Kołomyja

By suspendu

5.4K 231 537

Ubylinka to wieś położona w zachodniej części Wołynia. Zamieszkiwana zarówno przez Polaków, jak i Ukraińców... More

Słowem wstępu
Я до тебе козака, ти до мене польки
до (не)волі з неволі
Zaręczyny
Wesele
Родина
Wieści
Konfrontacja
Co nieuniknione
Gość dom, Bóg dom
Наслідки
Powiew cywilizacji
Zapoznanie
Konspiracji ciąg dalszy
Postęp
Rewanż
Przetasowanie
Nowe plany
Choroba Wasi
Misja: Czerwiński
Kolęda
To tylko plotka
Na jarmarku
Jasieńko
Maska spada

Cоветские братья

178 11 19
By suspendu

- Słuchasz, Piotrek?

Wspomniany młodzieniec wydał zirytowane sapnięcie. Siedział oparty o ścianę, naprawiając niedawno zdobyty erkaem. Jego dłonie monotonnie pociągały za wycior, powoli pracując nad przywracaniem zapasowej lufie blasku.

- Zapytałem o coś. Nie nauczyli cię żadnych manier gamoniu?

Całym sercem chciał wstać i coś odkrzyknąć. Jednak pora dnia, a także (i może przede wszystkim) pogoda odciągały go od wizji kolejnej tułaczki ku bezdomności. Panujący w izbie ziąb, wilgotny, przypominał o nieprzyjemnych warunkach klimatycznych. Matka siedziała okryta ciepłymi pledami, coś tam wyszywając.

- Nauczyli. Samiście uczyli - mruknął, przypominając, że na jego charakter nakładają się rodzicielskie wysiłki mężczyzny. - Kontynuujcie.

Ojciec, zadowolony ze zdobytej uwagi, zaciągnął się cygaretem, i ćumnął obłok dymu.

- Tak jak mówiłem. Nie wierzę, że wybrali na sołtysa tego łajdaka, Łomaczenkę. Po prostu nie. On nawet po polsku słowa nie umie! A w powiecie nas przecie tak mnogo.

Łomaczenko był jednym z bardziej znanych Ukraińców Ubylinki. Co prawda nie stanowił zagrożenia z perspektywy ukraińskiego podziemia: o to się martwić nie trzeba było. Był jednak zagorzałym komunistą.

- Nie umie - zgodził się chłopak, zbierając w garść rowki tombaku z pocisków przed sobą. - Tak jak większość Ukraińców....na przykład ci, którym sprzedałeś Marię - dodał oskarżycielsko.

-O, to jest to. To jest twój problem, Piotrek. Szukasz zwady. Po kiego temat zaczynasz?

- Bo się tym przejmuję - warknął Piotrek, zaciskając uścisk na lufie. - Bo się tym, cholera, przejmuję. Ale tobie wszystko jedno, co z nią teraz!

– Nie bucz! Siostrę ci uratowałem.  Powinieneś uklęknąć, i dziękować, i prosić, bym te..

Chłopak zamknął oczy. Próbował pomyśleć o czymś, co go ostudzi.

- Słuchaj ty mnie!- ojciec upomniał się ze złością.

- Przecież słucham! - odwrócił się w jego stronę całkowicie. - Sowiety ścigają wszystkich, tyle że Polaków najbardziej, więc ją przed nimi ukryłeś! Szkoda tylko, że nie pofatygowaliście się sprawdzić, komu ją dajecie!

Ojciec dmuchnął na niego dymem. - Dobrze wiem do kogo nasza Marysia poszła. Wołodymyr to mój dobry druh, poznaliśmy się jeszcze za młodu, na..

- Nie o niego chodzi. Tylko jego syna!

-Aaa, Wasieńko? - Pan Kruszyński spojrzał w dał, przywołując w pamięci spotkania z młodym Ukraińcem. Co prawda był nieco cichy, i twarz miał wiecznie pokrzywioną, ale nic mu zarzucić nie mógł. - To dobry chłopak.

