Distruzione

By nikttaki01

21.7K 731 603

Burza i Śmierć. Kto wygra pojedynek? Kto pierwszy wniknie w drugą dusze, stając się jedną? More

Prolog
Początek końca
Kim jesteś?
Grzech
Kłamstwo
Zmartwychwstanie
Zazdrość
Gwiazdy
Fikcja
Zaufanie
Akceptacja
Niedowierzanie
Przyjemność
Rozkosz
Strach
Informacja
Bliskość
Zniszczenie
Ten dzień
Epilog
Zapowiedź + info

Zgoda

1K 35 40
By nikttaki01

TW, SAMOOKALECZANIE

Nie spałam całą noc. Całą cholerną noc. Znowu.

Myślałam tylko o tym, że za takowy miesiąc Asher miał wziąć udział w wyścigu, który mógł rozjebać jego życie na milion małych kawałeczków. Czy on naprawdę nie zdawał sobie z tego sprawy? Nie uważa, że to przecież niebezpieczne i nie powinien tego robić? Nie powinien się zgadzać, a zrobił to.

Biegłam przed siebie, starając się unormować oddech, który był bardzo szybki i urwany. Biegłam szalenie szybko, chcąc wyzbyć się wszystkich negatywnych emocji, jakie we mnie siedziały. Chciałam chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości i tego, co chce zrobić Storm. Było to dla mnie niesamowicie dziecinne, ale i straszne, że nie zdawał sobie sprawy jak bardzo może ucierpieć. Bolało mnie to.

Poczułam tak mocne wycieńczenie, że usiadłam na pobliskiej ławce. Potrzebowałam złapać oddech, którego coraz bardziej mi brakowało.

Co ten chłopak ze mną zrobił?

Nie znamy się długo, a on już tak bardzo namącił mi w głowie. To dla mnie nielogiczne. Od zawsze byłam źle nastawiona do poznawania się z nowymi ludźmi i nawiązywaniem nowych relacji. Nigdy nie lubiłam się poznawać, uważałam, że Milou i Percy mi wystarczą. Nie potrzebowałam nikogo innego, oprócz nich. I co się stało, że akurat Ash zakręcił się w mojej głowie? Nie powinnam była mu tak zaufać, tak się mu oddać. Był zatopiony po uszy w nielegalnym gównie, a ja tego nie popierałam. W każdej chwili mógł wyskoczyć z czymś jeszcze gorszym, straszniejszym i czymś, co zmieniłoby moje nastawienie do niego. Ale ja dalej brnęłam w zaparte. Ten chłopak nosił w sobie dobro, a ja to widziałam. Asher Storm był dobrym człowiekiem i chciałam to wykrzyczeć całemu światu. Zasługiwał na to, by każdy wiedział, że jest niesamowitą osobą, którą moja zepsuta dusza polubiła.

Aż za bardzo.

Zobaczyłam nieopodal mnie zapewne ojca z córką, którzy śmiali się z tego, że dziewczynka ubrudziła się lodem w drobny nosek. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok, mimo że zabolało trochę... inaczej. Często zazdrościłam innym dobrej relacji z rodzicami, bo sama takiej nie miałam. Od dziecka musiałam radzić sobie sama z każdą emocją, jaka we mnie siedziała. Mając dziesięć lat, przecięłam się małym nożykiem, gdy kroiłam cytrynę. Gdy z mojego małego paluszka zaczęła sączyć się krew, a sok z cytryny lekko mnie piekł, poczułam ulgę i swego rodzaju wolność. Każda emocja, która we mnie była, nagle wyparowała i naszła przyjemna pustka.

Wszystko później poszło jak z górki. Okazjonalnie zaczęłam podcinać ręce, gdy było mi gorzej, na przykład jak dostałam jedynkę i rodzice na mnie krzyczeli. W ten sposób zadawałam sobie karę, bo uważałam, że na nią zasługuje. Byłam tylko dziesięcioletnim dzieckiem...

