South Park One Shot

By WOWciarka

11.3K 309 211

One shoty z south park, zajmę się shipami takimi jak: kyman style Crenny creek Bunny DOBRA PEŁNA SAMOWOLKA More

Zamówienia
~Prawda czy wyzwanie~ multiship
~Prawda czy wyzwanie~ vol.2 multiship
~Pocałunek prawdy~ kyman
~All to myself~ Crenny
~Taniec~ Kyle x Mysterion
~Wiking też może kochać~ Henrietta x Kenny
~Ja jestem tym powodem~ Creek
~Jego bluza~ style
~Walentynki~ Bunny
~Miłosna gra~ Crenny
~List~ Staig
~Śnieżyca~ Twenny
[NSFW]~Zasady~ Crenny
~To było planowane~ Stenny
~Zazdrość~ Bunny
RP
~Droga~ Crenny
~Sen~ Crenny
~Sweter~ Crutters
[NSFW] Potrzebuję cię Kenny ~Crenny~
~Impreza dla par~ Crenny
Potwór ~Crenny~

Crenny ~bratnia dusza~

97 2 3
By WOWciarka

Podobno każdy nieświadomie goni za swoją bratnią duszą, nie znając jej, nie wiedząc jak wygląda, ani nawet jak się zachowuje. W pewnym momencie życia po prostu uznajemy, że osoba z którą przeżyliśmy tyle lat jest tą jedyną i najwyraźniej jesteśmy sobie przeznaczeni.

Co jeśli jednak bratnie dusze istnieją? Co jeśli obecność tej drugiej osoby pojawia się w takich małych, niby głupich rzeczach, które wydają się nam już normalne?

Przykładowo ta muzyka, która leci w głowie bez większej przyczyny. Dlaczego akurat taka? Często przecież nawet jej nie lubię albo nawet jej nie kojarzę. Kto mógłby jej słuchać, jeśli nie ja?

Albo ta chęć zjedzenia czegoś, chociaż normalnie nawet bym nie pomyślał, że mogę mieć na to ochotę spojrzeć. Skąd ta chęć jedzenia czegoś, ale nie wiem nawet czego dokładnie? Mogę tylko podejrzewać, że jest to coś słonego albo słodkiego czy mniej więcej smak, ale skąd mam wiedzieć o co chodzi dokładnie? Skąd ta chęć na zjedzenie czegoś konkretnego, ale ciągła nieświadomość czego?

Co jeśli to bratnia dusza jest odpowiedzialna za to wszystko? Co jeśli wpieprzasz jogurt brzoskwiniowy o trzeciej nad ranem, słuchając najgorszego, tandetnego kawałka o miłości, bo twoja bratnia dusza robi to samo albo chce ci coś przekazać?

Spojrzałem na pusty plastik po jogurcie, żałując że zjadłem go aż tak szybko. Jeśli moja teoria na temat bratnich dusz jest prawdziwa, to moja druga połowa ma naprawdę dziwne potrzeby o naprawdę dziwnych godzinach. A może moja bratnia dusza jest w ciąży?

To byłoby ciekawe. Poznać kiedyś swoją bratnią duszę i okazuje się, że jest ona z kimś innym w związku, jest w ciąży, jest szczęśliwa bez ciebie. Co wtedy? Przecież nie odrzuci całego swojego życia tylko dla ciebie. Ja bym przynajmniej nie odrzucił własnego życia tylko dlatego, że pojawiła się ta jedyna, która prawdopodobnie jest moim idealnym połączeniem. Co jeśli by nam nie wypaliło? Miałbym wrócić od tak do poprzedniego życia?

Tak się da?

- Kenny, co ty robisz? - spytała zaspana brunetka, która weszła do kuchni ocierając oczy ze zmęczenia - Wiesz, która godzina?

- Coś około trzeciej - odparłem spokojnie, miażdżąc plastikowe opakowanie i wyrzucając je do kosza - Co się stało, że nie śpisz?

- Słuchasz Eda Sheerana o trzeciej nad ranem? - zignorowała moje pytanie, sięgając po czystą szklankę z szafki i nalewając do niej wody z kranu - To chyba ostatnie czego bym się po tobie spodziewała.

- Moja bratnia dusza ma najwyraźniej duszę romantyczki - wzruszyłem ramionami, patrząc na młodszą siostrę - I zepsuty zegar biologiczny.

- To rzeczywiście twoja idealna połówka, bo nawet w tym się zgadzacie - uśmiechnęła się ciepło, dopijając wodę i odstawiając szklankę do zlewu - Oboje nie potraficie spać.

- Ale ja jej nie budzę, aby zacząć jeść jogurty w środku nocy.

- Ty ją budzisz tylko po to, aby posłuchać Elvisa Presleya - skomentowała brunetka, zakładając ramiona na piersi - Nie wiem czy to dużo lepsze.

Wywróciłem oczami, gasząc światło w kuchni i wychodząc z Karen z kuchni. Nie ważne jak bardzo chciałbym od tego uciekać, miała rację. Ktokolwiek jest po drugiej stronie, ma równie przejebane ze mną, co ja z nią.

Każdy ma swoją bratnią duszę, ale nie każdy wierzy w to aż tak bardzo. Niektórzy uznają to za czysty przypadek, że nucą z partnerem tę samą piosenkę, inni uznają to za uśmiech od losu, a jeszcze inni uznają że oni nic nie słyszą i wszystkich powinno się wysłać do psychiatryka, jeśli słyszą jakąś muzykę w głowie.

Craig jest jedną z osób, której nie ważne ile dowodów by się dało, nie wierzy w bratnie dusze. Siedzimy razem na angielskim, więc mam wiele okazji, aby podyskutować z nim na nadzwyczaj ciekawe tematy, jakimi jest między innymi "dlaczego w dekalogu jest napisane 'nie zabijaj' skoro na codzień sami zabijamy miliony bakterii, a lekarze pozbywają się jeszcze większej ilości małych stworzeń. Co ze szczurami w trakcie deratyzacji? A pająkami? Chyba nie chcesz się pozbyć Aleksandro, prawda Craig? To dobry pająk".

Wtedy Craig z trudnością powstrzymuje się od śmiechu, starając się utrzymać poważną minę i odpowiada, że nie chciałby się pozbyć Aleksandro, a cała reszta zabijania polega na wyborze mniejszego zła.

Angielski to jedna z moich ulubionych lekcji, jest luźno, można rozmawiać z ludźmi na skomplikowane tematy egzystencjonalne (nawet jeśli chodzi o to czy ryba jest w stanie przeżyć w klatce dla ptaków), a czasami nawet nauczycielka daje się zagadać czy włączy nam jakiś śmiechu warty kahoot.