Piotrek spojrzał na ojca z niedowierzeniem.

- Wariat ją zabije, nim Ruscy w ogóle znajdą coś w aktach!

- Piotruś, co ty mówisz - matka szczerze zdziwiła się z krzesła. - Przecież taki uprzejmy był. I taki mądry, historie zna, jak ty. Dogadalibyście się..

Chłopak wydał z siebie odgłos oburzenia, na co westchnęła. - Rozmawiałeś z nim co chociaż?

- Nie rozmawiał- wtrącił ojciec, mierząc żonę porozumiewawczym wzrokiem. - Ale jak zawsze najmądrzejszy.

Piotrek zaśmiał się histerycznie. - Znam go lepiej, niż wy wszyscy razem wzięci, stary durniu. Maria też!

Ojciec uniósł cienką brew, ignorując coraz gorętszy język syna. - Ano? Skąd niby?

Chłopak otworzył usta, ale szybko zamilknął. Nie mógł przecież powiedzieć ojcu, w co wciągnął Marię. W co byli zaangażowani.

W ten oto sposób zmuszony był kryć Wasyla. Powstrzymał się więc od odpowiedzi i zamiast tego cisnął przetyczką z nieco większą siłą, niż było trzeba.

- Tak myślałem- zakpił gospodarz. - Skończ brednie pleść. To nie ma być małżeństwo marzeń, tylko azyl.

- To nie znaczy, że muszę się z tego cieszyć. Przecież ona jest nieszczęśliwa! I ja jestem nieszczęśliwy! I matka! Jakim prawem możesz się cieszyć!

Ojciec spiorunował go wzrokiem niczym niewypowiedziana przestroga.
- Oczywiście, że chciałbym mieć Marysie tutaj - powiedział, smutniejąc. -Ale najważniejsze jest jej życie. Moje uczucia nie mają znaczenia.

- Jej też, najwyraźniej -  syknął Piotrek.

Gospodarz westchnął. Już miał coś odrzec, lub ponownie rozważyć okno życia, gdy coś usłyszeli.

Donośny hałas pochodził z pola.

Cała trójka wymieniła się spojrzeniami. Potem powoli wstali z zajmowanych miejsc i podeszli do okna. Gospodyni pociągnęła za róg firanki, by zobaczyć, co się dzieje.

Zauważyli wolno toczącą się, dwukonną furmankę. Z daleka można było zobaczyć siedzących na niej ludzi w enkawudowskich mundurach. 

Wszyscy z trwogą, jakby zamrożeni, patrzyli na szosę.

Zaskakująca to była godzina. Zwykle przyjeżdżali w nocy, około 3-4 nad ranem, robiąc to jak najciszej, by zaskoczyć spokojnie śpiącego chłopa. 

Nadeszła wreszcie godzina, którą tak desperacko próbowali odwlec.

- Szybko - odezwała się kobieta, spoglądając na syna i męża. - Musicie się schować.

- Musimy się schować- poprawił ją chłopak.

- Nie. Ktoś musi ich wpuścić. Nie możemy zniknąć wszyscy. Musimy stawić im czoła.

 - Nie zostawię cię. Nie wygłupiajcie się, mamo..

- Tędy - ignorując syna, ruszyła w głąb sieni. Otworzyła drzwiczki do przedsionka, badając pomieszczenie i oceniając, czy się nada.

- Mamo..

- Powiedziałam tędy!

- Nie możesz sama zostać! N-nie z nimi, przecież oni... 

- Choć raz mnie posłuchaj! - wrzasnęła głośniej. - Choć raz, Piotrek!

Chłopak otworzył usta, ale przerwało mu chrząknięcie. Wszystkie oczy kierują się na ojca, który stał z opuszczonymi ramionami i nisko opuszczoną głową, co nadawało mu jakiegoś rodzaju skruchy. - Matka ma rację.

