NATE #2

By KarolinaZ_autorka

65.3K 4.6K 848

Druga część dylogii Aussie brothers. Trzydziestoletnia Ella Greenfield z dnia na dzień staje się przybraną m... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
40 (POV Nate'a)
41
42
43
44
45
46
47 ( Przedostatni)
EPILOG

30

1.2K 77 12
By KarolinaZ_autorka

                                                                                  30

                                                                                ELLA

Wygładzam materiał czarnej sukienki i przyglądam się sobie w lustrze. Mam zaróżowione policzki i błyszczące oczy, które aż za bardzo zdradzają moje podekscytowanie. Staram się uspokoić, ale gdy tylko zamykam oczy widzę przed sobą władczego, nieosiągalnego mężczyznę, któremu na przekór wszystkiemu oddałam swoje...

– Ella! Muszę do łazienki!

Serce.

– Już wychodzę. – Odpowiadam łapiąc szybko za pomadkę. Na dzisiejszą kolację wybrałam głęboki odcień czerwieni.

– Nie wytrzymam! – Cooper wali w drzwi. – Pośpiesz się!

Wzdycham ciężko, spryskuje się perfumami i wychodzę z łazienki ustępując chłopcu. Zastanawiam się dlaczego Nate zaprosił nas do restauracji. Przecież moglibyśmy zjeść gdziekolwiek, albo zwyczajnie spędzić wieczór w domu. Im bardziej próbuję rozszyfrować tego faceta, tym bardziej się gubię. Zerkam na zegarek i z irytacją opadam na kanapę. Uszykowałam się przed czasem, ba, Coopera też uszykowałam przed czasem. Stresuję się, choć sama nie wiem czemu. Jadałam już posiłki w towarzystwie Nate'a. To nie będzie nic nowego, nic specjalnego. Zwłaszcza nic specjalnego. Jednak z jakiegoś powodu zaczynam sobie wyobrażać go w tym eleganckim czarnym garniturze i białej koszuli ze srebrnymi spinkami. Widzę jego pociemniałe oczy i seksowny uśmiech, kiedy mnie obejmuje. Z łatwością wyobrażam sobie także jego usta. Wąskie, z pełniejszą dolną wargą. Ciemnoróżowe, rozchylone i gotowe na moje pocałunki. Nasze języki...

Beep beep

Jasny gwint. Z trudem odganiam od siebie swoje fantazje i sięgam po telefon. Chloe.

W pierwszym momencie mam ochotę, wetknąć komórkę pod poduszki, ale w drugim już odbieram połączenie.

– Cześć – Uśmiecham się – Właśnie rozwaliłaś moją erotyczną wizję z Nathanem Harrisem, więc mam nadzieję, że dzwonisz, żeby poinformować mnie, że przydarzył ci się wypadek, albo coś równie strasznego.

– Wow – Wydusza po chwili ciszy. – Miewasz erotyczne wizje z Natem? Od kiedy?

– Od jakiegoś czasu. – Chichoczę, ale zaraz poważnieję i zerkam na siadającego obok mnie Coopera. Wygląda ślicznie w niebieskiej koszuli i kremowych spodenkach. Jest niczym ucieleśnienie dziecięcej swobody z elegancją. Nie ma co, popisałam się.

– Boże, nie rozmawiałyśmy kilka dni, a już tyle się zmieniło? – Pieje Chloe. – Musisz mi wszystko powiedzieć. Spotykacie się?

– Niezupełnie.

– Co to znaczy?

– To znaczy, że nie jesteśmy p... – Ostatnie słowo nie chce wydostać się z mojego gardła. – Nie jesteśmy parą, Chloe.

– Dziwne. Czyli czym jesteście?

– Pogadamy później, okej? Teraz nie mogę.

– Bo?

– Dziecko. – Mamroczę pod nosem. – Nie chcę, żeby...no wiesz.

– Ach, jasne. Czaję. Ale z Natem?! Tym Natem, którego tak cholernie nie lubiłaś?

– Z tym samym

Myślę o układzie. Wiem, że jest okropny i nie powinnam się na niego godzić, ale wiem również, że moje ciało potrzebuje Harrisa. I wiem także to, że jeślibym odmówiła, to nagle przestalibyśmy się widywać. Stracilibyśmy kontakt, a do tego nie mogłam dopuścić. Akceptacja układu, była konieczna do zachowania tego cokolwiek jest między nami.