Mówię o angielskim, bo znajduje się w sali od angielskiego, czekając na dzwonek. Przede mną kartka wypełniona bazgrołami i odpowiedziami na jakiś sprawdzian z bodajże matmy.

Sala powoli się wypełniała ludźmi, którzy rozmawiali między sobą radośnie, wymieniając się historiami o tym co wydarzyło się u nich wczoraj czy dzisiaj czy nawet miesiąc temu. Przypominało mi to wszystkie dni kiedy czekałem na przystanku autobusowym z przyjaciółmi, idąc razem z nimi do podstawówki. Wszystkie dni, kiedy rozmawialiśmy na lekcjach czy między nimi, wszystkie kłótnię między Cartmanem, a Kylem, wszystkie śmiechy i głupie żarty.

To brzmi jakby poumierali.

Nie, po prostu chodzimy do różnych szkół. Jasne, mogłoby się wydawać, że nie ma wielkiego wyboru w South Parku, że masz dwie szkoły na krzyż, z czego jedna jest podstawówką.

W sumie to tak jest, ale jakimś wielkim cudem dostałem się do szkoły w Denver. Tak, w Denver! Ja!

Niewiele zrozumiałem z tego jak się to wydarzyło, że jestem w tej szkole. Coś tam przypadek, coś tam nauka, coś tam stypendium i tak trafiłem do akademika, a rodzinę odwiedzam w weekendy i na święta.

- Wyglądasz jakbyś całą noc nie spał - skomentował Craig, rzucając swój plecak na ziemię i siadając obok mnie.

- Moja bratnia dusza naprawdę bardzo chciała słuchać Elvisa Presleya i jeść jogurty o chorej godzinie - wyjaśniłem, podnosząc wzrok z pomazanej kartki prosto na nastolatka, który na samo wspomnienie o bratnich duszach wywrócił oczami.

- Ja wiem, że w środku nocy najlepiej słuchać muzyki i w ogóle, ale nie spodziewałbym się po tobie, że będziesz słuchać akurat Presleya - skomentował wrednie, opierając łokieć o ławkę - A do tego jogurt? Serio?

- Pytaj mojej bratniej duszy - odpowiedziałem, ale teraz już bardziej z chęcią zirytowania Craiga, niż podkreślenia że bratnie dusze istnieją. Chłopak coś jedynie fuknął pod nosem w odpowiedzi - Myślisz, że jeśli gitara mogłaby czuć, to cierpiałaby za każdym razem jak się na niej gra?

- A ty cierpisz za każdym razem jak gadasz?

- Skąd wiesz, że nie? Może tak naprawdę cierpię za każdym razem jak otwieram usta, ale się poświęcam - przyłożyłem dłoń do czoła, dramatyzując aktorsko - Craigory, zero w tobie współczucia. Ja tu się dla ciebie poświęcam, a ty takie coś. Miałem w tobie większą nadzieję.

- Gdyby cię bolało gadanie, pewnie połowa świata odetchnęłaby z ulgą, że jest w końcu cisza.

- Weź, bo się jeszcze zarumienię - położyłem dłonie na swojej klatce piersiowej, zbliżając się do nastolatka - Tęskniłbyś za moim gadaniem, przyznaj.

- Do niczego się nie przyznam bez mojego prawnika - zaśmiał się, spokojnie dając mi oprzeć się o jego ramię.

- Ja jestem twoim prawnikiem - podniosłem się szybko, obracając do niego przodem i kładąc dłoń na jego ramieniu - Słuchaj wygramy tę sprawę. Mów to co Ci podpowiada serce, a resztę jakoś ogarniemy.

- Oskarżający i prawnik w jednym?

- Zapomniałeś o sędzi.

- Oskarżający, prawnik i sędzia w jednym? - poprawił, z trudnością powstrzymując uśmiech który wchodził na jego twarz.

- I twój przyjaciel.

- Teraz to już zmyślasz. Nie wierzę, abyś był czterema osobami na raz, musisz się zdecydować - żartował, kręcąc głową jakby naprawdę zastanawiał się nad tym czy mi wierzy. Craig może się taki na codzień nie wydawać, może przez niektórych nawet być uznany za gburowatego, a jego monotonny głos nie zawsze przypada innym do gustu, bo wyraża za mało emocji. Według mnie jest to tym bardziej zabawne, kiedy stara się opowiedzieć żart i robi to z tak poważną tonacją, że wybuchasz śmiechem zanim skończy mówić.

- No dobra, więc tak naprawdę jestem księżniczką, smokiem i... Twoim najlepszym przyjacielem - rzuciłem po chwili zastanowienia, zyskując w odpowiedzi uniesioną brew z tym głupim półuśmiechem - Co, przesadziłem?

- Bądźmy bardziej realni. Smokiem? Tylko smokiem? A nie jakimś dowalonym smokiem z różnymi mocami?

- Smoki są już dowalone z różnymi mocami. Są czarodziejskie i zieją ogniem - wyjaśniłem, w duchu ciesząc się z tego, że jedyne czego uczepił się Craig to smoka. Chcesz być księżniczką i najlepszym przyjacielem? Spoko, ale SMOK? Serio SMOK? Słuchaj mordo, tutaj rysujemy granicę, nie będziesz smokiem bez fajnych mocy.

- To nie są przerośnięte jaszczurki, które czasami potrafią ziać ogniem?

- Są, ale mają moce i są świetne - broniłem ulubione fantastyczne zwierzęta Karen, na których kiedyś miała obsesję - I nie wszystkie zieją ogniem. Są też takie, które mają moce innych żywiołów. Nie oglądałeś "Jak wytresować smoka?"

- Też mam młodszą siostrę McCormick, oczywiście że oglądałem - powiedział, jakby to było oczywiste. Na moją obronę, Craig nie wydaje się być typem osoby, która ogląda bajki z młodszą siostrą.

- Jestem w takim razie urażony twoją wiedzą na temat smoków. A do tego księżniczki smoków na pewno byłyby jeszcze lepsze i ciekawsze niż zwykłe smoki. Na pewno mają więcej mocy i umiejętności.

- To ludzkie księżniczki mają większą moc i umiejętności?

- Mają kasę i władzę, to jest ich moc - oparłem się o oparcie krzesła - A smoki są do tego smokami z wyższych sfer, więc na pewno mają jakieś większe moce.