Piotrek patrzył na mężczyznę w oburzeniu.

- C-czy to nie tobie powinno zależeć najbardziej na świecie, by jej nic się nie stało!? Jak możesz nawet to rozważać.. ty.. ty..

- Jeśli wezmą nas, już nie wrócimy- tłumaczył mu ojciec równie bolesnym głosem.

- Piotrek - kobieta znowu go złapała. Jej rozszerzone źrenice gapiły się na niego z czymś natychmiast go uciszającym - Nie ma czasu. Zaufaj nam - poprosiła, ciągnąc go do tylnej sieni. - Wrócę. 

 Przełykając suchość w ustach, kiwnął głową. Schylił się, wchodząc do zakurzonego przedsionka. Myśli kotłowały jego umysł, bezwładnie w nich tonął.

Jedna z nich zauważa, że gdziekolwiek Maria jest, chciałby, by tam została.

W ciemności słyszą szuranie, przysłanianie drzwiczek meblami. Musieli się spieszyć. Wraz z ojcem po omacku szukali drzwi prowadzących na zewnątrz.

Tymczasem tupot koni odbijał się echem. Jej oczy zamknęły się, gdy słuchała rozmów nadchodzących policjantów.

Powoli otworzyła im drzwi, gdy już odbili na nich pięści. Zmierzyli ją dokładnie, jakby nie spodziewając się jej zastać.

- Hajda! - rozkazał, przepychając się między kobietą a framugą. W jego ślad poszła reszta towarzyszy.

Wyrzucali z kredensu olej, naftę, miski, mleko. Na widok pełnej litrówki bimbru uśmiech ukazał się na twarzy jednego z policjantów. Przekazywali sobie ją z rąk do rąk, oglądając i ciesząc oczy przyszłym trunkiem.

-Ty sama w doma?- zapytał w końcu jeden. -A syn i batko gde!?- dodał jeszcze groźnie, mierząc ją od stóp wzrokiem.

- Oni wid nas nie schowają sia - szorstko ostrzegł inny. Usiadł na stołku, kładąc karabin między kolana.

- Ich nie ma - wydukała, nawet nie wiedząc, w jakim języku się wysławia. Była zbyt przerażona. - Oni wyjichali...

- Gde?

- Nie znaju.

- Ona nie znaje - zakpił siedzący Ukrainiec, odchylając się na krześle.

- Nikogo nie ma- poinformował jeden z nich, wchodząc do sieni. Zdążył pobieżnie przeszukać resztę ich gospodarstwa.

Enkawudziści popatrzyli po sobie, naradzając się niemo. Potem znowu wrócili do niej wzrokiem.

- Ubirajsia, pidiesz z namy.

---

Po przywiezieniu na miejscowy, pomocniczy posterunek, wepchnęli kobietę do ciemnej celi, w której spędziła resztę wieczora i noc. Następnego dnia nakarmili ją marną juszką i odwieźli do powiatowego odpowiednika.

W pokoju przesłuchań, który składał się wyłącznie z pustych ścian szarości i ciemnego biurka, nie było ani grama ciepła. Wszystko to miało za zadanie pozbawić przesłuchiwanego woli, zmysłów i rozsądku, by jak najszybciej uległ oskarżeniom.

Ostre brzęczenie przerwało martwą ciszę, gdy żelazne drzwi zostały odryglowane i otworzyły się, odsłaniając mężczyznę niosącego stos akt. Rzucił teczki na stół i usiadł. Przedstawiał jakąś wyrachowaną pewność siebie, a ona na sam widok czuła się przegraną.

- Stefania, zgadza się? 

Powoli skinęła głową, a on sięgnął po jedną z teczek, zaczynając w niej grzebać.

- Kruszyńska? - przeczytał nazwisko z dokumentu. Widząc kolejne skinienie głową, przystąpił do przeglądania kartek.

Siedzieli chwilę w ciszy, przerywanej szuraniem papieru.

