15

84 50 0
                                    

Oloneir kompletnie nie odnajdował się w tej nowej sytuacji. Naiwnie liczył, że wyznanie prawdy Kejiemu magicznie wszystko naprawi. I może nawet tak było, ale tylko przez krótką chwilę. Potem pojawił się Rinor, który mocno ograniczył ich kontakty. Oloneir wiedział, że to nic nie znaczy – że Keji nie przeszedł na stronę Rinora i Soeresa. Mimo to czuł się okropnie.

Długo już nie widział się z Kejim. Mieszkał teraz w Waszyngtonie z Thorem, z którym nie dogadywał się najlepiej. Nawet w pracowni nie miał od niego spokoju. Dlatego chodził do szkoły na Florydzie. Wykręcał się tym, że chciał mieć pewność, że Rinor nie zrobi nic Peterowi ani Jordanowi, ani nikomu innemu związanemu bezpośrednio z nim. Wolał słuchać docinków w szkole niż narzekań Thora.

Misji związanych z rolą Patrona też nie było ostatnio szczególnie dużo. Przez ostatnie dwa tygodnie interweniował ledwie raz. Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie powinien działać przy każdym zagrożeniu. Jak bohaterowie z komiksów, którzy czasem ratowali ludzi od zwykłej kradzieży torebki. Zawsze byłaby to jakaś okazja do zajęcia myśli czymś innym.

Tylko czy to faktycznie było coś, co chciał robić?

Może i z fizycznego punktu widzenia wcale by się przez to nie postarzał, ale mentalnie... To była zupełnie inna kwestia. Wystarczyło mu, że już obecnie czuł się wyalienowany, nieważne, gdzie się udał. Niewielu we Wszechświecie mogłoby go zrozumieć. Czasem zastanawiał się, skąd wynika ta jego mądrość, która wykracza daleko poza pojmowanie jego rasy. Skąd ten talent do wynalazków, który ujawnił się już we wczesnym dzieciństwie? Bał się odpowiedzi i na te pytania i dlatego ich nie szukał.

Całe to obecne położenie sprawiło, że zaczął więcej pić. Wiedział, że to mu nie pomoże, ale chciał jakoś przetrwać. Poza tym, mimo że wyglądał na starszego nastolatka, miał ponad czterysta lat. Był dorosły. Mógł robić, co tylko chciał. Tak sam siebie usprawiedliwiał.

Dostrzegł coś dziwnego – pod wpływem alkoholu potrafił kłamać. Mogło to oznaczać, że Proto miała rację, sugerując, że to właśnie alkohol może być sposobem na złamanie czaru Wisznu. To była jednocześnie dobra i zła wiadomość. Zła, bo oczywiście na Nibiru też mogli na to wpaść. Dobra, bo większość ziemskich trunków była dla ich rasy trująca.

Postanowił spróbować skupić się na fałszywej części swojego życia. Uznał, że skoro niedługo egzystencja na tej planecie diametralnie się zmieni, to chociaż na jakiś czas spróbuje poczuć się jak ziemski nastolatek.

Słowa Rinora o tym, że Oloneir jest gejem już praktycznie ucichły. Głównie za sprawą tego, że sam zainteresowany albo ignorował zaczepki, albo odpyskowywał tak, że agresorom robiło się głupio i dawali mu spokój.

Mimo to wciąż zdarzali się ludzie, którzy chcieli kontynuować temat. Na przykład Chloe Clark, która chodziła za nim od dnia jego bójki z Rinorem. Dotąd jednak skutecznie udawało mu się ją spławiać. Nie szukał przyjaciół, litości ani niczego takiego. Rozmowy z Jordanem i okazjonalnie z Peterem całkowicie mu wystarczały.

– Oliverze, poczekaj! – zatrzymała go.

– Nie szukam współczucia.

– Ja nie po to.

Oloneir przyjrzał się jej uważnie i porównał z twarzami, które widział na spotkaniu X. Nie kojarzył jej, więc raczej nie chodziło o jego związek z Nibiru.

– Więc czego chcesz?

– Jestem przewodniczącą szkolnego klubu LGBTQ i...

Oloneir parsknął. Oczywiście...

– Nie jestem zainteresowany.

– Ukrywanie tego, kim jesteś...

– Nie masz pojęcia, o czym mówisz – urwał ostrym tonem. Tak, ukrywał to, kim jest, ale nie chodziło tu o bycie gejem, a o fakt bycia czterystoletnim kosmitą. I naprawdę miał tego dość. Chciał powiedzieć ludziom prawdę, szczególnie, że zbliżało się zagrożenie. Ogromne zagrożenie.

Stowarzyszenie XWo Geschichten leben. Entdecke jetzt