- Dobra, a co ci daje bycie moim najlepszym przyjacielem, skoro jesteś już i księżniczką i smokiem? - zapytał spokojnie, a ja wyprostowałem się, kładąc dłonie przed sobą, jakbym był gotowy na to pytanie od urodzenia.

- Mam podwładnego, którego mogę chronić i rozmawiać o czym chcę, oczywiście z wzajemnością. Nasza relacja ustawia nas na równi, chyba że jesteśmy przy królu smoków. Wtedy wybacz, ale musisz udawać, że jesteś moim podwładnym.

- Skąd pomysł, że pierwszy lepszy złodziej będzie dobrym towarzystwem? - uśmiechnął się z widoczną rozkminą w oczach. Więc Craig wybrał klasycznie bycie złodziejem.

- Smoki są w stanie rozpoznać czyste serca. Wiem, że nie zrobiłbyś mi krzywdy umyślnie - dzwonek zadzwonił oznajmiając rozpoczęcie lekcji. Nie znaczy to wcale, że przestaniemy rozmawiać w najbliższym czasie, nie. To oznacza po prostu rozmowę czymś na wzór szeptu w trakcie robienia banalnych zadań z angielskiego.

- Jakim cudem mnie przekonałeś do bycia twoim przyjacielem, wasza wysokość? - zapytał scenicznym szeptem, patrząc na nauczyciela który wszedł do sali i zaczął sprawdzać listę obecności.

- Chciałem cię zjeść, ale byłeś zbyt przystojny, więc cię zostawiłem przy życiu. Potem ze strachu nie mogłeś się ruszyć, więc zaczęliśmy rozmawiać o tym dlaczego nucę jakąś znaną ci piosenkę i dlaczego ona według ciebie ssie, trochę tak jak w rzeczywistości - uśmiechnąłem się, mówiąc magiczne "jestem" po usłyszeniu swojego nazwiska.

- Bo nuciłeś "shape of you", proszę cię. Jak można tego słuchać na poważnie?

- Rozpoznałeś tę piosenkę po trzech nutkach, najwyraźniej ty tego słuchasz na poważnie - zauważyłem, siadając wygodniej na krześle. Craig chciał odpowiedzieć coś mądrego albo może wścibskiego i wrednego, ale zrezygnował z tego, kręcąc głową.

- Już się tak nie szczerz, McCormick. Dalej uważam, że twój gust muzyczny to dno.

- Odezwał się władca i pan gustu muzycznego - odprychnąłem w odpowiedzi, opierając policzek o swoją dłoń.

- Nie masz nic do gadania, słuchając Edka. Jeszcze Elvisa jestem w stanie zaakceptować, ale Sheeran? Poważnie? Szanujmy się.

- Foch, Tucker. Obrażam się na ciebie i na Twoje spaczenie muzyczne - wyciągnąłem dłoń w jego stronę - Mów do ręki.

Craig parsknął śmiechem, a jego zielone oczy rozbłysły radością. Można byłoby powiedzieć, że małe iskierki szczęścia wypełniały całe jego tęczówki i radowały cały świat swoim spojrzeniem.

- Nie śmiej się, to poważny foch - patrzyłem na przyjaciela, samemu z trudnością utrzymując powagę i granie obrażonego za taką błahostkę - Widzisz? Jestem na ciebie tak zły, że zapomniałem, że miałem do ciebie nie mówić.

- Wybacz, jaśnie pani - wydusił z siebie przez śmiech, kłaniając się w moją stronę - Pozwól, że twój nadworny przyjaciel i złodziej, skłoni się księżniczce smoków w pół i będzie błagać o wybaczenie poprzez prezent ze swej sakwy.

- Prezent? - zdziwiłem się, patrząc jak Craig szuka czegoś w swojej kieszeni, a potem wyjmuje... Swój własny środkowy palec skierowany w moją stronę - Ha. Ha. Bardzo śmieszne.

- Nie, nie. Księżniczko, to podarek z dalekiej... Krainy, której nazwy nie jestem nawet w stanie wymówić, bo jest tak skomplikowana. Tubylcy trzymali ten skarb w świątyni, schowany w wielu skrzyniach zamkniętych na czternaście spustów. To musiał być dla nich bardzo ważny artefakt, którego nie możemy nawet pojąć - złapał mnie za dłoń, udając że podaje mi swój własny środkowy palec - A teraz podarowuję go tobie, jako błaganie o wybaczenie.

- Oh zacny złodzieju - "przejąłem" prezent w swoją dłoń, patrząc na swój własny środkowy palec, jakby był najbardziej niesamowitą rzeczą na jaką mogłem w tej chwili patrzeć - Twoje błagania zostaną wysłuchane. Zasługujesz na moje wybaczenie.

- Nawet jeśli jestem spaczony muzycznie? - zapytał jak najbardziej sarkastycznie był tylko w stanie. Nie przejąłem się tym, chowając środkowy palec do kieszeni bluzy.

- Naprawię to w tobie - obiecałem, szturchając łokciem o jego rękę - Wskaże ci drogę do dobrej muzyki.

- Jeśli uważasz swoją muzykę za dobrą to najwyraźniej świat stanął do góry nogami.

- Myślisz, że zauważylibyśmy, jeśli świat byłby do góry nogami? - zapytałem, opierając się łokciami o ławkę - W końcu grawitacja i te sprawy.

- Zauważylibyśmy pod względem temperatury - mruknął po chwili zamyślenia - Chyba, że jesteś na samym średniku, wtedy nic się dla ciebie nie zmieni.

Lekcja mijała, czas upływał jak piasek przez palce. Cały czas doszukiwaliśmy się nowego tematu z Craigiem, co szczerze nie było aż tak trudne. Znalezienie nowego tematu dyskusji było prawie równie łatwe co oddychanie. Przebywanie z Craigiem w jednej przestrzeni było równie proste co oddychanie, zacznijmy od tego. Lubię spędzać z nim czas.

Ale lekcja angielskiego musiała kiedyś się skończyć, a my musieliśmy iść w swoje strony. Po głowie chodziła mi nieśmiała, cicha melodia jednej z bardziej tandetnych piosenek Eda Sheerana.

Dopiero dwa dni później znowu zobaczyłem się z Craigiem. Było to na długiej przerwie, na szkolnej palarni.

Moja bratnia dusza śpiewała coś o byciu w stresie, ale szczerze nie kojarzyłem piosenki. Słyszałem tylko jej krótki kawałek i nie byłem w stanie powiedzieć jaki ma tytuł.

W środku nocy znowu miała fazę na jedzenie jogurtu brzoskwiniowego, słuchając top 10 romantycznych piosenek, ale tym razem bardziej w stylu "Heather" niż "Can't help falling in love". Moja bratnia dusza najwyraźniej została w jakiś sposób odrzucona przez swoją miłość.