- Imię męża - rozkazał, unosząc na nią wzrok.

- Józef.

- Czym się zajmujecie?

Wszystko, co chcieli wiedzieć, mieli w dokumentach. Głos kobiety był ochrypły i suchy, kiedy mówiła, i nie mogła poprawnie składać zdań w obcym języku, ale najwyraźniej nikogo to nie obchodziło.

Imię, płeć, wiek, data urodzenia. Potem imię męża, płeć, wiek, data urodzenia. Potem syna. I tak dalej. Bez końca.

Enkawudzista nagle zamknął teczkę, a ona podskoczyła na krześle, wybita z letargu.

- Jaka jest wasza przynależność polityczna?

- Nie mamy takiej. Nie jesteśmy zainteresowani politycznie.

- Wasz mąż jest.

- Był - poprawiła go. - Od roku nie działa w tym zakresie.

- Czym można wytłumaczyć koniec kariery społecznej waszego męża po ustanowieniu władzy sowieckiej?

- Pokryło się to ze śmiercią naszego najstarszego syna. Było to trudne przeżycie, i postanowił wycofać się z życia politycznego.

Wiedziała, że weszli na cienki grunt. Enkawudzista też to wiedział. Nachylił się w stronę przesłuchiwanej. -Ach, Stefa. Co się stało z waszym synem?

- Zmarł we wrześniu - powiedziała, nie, wyszeptała, wzmacniając uścisk zaciśniętych dłoni, tak, że pobladły.

- Wrzesień - enkawudzista przechylił lekko głowę, obserwując ją w teatralnym zamyśleniu.- Służył w wojsku, tak?

- Poległ w kampanii wrześniowej.

- To musiało wzbudzić w was wiele emocji. Smutek. Gniew. Bunt.

- Jesteśmy wierni nowej władzy- odpowiedziała ostro. Uniósł brew.

- Co zmusiło was do przeprowadzki? - kontynuował po krótkim milczeniu.

- Zrobiliśmy to ze względów ekonomicznych.

- Czy wiedzieliście, że wasz mąż był obiektem zainteresowania władzy?

- Nie.

- Nie przyszło wam ani razu na myśl, że powinien się wstawić na komisariat, ze względów na dawne działania polityczne?

- Nie. Porzucił politykę.

- Czy podejrzewacie go o działalność konspiracyjną?

- Mój mąż jest niewinny  - prawie syknęła.

Ponownie nachylił się w jej stronę, tak, że dzieliła ich naprawdę niewielka odległość.

- Jesteśmy w dostatecznym stopniu zorientowani w waszej antysowieckiej działalności i radzimy wam, żebyście zaczęli składać szczegółowe zeznania na temat działalności organizacji antysowieckiej, na której czele staliście, lub stali wasi bliscy.

Zadrżała. Desperacko starała się zachować resztki odwagi.

- Nie jesteśmy zamieszani w antysowieckie działania.

Mężczyzna patrzył na nią, analizował każde drżenie mięśni, każdy skrawek jej ekspresji i emocje, które próbowała przed nim zakryć. Potem wstał.

- Czy znacie Josypa Zradnika? Czy wiecie, kto to?

Kobieta zmarszczyła brwi na to nowe nazwisko. - Nie, nie znam go.

- Wasza córka - ciągnął, spacerując po pokoju, zwodniczo spokojnym głosem.- Maria, tak?

- Tak.

-Niedawno wydaliście ją za mąż.

- Wydaliśmy - potwierdziła, śledząc go wzrokiem. Nie podobała się jej ta zmiana tematu.

- Zradnik był gościem jej wesela - powiedział zagadkowo. - Wiedzieliście?

Zaprzeczyła.

- Jego zwłoki zostały znalezione niedaleko waszego domu. A to wiedzieliście?

Znowu zaprzeczyła. Tym razem tylko niemo, nie mogąc nic z siebie wydusić.

