Light || Louis Tomlinson

By psychoo100

57.5K 3.7K 247

Sprawiłeś, że uwierzyłam. Sprawiłeś, że znowu zaczęłam się uśmiechać. Dzięki Tobie ponownie zaczęłam kochać l... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Informacja
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Małe wyjaśnienie + Nominacja
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 6

1.4K 94 3
By psychoo100

- Powiedz mi coś o sobie- powiedział nagle.

-Co chcesz wiedzieć?- zapytałam.

-Najlepiej wszystko.- Ponownie położył się na plecach i wpatrywał się w biały sufit, słuchając tego co mu mówiłam.

-Okej. A więc. Przez większość życia wychowywałam się w domu dziecka...- zaczęłam.

-Co się stało z twoimi rodzicami?- zapytał. Zaniemówiłam. Nie spodziewałam się, że zada mi to pytanie. Nienawidziłam kiedy ludzie mnie o to pytali. Nie lubię o tym mówić. Wtedy wszystko wraca. Wspomnienia, tęsknota, ból oraz żal, że to właśnie oni musieli zginąć. Wiem, że wszyscy są ciekawi, dlaczego trafiłam do domu dziecka. I nie dziwię im się, ponieważ ciekawość ludzka nie zna granic. Ale nie mogę pojąć dlaczego nikt nie zastanawia się czy mnie to odpowiada? Czy chcę mówić o tym, co stało się tak dawno? Czy pasuje mi rozdrapywanie starych ran? Mimo tego, że to jedno małe pytanie sprawia mi tyle trudności, zawsze odpowiadałam. Tym razem również nie było inaczej.

-Zginęli w wypadku samochodowym- mruknęłam.- Wracaliśmy wtedy do domu. Tata prowadził samochód, a ja wraz z mamą siedziałyśmy na tylnych siedzeniach auta. Z naprzeciwka nadjechała rozpędzona ciężarówka...- Przed oczami stanął mi obraz tamtego okropnego wydarzenia...- Kierowca był pijany i zasnął za kierownicą. Zjechał na nasz pas, a potem... staranował nasze auto, zabijając przy tym moich rodziców...- szepnęłam. Czułam jak w moim gardle rośnie wielka gula. Zamrugałam powiekami, aby pozbyć się niechcianych łez.

-Przepraszam. Nie chciałem być wścibski- powiedział Louis. Podparł głowę na ramieniu i uważnie mi się przyglądał.

-Nic nie szkodzi. Nie przejmuj się. Zawsze tak reaguję- zapewniłam go.

-Twoja mama była tancerką, prawda?- powiedział po chwili.

-Skąd wiesz?- zapytałam zdziwiona. Skąd on o tym wie?

-Twoje nazwisko wydawało mi się znajome. Zacząłem szperać po internecie i znalazłem artykuł o twojej mamie. Widziałem ją kiedyś w telewizji. Dlatego wydawałaś mi się znajoma.- Wzruszył ramionami.- Jesteś do niej strasznie podobna- stwierdził. Nie odezwałam się. Dobra. Nie pomyślałam o tym, że mógł widzieć ją w telewizji. Ale nie sądziłam, że skojarzy mnie z nią.- Dlaczego tak w ogóle lubisz tańczyć?- Zmarszczył brwi.

-Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Po prostu to lubię. Zawsze przyglądałam się mamie jak tańczyła. Robiła to idealnie. Z taką lekkością. Po jej śmierci również zapragnęłam tańczyć. Kiedy to robię czuję z nią taką... więź. Dlatego chyba tańczę- wytłumaczyłam.- A ty lubisz tańczyć?- zapytałam zaciekawiona.

-Nie- powiedział z niesmakiem.- Nigdy nie tańczyłem i nie zamierzam tego robić. Poza tym nie jestem w tym dobry- mruknął.

-Mówisz, że nie potrafisz tańczyć. A skąd to stwierdzenie? Przecież powiedziałeś, że nigdy nie tańczyłeś.- Poprawiłam się na siedzeniu i uważnie się mu przyjrzałam. Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej i również zaczął mi się bacznie przyglądać.

