Nieproszeni goście
Rozdział 31: Blizny na ciele i duszy
Rozdział 32: Droga donikąd
Rozdział 33: Strach i Gniew
Rozdział 34: Spódnica w kolorze głębokiego granatu
Rozdział 35: Żądza zemsty
Rozdział 36: W objęciach wroga
Info
Rozdział 37: Na krawędzi
Info: Dramione
Rozdział 38: Spowiedź zranionych dusz
Rozdział 39: Krwawe ostrzeżenie
Rozdział 40: Szansa na Wolność
Rozdział 41: Krok w nieznane
Rozdział 42: Zarnoth Barakel
Rozdział 43: Płomienie i Dym
Rozdział 44: Pustynia Skąpana we Krwi
Rozdział 45: Próba człowieczeństwa
Rozdział 46: Strach i Niewzruszona Wola
Rozdział 47: Mroczne Pragnienia
Rozdział 48: Złamane Zaufanie
Rozdział 49: Słodki zapach desperacji
Rozdział 50: Cena Zdrady
Rozdział 51: Cisza przed burzą
Rozdział 52: Spotkanie z Bestią
Rozdział 53: Potęga Strachu
Rozdział 54: Złota Krew
KONIEC

Rozdział 10: Uwięziona w popiołach

800 56 5
flameeprincessss tarafından

Biegła przed siebie z całych sił, nie zważając zupełnie na palący ból stóp. Jej bose stopy uderzały raz po raz o rozżarzony od upału popiół, wręcz parząc skórę. Jednak adrenalina krążąca w żyłach skutecznie tłumiła odczucie bólu.

Nie przejmowała się palącym uczuciem w piersi, zupełnie jakby jej płuca zamieniły się w żarzące się węgielki.

Ignorowała również protesty nóg, których zmęczone mięśnie domagały się chwili wytchnienia. Liczyło się dla niej tylko jedno - biec tak szybko i daleko, jak tylko zdoła, nie oglądając się za siebie. Bo doskonale zdawała sobie sprawę, że jej życie zależy od tego, jak szybko zdoła znaleźć się poza zasięgiem porywaczy.

Jednak ku ogromnemu rozczarowaniu Lily, upragnione wzgórze wcale nie zbliżało się do niej tak szybko, jak początkowo zakładała w swoich optymistycznych kalkulacjach. Choć biegła naprzód z absolutnie maksymalną prędkością, na jaką było stać jej wyczerpany organizm, to punkt docelowy jej desperackiej ucieczki właściwie prawie się do niej nie przybliżył.

W końcu nie miała innego wyjścia jak zatrzymać się. Jej organizm po prostu nie był w stanie sprostać tak ekstremalnemu, długotrwałemu wysiłkowi fizycznemu. Z trudem łapiąc oddech, oparła się ciężko dłońmi o własne, dygoczące uda. Miała wrażenie, że płuca zaraz spłoną jej żywym ogniem.

Gdy tylko złapała nieco tchu, rozejrzała się niespokojnie do tyłu. Ku swojej uldze stwierdziła, że oddaliła się całkiem spory kawałek od obozowiska porywaczy. Wozy, które jeszcze przed chwilą miała tuż obok, teraz dostrzegała jako niewielkie zarysy w oddali. Ledwo widziała też sylwetki koni i ludzi kręcących się przy pojazdach.

Ku uldze Lily, nikt nie wydawał się podążać jej śladem ani organizować pościgu. Ogarnęła ją więc fala naiwnej nadziei. Ruszyła przed siebie z nowym przekonaniem, że zdołała niepostrzeżenie umknąć porywaczom. Niestety nie mogła wiedzieć, jak bardzo się myli.

Ludzka psychika i sposób myślenia to istna zagadka, pełna sprzeczności i paradoksów. Z jednej bowiem strony, człowiek potrafi w swojej bujnej wyobraźni tworzyć wręcz niewyobrażalnie mroczne, makabryczne scenariusze rodem z najgorszych koszmarów. Potrafi snuć wizje tak ponure i beznadziejne, że aż włos jeży się na głowie.

