Stowarzyszenie X

By kingerspisze

19.3K 1.7K 6

Co jeśli któregoś dnia okaże się, że całe twoje życie to kłamstwo? Adam zawsze czuł, że jest w nim coś innego... More

Przepowiednia nibiryjska
Wymowa imion, nazwisk, przydomków, słów
Prolog
1
2
3
4
5 (1/2)
5 (2/2)
6 (1/2)
6 (2/2)
7
8
9
10
11 (1/2)
11 (2/2)
12
13
14
15
16
17
18
19
21
22
Podziękowania, kolejne publikacje z serii itd.

20

72 31 0
By kingerspisze

Wieczorem Keji wymienił z Oloneirem kilka wiadomości. Doszli do porozumienia, że paru osobom należą się wyjaśnienie. Udało się zebrać wszystkich członków X ze szkoły, włącznie z Julie, Philipem i dyrektorem Barnesem. Oloneir upierał się, aby zaprosić też Jordana, który akurat tu dodarł. Spotkali się w jednej z klas w szkole jakiś czas przed pierwszą lekcją.

– Co to za ważny powód, że ściągasz nas wszystkich o szóstej rano w poniedziałek? – spytał Peter. – I co tu robi Mason? Bo z tego, co wiem, nie należy do X.

Widać było, że Jordan chciał coś odpowiedzieć, ale się powstrzymał, jakby wiedział, że dyskusja niczego dobrego tu nie wniesie.

– Czemu zwołałeś na jutro spotkanie X? – zapytała Patricia.

– Zaraz wszystko wyjaśnimy – zapewnił Keji.

– „My"?

– Wybaczcie lekkie spóźnienie – odezwał się Oloneir, który zmaterializował się w sali, powodując lekkie zamieszanie wśród przybyłych.

– Co... właśnie...? – próbowała wydusić z siebie pytanie Julie.

– Tak, mam supermoce, wielkie mi halo! – zaczął, po czym entuzjastycznie klasnął w dłonie, ignorując fakt, że ludzie wciąż przetwarzają to, co przed chwilą zobaczyli. – Dobra, przejdźmy do rzeczy, bo mamy przynajmniej dwa poważne problemy – stwierdził Oloneir, od razu podchodząc na tablicy. – Obecnie sytuacja wygląda tak... – Zaczął, szkicując na lewej stronie tablicy Słońce i orbity planet Układu Słonecznego do Marsa włącznie, uwzględniając orbitę Nibiru. Następnie dwukrotnie narysował Ziemię i Nibiru, w dwóch różnych punktach orbit. W jednym z układów te dwie planety, wraz ze Słońcem stanowiły linię prostą. – Słońce zasłania Nibiru, ale to nie potrwa wiecznie. Według moich obliczeń za sto pięćdziesiąt trzy dni Nibiru będzie widoczne gołym okiem na niebie. W ciągu maksymalnie kilku dni ludzie zwrócą na to uwagę...

– I to aż taki problem? – spytał Barnes.

– Nie – przyznał Oloneir. – To początek problemu. W tym samym czasie szacowana liczba kataklizmów na Ziemi spowodowana bliskością Nibiru wzrośnie do około trzech tygodniowo. Szacunkowo dwieście sześćdziesiąt jeden dni później uskok San Andreas aktywuje się i sprawi, że niemal cała Kalifornia runie do oceanu. Wszystko, co się tam znajduje, San Francisco, Los Angeles i inne znikną w ciągu kilku minut. I uwierzcie mi, to dopiero początek. Kataklizmy będą się nasilać, wybuchnie chaos, a wtedy, za sześćset trzydzieści dziewięć dni licząc od dzisiaj, Nibiru znajdzie się w tym miejscu. – Narysował duży punkt na Układzie Słonecznym, nieco w bok i minimalnie powyżej punktu oznaczającego Ziemię. – A Ziemia tu – dodał, dorysowując punkt niemalże stykający się z tym symbolizującym przyszłe położenie Nibiru, dopisując obok, ile dni dzieli ich od tego momentu. – Najbliższe położenie na kolejne trzy tysiące sześćset lat.

– Czyli ludzie naprawdę będą musieli dowiedzieć się o Nibiru? – spytał Jake.

– Tak. I prawdopodobnie w najgorszy możliwy sposób – stwierdził, i od liczby dni poprowadził kolejną strzałkę. – Czy to wszystko doprowadzi nas do końca świata? – spytał, pisząc na tablicy drukowanymi literami „KONIEC ŚWIATA", po czy postawił przed tym określeniem znak zapytania. – Możliwe, że nie. Natomiast to, czego jesteśmy dziś niemal pewni, to...