-Po prostu tego nie lubię i już.- Westchnął.- I tak przypuszczam, że nie byłbym dobry. Taniec nie jest dla mnie.- Skrzywił się lekko.

-Jak uważasz.- Wzruszyłam ramionami.- Teraz ty mi coś o sobie powiedz.

-A co chcesz widzieć?- zapytał.

-Nie wiem... Najlepiej wszystko.- Zacytowałam jego wcześniejsze słowa.- Gdzie mieszkałeś? Jacy są twoi przyjaciele? Hobby? Marzenia? No nie wiem. Wszystko- wyjaśniłam.

-Okej. A więc. W Londynie mieszkam od dziecka. Moi kumple są... nawiasem mówiąc rąbnięci. Są świetni, ale często im odwala. W skrócie są najlepszymi idiotami jakich można mieć.- Powiedział, a ja lekko się uśmiechnęłam. Jeśli wszyscy są tacy jak Tony to wiem, że na pewno ich polubię.- Nie mam takiego konkretnego hobby. Jednak lubię grać w piłkę nożną... A co do marzeń...- Zamyślił się na chwilę.- Nie mam marzeń- stwierdził.

-Jak można nie mieć marzeń?- zapytałam zdziwiona. Wstałam i podeszłam do niego. Usiadłam obok na łóżku i uważnie mu się przypatrywałam.

-Normalnie. Jak widać można nie mieć marzeń.- Wzruszył ramionami.- A twoje?- Popatrzył na mnie widocznie zaciekawiony.

-Pierwsze jest takie, aby w końcu znaleźć stałą rodzinę... A inne to tajemnica- powiedziałam.

-Ej to nie jest sprawiedliwe!- fuknął oburzonym głosem, jednak widać było, że jest rozbawiony.

-Życie z reguły nie jest sprawiedliwe- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.

-Dlaczego nie chcesz powiedzieć?- Zmarszczył brwi i również jego kąciki ust podniosły się ku górze.

-A dlaczego ty chcesz wiedzieć?- Uniosłam jedną brew. Obojgu z nas chciało się śmiać, jednak pozornie zachowywaliśmy powagę.

-Bo jestem ciekaw.- Przechylił głowę lekko w bok.

-Hmmm...- Położyłam palec na ustach udając, że się zastanawiam.- Przykro mi. Jak na razie będziesz musiał żyć w niewiedzy.- powiedziałam.

-Czyli jest możliwość, że kiedyś się dowiem?- zapytał.

-Możliwe.- Wzruszyłam ramionami.- Miałeś lub masz dziewczynę?- zapytałam, tym samym zmieniając temat.

-A co?- Uśmiechnął się figlarnie.

-Jestem po prostu ciekawa.- Zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię.

-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Coś czuję, że szybko tam trafisz.- On również szturchnął mnie palcem tyle, że w brzuch.

-No to widocznie trafimy tam razem- odgryzłam się.

-Odpowiadając na twoje pytanie. Nie, nie mam dziewczyny i w sumie chyba nigdy nie miałem. Nie bawię się w związki. To nie dla mnie.- Zrobił zniesmaczoną minę.- A ty?- zapytał.

-Też nie miałam i nie zamierzam mieć.- Pokręciłam głową.- Miłość jest przereklamowana- mruknęłam.

-Widzę, że co do tego mamy jedno zdanie.- Uśmiechnął się co odwzajemniłam.- A właśnie zapomniałem ci o czymś powiedzieć... Prawdopodobnie jutro mama zabiera cię do tej twojej koleżanki... Jak jej tam? A tak Amy- oznajmił. Zapiszczałam uradowana i szczęśliwa położyłam się na łóżku, wpatrując się w sufit. Na moich ustach gościł szeroki uśmiech.

-Już się nie mogę doczekać- szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.

-Nie żeby coś, ale ona jest niebezpieczna.- Usłyszałam jego rozbawiony głos.- Wy dziewczyny jesteście za bardzo roztargnione i nie patrzycie przed siebie. Możecie przez to zabić niewinnych ludzi.- Zaśmiał się.