Z drugiej zaś strony, paradoksalnie ci sami ludzie wbrew zdrowemu rozsądkowi i logice, potrafią wierzyć w jakieś całkowicie nierealistyczne, niemożliwe do spełnienia marzenia czy wizje. Wierzą w tak absurdalne rzeczy, że aż trudno pojąć skąd bierze się w nich ta naiwna wiara i łatwowierność.

W przypadku Lily było podobnie. Pomimo tego, że zdążyła już w swojej wyobraźni naszkicować całkiem prawdopodobne scenariusze tego, co może ją spotkać z rąk bezlitosnych porywaczy, to jednak gdy tylko zaświtała jej nikła nadzieja na ucieczkę - natychmiast uwierzyła w nią bez cienia wątpliwości.

Niestety owa naiwność i łatwowierność miały sprowadzić na biedną dziewczynę jedynie niewyobrażalne cierpienie i nieszczęście.

Dziewczyna nie mogła dostrzec mężczyzny na czarnym rumaku, który sunął równolegle do pagórka, na który ona zmierzała. Jeździec pogwizdywał cicho pod nosem, podążając śladem zbiega. To, że znalazł się akurat w tym miejscu i czasie, na pewno nie było dziełem przypadku.

Lily miała bardzo boleśnie i okrutnie przekonać się wkrótce, jak bardzo jej tak zwana "nadzieja" była krótkowzroczna i zgubna. Jak bardzo zaważyła jej naiwność, ufność i łatwowierność. Jednak na razie maszerowała energicznie przed siebie, żywiąc się resztkami optymizmu.

Wcześniej, w trakcie upału, cieszyła się, że ma na sobie jedynie cienki szlafrok. Teraz ten sam strój, który początkowo chronił ją przed skwarem, stał się utrapieniem. Nocna aura na pustyni była już wyraźnie chłodna, a nawet zimna. Po nagich ramionach Lily przechodziły ciarki, a z ust ulatniały się obłoczki pary. Przyspieszyła więc kroku, by choć trochę się rozgrzać.

Nie miała najbledszego pojęcia ile dokładnie upłynęło czasu, odkąd zaczęła swoją szaloną ucieczkę przez pustynię. Wydawało jej się, że musiała biec przynajmniej godzinę. A może nawet dwie? Z początku próbowała w przybliżeniu odmierzać mijające minuty. Jednak po pewnym czasie zupełnie straciła rachubę. W końcu liczyło się tylko jedno - uciec jak najdalej. Im większy dystans, tym lepiej.

Gdy w końcu dotarła pod skraj upragnionego wzgórza - tego, do którego rozpaczliwie zmierzała przez cały ten czas - instynkt podpowiadał jej, że musiała przebyć piechotą przynajmniej kilka kilometrów.

Pagórek wydawał się znacznie większy i bardziej rozłożysty niż początkowo sądziła.

Jednak na szczęście zbocze wcale nie prezentowało się aż tak stromo i urwisto, by całkowicie uniemożliwić wdrapanie się. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dziewczyna postanowiła więc zaryzykować. Tym bardziej, że rozpaczliwie potrzebowała się wspiąć choćby kawałek wyżej. Zorientować się w sytuacji i rozeznać teren.

Jeszcze raz rozejrzała się bardzo uważnie na boki, by upewnić się, że w pobliżu nie kręcą się żadni z jej oprawców i w końcu z determinacją przystąpiła do mozolnej wspinaczki. Ku swojemu zdumieniu, przez pierwszych kilka minut szło jej całkiem nieźle. Nawet nie musiała specjalnie używać rąk do podciągania się czy wspomagania. Wystarczały jej nogi, wbijające się co krok w sypkie podłoże.