Nie przejmuj się duszyczko, wierzę że niedługo się spotkamy i nie będziesz musiała dłużej płakać. Będziesz na mnie skazana do samego końca świata.

Stanąłem obok wyższego nastolatka, który zapalał zapalniczką swojego papierosa i spojrzał na mnie z uniesioną brwią. Zaciągnął się patyczkiem śmierci i dmuchnął mi rakotwórczym dymem prosto w twarz.

- Znowu nie masz swoich, McCormick? - zadał jakże retoryczne pytanie, wyciągając kolejnego papierosa z kieszeni. Był na mnie przygotowany.

- Kierowniku, królu złoty, poratuj papierosem - uśmiechnąłem się, biorąc papierosa z dłoni przyjaciela i zbliżając czubek do czubka zapalonego papierosa w ustach Craiga. To zdanie miało wystarczająco dużo powtórzeń.

Zaciągnąłem się, odpalając przy tym swój kijek raka. Dym wypełnił moje płuca, nikotyna przedostawała się do każdej części mojego ciała, dając mi odczucie ulgi i spokoju.

Wypuściłem dym przez nos.

- Już zadowolony? - zapytał sarkastycznie chłopak, opierając się o budynek i nie czekając na moją odpowiedź - Dawno cię tutaj nie widziałem.

- Trzy dni to już "dawno"? - zaciągnąłem się papierosem, następnie strzepując popiół z końca papierosa - Nie widziałem, abyś schodził więc nie przychodziłem. Miałem stać sam i czekać na cud, że ktoś da mi jednego?

- Chcesz mi powiedzieć, że mogłem w ciebie rzucać tymi wszystkimi papierosami, a i tak byś je podnosił i nawet podziękował? - półuśmiech na twarzy Craiga wydawał się ociekać zamyśleniem.

- Nie przewidziałeś chyba tego, że zawsze mogę zabrać tego, którego już zapaliłeś - zauważyłem, patrząc jak zgrabnie chłopak otrząsa popiół z papierosa na ziemię.

- To już uzależnienie, McCormick.

- Nie pierdol, Tucker. Nie wiedziałem - patrzyłem na każdy najmniejszy ruch Craiga, sposób w jaki zaciągał się papierosem, w jaki jego szczęka się ruszała, jak jego oczy leniwie zmieniały punkt zainteresowania z ziemi przed sobą na mnie. Craig robił wszystko na swój własny sposób, ale nie w tym sensie, że przez to pokazywał swój bunt przeciwko społeczeństwu, bardziej w taki sposób, że sam się uczył i nie potrafił zrobić tego dokładnie tak jak na filmach, ale naprawdę się starał.

Wyglądało to trochę jakby niezdarne dziecko próbowało udawać, że paluszek w jego dłoni to papieros. To było całkiem fascynujące, tyle lat udawania że pali, tyle lat palenia, a on dalej robi to jak małe dziecko, które może tylko się z tego śmiać i udawać.

- Bo się jeszcze zakochasz - mruknął Craig, uśmiechając się do mnie cieplej, jeszcze raz zaciągając się papierosem.

- Moje serce należy tylko do mojej bratniej duszy - oznajmiłem dumnie, na co nastolatek wywrócił oczami znużony.

- A ty znowu o tym.

- Bo nie mogę uwierzyć, że Ty w to nie wierzysz. Na pewno słyszysz często w głowie muzykę, nie znasz jej tytułu, ani do końca brzmienia, na pewno często masz ochotę na jedzenie, którego normalnie za bardzo nie lubisz, na pewno czujesz że jesteś z kimś tam powiązany, że jest Ci ktoś przeznaczony - upierałem się przy swoim, zakładając ramiona na piersi, dając papierosowi palić się bez mojej pomocy.

- Co mi z tej całej wiary? Co z tego, że mogę mieć swoją bratnią duszę, skoro to może nie być osoba, w której się zakochałem teraz i chcę z nią być teraz? - zapytał z wyrzutem, unikając mojego wzroku. Błądziła gdzieś wzrokiem, udając wielkie zainteresowanie popiołem spadającym z jego papierosa.

- Zakochałeś się?

- Tego nie powiedziałem.

- Jak ma na imię? - uśmiechnąłem się szeroko, zbliżając o krok bliżej do przyjaciela, który oparł się teraz już plecami o ścianę - Która skradła ci serce, Tucker?

- Nie twój interes, McCormick - syknął przez zęby, dalej uciekając wzrokiem gdziekolwiek, gdzie mnie nie było. Oj tak szybko od tego nie ucieknie.

- Daj chociaż pierwszą literę jej imienia. Kto jest w twoim typie, Craigory? Dawaj, chcę wiedzieć która ci się spodobała, która skradła serce wielkiej kamiennej ściany! - naciskałem, starając się znaleźć w obrębie wzroku Craiga.

- Nic tak nie uzyskasz.

- Tylko jedna literka, proszę cię Craigstopher. Co ci zmienia jedna literka? Wiesz ile imion się zaczyna na jedną literę? Setki!

- K - zielone oczy w końcu skupiły się na mnie - Jego imię zaczyna się na "K". Zadowolony?

- Nawet nie wiesz jak bardzo - odparłem usatysfakcjonowany, opierając się obok Craiga i gasząc swoją resztkę papierosa - Więc jakiś gość na literę "K".... Na początku pomyślałem o Kelly, ale ona to nie on, więc może... Kevin?

- Wiedziałem, że myślisz że nie mam standardów, ale żeby aż tak? - uniósł brew, również dokańczając swojego papierosa i gasząc go na ziemi - Odpuść, on i tak tego nie ogarnie, nawet jeśli ktoś powiedziałby mu to prosto w twarz.

- Brzmi jak debil.

- Jest debilem - uśmiechnął się bardziej rozluźniony i zaczął iść w stronę szkoły - Ale rozbawia mnie jak nikt inny.

- Zakochałeś się w debilu, bo cię rozbawia? - zapytałem zniesmaczony - A co z "Mam standardy, McCormick, ble ble ble Kevin fe?"

- Bo mam standardy! - odparł przez śmiech, otwierając przede mną drzwi - Które nie obejmują Kevina Stoleya w żadnym możliwym kierunku i możliwości.

- To może mój brat, Kevin?

- Ilu znasz jeszcze Kevinów?

- To nie jest odpowiedź.