Miałam coraz więcej ran i nowych blizn. Czułam się dobrze, gdy na nie patrzyłam, więc robiłam bardzo dużo ran. Lubiłam patrzeć, gdy z mojego nadgarstka leciała krew, a później przyjemnie piekła mnie skóra w tamtym miejscu, kiedy brałam prysznic. Dopiero, gdy Tim zauważył je na mojej ręce i powiedział o tym rodzicom, ci zainterweniowali. Moje samookaleczanie trwało dwa lata, a w wieku dwunastu lat pierwszy raz odwiedziłam psychologa. Była to bardzo miła pani, która miała ogromne i czułe serce. Wyciągnęła mnie z tego syfu, w które wpadłam, w tak młodym wieku. Z czasem zaczęłam przyjmować małą dawkę antydepresantów, które mi przepisała. Czułam się lżejsza, bardziej żywa i miałam ochotę na więcej rzeczy niż przedtem.

W wieku piętnastu lat odłożyłam antydepresanty i przestałam uczęszczać na terapię. Rodzice postanowili, że skoro już wyzdrowiałam, to mogliśmy zakończyć leczenie. Po odłożeniu leków byłam zadowolona z tego, że w końcu jestem zdrowa i mam to wszystko za sobą. Jednak po dłuższym nie braniu ich, wszystko wracało na stare tory. Czułam nieprzyjemną pustkę i ból, który pojawiał się znikąd. Moje myśli na temat samookaleczania już się nie pojawiały, więc chociaż tyle z tego było. Uznałam jednak, że wezmę się za siebie i mi przejdzie. Myślałam, że może po prostu jestem leniwa i powinnam się ogarnąć, co zrobiłam. Często zmuszałam się do rzeczy, na jakie nie miałam ochoty. Po prostu nie chciałam zaprzątać sobie głowy różnymi myślami, więc praktycznie w ogóle nie było mnie w domu. Bawiłam się z przyjaciółmi i robiłam różne głupie rzeczy.

I tak później wróciłam do leków, które tym razem są silniejsze niż przedtem. Brałam je już dłuższy czas, więc śmiało mogłam powiedzieć, że było lepiej. Miałam siłę na codzienne czynności i wykonywałam je z małym uśmieszkiem na ustach. Po prostu czułam, że żyję.

Jako, że jest jakaś ósma nad ranem, nie nałożyłam podkładu na blizny. Robiłam to często, gdy miałam spotkać się z Asherem. Nie chciałam, by pomyślał, że jestem nienormalna. Wręcz bałam się tego, że tak pomyśli. Akceptowałam moje blizny, ale bałam się, że Storm tego nie zrobi. Będzie się mną brzydził i nie spojrzy na mnie tak samo, jak wcześniej.

Wstałam z ławki i dość szybkim truchtem ruszyłam w stronę domu, który był oddalony od parku o jakieś dwadzieścia minut. Biegnąc, cały czas myślałam o wyścigu, Asherze i tym, w jakim niebezpieczeństwie może się znaleść. Dalej tego nie pojmowałam, jak mógł chcieć tak rozpierdalać sobie życie?

Gdy wbiegłam na podjazd mojego domu, odrazu przystopowałam i żwawym krokiem weszłam na ganek, by następnie wejść do domu. Zdjęłam obuwie sportowe i ruszyłam w głąb budynku. Poczułam pysznie pachnącą woń naleśników, dlatego udałam się do kuchni. Ujrzałam w niej Timothyego, który właśnie przekręcał naleśnika na drugą stronę, będąc przy tym w samych czarnych dresach. Spojrzałam na jego brzuch i zobaczyłam delikatny zarys mięśni. Ostatnio zrobił ogromny progres na siłowni, dlatego byłam z niego bardzo dumna.

- Oh, to dla mnie? Jak miło. - uśmiechnęłam się w jego stronę i wzięłam gotowego naleśnika z talerza obok. Wzięłam czekoladę i zaczęłam nakładać ją na naleśnika.

- Właściwie to tak, chciałem zrobić ci śniadanie i zanieść do łóżka. - uśmiechnął się lekko i odłożył gotowego naleśnika na talerz. Na jego słowa automatycznie ciepło rozlało się po moim sercu. Niesamowicie kochałam Tima, po prostu jako brata, jednak jego czyny i to, jak wspierał mnie w niektórych sytuacjach powodowało to, że kochałam go jeszcze bardziej. Był mi najbliższy z całej rodziny, prócz jednej kuzynki, jaką była Chloe Perez. Od zawsze można było z nią normalnie porozmawiać, a nie jak z resztą rodziny, która miała za przeproszeniem kija w dupie. Wspierałyśmy się zawsze, mimo braku kontaktu, zawsze gdy było trzeba.