Napisał na tablicy „INWAZJA NIBIRU" i podkreślił kilkukrotnie.

– Co?! – spytali wszyscy niemal jednocześnie.

– Żartujesz sobie?! – spytała Patricia.

– Chciałbym.

– Mamy niemal całkowitą pewność, że to jest powód, dla którego mój ojciec mnie tu przysłał – odparł Keji.

– To nie ma sensu – stwierdził Barnes. – Nie na tym polegają działania wywiadowcze...

– Soeres chce, aby Keji przejął władzę nad Ziemią – wyjaśnił Oloneir. – Ale to naprawdę nie jest nasz największy problem.

– Boże drogi... – wymamrotała Julie.

– Co może być gorszego od inwazji obcych? – spytał zaniepokojony Peter.

– Połączenie jej z tym – stwierdził Oloneir, wskazując na narysowaną przez siebie postać z jaszczuropodobną głową z wystającym długim językiem, po czym zaczął pisać obok tego rysunku.

– Co to ma być? Dinozaur? – spytał Philip.

– Wybacz, że nie jestem wybitnym malarzem – skomentował Oloneir. – Ale to nie dinozaury.

– Tylko nie mów, że to repti... – zaczął Barnes, ale Oloneir szybko mu przerwał.

– Gorosi! – Wskazał na rysunek. – Zwani na Ziemi jako reptilianie. W dużym skrócie. Żyli na Nibiru, ale ich wyrzuciliśmy. Potem współpracowali z nami przy projekcie Atlantaes i zakończyli projekt, powodując epokę lodowcową. Niemal pięćset lat temu dokonali inwazji na planetę zwaną Cyrion. Około siedemdziesięciu lat temu przegrali i byliśmy pewni, że wszyscy wyginęli. Myliliśmy się. Na ten moment potwierdziliśmy obecność trzystu dwudziestu siedmiu z nich na Ziemi, z czego dwudziestu dziewięciu zajęło miejsce polityków, a pięciu z nich prezydentów i liderów państw.

– Jak to „zajęło miejsce"? – spytał niepewnie Jake.

– Są zmiennokształtni, ale żeby się w kogoś zmienić, potrzebują energii. Zdobywają ją wysysając życie z istoty, w którą się zmieniają, a potem zajmują jej miejsce – wyjaśnił Jordan, który dopiero teraz po raz pierwszy się odezwał.

– Skąd ty niby o tym wiesz? – zapytał go Philip.

– Bo X nie jest jedyną organizacją na Ziemi założoną przez obcych.

– Co?!

Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać, a Keji przewrócił oczami i spojrzał na Oloneira. Kompletnie nie tak to sobie wyobrażał.

– Cisza! – krzyknął, licząc, że to uspokoi ludzi. Podziałało.

Oloneir spojrzał na niego z uznaniem. Jeszcze nie tak dawno temu Keji nie odważyłby się podnieść głosu na ludzi, aby zwrócić na siebie ich uwagę.

– W związku z tym, co mówiłem wcześniej – zaczął Oloneir. – Mam amulety chroniące przed Gorosami. Chcę, żebyście je wzięli i dali swoim rodzinom. Reszta X dostanie je jutro na zebraniu. Mnie tam nie będzie, bo wracam na kilka dni do domu, na Cyrion. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle jeszcze się zobaczymy...

– To twoje pożegnanie? – spytał zaskoczony Peter.

– Nasze pożegnanie – poprawił go Keji.

– Co? – wymsknęło się niemal niesłyszalnie Julie.

– Po co było to wszystko, skoro wyjeżdżacie? – dopytywał Peter. – Mieliśmy tu robić konspirację przeciwko Rinorowi i Soeresowi.

– I nadal będziemy to robić, ale w innej formie. Nie wszystko możemy przewidzieć – stwierdził Oloneir. – O tym, że Gorosi mogli przetrwać, dowiedziałem się dwa miesiące temu i długo chciałem wierzyć, że to nieprawda. Miesiąc temu potwierdziliśmy pierwszy przypadek. Teraz szykujemy się nie na jeden atak, a na dwa. I o ile praktycznie co do dnia możemy przewidzieć, kiedy uderzy Soeres, o tyle przy Gorosach nie mamy żadnych informacji poza tym, że faktycznie takie coś planują. Musimy się tym zająć i będziemy was potrzebować. Nie wiemy jeszcze tylko kiedy i jak.

– Od miesiąca wiecie, że grożą nam dwie inwazje i nie macie jeszcze żadnego planu?!

– Mamy kilkanaście różnych scenariuszy. Układanie planu do każdego z nich mija się z celem.

– Po rozmowie z moim ojcem będziemy wiedzieć więcej – dodał Keji.