NATE

Zatrzymuję się na 44 Russel Street. Wyjmuje kluczyki ze stacyjki mustanga i naciągam na głowę kaptur, wsuwam dłonie do kieszeni czarnej bluzy i wyjmuje z niej okulary przeciwsłoneczne. Zaciskając szczęki wychodzę z auta i energicznym krokiem ruszam w stronę białego budynku. To typowy szeregowiec z mikroskopijnym ogródkiem. Rozglądam się po okolicy, ale nie dostrzegam niczego podejrzewanego. Wzbiera we mnie gniew, zwijam dłonie w pięści. Od kilku dni planowałem ten moment. Ten, jeden, szczególny moment, w którym wyrównam rachunki.


Pusta ulica i ona.


Walę pięściami w podrapane drzwi.


Pusta ulica i ona leżąca w kałuży własnej krwi.


Furia wypełnia mnie po brzegi.


Pusta ulica i ona leżąca w kałuży własnej krwi skazana na samotną śmierć.


Serce łomocze w piersi jak pieprzony bęben, mam przyspieszony oddech i mord w oczach. Nie odejdę. Nie odwrócę się plecami. Nie ma kurwa na to szansy. Przyjechałem, żeby stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który jest odpowiedzialny za wszelką krzywdę jaka spotkała Elizabeth i Coopera. I nie odpuszczę. Nie mogę. Nie chcę.

–Kto tam? – Ochrypły głos zza drzwi przywraca mnie do rzeczywistości.

– Otwieraj – Warczę

– Kim jesteś?

– Kimś kto połamie ci łapy, jeśli zaraz nie otworzysz!

– Nie mam nic dla ciebie.

– Jeśli nie otworzysz tych zasranych drzwi, to je wyważę. Masz trzy sekundy.

– Dzwonię na policję.


Jasnoniebieski uniform przesiąknięty szkarłatem.


– Dzwoń. – Syczę napierając na drzwi. – Możesz nawet dzwonić do papieża, to cię, kurwa nie uratuje. Zapłacisz za wszystko! Słyszysz mnie!? Za kurwa wszystko!


Blade światło pomarańczowej latarni i policyjna odznaka, w której odbija się wykrzywiona bólem twarz.


– Czego ode mnie chcesz?! Nic nie zrobiłem! Jestem czysty! Daj mi spokój. Zaraz naprawdę zadzwonię na policję. Po co ci to?! No po co!?

Zaciskam zęby, od jego żałosnej paplaniny jest mi niedobrze. Zerkam na zegarek, nie mam zbyt wiele czasu. Muszę się pośpieszyć. Odsuwam się i kopniakiem wyważam je z zawiasów. Na mój widok mężczyzna w rozciągniętej białej koszulce blednie i czym prędzej spierdala do sąsiedniego pokoju.


– Napastnicy uciekli z miejsca zdarzenia.

– Jak to?

– Znajdziemy ich, Nathan. Odpowiedzą za śmierć twojej matki.


Biegnę za Robertem. Nie mogę pozwolić mu uciec. Z mojego gardła wydostaje się mroczny skowyt, gdy toruję sobie drogę wywracając stolik do góry nogami. Rozbijam kubek, tłukę ramki ze zdjęciami i rzucam w niego książkami jakie wcześniej spadły z regałów.

– Przestań! Przestań! To nie moje mieszkanie! – Krzyczy przerażony. – Wynajmuje je!


– Dlaczego nikt jej nie pomógł?

– Nikogo nie było w pobliżu.

– Czyli...

– Przykro mi.


– Mogłeś ją zabić! – Wydzieram się. – Mogłeś ją kurwa zabić!

Robert wbiega do kuchni i zastawia się szafkami.

– O czym ty mówisz?! – Wpatruje się we mnie ze strachem. – Kogo mogłem zabić?!

Podbiegam do niego i szarpię za koszulkę, a następnie przeciągam po blacie i stawiam pod ścianą. Wykonuje zamach i uderzam go z sierpowego w twarz.

– To za to, że jesteś tak głupi, by nie wiedzieć. – Cedzę.