Tim na osobny talerz nałożył trzy naleśniki i posmarował je czekoladą i obsypał borówkami i podał mi go. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i zadowolona podziękowałam mu i ruszyłam żwawo na górę. Zamknęłam się w swoim pokoju i usadowiłam się na łóżku, by następnie wziąć laptopa i puścić obojętnie jaki film, gdzie padło na "To tylko seks". Jako dzieciak oglądałam ten film właśnie z Chloe i bardzo dobrze to zapamiętałam. Nie interesowało nas, że był to film szesnaście plus, a my miałyśmy zaledwie dziesięć.

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i ujrzałam godzinę dziewiątą trzydzieści dwie, a pod nią widniał napis: " Wiadomość od Asher<3". Cholera jasna. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, nie miałam na to sił.

Od Asher<3:

Delilah, porozmawiajmy.

Prychnęłam na tekst od Storma i odłożyłam telefon obok siebie, biorąc się za oglądanie filmu i wcinanie śniadania przygotowanego przez Tima. Jego naleśniki były pyszne, za co musiałam go później mocno pochwalić. Już wdrążałam się bardziej w film, jednak z rytmu wytrącił mnie dźwięk otrzymanej wiadomości. Jęknęłam i sięgnęłam po komórkę.

Od Asher<3:

Nie ignoruj mnie, księżniczko. Chce pogadać.

A pocałuj się w dupę, Ash! Co ty sobie myślisz?

Do Asher<3:

Nie mam ochoty.

Na odpowiedź nie musiałam czekać długo, ponieważ praktycznie odrazu pojawiła się na naszej konwersacji.

Od Asher<3:

Del, proszę. Chcę tylko to wyjaśnić. O dziewiętnastej będę po ciebie, ubierz się wygodnie.

Patrzyłam na tę wiadomość kilka minut. Czy on naprawdę po dwóch dniach braku kontaktu, pisze mi, że przyjedzie po mnie i mamy pogadać? Żartuję sobie? Najadłam się zbyt dużo stresu przez te kilka dni, więc po prostu nie było mowy o tym, że gdziekolwiek z nim wyjdę. Nie ma opcji. Odłożyłam telefon i znów wciągnęłam się z film.

***

Osiemnasta trzydzieści.

Zostało mi zaledwie trzydzieści minut, by zastanowić się, czy aby na pewno chce z nim gdziekolwiek iść. Znaczy, oczywiście, że nie chcę, jednak bardzo mi go brakuje. Nie chcę też jednak się z nim kłócić, więc nie jestem narazie przekonana do spotkania. Dalej targają mną negatywne emocje, odnośnie całego wyścigu, a zapewne wyżyję się na chłopaku, gdzie bardzo tego nie chciałam.

Skończywszy zakrywanie blizn podkładem, przypudrowałam nadgarstek, a następnie ruszyłam w stronę szafy. Wyjęłam z niej luźną, granatową koszulkę Storma i krótkie spodenki od Nike. Przebrałam się i zerknęłam w lustro, sprawdzając jak wyglądam. Było okej.

Z biurka zgarnęłam swój telefon i ruszyłam do wyjścia z pokoju. Schodziłam schodami, gdy nagle usłyszałam donośny krzyk matki.

- Ja pierdolę! Nie rozumiesz tego? Ona po prostu spierdoli sobie życie. - powiedziała już trochę ciszej. Oh, czy chodziło o mnie?

- Audrey, nie możesz ingerować w to, kogo kocha nasza córka. To nie na miejscu. - mruknął spokojnie mój tata, a ja zamarłam. Poczułam dziwny ścisk w żołądku przez to, co powiedział. Mój ojciec w końcu postawił się matce, a w dodatku bronił mnie.

- Mam prawo w to ingerować, mogę zakazywać jej widywania się z nim. Jestem jej matką! - uniosła się. Stwierdziłam, że mam dość słuchania tych pierdół, więc żwawo ruszyłam dalej. Kierowałam się w stronę przedpokoju, gdzie zaczęłam ubierać białe Air Forcy. - A ty gdzie? - niemal syknęła w moją stronę.

- Idę się przejść. - poinformowałam, a następnie szybko wyszłam przed budynek, by uniknąć z nią kłótni. Ugh, dlaczego akurat mi trafiła się taka matka? Taka, która nie potrafiła zrozumieć, że ona popełnia swoje błędy i spełnia swoje decyzję, a ja swoje.