- Kenny, wiesz już wystarczająco dużo o mnie i powiedziałem Ci wystarczająco dużo, abyś domyślił się o kim mówię - powiedział niezadowolony, wywracając oczami i wchodząc za mną do szkoły - Jak połączysz parę faktów, to wszystko ci się rozjaśni.

- Dobra rekonesans - zastanowiłem się głębiej, idąc na równi z Craigstopherem - Imię na K, jest to chłopak i znając twój gust jest to blondyn, bo z jakiegoś powodu z reguły są to blondyni.

- Tajemnicą w takim razie pozostanie dlaczego pierwsza osoba o której pomyślałeś to Kevin - zaśmiał się prześmiewczo, wdrapując się po schodach naszej cudownej szkoły.

- Znam tę osobę? - zapytałem, przeszukując w głowie swoją kartotekę uczniów, jacy pasują potencjalnie do opisu możliwego crusha.

- Może - wzruszył ramionami, chowając dłonie do kieszeni - Może nawet znasz tę osobę lepiej niż inni.

- Niski, trzęsie się jak paralityk, uzależnienie od kawy?

- Tweek nie zaczyna się na "K", Kenny - spojrzał na mnie z uniesioną brwią, zatrzymując się na trzecim piętrze - Mówię ci, nawet jeśli byś się dowiedział to nie domyśliłbyś się, ani mi nie pomógł. On tego nie ogarnie i nie załapie.

- Bo nie mówisz mu tego tak jak trzeba! Jeśli się zakochałeś, pokaż to. Okaż mu wsparcie, pokaż że zawsze jesteś obok, daj mu coś co sprawi, że będzie o tobie myśleć, pokaż że myślisz o nim, praw mu komplementy, zaproś go na nawet zwykły spacer po parku, gdzie będziecie rozmawiać o wszystkim czy nawet iść w ciszy blisko siebie, takie małe gesty, które mogą znaczyć cały świa... Dlaczego tak na mnie patrzysz?

- Robisz coś po szkole? - wypalił, kompletnie ignorując moją dobrą radę, jakby nie zależało mu na niej, jakby sam wiedział lepiej.

Sukinsyn.

- Miałeś zaprosić go, a nie mnie.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - wredny uśmiech nastolatka zrobił się szerszy, bardziej dumny z siebie niż przedtem. W takim tempie to on niczego nie osiągnie.

- Nie, nic nie robię po szkole - odparłem zrezygnowany.

- Chcesz iść ze mną do parku? Na "zwykły spacer"?

- Miałeś zaprosić na spacer JEGO, tę osobę, która ci się podoba Craigory - założyłem ramiona na piersi, a cudowna muza zrozumienia powoli wpływała do mojego nadzwyczaj tępego umysłu.

Oh.

- Dawaj, załapiesz w końcu -  powiedział nadzwyczaj cierpliwie, skupiając na mnie całą swoją uwagę - Pójdziesz ze mną na zwykły spacer po parku gdzie będziemy mogli rozmawiać albo iść w ciszy obok siebie? - podpowiadał mi, zakładając ramiona na piersi. Czułem się jak ostatni debil. Stałem, mając ochotę wyklinać swój własny tępy umysł, swój debilizm i to jak ciężko szło mi załapanie czegoś tak prostego, czegoś tak oczywistego.

Imię na K? Jest.

Blond włosy? Są.

Spędzanie razem czasu? Każdy angielski!

Debilizm? Najwyraźniej.

- Oh - szepnąłem bardziej sam do siebie niż jako odpowiedź. Moja wiara w samego siebie padła na kolana i zaczęła płakać w rytmie Roty - Ale co z...

- Bratnią duszą? - dokończył za mnie Craig, unosząc jedną z krzaczastych brwi wyżej. Pokiwałem głową, czując jak serce bije mi tak mocno, że mógłbym je usłyszeć, jeśli bym się naprawdę skupił - Nie uważasz, że nie ma to teraz różnicy? Nie znasz jej, jeśli się pojawi i się zakochasz, to i tak do niej pójdziesz, a teraz możesz po prostu wyjść ze mną gdziekolwiek, spędzić razem czas i mieć gdzieś cały świat.

Craig wziął głębszy wdech.

- Czy tak nie jest ciekawiej? - zapytał, chowając dłonie do kieszeni i odwracając gdzieś wzrok na bok - Że możesz sam wybrać to w kim się zakochasz? Z kim będziesz? Czy to nie jest bardziej magiczne, kiedy dwoje ludzi uznaję, że pasują do siebie i chcą spróbować niż jakaś wyższa siła, która mogła ci przypisać bratnią duszę na chybił trafił? - zacisnął na chwilę usta, zastanawiając się nad tym co chce powiedzieć.

Serce skakało mi do gardła, w jednej chwili chciało mi się płakać, w drugiej nie byłem w stanie się ruszyć i patrzyłem jedynie na Craiga obok którego przechodziło setki ludzi z naszej szkoły, który wydawał się być niepewny i ukrywać to pod maską nonszalancji.

- Nie zakochałem się w tobie, bo uważam że jesteś moją bratnią duszą. Jeśli jesteś? To super, jeśli nie? To nie szkodzi. Zakochałem się w tobie, nie dlatego że możesz słuchać tej samej muzyki co ja w tym samym czasie w głowie czy dlatego, że moglibyśmy mieć ochotę na to samo jedzenie, jeśli byłbyś moją bratnią duszą. Zakochałem się w tobie, bo jesteś... Sobą. Zawsze jak wchodzisz gdzieś to pokój się od razu rozświetla - zielone oczy znowu skupiły się na mnie - Bo śmiejesz się z najgorszych żartów, bo rozśmieszasz mnie i rozmawiasz ze mną, nie patrząc na mnie jak na kogoś na jedną noc, tylko jak na drugiego człowieka, z którym lubisz rozmawiać.

Łza spłynęła po moim policzku, gardło mi się boleśnie zaciskało.

- Nie chcę wierzyć, że mógłbym się w tobie zakochać tylko dlatego, że moglibyśmy być sobie przeznaczeni. Chcę wierzyć, że zakochałem się w tobie, bo każda odklejona od rzeczywistości rozmowa z tobą, jest czymś do czego lubię wracać i jestem ciekaw kolejnych tematów. Chcę wierzyć, że zakochałem się w tobie, bo cię poznałem i chcę poznawać dalej. Chcę słuchać z tobą muzyki na jednych słuchawkach, iść z tobą na lody czy na to śmieciowe żarcie, które zawsze zachwalasz, chcę słuchać o tym co zrobiłbyś, gdybyś był księżniczką smoków czy cokolwiek innego wymyślisz, chcę poznać twoją rodzinę, chcę poznać być chociaż małą częścią twojego życia, nawet jeśli jako przyjaciel czy gość z którym siedzisz w ławce na angielskim.