-To był wypadek- jęknęłam i zakryłam twarz dłońmi.- Obie byłyśmy cholernie zestresowane, a ona na dodatek była strasznie podekscytowana, że ty...- I zamilkłam. Matko... Ja i mój niewyparzony język. Świetnie!

-Co ja?- Złapał za moje dłonie i odciągnął je tak, żebym odsłoniła twarz. Podpierał się na jednej ręce, która znajdowała się tuż przy mojej głowie.

-Nie nic.- Speszona odwróciłam wzrok.

-No weź. Jak już zaczęłaś to dokończ- nalegał. Przez chwilę milczałam. Jednak po krótkim czasie ponownie na niego spojrzałam. Uważnie mi się przypatrywał.- No dawaj młoda.

-Okej.- Poddałam się i cicho westchnęłam.- Mówiła, że skoro jesteś taki... to miała nadzieję, że będziesz mieć zajebistych kolegów.- Ujęłam to wszystko w skrócie.

-Taki czyli jaki?- Uniósł jedną brew. Wywróciłam oczami.

-A jak myślisz?- Również powtórzyłam jego gest.

-Przystojny, seksowny, czarujący, atrakcyjny, boski, cudowny, dobrze zbudowany, fantastyczny, męski, niezły, zachwycający oraz pociągający?- Zapytał z uśmiechem. Na jego twarzy widoczne było rozbawienie.

-Oh czyżbyś o czymś nie zapomniał chłopaku ideale?- zapytałam sarkastycznie.

-Możliwe.- Zaśmiał się cicho.- Ale ona serio tak uważa?

-A co ty nie uważasz, że taki jesteś?- spytałam ciekawa.

-W sumie to nie.- Pokręcił głową i położył się obok mnie tak, że nasze ramiona się stykały.

-To dziewczyny nie powtarzają ci tego codziennie po milion razy?- Odwróciłam głowę w jego stronę.

-W sumie to może i powtarzają.- Zaśmialiśmy się oboje.- A ty co o mnie sądzisz?- On również odwrócił swoją głowę w moją stronę, dzięki czemu mogliśmy się na siebie patrzeć.

-Ja? Okej. Przyznaję jesteś niczego sobie. Jesteś zabawny co mi się w tobie podoba. Na początku trochę mnie krępowałeś, jednak to się zmieniło... ale jest coś jeszcze co... mnie w tobie niepokoi.- przyznałam szczerze.

-Serio?- zapytał.- Co to takiego?

-Sama nie wiem.- Westchnęłam cicho.- Jednak jak na razie przeważają twoje dobre cechy.- Dodałam z uśmiechem, który odwzajemnił.- Zmieniając temat...co lubisz robić w wolnym czasie?- spytałam.

-Na pewno chcesz wiedzieć?- Zmrużył oczy rozbawiony.

-Tak.- Pokiwałam entuzjastycznie głową.

Resztę wieczoru jak i nocy spędziliśmy wspólnie na rozmowie oraz wzajemnym poznawaniu siebie. Wbrew pozorom rozmawiało mi się z nim wspaniale i jak na razie świetnie się dogadujemy. Nie obyło się bez żartów, śmiechów, jak i nabijaniu się z siebie nawzajem.

***

-Czas wstawać słońce.- Usłyszałam delikatny głos Jay. Powoli podniosłam powieki, po czym leniwie przetarłam oczy. Ziewnęłam oraz przeciągnęłam się.- Czas do szkoły.- Posłała mi ten swój przyjazny uśmiech, który nie sposób nie odwzajemnić.- Jak się spało?- zapytała.

-Dobrze. Bardzo dobrze- powiedziałam szczęśliwa. Jak na razie ten dzień zaczął się wspaniale, a to tylko dlatego, że wiedziałam, że już za niedługo spotkam się z Amy. Uh... Tak strasznie za nią tęsknię.

-Słyszałam, że nieraz miewasz koszmary. Czy wszystko było dobrze?- Popatrzyła na mnie uważnie.

-Tak. O dziwo ostatnio nie miewam koszmarów.- Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco.