Z rozmyśleń ocknął mnie wark silnika Mclarena, który już stał obok chodnika. Ruszyłam w jego stronę, czując wzrok na swoich plecach, który zapewne należał do matki. Wsiadłam do samochodu i odrazu zamknęłam drzwi, a Storm ruszył przed siebie

- Cześć. - mruknęłam cicho, zapinając przy tym pasy. Poczułam się trochę niezręcznie, jednak dalej dzielnie siedziałam na swoim miejscu, patrząc na widoki obok mnie.

- Cześć, Belissima. - powiedział głośniej niż ja. Ostatnio mniej używał tego określenia, ale jednak gdy to robił, czułam niesamowite uczucie w żołądku.

- Gdzie jedziemy? - spytałam i zerknęłam na niego. Chłopak przełknął ślinę, o czym świadczyła drgająca grdyka. Przygryzłam wargę i dalej oczekiwałam odpowiedzi.

- Zobaczysz. - sapnął, a ja przewróciłam oczami i wróciłam do oglądania widoków za oknem.

***

Po dłuższej jeździe, dotarliśmy pod pieprzony las.

Czy on naprawdę chciał mnie zamordować?

- Nie ma opcji, że ja tam wejdę. - oświadczyłam, gdy wysiadłam z samochodu. Chłopak nic nie robiąc sobie z moich słów, podszedł do bagażnika i otworzył go, by następnie wyjąć z niego dużą, plastikową torbę. Zamknął bagażnik i ruszył w moją stronę.

- Chodź. - zażądał, wystawiając dłoń w moją stronę. Złapałam ją, jednak gdy Storm chciał ruszyć ja ani drgnęłam. Odwrócił się i spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

- Boje się lasów, Storm. - patrzyłam na niego od dołu. Dlaczego musiał być aż tak wysoki? Albo ja taka niska?

- Nic ci się nie stanie, jesteś ze mną. - ruszył, a ja niechętnie za nim.

- Nie pociesza mnie to. W każdej chwili możesz okazać się mordercą. - sarknęłam w jego stronę, a on niczym się nie przejmując po prostu ruszył przed siebie.

- Okaże się czy nim będę. - mruknął, a ja prychnęłam śmiechem na jego słowa. Ruszyliśmy w głąb lasu, a ja zaczynałam bać się coraz bardziej. Mocniej ścisnęłam dłoń Ashera, co i on uczynił z moją, dodając mi przy tym otuchy.

Nagle przystanęliśmy przy ogromnym drzewie. Obok nas znajdowała się drewniana drabinka, która zwisała z... równie drewnianego domku, który znajdował się u góry drzewa.

- Wskakuj. - zachęcił mnie gestem dłoni, gdzie ja spojrzałam na niego jak na szaleńca.

- Nie ma mowy, Asher. - bąknęłam i cofnęłam się o krok. Chłopak przewrócił oczami na moje słowa i złapał mnie za nadgarstek.

- Będę za tobą, nie bój się. Jak coś, to polecimy razem. - uśmiechnął się szeroko, a ja zmroziłam go wzrokiem. Czasami niesamowicie działał mi na nerwy, jednak nie umiałam długo się na niego gniewać.

- Będziesz mnie łapał? - spytałam. Cholernie bałam się wysokości, ale nie chciałam mówić o tym głośno. Przede wszystkim, jeszcze nie było okazji, bym musiała się tym chwalić, aż do teraz.

- Oczywiście. - uśmiechnął się, a ja dałam mu kuksańca w ramię. - No tak, nie denerwuj się. - naprostował i ruszył w stronę drabinki. Spojrzał na mnie znacząco, a ja byłam zmuszona zacząć wchodzić po drabinkach, które o dziwo były bardzo stabilne. Storm zaczął wchodzić za mną, przez co czułam się pewniej. Przecież polecę na niego, tak.

Na chwilę przystanęłam i niechcący spojrzałam w dół. Odrazu tego pożałowałam. Zaczynało robić się cholernie wysoko.

- Jestem tutaj, Del. - poinformował mnie chłopak. - Cały czas tu jestem, przy tobie.