To nie sen, to nie może być sen, prawda? Zacisnąłem dłonie na tyle mocno, aby odczuć ból i upewnić się, że się nie obudzę.

To się działo naprawdę.

- Nie chcę być kimś z kim jesteś zmuszony być, bo tak nakazał los czy cokolwiek. Chcę być kimś komu... Możesz zaufać. Wyjść na papierosa, porozmawiać.

- Chodźmy po szkole na spacer po parku, słuchając muzyki na jednych słuchawkach, jedząc lody, nie patrząc na to, że jest zima - wypaliłem, pewnie przerywając w słowotoku Craiga - Jeśli masz czas po szkole.

Wysoki chłopak chwilę stał w oniemieniu, zastanawiając się nad tym co się właściwie dzieje. Otwierał parę razy usta i zamykał je, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. W końcu kąciki jego warg uniosły się ku górze.

- Mam czas po szkole - odpowiedział takim tonem, jakby jego własne serce się topiło. Moje też, nie był w tym sam. Pewnie z tą różnicą, że moje serce szalało jak głupie, próbując wyskoczyć z klatki piersiowej i w trakcie się topiło - Kończę o 15.

- Będę czekać przy bramie - zapewniłem go, czując jak moje nogi są jak z waty - To ten moment w którym powinienem odejść, mówiąc że muszę iść do sali, ale tak mnie wbiło w ziemię, że nie jestem w stanie się ruszyć, więc to ty musisz być pierwszy który pójdzie pod salę.

Craig parsknął śmiechem, brzmiąc jak chrumkająca świnia. Pokręcił głową i poszedł bez większego pierdolenia w stronę sali gdzie miał mieć lekcje, zrównując się idealnie z dzwonkiem.

Przeżycie w skupieniu następnych lekcji to była dla mnie tragedia. Nie byłem w stanie przestać myśleć o tym co się stało w trakcie jednej przerwy, wszystko przewijało się w mojej głowie jak nierealny film w którym byłem głównym bohaterem.

A do tego na ostatniej lekcji po głowie chodziła mi piosenka, której nigdy przedtem nie słyszałem, kojarzyłem jej melodię, słyszałem głównie jedno zdanie, ale nie przypominałem sobie słuchania tej piosenki.

"I guess I love your stupid face" tekst piosenki, która się mnie uczepiła na całą godzinę, rysując po brzegach kartki bliżej nieokreślone bazgroły. Serce mi cały czas waliło, kiedy uświadamiałem sobie jak blisko spotkania z Craigiem jestem, jasne minuty się dłużyły, nie mogłem się doczekać, ale jednocześnie przerażało mnie to. Jak może wyglądać takie spotkanie? Czy czegoś ode mnie oczekuje? Co ja do niego czuję? Jak nazwać to co do niego czuję?

Craig jest dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie. Uwielbiam spędzać z nim czas, chociaż nie zdarza się bardzo często, abyśmy spotykali się poza szkołą. Uwielbiam z nim rozmawiać, jest otwarty na każdy scenariusz rozmowy, uwielbiam słuchać jak rozgaduje się na temat kosmosu czy Red Racera. Nerd.

Chyba też rozgryzłem tonację jego głosu? Każdy mówi, że jest monotonna, ale jeśli się wsłuchać to naprawdę łatwo jest rozróżnić emocje, jakie odczuwa w trakcie tego co mówi. Wiele też mówią jego oczy i nos.

Tak, nos. Craig ma dziwny sposób marszczenia nosa przy tym jak mówi albo się śmieje. Coś niesamowitego i na swój sposób atrakcyjnego.

Ale co ja do niego czuję? Jakiej relacji oczekuję? Nie chcę go skrzywdzić, mówiąc za szybko że go kocham. Co jeśli to co czuję nie jest miłością?

Dzwonek zadzwonił, wyciągając mnie z niewiarygodnego mętlika myśli i zrzucając mnie prosto do dziury zwanej "ja pierdolę pomocy".

Po głowie zaczęła coraz głośniej grać ta sama piosenka co wcześniej, z naciskiem na jedno zdanie, które byłem w stanie nawet zanucić, chociaż nigdy nie słyszałem tej piosenki. Moja bratnia dusza chyba się w kimś zakochała albo chce mi przekazać, że jestem większym debilem niż myślałem i to co czuję jest równie oczywiste co uczucia Craiga do mnie.

To zbyt skomplikowane.

Stanąłem przy wyjściu ze szkoły, czekając na wysokiego przyjaciela, którego głową w 90% przypadków wystawała ponad tłum ludzi idących do domów. Stresowałem się, strasznie się stresowałem.

Piosenka w mojej głowie zmieniła się pierwszy raz od dobrej godziny.

"He is a teen, a teenager in love~".

Dzięki bratnia duszo. Pomocne. Bardzo pomocne. Mam ochotę jeszcze bardziej zrzucić się z piątego piętra, aby nie zastanawiać się nad tym co się dzieje, co czuję, czego oczekuję, jak widzę Craiga. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym tak głęboko! Nigdy nie myślałem, że będę musiał zastanawiać się nad tym czy kogoś kocham, po prostu uznałem że jak spotkam bratnią duszę to będę o tym wiedział, zakocham się bez zastanowienia od pierwszego wejrzenia.

W moim uchu znalazła się słuchawka, z której rozbrzmiała głośno piosenka, która chodziła mi po głowie. Zamrugałem parę razy, zastanawiając się skąd wzięła się słuchawka w moim uchu i jaka szansa była na to, że usłyszę właśnie tę piosenkę która chodziła mi po głowie.

- Neon Trees - wyjaśnił Tucker, pokazując mi wybraną piosenkę na swoim telefonie. Kawałek nazywał się "teenager in love". Spojrzałem na przyjaciela, czując że serce robi w mojej klatce piersiowej salta.

- Myślałem o tej piosence - powiedziałem, starając się utrzymać absolutny spokój, aby nie wskakiwać w jakieś głupie przekonanie, że Craig jest moją bratnią duszą. Przecież bym to zauważył, nie?

Nie?

Dobra, nie zauważyłbym. Nie ogarnąłem, że to we mnie się zakochał, a chciałem  zauważyć że mógłby być moją bratnią duszą. Jasne.