– Naprawdę nie wie... – Moja pięść wbija się w jego brzuch zanim kończy zdanie.

– To za to, że ją skrzywdziłeś – Syczę.

Facet pluje we mnie gęstą śliną, krzywię się kiedy spływa po twarzy i wsiąka w materiał bluzy. Próbuje się wyswobodzić z mojego uścisku, ale trzymam go zbyt mocno.

– To, za to, że dzieciak bał się wychodzić z własnego pokoju przez kilka jebanych dni! – Obrywa pod żebra. – Kilka jebanych dni!

– Cooper? – Wydusza. – Mówisz o Cooperze?!

Chwytam go obiema dłońmi za gardło i kopię kolanem w brzuch, nie pozwalając mu się zgiąć. Chcę, żeby cierpiał, żeby czuł ten sam kurewski ból, żeby drżał o swoje pierdolone życie.


– Gdzie jest ten cholerny pistolet?!

– Noah, kurwa, nie możesz!

– Gdzie on jest!?


Spod moich powiek wypływają gorące łzy, ale to mnie nie powstrzymuje.


– Zajebie ich. Jedziesz ze mną?

– Ja pierdolę, Nozzo, ja pierdolę

– Jedziesz czy nie?!


– Co z Ellą? – Słyszę jego niewyraźny szept. – Co się z nią stało?

Dyszę jak zwierz. Gapię się w jego zakrwawioną twarz i zamglone oczy. Rozluźniam uścisk dłoni, odsuwam się pod ścianę i pozwalam Robertowi opaść na podłogę.

– Nigdy więcej nie wymawiaj jej imienia. – Mówię ponurym tonem. – Nie zasługujesz.

– Nie chciałem, żeby stała jej się krzywda – Sapie dotykając czołem ziemi. – Kurwa.

– Ile chcesz żeby zniknąć?

– Co?

– Ile mam ci zapłacić, żebyś się, kurwa, wyniósł z Brisbane.

– Ja...

– Masz problemy, Turner – Kucam obok niego. – To, że ja cię nie zajebałem nie oznacza, że nie zrobi tego ktoś inny. Zastanów się.

– Nie chciałem ćpać. – Jęczy z bólu. – Nawet nie wiem kiedy...to wszystko stało się tak nagle. Nie miałem motywacji, ciągle brakowało kasy...ja pierdolę. Co ja zrobiłem?

– Sto tysięcy?

– Zgubiłem ich towar.

– Dwieście?

– Myślę, że to mogłoby zamknąć sprawę.

ELLA

Nate się spóźnił.

Nie powiedział, co było powodem pojawienia się, przed moim domem piętnaście minut po umówionym czasie, a ja choć bardzo chciałam to nie pytałam. Bałam się. Wolałam nie wiedzieć, wolałam przekierowywać swoje myśli na inny tor i dostrzegać jak dobrze wygląda w granatowym garniturze i koszulą w tym samym odcieniu. Wolałam rozkoszować się zapachem jego kolońskiej i nie pozwalać sobie na zbyt wiele, bo każde wiele kończyło się ściskiem w żołądku i bólem w okolicy serca. Przez całą drogę do restauracji Cooper bawił się samochodowym tabletem i ustawiał różnokolorowe podświetlenia, ale mężczyzna ani razu nie zwrócił mu uwagi. Wręcz przeciwnie. Nawet włączył na Spotify piosenkę Black Eyed Peas. Gdy dotarliśmy na miejsce otworzył przed nami szklane drzwi, a kiedy weszłam do środka eleganckiego lokalu, obok nas niespodziewanie pojawił się kelner i zaprowadził do stolika przykrytego czerwonym obrusem. Cooper rozglądał się wnikliwie, nie był przyzwyczajony do takich miejsc. Pomogłam mu wdrapać się na krzesło, a potem razem przeglądaliśmy wykwintne menu, w którym królowały ośmiornice, kraby i grillowane krewetki.

Zerkałam też na milczącego Nate'a, czułam, że coś jest nie tak, nie wiedziałam tylko co.

Może chodziło o inną kobietę? Może przed naszym spotkaniem miał randkę? Zerwał reguły naszego układu? Nagle moją uwagę przykuła zaschnięta krew na wierzchu jego prawej dłoni. Zaniepokoiłam się, ale tak samo jak w przypadku spóźnienia, nie pytałam. Aż do teraz.