Wzięłam głębszy wdech. Był przy mnie. Ruszyłam dalej, starając się być pewna swoich ruchów, jednak drżenie kończyn nie pomagało mi ani trochę. Gdy dotarłam na koniec drabinki i wdrapałam się na drewnianą podłogę, kamień spadł mi z serca. Przystanęłam niedaleko wejścia do małego domku i patrzyłam, jak Storm również wgramolał się na drewnianą przestrzeń. Zrobił to z ogromną gracją, której mi przy tym brakowało. W dodatku na jego ramieniu ciążyła mu torba, przez co źle się poczułam. Torba wyglądała na ciężką, a on wchodził z nią przez kilka minut na samą górę drzewa.

- Wchodź, mała. - pokazał brodą na drzwi, które w niektórych miejscach były lekko zdrapane. Obok klamki widniała naklejka ze Spider-Manem, na co lekko się uśmiechnęłam. Oglądałam każdą część i śmiało mogłam powiedzieć, że moim ulubionym Spider- Manem był Andrew Garfield. Był niesamowitym aktorem i był równie niesamowicie przystojny.

Delikatnie nacisnęłam na klamkę i popchnęłam drzwi, które ukazały mi wnętrze małego domu. Ciemniło się, jednak mogłam ujrzeć dwie małe, fioletowe pufy, które stały blisko siebie. Obok nich znajdował się mały stoliczek, a jeszcze nieopodal regał, na którym było dużo komiksów i jakiś książek. Weszłam trochę głębiej i na ścianie po prawej stronie zobaczyłam dużo plakatów. Większość było o postaciach Marvela, inne o różnych bajkach, których nie znałam. Pojawiło się tutaj nawet zdjęcie Shreka i Osła. Uśmiechnęłam się szerzej i zerknęłam na chłopaka, który wszedł razem za mną i zamknął drzwi. Spojrzał na mnie i podniósł kącik ust do góry.

- Co to za miejsce? - spytałam i usiadłam na bardzo wygodniej pufie. Nie spuszczałam wzroku z chłopaka, który postawił torbę na stoliku i ruszył do ściany z plakatami. Zapalił lampki, które dawały przyjemne, ciepłe światło. Nadawały one niesamowitego klimatu.

- Domek z dzieciństwa. - odpowiedział mi i usiadł na sąsiedniej pufie. Na jego słowa mocno mnie zamurowało. Po raz kolejny Storm wdrażał mnie w swoje życie. Teraz pokazał mi odłamek jego dzieciństwa, co pokazało mi, że najprawdopodobniej mi ufa. Przygryzłam wargę i zerknęłam na niego. Wypakowywał właśnie jedzenie z torby. Zauważyłam różne ciastka, czekolady, batoniki, żelki, chipsy i wiele innych.

- Nie za dużo tego? - parsknęłam śmiechem. Czy on zaplanował dla nas romantyczny piknik?

- Odpowiednio. - sprostował i spojrzał na mnie. Zrobiło mi się niesamowicie ciepło na sercu i odwróciłam wzrok, czując jak się rumienię. Na język cisnęło mi się pytanie, które mogło go zdenerwować, jednak po prostu musiałam je zadać.

- Zabrałeś tu kiedyś kogoś? - spytałam w końcu i zerknęłam na niego. Oczywiście, że chodziło mi o to, czy zabrał tu jakąś dziewczynę, prócz mnie. Byłam cholernie ciekawa czy jakaś inna laska siedziała na tej pufie, co ja, albo czy może robili tu co innego...

Del, stop.

Chłopak z początku mi nie odpowiadał, jednak po dłuższej ciszy w końcu zabrał głos.

- Nie. - rzekł. - Nie zabrałem tutaj nawet Mateo. - otworzył czekoladę i oderwał od niej pasek, który zaczął jeść. Czułam, jak moje policzki niemal płoną. Jestem jedyną osobą, którą zabrał w swoją bezpieczną przystań. Cholera, dobrze mi z tym.

- To dlaczego zabrałeś tu akurat mnie? - wypaliłam, praktycznie bez zastanowienia. Chłopak jednak nie spiął się, ani nic z tych rzeczy. Dalej wcinał czekoladę, patrząc na mnie.

- Jesteś wyjątkowa. - oznajmił, jak gdyby nigdy nic, a mój żołądek zrobił salto. Starałam się pohamować uśmiech, jednak nie udawało mi się. Wzięłam paczkę chipsów, którą otworzyłam. Storm wiedział, jakie były moje ulubione, dlatego przyćmiewanie uśmiechu było coraz bardziej trudne. Niesamowite było dla mnie to, jak bardzo można zaufać człowiekowi, którego wcale nie zna się długo.