Jednak im wyżej docierała po zboczu, tym sytuacja zaczęła diametralnie się komplikować. Okazało się bowiem, że im bliżej było szczytu, tym bardziej urwiste, strome i zwyczajnie niemożliwe do sforsowania robiło się zbocze. Jej bose stopy z każdym kolejnym krokiem zaczęły coraz głębiej i boleśniej grzęznąć w miękkim popiele. Z trudem można było wyciągnąć je z pułapki, by postawić kolejny krok.

W końcu została zmuszona do używania rąk. Zaczęła wbijać paznokcie w nieliczne, twardsze fragmenty skalne, które udawało jej się namacać pod grubą warstwą osypującego się wszędzie popiołu.

Niestety, próba wspinaczki w tak ekstremalnych warunkach z minuty na minutę stawała się tylko trudniejsza i boleśniejsza. Lily zdawała sobie sprawę, że idzie jej fatalnie. Po pokonaniu zaledwie połowy dystansu do upragnionego szczytu, jej palce wyglądały już koszmarnie - paznokcie miała połamane, popękane i zakrwawione.

Zaczynało brakować jej tchu, a zmęczone nogi coraz mocniej odmawiały posłuszeństwa. Jednak zacisnęła zęby i parła uparcie naprzód. Nie miała innego wyjścia.

W pewnej chwili to, za co dziewczyna z całych sił złapała się zziębniętym palcami, okazało się wcale nie być fragmentem skalnej półki czy choćby wystającym głazem. Była to zaledwie mocno stwardniała grudka popiołu, przypominająca kształtem niewielki pagórek.

Lily chwyciła ją zbyt mocno i zbyt pewnie. Wystarczyła sekunda jej silnego uścisku, by cała konstrukcja momentalnie się zachwiała, a zaraz potem rozsypała w proch. Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie, cudem w ostatniej chwili unikając bolesnego upadku w dół stromego zbocza. Po tym niebezpiecznym incydencie Lily ostrożnie stawiała każdy kolejny krok, starając się upewnić, że kładzie stopy oraz dłonie w stabilnym miejscu. Z trudem, ostatkiem sił, wyciągnęła zbolałe ręce i w końcu dotarła na szczyt pagórka.

Nie miała już ani odrobiny energii. Upadła bezwładnie na nagrzany popiół niczym szmaciana kukła. Przewróciła się na bok, kładąc policzek na chłodnym, sypkim podłożu.

Przez moment zapragnęła z całego serca, by ziemia się pod nią rozstąpiła. Aby mogła wreszcie odpocząć od tego koszmaru. Jednak wiedziała, że nie może poddać się rozpaczy. Dlatego zamknęła oczy i skupiła całą swoją silną wolę na powstrzymaniu łez cisnących się do powiek. Nie mogła się teraz załamać. Musiała zachować resztki godności.

I tak leżała bez ruchu jeszcze przez kilka dobrych minut, wpatrzona tępo w czerwoną poświatę zza powiek. Dopiero dotkliwe, przenikliwe zimno wpełzające powoli w jej kości w końcu zmusiło ją do podźwignięcia się na nogi.

Z trudem podniosła się, stając chwiejnie na nogi. Z szczytu pagórka roztaczał się zapierający dech w piersiach widok. Bezkresna, szara pustynia, aż po horyzont. Słońce już prawie całkowicie skryło się za linią widnokręgu, pozostawiając jednak po sobie ostatnie pomarańczowo-czerwone refleksy. Przez ich lekkie, rubinowe światło piaszczyste wydmy przybrały intensywnie miedziany odcień.

Był to nieprzenikniony, niezmierzony ocean bezruchu. Gdzieniegdzie popielate wydmy przecinał jedynie długi cień skały. Ani śladu życia, tylko nieprzejrzana szarość popiołu. W oddali majaczyły co prawda ostre zarysy pasma skalistych gór, ale wokół Lily nie było ani śladu ludzkiej cywilizacji.