– Biłeś się z kimś?

– Słucham? – Spogląda na mnie roztargniony.

– Pytałam czy się z kimś biłeś.

– Nie. – Wędruje wzrokiem za moim spojrzeniem i szybko ściera krew. – To nic takiego. Wybraliście swoje zamówienia?

– To dlatego się spóźniłeś?

– Były korki.

– Na naszym osiedlu?

– Jechałem z centrum. – Widzę, że zaczyna się denerwować. – Wypijesz wino?

– Tak, wypiję. Dziękuję.

– A co z tobą, kolego? Zadecydowałeś co będziesz jadł? – Nate pochyla się delikatnie w stronę chłopca. – Ella, mówiła, że jeszcze nigdy nie próbowałeś owoców morza.

– No – Krzywi się. – Dziwnie to wszystko wygląda.

– Wygląd nie jest ważny. Warto ryzykować.

– Nie wiem co wziąć. – Smęci nad menu.

– Gulasz z ośmiornicą i cielęciną?

– Ośmiornicą? Fuj.

– Dobra, to może krewetki?

– A są tutaj burgery?

Nah. – Wzdycha cicho. – Chciałbyś zjeść burgera?

– Tak. – Uśmiecha się. – Takiego bez ryby.

– Cooper, tutaj są wyłącznie dania z ryb. – Upominam go. – Przejrzyjmy jeszcze raz menu, okej? Na pewno coś wybierzemy.

Staram się przekonać chłopca i nie dostrzegam jak do naszego stolika podchodzi wcześniej wezwany przez mężczyznę kelner.

– Czy państwo zdecydowali co zechcą zjeść? – Pyta nas uprzejmie.

– Dla mnie ośmiornica z paloną cytryną, dla pani pieczone ostrygi z parmezanem i białe wino. A dla dziecka burger.

– Nie mamy w ofercie burgerów.

– Jestem tego świadom, jednak, proszę zrobić dla nas wyjątek. – Nate świdruje wzrokiem kelnera. – Zapłacę każdą cenę.

– Dobrze, zapytam szefa kuchni, czy jest możliwość pójścia na takie ustępstwo. Czy do ośmiornicy podać sałatkę z suszonych pomidorów?

– Nie, dziękuję.

Kelner odchodzi od naszego stolika.

– Nie musiałeś. – Instynktownie chwytam go za rękę, ale po chwili uświadamiam sobie co zrobiłam i cofam ją pod stół.

– Ty też nie musiałaś. – Mówi i wsuwa rękę pod stół. Moje ciało przeszywają gorące dreszcze, kiedy odnajduje moją dłoń i splata swoje palce z moimi.

– Naprawdę jesteś gotów zapłacić za burger Coopera każdą cenę? – Pytam z niedowierzaniem.

– Naprawdę. – Przytakuje spokojnie.

– Dlaczego?

– Bo chcę, żeby się najadł.

– Wiesz, że nie o to pytam.

– Bo dziecko powinno być szczęśliwie, a nie będzie szczęśliwie mając pusty żołądek. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?


Nawet więcej niż satysfakcjonuje.


– Jak smakuje ośmiornica? – Cooper patrzy z zaintrygowaniem na Nate'a.

– Miałeś okazję się o tym przekonać.

– Wiem, ale...jeśli mi nie zasmakuje, to będę głodny.

– Jest bardzo delikatna i ma lekki morski posmak. Poczęstuję cię. Sprawdzisz czy takie danie ci pasuje.

– A jeśli się porzygam? – Chłopiec rozciąga usta w psotnym uśmieszku.

– To spalę się ze wstydu.

Śmieję się, ale tylko trochę i tylko pod nosem, bo w gruncie rzeczy, zaczynam się obawiać, że Cooper, naprawdę mógłby zwymiotować, a to byłaby katastrofa. Nie mogę przestać się zadręczać, że to moja wina. Mogłam przecież od razu powiedzieć Nate'owi, że to zły pomysł, że skoro chłopiec nigdy nie jadł owoców morza, to nie warto umawiać się w drogiej, luksusowej restauracji, gdzie serwowano same eleganckie dania. Hm, właściwie nikt, prócz nas nie przyszedł tutaj z dzieckiem. Serio, byliśmy jedyni, którzy to zrobili. Próbuję zapanować nad stresem i w tym samym czasie do naszego stolika podchodzi kelner w otoczeniu wysokiego mężczyzny w białym kucharskim uniformie. Nie uśmiecha się, wręcz przeciwnie, wygląda na zdenerwowanego.