- Wyjaśnij mi, o co chodzi z tym pieprzonym wyścigiem. - zażądałam. I to teraz chłopak się spiął. Odrazu to wyłapałam. Jego szczęka zacisnęła się, a czekolada, którą miał wsadzić do ust przystanęła w jego dłoni. Wypuścił z siebie powietrze i odłożył czekoladę na stolik i spojrzał na mnie.

- Delilah, odrazu mówię, że nie możesz nic z tym zrobić. Muszę wziąć udział w tym gównie i nic nie zmieni mojej decyzji. - sprostował, a ja kiwnęłam głową, mimo że ten fakt kompletnie mi się nie podobał. Czy Storm robił to z własnej woli?

- Dlaczego chcesz to zrobić? Przecież możesz pójść nawet siedzieć, a co gorsza... - oderwałam od niego wzrok. Sama myśl o tym, że Ash mógł tego nie przeżyć po prostu bolała. Przymknęłam powieki, w których błysnęły łzy bólu.

- Muszę ochronić coś, co kocham. - odpowiedział mi niemal odrazu. - Zależy mi na tym i naprawdę, Del, nie ingeruj w to. Musze to zrobić. - tłumaczył mi, jednak dalej nie chciałam wziąć tego do siebie. Po prostu nie mogłam pozwolić mu, by rozpierdolił sobie życie.

- Ash, ale to nie ma sensu... boję się o ciebie. - na moim policzku pojawiła się łza, którą chłopak odrazu wytarł swoim kciukiem. Poczułam przyjemne uczucie w żołądku, jednak skupiłam się na bólu, jaki we mnie tkwił. Nie mogłam puścić go wolno w taką rzeź.

- Nie płacz, Delciu. - poprosił. - Naprawdę, dam sobie radę. Jeżdżę już długo. - starał się mnie uspokoić, co mu niestety nie wychodziło.

- Dobra, ścigasz się długo, ale to pierwszy raz, gdy będziesz zapierdalał po całym Las Vegas! - powiedziałam trochę głośniej niż zamierzałam. Ale, cholera, nie chciałam, żeby to robił.

Milczał. Nie odpowiadał. Nie wiedział, co odpowiedzieć.

- Nie chcę cię stracić. - w końcu spojrzałam na niego. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, a ja o niemal nie spadłam z tej pufy. - Chcę jechać z tobą. - wyostrzyłam wzrok. Storm odrazu pokiwał głową i spiął się jeszcze bardziej.

- Nie ma, kurwa, opcji. - warknął. - Nie będę ryzykował twoim życiem.

- Ale swoim ryzykujesz. - parsknęłam sucho i poniosłam brew.

- Jesteś ważniejsza. - wziął gwałtowny wdech. - Robię to nie dlatego, że chcę. Robię to, bo musze. - spojrzał na mnie pustym wzrokiem.

- Co to, kurwa, znaczy, Ash? Nie rozumiem. - szepnęłam. Nie miałam siły krzyczeć, ani głośniej mówić.

- Po prostu... - przeniósł wzrok gdzieś indziej. - Jestem zawodnikiem, więc robię co mi każą. - obronił się. - Musze się dostosować do ich wymagań. - kontynuował. Ja pierdolę, co on do mnie gadał?! Czy on naprawdę nie może po prostu powiedzieć tym całym "im", że nie chce brać w tym udziału?!

- Kurwa. - nagle wstałam. - Powiedz, że nie chcesz brać udziału w tym wyścigu! - uniosłam się. Storm również wstał ze swojego miejsca i stanął bliżej mnie.

- Nie rozumiesz, Delilah. Nie mogę tego zrobić. - rzekł sucho w moją stronę.

Zabolało.

- To daj mi chociaż z tobą pojechać! - krzyknęłam. Tą całą pustkę, jaka była chwile wcześniej, zastąpiła furia. Zaczynałam mieć tego dość. - Najwyżej umrzemy, kurwa, razem! - wydarłam się po raz kolejny. Gdy to powiedziałam, coś boleśnie ukuło mnie w sercu, co chłopak chyba również poczuł. Obraz zamazał mi się przez łzy, które strumieniami zaczęły wylewać się spod moich powiek.

- Nie chcę cię narażać. - szepnął, co zadziało jak płachta na byka.