- Josyp był jednym z naszych zaufanych ludzi - wyznał, zachodząc plecy kobiety. Położył dłonie na jej sztywnych ramionach. - Niestety, wielu się to nie podobało. Wygląda na to, że ktoś postanowił go uciszyć.

Groźne milczenie opanowało pokój, w którym zaczynało brakować tlenu.

-Jak myślisz, komu mógł podpaść?

- ...Nie mamy z tym nic wspólnego.

- Jak więc wytłumaczysz wasze powiązanie w tę sprawę?

- N-nie mamy z tym nic wspólnego.

- Znaleźliśmy go przy waszym domu - Rosjanin warknął. Jego dłoń szarpnęła za włosy kobiety, tak że patrzyła na niego do tyłu. Zaskomlała z bólu. - Myślisz, głupia, że coś zyskasz powtarzaniem w kółko wyuczonej formuły?

Minęła długa, powolna godzina. Roztrzęsiona do kości Polka płakała przez cały czas, kiedy próbowano wydobyć z niej informacje i przyznanie się do winy. Krzyki niosły się po posterunku, nikogo tak naprawdę nie dziwiąc, przeciwnie, tworząc codzienność, do której przywykli tutejsi pracownicy.

W końcu została wyczerpana tą paniką. Jej ręce trzęsły się, a wnętrzności bolały, wykręcając się w stresie. Siedziała podkurczona na krześle, nie mogąc się na nim utrzymać.

- Myślisz, że uwierzę, że tak po prostu padł postrzelony w waszym pieprzonym ogródku!?

-Mówię prawdę - wykrztusiła żałośnie. - Nie wiem, kto go skrzywdził.

- Kłamiesz! - wrzasnął na nią. - Mów, kto go, kurwa, zabił, albo ty i twoja rodzina podzielicie jego pieprzony los!

- Mówię że nie wiem! - jej głos odbił się echem od opustoszałych ścian pokoju.

- Kurwa, Siergiej, przed budynkiem chyba cię słychać - przez drzwi wpełza zgarbiona sylwetka mężczyzny. - Uspokój się.

- Czego chcesz, Jewgienij? - Siergiej syknął na towarzysza, odchodząc od przesłuchiwanej. - Zajęty jestem.

- Kazali ci pomóc- poinformował, siadając przy biurku. -Podobno za bardzo się to przeciąga.

- Już jestem blisko. Nie potrzebuję cię tu - odparł, obserwując te poczynania z grymasem. - Wynocha.

Jewgienij zmierzył wzrokiem podejrzaną. Hałaśliwie wciągała powietrze przez nos, dławiąc się własnymi łzami. Mokre włosy kleją się do jej czoła, a ramiona podskakują.

 Wrócił wzrokiem do towarzysza, unosząc brew. - Nie wygląda na to, byś był choćby w połowie.

W końcu Siergiej odpuścił, i niechętnie wyszedł z pokoju.

- Pani Kruszyńska, tak? - Jewgienij uśmiechnął się do niej lekko. - Trochę podsłuchałem waszej rozmowy. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Kobieta nic nie odrzekła, tylko patrzyła zmęczonymi i pokonanymi oczami.

- Cóż, jak widzicie, ciążą nad wami poważne zarzuty - kontynuował niezrażony.  - Straciliśmy ważnego człowieka... Zabójstwo, konspiracja - zacmokał językiem, kręcąc głową - trudno się będzie wytłumaczyć.

- Musicie mi uwierzyć - błagała, nachylając się nieco.

- Chciałbym. Ale potrzebuję dowodów. Czy jest może ktoś, kto był na weselu, i wzbudzał w was podejrzliwość?

- N-nie..  Musicie zrozumieć. To był ważny dzień. Ja nie.. zwracałam na nich uwagi.

- Nie wątpię. Proszę pozdrowić córkę.