– Zostawię państwa – Kelner kłania się nisko i odchodzi, a mój żołądek wywraca się na drugą stronę. Co się tutaj do cholery dzieje? Czyżbyśmy obrazili szefa kuchni prosząc go o zrobienie burgera?

– Dobry wieczór – Mężczyzna odzywa się oschle i piorunuje wzrokiem chłopca bawiącego się białymi serwetkami.

– Dobry wieczór, Richard – Nate posyła w jego stronę dobrotliwy uśmiech. – Cóż za niesamowite spotkanie.

Zdziwiona wybałuszam oczy.

– Och, to pan. – Kucharz szybko zmienia nastawienie. – Dobry wieczór, panie Harris.

– Czym zawdzięczamy twoją osobistą wizytę?

Na surowej twarzy mężczyzny pojawia się nieśmiały uśmiech.

– Zawsze dbam w ten sposób o swoich gości.

– Wspaniale.

– Tak, wspaniale. W rzeczy samej – Mamrocze. – Personel powiadomił mnie o nietypowym zamówieniu na burgera.

– Czy będzie z tym problem, Rich? – Nate rozpiera się na krześle.

– Nie, absolutnie. Z jakiego mięsa usmażyć kotlet?

– Jakie są w ofercie?

– Wszystkie na jakie ma pan ochotę. – Kucharz wpatruje się w Nate'a jak zaczarowany. – Wołowina, wieprzowina, cielęcina, drób, kangurze.

– Dlaczego nie widziałem takich opcji w karcie dań?

– Dla wyjątkowych gości, wyjątkowe menu.


Wow, dobry jest.


– Coop? – Nate pochyla się w stronę chłopca. – To twoje pięć minut. Decyduj.

– Wołowina – Chłopiec odpowiada nieśmiało.

– Słyszałeś, Rich?

– Oczywiście, panie Harris. Jakie dodatki?

– Chcę ser – Mówi Cooper patrząc to na mnie to na Nate'a. – Dużo sera i żeby się ciągnął jak w reklamie Pizza Hut.

– Pizza Hut? – Kucharz zaciska szczęki. – Pizza hut to...

– To popularna sieć pizzerni, prawda, Rich? – Nate łypie na niego okiem.

– Tak, ma pan rację. To...sieć pizzerni. Czy coś prócz sera?

– Cheetosy. Mogę Cheetosy, Nate?

Spoglądam na gotującego się ze złości kucharza, który za wszelką cenę chce zachować profesjonalizm i nie dać się ponieść emocjom. Nie mam pojęcia dlaczego tak maśli Harrisowi, ale muszę przyznać, że dawno nie widziałam lepszego przedstawienia.

– Nie mamy tutaj chrupek – Cedzi

– Szkoda. – Nate wzdycha teatralnie . – Wielka szkoda.

– Ale mogę wysłać kogoś do sklepu. To żaden problem. W jakim wariancie smakowym te chrupki?

– Ketchupowe – Chichocze Cooper.

– Dziękujemy ci, Richard. To bardzo miłe co dla nas zrobisz.

– Ależ nie ma o czym mówić. A przy okazji...czy zerknął pan na mojego ostatniego maila w sprawie współpracy? Niedawno otworzyłem swoją restaurację, znajduje się bardzo blisko pańskiej firmy. Pracownicy mogliby przychodzić do niej na lunch, albo moglibyśmy zorganizować coś na wynos? W eleganckich ekologicznych pudełkach. Co pan sądzi?


Aha. To tutaj jest haczyk!


– Pomysł wart przemyślenia.

– Naprawdę? – Oczy kucharza błyszczą jakby ktoś w nich umieścił świeczkę. – Panie, Harris, nawet nie wie pan, jaki jestem zachwycony z pańskiej aprobaty.