- Niezły zbieg okoliczności - przyznał spokojnie Craig, wskazując głową kierunek w który będziemy razem iść. Nie chciałem, aby słuchawka wypadła mi z ucha, więc musiałem w jakiś sposób dorównywać kroku Craiga tak szybko, aby być jego jak najbliżej. Okazuje się jednak, że dzielenie słuchawek, jakkolwiek romantycznie to brzmi, nie jest wcale wygodne.

Wiem, też się zdziwiłem, że mając słuchawki na kablu i idąc za chodzącym drzewem, może być ciężko utrzymać słuchawkę w uchu.

- Tak do niczego nie dojdziemy - zatrzymał się w końcu Craig, patrząc na mnie rozbawiony. Patrzyłem na niego, czując się jakbym właśnie odbył największą walkę o życie - Za wolno chodzisz.

- Ja za wolno? To ty masz nogi jak żyrafa i nie mogę cię dogonić.

- Mam cię wziąć na barana czy dalej chcesz biegać za mną jak pies? - uniósł brew, doskonale pewnie znając już odpowiedź. Craig Tucker proponuję mi, że weźmie mnie na barana, takie rzeczy dzieją się raz na nigdy.

- Czy dzisiaj jest dzień dobroci dla zwierząt? - zapytałem, patrząc jak nastolatek obraca się do mnie tyłem i schyla się na tyle, abym mógł wskoczyć mu na plecy - Jeśli tak, niech trwa wiecznie.

- Po prostu nigdy nie byłeś ze mną na spacerze, matole - odparł jakby to było coś codziennego i złapał mnie za uda, abym na pewno nie spadł.

- Aha, czyli bierzesz na barana pierwszą lepszą osobę, która pójdzie z tobą na spacer? - złapałem za ramiona chłopaka, słysząc jak muzyka w słuchawkach przechodzi płynnie na jakiś tani, romantyczny, trochę melancholijny ton. Starałem się utrzymać swoją tonację w jak najbardziej urażonym tonie, chociaż oboje wiedzieliśmy że nie można było tego brać na poważnie.

- Oczywiście, bo przecież tyle osób chodzi ze mną na spacery. Mój kręgosłup, aż się łamie z radości za każdym razem jak słyszy tę propozycję - zaczęliśmy iść, dużo wolniej niż przedtem, ale hej! Teraz to nie ja chodziłem, tylko ktoś mnie nosił, więc jest to absolutna wygrana. Teraz możemy iść nawet tempem ślimaka lub żółwia, a i tak będę zadowolony.

- Nie powiesz mi, że Clyde przynajmniej raz nie wybłagał cię o to, abyś przeniósł go gdzieś na barana.

- Brzmisz, jakbyś był zazdrosny.

- Oczywiście, że jestem zazdrosny. Nie miałem wcześniej okazji skorzystać z Tucker Express. Wiesz ile przez to straciłem? Cały świat mogłem zwiedzić, ledwo co się ruszając! Tyle możliwości, tyle zmarnowanych okazji - nawijałem, a Craig zaczynał się śmiać.

- Tucker Express ma ograniczone możliwości, McCormick - powiedział przez śmiech, kierując nas do jednej z uliczek w parku. Rozglądałem się po otoczeniu, widząc je z kompletnie innej perspektywy. Wszystko wydawało się takie małe i odległe, a to była różnica tylko kilkunastu centymetrów od mojej typowej perspektywy świata.

- Świat z twojej perspektywy jest śmieszny - przyznałem, splatając ze sobą palce na klatce piersiowej Craiga, aby nie musieć tak mocno trzymać jego ramion - Wszystko wydaje się małe i z dala od zasięgu ręki.

- Wiesz, mając 150 centymetrów wzrostu na codzień, nie dziwię się teraz twojemu zdziwieniu - zaśmiał się radośnie chłopak, obrywając w klatkę piersiową.

- Mam metr siedemdziesiąt dziewięć, dziękuję bardzo.

- No przy krasnalu ogrodowym tak może Ci się wydawać.

- Prosisz się o guza, Tucker - nie byłem w stanie powstrzymać głupiego uśmiechu, który właził mi na twarz mimowolnie. Czułem się jak w chmurach, nie musiałem chodzić, czułem lekkość, nieokiełznaną radość i chęć spędzania czasu z tym człowiekiem, który rozbawia mnie najgłupszym z możliwych żartów, który przeruchany jest na każdy możliwy sposób.

- Przypomnij sobie kto tu kogo nosi, McCormick.

- Wybacz, jaśnie panie, świetle na niebie, królu nad królami, ostojo życia i powód do kontynuowania żywotu, wasza wysokość, wasza miłościwość, to się już nie powtórzy - zapewniłem, słysząc kolejne parsknięcie śmiechu, które naprawdę starał się ukryć przez zaciśnięcie ust.

- Ostojo życia?

- Proszę mi wybaczyć, wasza wysokość, czy tytuł się nie zgadza z wielkiej wysokości preferencjami? - zapytałem, starając się samemu nie wybuchnąć ze śmiechu. Klatka Craiga drgała pod moimi dłońmi przez trudność powstrzymania parsknięcia z radości - Uznałem, że wasza miłość jest ostoją życia dla własnych podwładnych.

- Ja mam podwładnych?

- Na pewno masz, każdy władca ma swoich poddanych. Chyba, że właśnie chcesz mi powiedzieć, że wcale nie jesteś szanowanym władcą i to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem? - oparłem brodę o ramię chłopaka - Całe moje życie straciłoby sens, całe 40 lat służby, u jej królewskiej mości!

- Nie masz nawet 20 lat, a służyłeś mi 40? Nieźle, miałem sługę plemnika.

- Nie bierzesz tego na poważnie, Tucker!

- Wybacz, ah wybacz, najdroższy sługo, który najwyraźniej jest jedynym moim podwładnym o którym wiem.

- Królu najmilszy, jak możesz tak w ogóle myśleć - westchnąłem teatralnie, przykładając wierzch dłoni do czoła - Ja twoim jedynym podwładnym? Tyle lat kłamstw, jak mógłbym Ci teraz zaufać? Skąd mam wiedzieć kiedy mówisz prawdę, skąd wiedzieć że ty to ty? Ah Craigory, Craigory, czemu ty jesteś Craigory? - zmieniałem na własne potrzeby tekst "Romeo i Julii", wiedząc że jeśli Szekspir by to usłyszał, w grobie by się poprzewracał.

- Bo rodzice mnie tak nazwali? - spytał trochę zdezorientowany, patrząc na mnie z głupim uśmiechem - Nigdy świadomie cię nie okłamałem, Kenny. Możesz mi ufać, że ja to ja, że tobie mówię tylko prawdę w którą sam wierzę.

- Czyli sam siebie okłamujesz.