- Mam to w dupie! Chcę jechać z tobą, inaczej sama się tam wpierdolę! - wpadłam w jakąś histerię. Niemal wyłam, a w dodatku krzyczałam. Z pewnością wyglądałam okropnie. Ash po tym wszystkim na pewno będzie się mnie brzydził...

Przełknął ślinę i podszedł do mnie, zamykając mnie w uścisku. Załkałam żałośnie w jego tors, a on wzmocnił uścisk.

- Proszę, Ash. - praktycznie dusiłam się łzami. - Daj mi z tobą jechać. - poprosiłam.

Jeśli on miał zginąć, to i ja. Miałam głęboko w dupie wszystko i wszystkich. Jeśli ma umrzeć, zrobię to razem z nim.

Co on ze mną zrobił?

- Zastanowię się. - powiedział z wymuszonym spokojem, co zdradzał jego bardzo mocny uścisk, który wzmocnił po wypowiedzeniu tych słów. Jednak nie bolało mnie to. Chyba. Nawet jeśli, to był to ten przyjemny ból, którego potrzebowałam.

***

Spędziliśmy ze sobą nawet przyjemny wieczór, jak na to, co miało miejsce. Zajadaliśmy się pysznymi przekąskami, a Stormowi wręcz błyszczały oczy, gdy jadłam. To było kochane. Oprócz niego i Tima, nikt nie widział moich małych problemów z jedzeniem, a to było dla mnie ważne. Rzadko zdarzało mi się już zwymiotować posiłek, przez co byłam z siebie dumna. Bo walczyłam. Nie poddałam się i po tym, co przeżyłam, dalej starałam się wyjść z zaburzeń odżywiania, w które wpadłam przez depresję.

Posprzątaliśmy w domku, w którym zrobiliśmy mały bałagan. Wszystkie papierki po jedzeniu wrzuciliśmy do torby, a Ash zgasił światełka. Wyszłam na drewniany podest i zerknęłam w dół, przez co aż zakręciło mi się w głowie.

- Wszystko okej? - usłyszałam głos Storma, który wybudził mnie z letargu. Pokiwałam głową i zerknęłam na niego, gdy zakluczał drzwi, a później podszedł do mnie. Pocałował mnie w czubek głowy, co poskutkowało przyjemnym uczuciem na duszy. - Schodzisz pierwsza? - zapytał, na co mruknęłam, zgadzając się. Podeszłam do drabinki i usiadłam na skraju podestu, patrząc przy tym w dół. Mój oddech lekko przyśpieszył, gdy wyobraziłam sobie jak spadam, a później łamię kręgosłup.

- Kochanie, nie bój się. Damy radę. - poczułam dłoń na swoim ramieniu. Małe uczucie bezpieczeństwa wkroczyło do mojego umysłu, gdy Ash mnie dotknął. Ciepło, jakie od niego biło, świadczyło o tym, że był tutaj i w każdej chwili mógł mnie uratować.

Odwróciłam się i zaczęłam powoli schodzić po drabinkach. Niechcący nawiązałam kontakt wzrokowy z Asherem i o niemal spadłam w dół. Jego czy były tak piękne, że nie widziałam nic poza nimi.

- Uważaj. - szepnął i również zaczął schodzić na dół. Nie mogłam się powstrzymać i zerknęłam na jego tyłek, w tym jego mięśnie, które niesamowicie się poruszały, gdy schodził po szczeblach.

- Masz zajebistą dupę. - parsknęłam i schodziłam dalej. Nie wiem nawet kiedy to minęło, lecz znajdowałam się już na trawie. Chłopak zeskoczył z trzeciego szczebelka i poprawił torbę na jego ramieniu.

- Wcześniej chciałem powiedzieć ci to samo, ale pewnie strzeliłabyś mnie w pysk. - puścił do mnie oczko, a ja zaśmiałam się perliście. Jest niesamowicie uroczy. I głupi.

- Nie strzeliłabym cię. - oznajmiłam i ruszyłam w stronę Mclarena, którego mogłam dostrzec niedaleko nas. Nagle poczułam piekący ślad dłoni na lewym pośladku, przez co spojrzałam na Storma. - Gorzej ci? - podniosłam brew, starając się przy tym zamaskować uśmiech.

- No co? Korzystam, skoro mnie nie strzelisz. - uśmiechnął się głupio i zatrzymał się przy bagażniku, który otworzył i zamknął po schowaniu do niego torby.