Serce ścisnęło jej się boleśnie, kiedy uświadomiła sobie, że popełniła potencjalnie ogromny błąd, uciekając, zanim dokładnie zorientowała się w terenie. Nie spodziewała się, że ta przeklęta pustynia może ciągnąć się tak bezkreśnie, bez oznak życia.

Postanowiła jednak wykorzystać fakt, że znalazła się na szczycie wzniesienia. Obracając się powoli wokół własnej osi, uważnie lustrowała teren we wszystkich kierunkach.Oczywiście zobaczyła tylko więcej tego samego - morze szarości i popiołu, tworzącego niezmierzone wydmy.

Nagle, po dłuższej chwili wytężonego wpatrywania się w oddali, dostrzegła coś, czego wcześniej tam nie było. Serce na moment zamarło jej w piersi, by zaraz potem zacząć walić ze zdwojoną prędkością. To były zarysy ogromnej budowli. Przywodziła na myśl raczej masywny zamek niż normalny dom, ale to i tak był pierwszy zwiastun cywilizacji na tym pustkowiu.

Jej serce żywiej zabiło na myśl o możliwych mieszkańcach, którzy zgodziliby się jej pomóc. Być może udzieliliby jej schronienia na noc, nakarmili, dali ubranie i wskazówki jak wrócić do cywilizacji? Perspektywa spotkania kogokolwiek rozjaśniła jej nastrój.

Jednak z drugiej strony musiała trzeźwo ocenić sytuację. Już za moment ostatnie promienie zachodzącego słońca do reszty znikną za horyzontem. Wówczas zapadnie nieprzenikniona egipska ciemność. Do tego nocą na pustyni panował przejmujący chłód. Ona zaś miała na sobie jedynie lekki szlafrok - postrzępiony i ubrudzony od mozolnej wspinaczki. Nie posiadała zapasów jedzenia ani picia. Nie miała nawet butów. Poza tym w tej chwili nie miała zielonego pojęcia, jak daleko mogła znajdować się owa budowla, którą wypatrzyła. To mógł być zarówno dystans kilku kilometrów, jak i kilkudziesięciu. A jeśli, broń Boże, budynek okaże się opuszczony? Z każdą chwilą w głowie rodziło jej się więcej pytań i wątpliwości.

Zaczęła analizować wszystkie potencjalne opcje zejścia z tego przeklętego pagórka. Jej uwagę przykuło drugie wyniosłe wzgórze, znajdujące się niemal naprzeciw tego, na którym aktualnie stała.

Górowało dokładnie po drugiej stronie, rzucając cień na okolicę w blasku zachodzącego słońca. Ku zdziwieniu Lily, w kształcie i rozmiarach było niemal identyczne jak to, które dopiero co zdobyła. Tyle że znacznie bardziej strome i urwiste.

Miała teraz dylemat - zejść tą samą stroną, którą się wspinała, czy może zaryzykować zejście po drugiej, nieznanej stronie pagórka? Analizowała w myślach za i przeciw, gdy nagle los przesądził za nią.

Popiół pokrywający szczyt pagórka niespodziewanie stracił całą swoją początkową stabilność. Jeszcze przed chwilą wydawał się tak twardy i pewny pod stopami dziewczyny, teraz zaczął nagle osypywać się.

Sypkie ziarna zaczęły umykać jej spod stóp, tworząc dziwne leje i zapadliska. Lily poczuła jak traci grunt pod nogami dosłownie i w przenośni. Rozpaczliwie machała rękami niczym skrzydłami, próbując odzyskać choć cień równowagi. Niestety, było już za późno.

W ułamku sekundy poczuła, jak traci oparcie i z impetem przewraca się do tyłu. Upadła ciężko na plecy, a zaraz potem zaczęła zsuwać się po urwistym zboczu z zawrotną prędkością.