-To dobrze.- Zobaczyłam na jej twarzy wymalowaną ulgę.- Przygotuj się i zejdź na śniadanie- powiedziała po czym wyszła, tym samym zostawiając mnie samą. Zwlekłam się z łóżka i biorąc po drodze ciuchy powędrowałam do łazienki. Przebrałam się, umyłam zęby, zrobiłam lekki makijaż i kiedy w końcu byłam gotowa zeszłam na dół. Poszłam do kuchni, gdzie siedział Louis, Jay oraz jakiś starszy pan. Przypuszczam, że to Mark. Ojciec Louis'a.

-Witaj Meg. Jak się spało?- powiedział przyjaznym głosem.

-Dzień dobry. Dobrze.- odpowiedziałam po czym przysiadłam się do stołu. Mama Louisa dała mi talerz z kanapkami.

Jedliśmy i rozmawialiśmy w miłej atmosferze. Przy nich czułam się... akceptowana? Tak. Chyba tak to można nazwać.

Kiedy zjedliśmy posiłek Louis i ja poszliśmy ubierać się do szkoły. Założyłam buty oraz kurtkę i wzięłam plecak.

-Louis kotku proszę zabierz również Meg- krzyknęła z kuchni Jay.

-Okej- odkrzyknął.- Chodź- zwrócił się do mnie. Wyszliśmy i poszliśmy do jego auta. Całą drogę spędziliśmy w ciszy.

-Do zobaczenia później- powiedział do mnie.

-Do zobaczenia- odpowiedziałam i wyszłam z samochodu. Poszłam w kierunku budynku szkolnego. Kiedy byłam już przy samym wejściu, podbiegła do mnie jakaś blondynka.

-To ty jesteś tą nową?- zapytała chłodno. Okej. Już widzę, że chyba nie będziemy się lubić.

-Tak- powiedziałam.

-Nie, że coś do ciebie mam, ale radzę ci się trzymać od Louis'a z daleka- warknęła. Zatrzymałam się i spojrzałam na nią zdziwiona.

-Jednak widzę, że coś do mnie masz- prychnęłam.- Co wam to przeszkadza, że chociażby się do niego odezwę?- Zmarszczyłam brwi.

-Nie jesteś z tej ligi kochana. Ktoś taki jak ty... Nie nadaje się dla niego.- Uśmiechnęła się szyderczo.- Nie zadzieraj ze mną. Mówię po raz ostatni. Trzymaj się od niego z daleka- syknęła.

-Widzę, że twój poziom inteligencji jest bardzo „rozwinięty".- Zrobiłam cudzysłów w powietrzu.- Dla twojej wiadomości ja z nim mieszkam. W jednym domu, pod jednym dachem. To chyba logiczne, że będę się z nim widywać. Wiesz troszkę trudno spełnić twoje wymagania- warknęłam.- Gdyby nie to...spoko postarałabym się. Jednak jak widać nie mogę- powiedziałam już spokojniej. Wściekła przyglądała mi się spod przymrużonych powiek.

-To, że jesteś sierotą nie znaczy, że będziesz miała tutaj taryfę ulgową. I sądzę, że w końcu Louis też przestanie zgrywać wobec ciebie „miłego chłopca".- Zrobiła cudzysłów.- Mam nadzieję, że szybko zobaczysz jaki jest naprawdę... Miłego dnia.- Uśmiechnęła się sztucznie po czym poszła.

-Byłby miły, gdybyś się nie pojawiła i mi go nie zniszczyła- mruknęłam bardziej do siebie niż do niej. Przez chwile wpatrywałam się w zamknięte drzwi, chcąc się chociaż trochę uspokoić. Usłyszałam dzwonek dlatego weszłam do środka i od razu skierowałam się do swojej szafki. Słyszałam, że wszyscy wokoło szeptali i byłam pewna, że na mój temat. Nienawidzę tej szkoły! Kiedy włożyłam książki i chciałam zamknąć szafkę, ktoś zrobił to za mnie i zatrzasnął mi ją przed nosem.

-Co znowu?!- warknęłam i gwałtownie odwróciłam się do osoby stojącej obok.

-Widzę, że ktoś jest nie w humorze.- Zaśmiał się Tony.- Co tam Meggi? Pójdziemy się przejść?- zaproponował.