– Z terrorystami się nie negocjuje!

– Peter – próbował go uspokoić Oloneir.

– Wiem, że może jestem naiwny, ale wierzę, że mój ojciec nie jest bezdusznym potworem...

* * *

Konfrontacja z tymi słowami nadeszła niespełna godzinę później. Tak jak z pomocą Waltera przemieścili się z Waszyngtonu do starej szkoły, tak po spotkaniu X Cyrionczyk przeniósł Kejiego pod jeden z teleportów prowadzących na Nibiru.

– Jak się tu dostałeś? – spytał Soeres, widząc swojego syna pewnie wchodzącego do jego komnaty. – Nie powinno cię tu być!

– Nie byłoby mnie tutaj, gdybyś był ze mną szczery – odparł, może nieco zbyt ostro jak na sam początek rozmowy. Nic nie mógł na to jednak poradzić. Ta wściekłość kumulowała się w nim od dawna, ale odkąd kilka dni temu odzyskał pamięć, narosła do niepomiernych rozmiarów.

– O co chodzi? – westchnął Soeres, przekonany, że bunt Kejiego to efekt kłamstw Cyrionczyków i Oloneira.

– Zacznijmy od tego, czemu usunąłeś mi pamięć aż osiem razy i próbowałeś wmówić, że Rinor jest starszy.

Soeres spoważniał na moment.

– Kto ci nagadał takich bzdur?

– Nikt. Wspomnienia mi wróciły. Wszystkie.

Król pokręcił głową.

– Nie. Ktoś ci je zmanipulował. To pewnie sprawka tego Cyrionczyka...

– Przestań mnie okłamywać! – krzyknął Keji tonem tak przerażającym, że Soeresa na krótką chwilę wręcz zmroziło. Po tym uśmiechnął się jednak, wyraźnie dumny.

– Moja krew! – stwierdził entuzjastycznie i poklepał go po ramieniu.

Keji spojrzał na ojca nieco zbity z tropu.

– Chcę jedynie prawdy – zażądał, zdejmując dłoń ojca ze swojego ramienia. – Kto tak naprawdę jest pierwszy w kolejce do tronu? Ja czy Rinor?

– To skomplikowane.

– Ojcze, to jest bardzo proste pytanie.

– Tak, tak... – westchnął Soeres. – Oficjalnie Rinor.

– Tyle już wiem. Pytam o to, jak to powinno wyglądać.

– Cóż...

Keji pokręcił głową, nie wierząc.

– Nie potrafisz mi nawet powiedzieć w twarz, że mnie okradłeś?

– Nie okradłem. Kiedyś zrozumiesz, że zrobiłem to dla twojego bezpieczeństwa.

– Nie interesuje mnie kiedyś! Chcę to wiedzieć teraz!

– Uwierz, że nie zrobi ci to żadnej różnicy.

– W kwestii zaufania do ciebie jeszcze może.

– Rinor jasno powiedział, że wybrałeś stronę.

– I tak po prostu mu uwierzyłeś? Masz pojęcie, co zrobił? Co próbował zrobić? Co planował i może dalej planuje?

Soeres westchnął głośno.

– Rinor jest specyficzny, impulsywny...

– Pewnie ma to po tobie – stwierdził, a ojciec obdarzył go nieco zdezorientowanym spojrzeniem. – Ollie powiedział mi, co zrobiłeś ze swoim ojcem.

– To plotki i pomówienia!

– Które są jedynym, co pozwoliło mi uwierzyć, że jest w tobie choć odrobina dobra.

Soeres zaśmiał się nerwowo.

– Wróciły ci wspomnienia, a sądzisz, że zrobiłem to bezinteresownie? Wiedziałem, że krew królewska na tamtej planecie może się kiedyś przydać...

– To ma związek z tym, czemu mnie tam wysłałeś?

– Być może.

– „Być może"? Czemu wysłałeś mnie na Terrę?

Użył słowa Terra, bo wraz z powrotem wspomnień, to określenie na Ziemię wydawało mu się bardziej naturalne.

– Żebyś poznał ich kulturę, a potem stopniowo rozszerzał tam prawdę i pozytywne zdanie o Nibiru, do czego niebawem przejdziemy. Żeby ludzie nam zaufali...

– I żeby nie protestowali, kiedy wyślesz tam nasze wojska?

Soeres spojrzał na syna.

– Skąd o tym wiesz?

Keji parsknął i cofnął się o krok.

– Czyli to prawda? Planujesz zaatakować ludzi?

– Nikt nie mówi o ataku. Mówimy tu o przejęciu władzy.

Keji pokręcił głową.

– Pokojowo jej nie przejmiesz.

– Ja nie. Ty tak.

– Słucham?!