- Wiesz co, teraz się zastanowię, czy aby na pewno ci nie strzelę. - sarknęłam i wsiadłam do pojazdu, co uczynił również Asher. Zapięłam pasy bezpieczeństwa i uśmiechnęłam się sama do siebie, właściwie nie wiem czemu. Starałam się skupić na teraźniejszości, a nie na wyścigu, który miał odbyć się za jakiś czas.

- Oh, nie bij mnie, mamusiu. - mruknął Storm, łapiąc mnie przy tym za udo. Wyjechał spod lasu, by po chwili wyjechać na małą dróżkę. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, więc wzięłam telefon, który wcześniej tu zostawiłam.

Od Nieznany:

Oj, jak uroczo... zobaczymy się już w krótce, panno Storm.

Po raz kolejny tego dnia moje serce się zatrzymało. Dlaczego to straszne babsko nie mogło dać nam spokoju? Kim ona właściwie była, oprócz psychopatki?

Zignorowałam wiadomość i usunęłam konwersację, po czym odłożyłam telefon. Umiejscowiłam swoją dłoń na dłoni Asha, która była dużo większa od mojej.

- Kto to był? - zerknął na mnie kątem oka, gdy wjeżdżaliśmy już na główną ulicę. Odrazu wyobraziłam sobie, jak ściga się na niej i rozbija się... stop. Nie myśl o tym.

- Nikt ważny. - lekko ścisnęłam jego dłoń. On niewidocznie pokiwał głową i wrócił wzrokiem na drogę.

- Zawieść cię do domu, czy chciałabyś jechać do mnie? - zapytał, wyprzedzając przy tym czerwony samochód.

- Jedźmy do ciebie. - zażądałam i zauważyłam, jak na ustach chłopaka wymalował się niemal niewidoczny uśmiech. Skubany, oczekiwał takiej odpowiedzi.

Po niedługiej podróży zatrzymaliśmy się pod jego blokiem, a następnie wyszliśmy z samochodu. Ash wpisał kod i otworzył drzwi, pokazując gestem ręki, bym weszła pierwsza. Ruszyłam schodami w górę, lecz poczułam jak nagle tracę grunt pod nogami, przez co pisnęłam.

- Cicho, malutka. - zaśmiał się Ash, który klepnął mnie po raz kolejny w tyłek. Widziałam jego pośladki i korciło mnie je ścisnąć. Były jednak one za daleko, bym mogła to zrobić.

- Masz fetysz mojego tyłka? - parsknęłam. Chłopak dał dłoń pod moją pupę i poprawił mnie na swoim ramieniu.

- Ogólnie ty cała jesteś moim fetyszem. - przystanął, a ja usłyszałam jak wyjmuje kluczyki z kieszeni i otwiera drzwi, które następnie popchnął i wszedł do środka. Czułam, jak moje policzki się rumienią, jednak zignorowałam to.

- Puść mnie, chce pogłaskać Królewnę Śnieżkę. - zaczęłam się wierzgać, na co Storm wzmocnił swój uścisk.

- Dziś jesteś cała moja, kochanie. - ruszył w stronę sypialni, a moje serce zabiło szybciej.

- Zawsze jestem twoja, Ash. - sprostowałam i poczułam miękki materac pod moimi plecami. Uśmiechnęłam się czarująco, a w oczach chłopaka dostrzegłam przyjemne dla oka iskierki. Nie potrafiłam jednak dokładnie ich rozszyfrować, jednak Storm wydawał się zadowolony.

Usadowił dłonie po obu stronach mojej głowy i złączył nasze usta w pocałunku, by zacząć rywalizację językami o dominację, którą on wygrał. Złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam bliżej siebie, na co mruknął przyjemnie w moje usta.

Dzisiejszej nocy przepadłam kolejny raz, jednak czułam, że na tej nocy się nie skończy.

Asher stawał się moim uzależnieniem, którym nie chciałam się dzielić. Z nikim. Bez wyjątku.

***

Trochę polsat

Co tam?

Wtorkowy rozdział może przenieść się na środę, nie bijcie:DD

Continue Reading

You'll Also Like

59.4K 1.7K 24
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...
138K 2.6K 189
Hejo, wrzucam tutaj opowiadanie z rodziną monet. Czasem jest Instagram i zdjęcia ale głównie jest opowiadanie.
699K 24.6K 73
ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogłoszenie w internecie, dosta...
630K 17.1K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...