-Śpieszę się na lekcje- bąknęłam cicho i go wyminęłam.

-Ej no... Młoda nie daj się prosić.- Położył rękę na moim ramieniu.

-Nie teraz Tony! Nie mam czasu! Daj mi spokój...- Strzepnęłam jego dłoń i przyśpieszyłam koku. Szukając odpowiedniej klasy, nie zauważyłam leżącego na ziemi plecaka, przez co potknęłam się i wylądowałam na zimnej podłodze.

-Nic ci nie jest?- Tony pomógł mi wstać.

-Nie nic- mruknęłam.- Przepraszam za moje chamskie zachowanie.- Westchnęłam.

-Nic nie szkodzi. Masz po prostu zły dzień. I ja ci go potem poprawię.- Uśmiechnął się tym swoim zniewalającym uśmiechem i pstryknął mnie palcem w nos, dzięki czemu od razu stałam się weselsza.- Chodź młoda zaprowadzę cię do klasy, bo widzę, że sama nie dasz rady.- Zaśmiał się i oplótł mnie ręką w pasie.

***

Usiadłam sobie na dziedzińcu pod drzewem. Kręciło się tu dość dużo osób ponieważ była przerwa obiadowa. Wyjęłam sobie książkę i zaczęłam czytać od momentu, na którym wcześniej skończyłam.

-Co się dzieje?- Usłyszałam znajomy głos.- Jesteś strasznie smutna. Nie lubię jak ludzie są smutni.- Westchnął Tony.

-Co się dzieje?- Spojrzałam na niego i uniosłam brwi.- W sumie to nic. Nie licząc tego, że prawie cała szkoła mnie nienawidzi, wszystko jest w jak najlepszym porządku- powiedziałam sarkastycznie.

-Jak to cię nienawidzi?- zapytał zdziwiony.

-Wszyscy się mnie czepiają o to, że mieszkam z Louis'em...- Westchnęłam.- I że nie mam swojego domu...- dodałam ciszej. Nabrałam powietrza po czym powoli je wypuściłam.

-Ej nie przejmuj się. Oni na początku wszystkich się tak czepiają. Uwierz. Jak pierwszy raz tu przyszedłem miałem przerąbane. Dosłownie. Ale teraz jak widzisz... Jestem znany i lubiany. Muszą cię po prostu poznać i przyzwyczaić - powiedział uspokajająco.- A teraz podnieś swoją seksowną dupkę i chodź ze mną.- Na jego twarzy malowało się rozbawienie. Wstał i podał mi rękę, dzięki czemu ja też się podniosłam.

-Jesteś wspaniały.- Zaśmiałam się. -Dzięki, że poprawiłeś mi humor.- Uśmiechnęłam się co odwzajemnił.- I jeszcze coś.. patrzyłeś się na mój tyłek?- zapytałam rozbawiona.

-Tak. Jestem facetem. To normalne... I uwierz nie tylko ja uważam, że jesteś niezłą laską.- Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Cieszę się, że go spotkałam. Przynajmniej dzięki niemu mogę się uśmiechać...

***

-Louis zabierz Meg do Amy, dobrze? Bo ja muszę jechać do pracy- poprosiła go Jay.

-A tata nie może? Miałem inne plany- jęknął.

-On też ma dużo pracy. Proszę cię Loui. Tylko ten jeden raz- poprosiła.

-Okej...- zgodził się.- Chodź- zwrócił się do mnie. W mgnieniu oka byłam ubrana, a po chwili byliśmy już w drodze. Już nie mogę się doczekać, aż ją zobaczę... Tak cholernie za nią tęsknię....

Continue Reading

You'll Also Like

44.5K 1.7K 108
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
11.2K 626 44
Vivienne Stonewall, 16 letnia dziewczyna, przenosi się do szkoły swojego brata, Caleb'a, czyli do Akademii Królewskiej. Tam poznaje grupę przyjaciół...
5.6K 290 19
Co gdyby to Hailie wychowała się z ojcem a chłopcy z Gabrielą? Co gdyby to oni stracili matkę? Co gdyby Hailie miała córkę w wieku 19 lat? Co gdyby t...
57.6K 3.1K 111
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...