- Z tego co mówisz po swoich czterdziestu latach służby? Słuchaj, najwyraźniej oboje żyliśmy w błędzie.

- Co z ciebie za król, skoro nawet królowej nie masz?

- Porwałem księżniczkę smoków, która wierzy, że służyła mi przez 40 lat, uważam że to dobra alternatywa królowej - poprawił mnie na swoich rękach, stając tyłem do ławki, aby mnie na niej postawić.

- Czyli to był podstęp, abyśmy wzięli ślub! - stanąłem prosto na ławce, patrząc jak Craig obraca się do mnie przodem i patrzy na mnie chwilę sceptycznie. Uniósł potem dłoń do klatki piersiowej i dramatycznie się ode mnie odsunął.

- Tak, to był tylko i wyłącznie podstęp - przyznał, nie zmieniając nawet przez chwilę tonacji swojego głosu - Chciałem zabrać cię do swojego zamku, zmusić do małżeństwa, jednak dowiedziałeś się o tym za wcześnie. Ah samotność, Oh biedny ja, jakie to przykre, bla bla bla - myślałem, że wybuchnę śmiechem przy absolutnym braku gry aktorskiej ze strony Craiga. Nie starał się nawet czegoś wymyślić, nie wysilał się aby nadawać tonacji głosu emocji, co sprawiało, że jego przedstawienie było dziesięć razy śmieszniejsze.

- Jak mogłem dać się tak złapać - odparłem aktorsko, sięgając dłońmi w stronę Craiga - Twój urok i czar musiały na mnie za dobrze zadziałać, bo nie chcę od ciebie uciekać, chcę przy tobie trwać królu złodziei.

- Nie rzuciłem na ciebie żadnego czaru, księżniczko. Wszystko co czujesz to tylko i wyłącznie ty - odpowiedział nastolatek, łapiąc mnie za dłonie i całując ich kostki z czułością. Skłamałbym jeśli powiedziałbym, że moje serce na chwilę się nie zatrzymało, że nie podskoczyło mi do gardła, sprawiając że zapomniałem słów, nie wiedziałem co powiedzieć, miałem kompletną pustkę w głowie.

Chłopak jedynie uśmiechnął się zwycięsko, widząc moje oniemienie i puścił moje dłonie, aby usiąść na ławce, na której cały czas stałem. Zajęło mi chwilę, zanim opadłem na tyłek, czując dalej ciepło ust na swoich zmarzniętych dłoniach.

- W życiu nie słyszałem, abyś był aż tak długo cicho - przyznał Tucker, patrząc na mnie z troską - Wszystko gra?

Spojrzałem na swoje dłonie, na miejsce gdzie jego usta dotknęły mojej skóry, serce w mojej klatce piersiowej robiło fikołki, a ja zastanawiałem się czy potrafię jeszcze oddychać. Chyba oddychałem, nie? Jakoś musiałem jeszcze żyć, więc musiałem oddychać, serce musiało bić i cokolwiek ciało musi jeszcze robić, aby żyć.

Czułem żar, który rozgrzewał moje dłonie. To był tylko delikatny, niewinny pocałunek w ręce, co w tym takiego? Nic nowego, nic wielkiego, normalna środa, nie ma co przeżywać, każdemu się zdarza.

- Kenny?

- Normalna środa! - wypaliłem bez zastanowienia, aby powiedzieć cokolwiek. W głowie strzeliłem samego siebie po mordzie. Już mogłem się nic nie odzywać.

- Jest czwartek.

- Czyli normalna środa. Jest środowa środa i normalna środa, czyli czwartek - gdzie ja mam jakiś wyłącznik? Czy mogę sam siebie w jakiś magiczny sposób zamknąć? Niech mi ktoś zaklei usta, zanim wypowiem następne słowo, bo aż jest mi siebie samego szkoda.

- Wtorek w takim razie jest nienormalną środą? - kontynuował naszą głęboką rozkminę, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu. Jabłko Adama na jego szyi delikatnie drgało przy każdym wydechu czy przy przełykaniu śliny.

- Wtorek jest przedłużeniem poniedziałku - wyjaśniłem, nie mając większej argumentacji niż "zaufaj mi, wiem co mówię". Craig jednak nie wnikał w argumentację, uznawał to za jedną z normalniejszych rozmów między nami albo po prostu za mało się przejmował, aby pytać dlaczego tak uważam.

- Piątek pewnie jest piątkiem, sobota zgaduję że też, ale niedziela? Przedponiedziałek?

- Przedponiedziałek - przytaknąłem po chwili zastanowienia - Najgorszy dzień tygodnia.

- Zdecydowanie środowa środa jest gorsza niż przedponiedziałek.

- Środowa środa nie jest, aż tak zła! W przedponiedziałek myślisz już tylko o tym co się będzie działo w poniedziałek i przedłużenie poniedziałku, niektórzy wtedy się najwięcej uczą i nikt nie czerpie większej radości z  samego wolnego, bo każdy jest zajęty - na to miałem więcej argumentów dlaczego niedziela jest gorsza od środy, niż dlaczego nazywamy je przedponiedziałek i środowa środa.

- Środa jest gorsza, nie jesteś blisko ani weekendu, ani czegokolwiek, po prostu środek pracy. W przedniedzielę z reguły się kacuje po imprezie w sobotę, więc nie jest na tyle zła. Wolę mieć ból głowy od wypicia w przeddzień za dużo niż od braku snu i nadmiaru nauki - to... Była argumentacja z którą trudno było się kłócić. Jest w tym racji, jeśli mam umierać to wolę z myślą, że wczoraj świetnie się bawiłem, niż z myślą że wczoraj wygląda tak samo jak będzie wyglądać jutro.

- Dobra, punkt dla ciebie Tucker, ale i tak ja wygrywam.

- Ty wygrywasz? A to z jakiej racji?

- Z takiej, że nigdy nie liczysz punktów, więc automatycznie otrzymuje dwadzieścia więcej niż ty, bo i tak tego nie zauważysz - uśmiechnąłem się dumnie

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Raczej tego nie dokończę, ale chciałam się tym podzielić bo ten one shot jest dość blisko mojego serca

Continue Reading

You'll Also Like

53.3K 2K 44
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
8.7K 224 27
E-Eliza S-santia Bb-boberka G-gracjan M-gawronek(Marcel) Z-zabor B-borys
55.7K 6.1K 52
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
1.4M 67.3K 38
Melody Grant to studentka trzeciego roku zarządzania. Kiedy traci swoją ukochaną pracę, jest zmuszona poszukać nowej. Dostaje posadę asystentki jedne...