W odruchu desperacji wyciągnęła ręce, chwytając się wystającego krzewu. Niestety roślina okazała się zbyt krucha, wyschnięta i niemal całkowicie pozbawiona stabilnych korzeni. Gdy tylko dziewczyna złapała się jej konarów, te momentalnie z trzaskiem oderwały się od pnia. Krzew rozsypał się w jej dłoniach niczym domek z kart, zostawiając jej tylko garść bezużytecznych, suchych gałązek. Te również wkrótce wyślizgnęły jej się z roztrzęsionych rąk. Choć miękki popiół nieco amortyzował szaleńczy zjazd, to i tak odsłonięte części skóry dziewczyny boleśnie ocierały się co chwilę o ostre krawędzie kamieni czy suche, kłujące gałęzie krzewów.

Liczne zadrapania, rozległe otarcia naskórka i wkrótce fioletowe sińce pokrywały jej ciało niczym makabryczny wzór. Lily krzyczała przeraźliwie, na przemian z bólu i przerażenia. Rozpaczliwie próbowała chwytać się czegokolwiek lub choćby spowolnić zjazd. Jednak jej zakrwawione, połamane paznokcie bezsilnie zgrzytały po skale, nie dając oparcia.

Coraz większy lęk ogarniał jej umysł na myśl o nieuchronnym, bolesnym zderzeniu z ziemią. Próbowała osłonić głowę ramionami, przewidując potworny ból, gdy jej ciało z całym impetem zetknie się z twardym gruntem.

Jednak zupełnie nieoczekiwanie, kiedy w końcu dobrnęła na sam dół, z impetem wpadła aż po pas w miękką warstwę popiołu. Wydawało się, że cała okolica była nim pokryta, tworząc swego rodzaju poduszkę bezpieczeństwa.

Lily odetchnęła z ulgą, czując jak fala adrenaliny stopniowo opada. Roześmiała się nieco histerycznie, nagle uświadomiwszy sobie całe szczęście, jakie jej się przytrafiło. Poza powierzchownymi zadrapaniami i otarciami, które i tak już wcześniej pokrywały całe jej ciało, tym razem wyszła z tego cało. Przynajmniej na razie.

Postanowiła wykorzystać chwilę i uspokoić oddech oraz kołaczące serce. Przymknęła oczy, starając się skoncentrować na powolnych, głębokich wdechach i wydechach. Chciała pozbierać myśli i ochłonąć z pierwszego szoku.

Przeanalizowała błyskawicznie swoją sytuację. Znajdowała się w dole pagórka, na drugim jego zboczu, zasłonięta przed wzrokiem swoich porywaczy. To dawało jej trochę czasu. Musiała jak najszybciej opracować jakiś plan dalszego działania. Gdzie pójść, co robić? Jak przetrwać na tym pustkowiu i jak wrócić do cywilizacji?

Gdy podniosła powieki, ostrożnie podparła się na ramionach, by podciągnąć do pozycji siedzącej i opuścić miękki dół. Jednak zamiast tego poczuła, jak sypki grunt zapada się pod nią jeszcze głębiej. Popiół sięgał jej teraz niemal po pierś, grożąc pochłonięciem całego ciała. Przerażona, znieruchomiała w bezruchu nie śmiejąc wykonać najmniejszego ruchu. Zrozumiała, że utknęła w czymś w rodzaju popiołowych ruchomych piasków.

Z rezygnacją zamknęła oczy, licząc w myślach do dziesięciu. Zaczęła gorzko żałować, że w ogóle podjęła tę nierozważną próbę ucieczki. Gdyby pozostała w wozie porywaczy, uniknęłaby obecnych problemów. Może gdyby nie próbowała odgrywać bohaterki, sytuacja nie potoczyłaby się tak fatalnie?

Rozpaczliwie rozejrzała się dookoła, przeszukując cały otaczający ją krajobraz wzrokiem. Chciała dostrzec dosłownie cokolwiek - jakiś element otoczenia, choćby drobny przedmiot czy wystający z ziemi kamień lub korzeń - co tylko mogłoby jej pomóc wydostać się z pułapki, w jaką wpadła. Niestety, jak okiem sięgnąć ciągnęła się przed nią jedynie szarość. Bezkresny, martwy ocean popiołu.