 Zaczął szukać czegoś w teczce. Wyciągnął czystą kartkę i podsunął ją w stronę kobiety. - Czy bylibyście w stanie wypisać tu wszystkich gości?

Polka spojrzała tępo na papier.

- Jeśli to nie wy dokonaliście zbrodni, prawdopodobnie był to któryś z gości- wytłumaczył, gestykulując dłonią. - Gdybyśmy mieli ich listę, byłoby nam łatwiej go zidentyfikować.

Cofnęła się w trwodze. To, o co prosili, to skazanie na niepokoje a być może i miesiące w areszcie jej bliskich, znajomych, sąsiadów...Nie, nie mogła.

- Możecie, możecie- zapewnił ją Jewgienij. Nawet nie wiedziała, że wypowiedziała te słowa na głos. - Na pewno kogoś pamiętacie.

Spojrzała znowu na kartkę. Czysta biel czekała, by permanentnie zawrzeć nazwiska podejrzanych. By znaleźć zabójcę.

- Musimy znaleźć winnego. Stanowi zagrożenie dla naszych obywateli. Pomyślcie o sobie. Co, jeśli może zrobić komuś krzywdę? Co, jeśli zrobi wam krzywdę? Waszej rodzinie? 

Podniosła głowę, oczy spotkały się z spojrzeniem Rosjanina. Było takie łagodne, jakby obiecywało, że wszystkim się zajmie. Że ją z tego uwolni. Że to całe piekło się skończy, jeśli tylko napisze nazwiska.

Opór zniknął w resztkach świadomości. Zaczęła pisać.

---

Po kilku godzinach zwolnili ją do domu. Z Włodzimierza wracała piechotą osiemnaście kilometrów, nie wierząc, że jest na wolności i mogąc tylko zgadywać, czemu to zawdzięcza.

Tymczasem Piotrek z ojcem siedzieli w domu bardzo zmartwieni. Na stole paliła się słabym światłem karbidówka.

Wiatr wył, rozbijał się o kruche domostwo Polaków. Nie słychać żadnego dźwięku przez wściekłą burzę szalejącą na zewnątrz.

Piotrek gapił się martwo w okno. Nagle spośród ściany brązowego deszczu wyłoniła się rozmazana sylwetka. Zerwał się na nogi i wybiegł bez niczego na ganek.

Ujrzał bladą, zmęczoną twarz, oczy błyszczące od gorączki. Bez słowa objął ramieniem chwiejną postać matki. Posuwali się powoli w kierunku gospodarstwa. 

Pomógł jej wejść do domu, zdjął przemoczony wełniany płaszcz, i posadził na leżance stojącej przy ławie. Ojciec zajął miejsce obok, przykucając przy meblu.

- Powiedz coś - poprosił, ostrożnie ściskając za jej lodowatą rękę.

Jej zacienione oczy powoli się unoszą. Żadne z nich nie przerywa kontaktu wzrokowego. Napięcie osiąga punkt kulminacyjny wraz z tym upiornym spojrzeniem.

- Dobry Boże... zrobiłam coś strasznego.

Continue Reading

You'll Also Like

23.3K 2.2K 58
Akcja mojej książki toczy się trzy lata po aktywowaniu świątyni Sithów. Czternastoletnia Zalia, pod wpływem przeczucia, postanawia dołączyć do załogi...
1.8K 192 25
Główna oś fabularna opowiada o alternatywnej rzeczywistości, w której to II Rzeczpospolita Polska atakuje III Rzeszę zanim nastąpi 1 września 1939 ro...
17K 977 36
MANHWA NIE MOJA, JA TYLKO TLUMACZE !!!!! Mam dość przenoszenia się do książek. Ty też byłbyś tym zmęczony, zwłaszcza gdyby robił to już czwarty raz...
51.5K 3.8K 41
Anglia, rok 1533. Król Henryk VIII postanawia porzucić wieloletnią małżonkę: zamożną, pochodzącą z rodziny cesarza Katarzynę Aragońską i chce pojąć z...