– Ludzie nie muszą wiedzieć, że to nasze statki. Wyślemy bezzałogowe. Postraszymy ich trochę, może zniszczymy kilka miast, ty odegrasz rolę wybawiciela. Oni to kochają...

– Jesteś chory! – krzyknął, aż sam przeraził się tonem swojego głosu.

Soeres zbliżył się do niego na odległość jednego kroku i spojrzał mu wściekle w oczy.

– Musisz zobaczyć szerszy obraz – odparł, próbując zachować spokój. – Zostawiliśmy ludzkość samą sobie na dwa lata i zobacz, gdzie ich to doprowadziło. – Soeres miał oczywiście na myśli nibiryjskie lata, co w ziemskim systemie liczenia czasu było odpowiednikiem siedmiu tysięcy lat. – Żyłeś z nimi, wiesz jakie są ich problemy, wady...

– Każdy musi uczyć się na swoich błędach – stwierdził Keji.

– Oni się nie uczą. Cały czas toczą wojny. Izolują się. Nie chcą się rozwijać...

– Czy Nibiru nie robi tego samego?

Soeres pokręcił głową.

– To co innego. Terrańczycy zostali zaprogramowani tak, aby służyć. Potrzebują przywódcy. Potrzebują nas. Potrzebują ciebie.

Keji parsknął i cofnął się od ojca.

– Cokolwiek sobie ubzdurałeś, nie będę dłużej częścią twojego planu.

Soeres spojrzał na niego nieco zdezorientowany. Wiedział, że się różnią, ale nie spodziewał się tego, że Keji jawnie mu się sprzeciwi.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Że odchodzę – stwierdził i zdjął z palca sygnet. Wyrwał z niego kryształ, a resztą rzucił w swojego ojca. – Nie zamierzam przyczyniać się do śmierci kogokolwiek przez jakieś twoje urojenia.

– Popełniasz błąd, synu.

– Nie – odparł Keji. – To ty go popełniłeś. Więcej niż raz.

Chciał wyjść, ale Soeres nie zamierzał mu na to pozwolić. Szarpnął syna i przytrzymując go tak, jakby był gotowy go zabić.

Keji z przerażeniem patrzył w czarne oczy swojego ojca i już wiedział, czemu ludzie skojarzyli sobie czarne oczy z demonami. To Nibiryjczycy byli demonami!

– Zrób to – rzucił prowokacyjnie. – Zabiłeś swojego ojca, więc zabicie syna nie powinno być trudniejsze.

Soeres warknął i rzucił nim tak, że przeleciał kilka metrów w powietrzu, nim zderzył się z podłogą. Keji syknął z bólu, ale chyba niczego sobie nie złamał.

– Oczekiwałem od ciebie większego szacunku. – Ostry ton sprawił, że Kejiego aż ciarki przeszły. – Jeśli teraz odejdziesz, zadbam o to, abyś nigdy nie miał prawa do tronu.

– Wolę nie mieć prawa do tronu niż zabić niewinnych!

– Gdybym wiedział, że Iris jest taka słaba, nigdy nie pozwoliłbym, żeby została matką mojego syna.

– Jednego syna? – wyłapał, dopiero teraz podnosząc się z podłogi.

Soeres parsknął.

– Chyba nie sądziłeś, że Rinor byłby od ciebie tak różny, gdyby miał tą samą matkę?!

– To kim on jest?

– Co cię to tak nagle interesuje? Zostaniesz, uznam, że mogę ci ufać... Wtedy może ci powiem. Ale skoro planujesz odejść, droga wolna.

– Więc nie boisz się już przepowiedni?

– Proszę cię, mam wierzyć, że mnie zabijesz? Ty?! – parsknął. – Widocznie się myliłem i ta przepowiednia wcale nie dotyczy nas. A teraz wynoś się stąd!

Continue Reading

You'll Also Like

113K 4.4K 34
North Beach Academy to elitarna szkoła dla oryginalnych uczniów. Nie chodzą tu wielkie umysły, dzieci polityków czy celebrytów, a młodzież z nadprzyr...
68.4K 4.3K 200
Podryw według postaci anime (͡° ͜ʖ ͡°)(͡° ͜ʖ ͡°)(͡° ͜ʖ ͡°)
11.5K 853 25
Rozpoczęte - 21.05.2021 Zakończone - 21.09.2021 Diabelski Młyn ruszył, a ja wpatrywałem się w śliczne oczy Georga. Patrzył na rozciągający się przed...
33.7K 2.1K 24
Albert Speedo jest jaki jest, ale czy ktoś kiedyś zapytał dlaczego? Być może ten chłopak kryje w sobie sporo problemów. Czy to dzieciństwo bez rodzic...