W pewnej chwili całe jej ciało zaczęło drżeć niekontrolowanie. Lily początkowo wzięła ten dreszcz za objaw strachu i załamania nerwowego. Jednak po kilku sekundach dotarło do niej, że to nie ona sama - tylko grunt pod nią został wprawiony w silne drgania. Warstwa pylistego popiołu zaczęła dziwnie falować i podskakiwać, unosząc się co jakiś czas o kilka centymetrów do góry.

Z przerażeniem uświadomiła sobie, że z każdą następną falą wibracji jej ciało zapada się coraz głębiej w miękkim popiele. Początkowo były to niewielkie ruchy rzędu kilku centymetrów. Jednak z każdą chwilą grunt coraz szybciej osuwał się spod niej, pochłaniając ją niczym bagno.

Jakby tego było mało, do drgań podłoża, błyskawicznie nasilających się z sekundy na sekundę, niespodziewanie dołączyło jeszcze inne zjawisko. Był to potężny, wszechogarniający szum - tysiące wibrujących dźwięków zlewających się w jedną, rosnącą falę. Odgłos przypominał narastające bzyczenie całej armii rozwścieczonych owadów. Dochodził gdzieś spod ziemi. Przerażona Lily rozpaczliwie rozglądała się dookoła, lecz wokół nikogo nie było.

Wibracje nasilały się z każdą chwilą, a wraz z nimi popiół zapadał się coraz szybciej. Wkrótce dziewczyna nie była już w stanie poruszyć nogami, a po chwili nawet rękami. Całe jej ciało jakby tkwiło w betonie, coraz głębiej zasysane przez ruchomy popiół. Łzy rozpaczy popłynęły po policzkach.

Kiedy fala piaszczystego popiołu sięgnęła już ramion Lily, ograniczając ruchy do samej głowy, dziewczyna w akcie ostatecznej desperacji zaczęła rozpaczliwie rozglądać się na boki. Wykrzykiwała, wrzeszczała z całych sił, błagając wszystkie możliwe siły wyższe o cudowną interwencję.

Niestety nikt nie kwapił się z odpowiedzią na jej wołanie. Wokół panowała zupełna cisza, przerywana jedynie narastającym szumem i gwałtownymi wstrząsami gruntu. Z góry docierał do dziewczyny jedynie blady, pomarańczowy poblask. Ostatnie promienie gasnącego dnia.

Wtedy właśnie dostrzegła go na szczycie pagórka. Samotną, nieruchomą sylwetkę. Mężczyzna w czerni stał niewzruszony, wpatrując się w nią intensywnie. Postać emanowała dziwnym mrokiem, zupełnie jakby pochłaniała resztki światła.

Lily miała odległe, mgliste wrażenie, że mężczyzna wpatruje się prosto w nią. Choć z tej odległości nie sposób było dojrzeć wyrazu jego twarzy, to dziewczyna miała nieodparte przekonanie, że na jego obliczu gości złowieszczy, triumfalny uśmiech. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, nieznajomy zwinnie wskoczył na grzbiet czarnego rumaka. Był to koń - lecz dziwacznie rozpływający się na kształty, zlewający z pustką i falujący niczym z materii z innego wymiaru.

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

47.2K 3.5K 56
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
2.4K 63 17
Zwykła nastolatka z małego miasteczka żyje zwykłym życiem, mieszka ze swoją mamą i siostrą. Jednak co się stanie, gdy dziewczyna nagle znika, a pojaw...
65.5K 3.8K 47
Jane żyje w Coldwater- kraju, gdzie ludzie są podzieleni na rangi: albo jesteś biednym i mieszkasz we wiosce zarabiając marne grosze, albo żyjesz w s...
332K 12.8K 48
„Żyje w świecie gdzie każdy kto ukończył osiemnaście lat dostaje swojego własnego stróża. Strażnicy żyją jak normalni ludzie z tą różnicą, że zawsze...