Wow, wow, wow


– Co z naszymi zamówieniami? – Wtrącam się do rozmowy.

Kucharz niechętnie odrywa wzrok od Nate'a i marszczy siwe brwi.

– Droga pani, wszystko jest w trakcie przygotowania.

– Długo trwa to przygotowanie.

Dobra, może trochę przesadzam, ale w obecności Nate'a czuję się zdecydowanie silniejsza niż zazwyczaj, no i chcę sprawdzić czy uda mi się wyłonić prawdziwą twarz Richa. Bo wiem, że choć skrzętnie ją ukrywa, to gdzieś w głębi jest i dusi się w swojej niewykrzyczanej frustracji.

– Droga pani – Zaczyna tym samym oschłym tonem co na początku rozmowy, zanim zrozumiał z kim ma do czynienia. – To nie lokal typu fast-food. Nasze dania przygotowywane są ze świeżych składników, a to wymaga czasu.

– Wino również?

– Droga pani, wino przyniesiemy gdy się ono odpowiednio schłodzi.

– Hm – Zerkam przeciągle na Nate'a, który sprawia wrażanie bardzo rozbawionego całą tą sytuacją. – W takim razie, będę musiała poczekać.

– Jestem pewny, że wino jest gotowe do podania. – Nate ściska mocniej moją dłoń pod stołem. – Sprawdzisz to dla nas, Rich?

– Sprawdzę. – Rzuca ponuro, odwraca się na pięcie i maszeruje w głąb sali.

Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem.

– Cicho – Upomina mnie.

– Przepraszam, ale czy ty widziałeś jego minę?

– Aye – Szczerzy zęby. – Teraz pewnie się od niego nie odpędzę, ale trudno. Priorytety.

– Myślałam, ze wystrzeli w powietrze, kiedy Coop powiedział o cheetosach.

– Poczuł się urażony. – Stwierdza. – To normalne, też bym się tak poczuł, ale cóż, na szczęście to nie nasze zmartwienie.

Czuję jak jego palce śmiało wsuwają się pod materiał mojej sukienki i gładzą uda. Chcę dać mu do zrozumienia, że nie może tego robić w obecności dziecka, ale nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu sprzeciwu. Prężę się na krześle, gdy powoli dociera do moich majtek i muszę bardzo nad sobą panować, żeby nie zacząć jęczeć.

– Dobrze się bawisz, Coop? – Nate udaje, że wcale nie masuje mnie koniuszkami placów.

– Jestem głodny.

– Ja też. Nie mogę się doczekać aż skosztuję tej soczystej, słodkiej ośmiorniczki.


Błagam, nie mów, w ten sposób.


Wstrzymuję powietrze krzyżując jednocześnie nogi, na co mężczyzna jedynie się unosi kąciki ust i wsuwa głębiej palec. Zaciskam powieki i łapię go za dłoń chcąc ją odsunąć, ale niczego nie ułatwia. Wzdycham cichutko czując jak robię się mokra. To szaleństwo. Nieoczekiwanie przy stoliku staje kelner i bez słowa stawia na blacie schłodzone wino, kieliszek i dwie szklanki z wodą udekorowane plasterkami pomarańczy.

– Czy życzy sobie pani, abym nalał wina do kieliszka? – Pyta mnie uprzejmie.

– Ja... – Urywam, gdy Nate odsuwa materiał majtek i wsuwa palec w moje wnętrze. – Och, tak.

Kelner uśmiecha się, sięga po butelkę i sprawnie ją odkorkowuje.

Nie mogę usiedzieć w miejscu, zaciskam uda i obejmuję się ramionami, aby przypadkiem nikt nie zauważył moich stwardniałych sutków.

– Proszę. – Przesuwa kieliszek w moją stronę. – Czy państwo życzą sobie czegoś jeszcze?

– Elizabeth, czy życzysz sobie czegoś więcej? – Niski głos Harrisa i ruchy jego palca sprawiają, że oblewa mnie fala gorąca.

– Nie – Wyduszam. – Mhm, tak jest w porządku. Nic więcej nie chcę.

– Dobrze

– Och! – Wyrywa mi się.

– Słucham?

– Och...w porządku. – Rumienię się jak piwonia.

Nate chichocze pod nosem, przez co mam ochotę go udusić. Podniecenie miesza się ze złością. Złością na samą siebie, za to, że tak łatwo mu ulegam i to przy Cooperze. Boże, co ze mnie za matka...jak mogę się tak zachowywać? Zdecydowanie chwytam go za nadgarstek jednocześnie spoglądając mu w oczy.

– To nie jest odpowiednia pora. – Mówię, a on jakby rozumiejąc cofa dłoń i wsuwa ją do kieszeni spodni. Chwilę później otrzymujemy nasze zamówienia, co szybko rozluźnia napiętą atmosferę. Cooper sięga po swojego burgera niejednokrotnie wyjmując z bułki Cheetosy, na co Nate reaguje głębokim westchnieniem.

– Użyj serwetki – Zwraca mu uwagę. – Coop, masz brudne ręce, użyj serwetki.

– Wiesz, że ma dopiero pięć lat, nie?

– A wiesz, że dziecko trzeba wychowywać, nie? – Odcina się. – Coop, proszę, wytrzyj palce w tę cholerną serwetkę.

Pomagam chłopcu wytrzeć ręce w serwetkę, a potem kroję burgera na cztery mniejsze części i przez parę minut obserwuje jak się nim zajada. Kiedy mam pewność, że wszystko jest tak jak być powinno zajmuje się swoimi ostrygami.

– Przepraszam. – Nate odkłada sztućce obok talerza. – Nie chciałem zachować się jak palant, po prostu nie lubię, kiedy grzebie się rękoma w jedzeniu.

– Czemu? – Cooper zerka na niego spode łba.

– Bo to obrzydliwe.

– Wcale nie.

– Obrzydliwie, niekulturalne i nieestetyczne. Nawet ludzie pierwotni używali łyżek do pobierania pokarmu.

– Nathan – Potrząsam głową z dezaprobatą.

– Co? – Dziwi się. – Nie mam racji? A może pochwalasz to co robi? Nie no, świetne wychowanie.

– Po pierwsze, powtarzam, że to pięcioletnie dziecko. Po drugie, nie możesz zwracać się do niego jak do osoby dorosłej, a po trzecie on nawet cię nie zrozumiał.

Nate marszczy brwi, zerka to na mnie to na Coopera, po czym pochyla się w jego stronę.

– Zrozumiałeś mnie, prawda? – Upewnia się.

– Dlaczego w akwarium nie ma rybek?

– Hm?

– Tam – Chłopiec wyciąga rękę i wskazuje na ogromne zabudowane w ścianie akwarium. – W przedszkolu też mamy akwarium, ale takie z rybkami. Jordan kiedyś wrzucił tam kredki i woda zrobiła się kolorowa.

– Tam jest żółw. – Wyjaśniam. – Nie zawsze w akwariach są rybki, a wrzucanie kredek do wody jest bardzo niegrzeczne.

– Przepraszam was na moment – Nate odsuwa krzesło i wstaje od stołu. W milczeniu oboje z Cooperem patrzymy jak kieruje się w stronę toalet. Chcę myśleć, że to nic takiego, że poszedł jedynie za potrzebą, ale w głębi serca wiem, że to żadne z powyższych. Pojawiają się wcześniejsze domysły na temat spóźnienia, przypominam sobie zaschniętą krew na knykciach i nagle dociera do mnie, że przez cały czas zaciskam palce na obrusie.

Co się dzieje?

Przed czym uciekasz, dyrektorze? 

Continue Reading

You'll Also Like

23.4K 1.7K 91
Będę tu pisał głównie o mojej dysforii, problemach, sytuacjach z życia i przemyśleniach. Uznajmy, że będzie to coś na kształt mojego dziennika. Z gór...
217K 9.2K 73
Miłość nas połączyła. Uczucie, które nie ma definicji, uczucie, które jest najlepszym uczuciem pod słońcem. Powoduje uśmiech na twarzy człowieka. Bo...
12.3K 176 25
W świecie baśni i legend historie toczą się niezmiennie tym samym torem od pokoleń. Coraz częściej jednak postacie buntują się i chcą stać się kowala...
23.9K 1.3K 30
Nicholas po kilkunastu latach wraca do miejsca w którym się wychował i spotyka Maddeleine która już dawno nie jest małą dziewczynką z jego wspomnień...