NATE #2

By KarolinaZ_autorka

63.9K 4.6K 848

Druga część dylogii Aussie brothers. Trzydziestoletnia Ella Greenfield z dnia na dzień staje się przybraną m... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
40 (POV Nate'a)
41
42
43
44
45
46
47 ( Przedostatni)
EPILOG

22

1.2K 96 21
By KarolinaZ_autorka

22

ELLA

Boli mnie całe ciało. Ledwo udaje mi się zwlec z łóżka i doczłapać do kuchni. Cooper patrzy na mnie z niepokojem pytając czy jestem chora, a w moich wspomnieniach pojawia się napalony dyrektor Harris, który posuwa mnie na blacie umywalki w obrzydliwe drogiej restauracji. Uprawiałam seks ze swoim szefem po długich miesiącach abstynenci i to było najwspanialsze uczucie jakie mogłam sobie tylko wymarzyć.

- Dziwnie chodzisz - Zauważa chłopiec przyglądając mi się z uwagą. - Złamałaś nogę?

- Mam zakwasy

- Co to są zakwasy? - Pyta siadając przy stole. - I od czego je masz?

- Wiesz, one są od wysiłku. - Otwieram lodówkę i wyjmuje opakowanie jajek. - Zjesz jajecznicę czy gotowane?

- To przez pracę? - Krzywi się. - Chcę gotowane. Na miękko.

- Pamiętasz jak narzekałeś na bolące ramiona i łydki po lekcjach pływania?

- Tak - Wzdycha. -Nie było fajnie.

- Ten ból powstał właśnie przez zakwasy. Rozruszałeś się, używałeś mięśni, o których pewnie nie miałeś pojęcia i ciało się troszkę zbuntowało.

- Ty też pływałaś?

- W pewnym sensie. - Uśmiecham się rozbawiona. - Dobra, nie zagaduj mnie. Podasz mi dwa awokado z miseczki?

Cooper podbiega do mnie, wspina się na palce i sięga warzywo. Pochylam się nad nim, całuję go w czubek głowy i przygotowuje tosty. Jest sobota, przez otwarte okno wlatuje gorące powietrze i wlewam do garnka wodę. Stoimy oboje boso, nadal w piżamach i śmiejemy się z moich kiepskich żartów. Trochę żałuję, że nasz wyjazd z Chloe nie wypalił, ale przecież będą jeszcze inne okazje. W ten sposób się pocieszam, no i uspokajam. Wrzucam jajka do gotującej się wody i odmierzam trzy minuty.

- Co chciałbyś dziś robić? - Pytam nalewając soku do dwóch wysokich szklanek. -Cooper?

Nie odpowiada. Zamiast tego tępo wpatruje się w zmywarkę. Podążam wzrokiem w kierunku urządzenia, ale nie dostrzegam nic niepokojącego, więc uznaję to za dziwny incydent i wyjmuje jajka z wody. Smaruje chleb masłem, kroję awokado i niespodziewanie w kuchni rozchodzi się głośne syczenie.

- Ella - Chłopiec podbiega do mnie i szarpie za bawełnianą koszulkę. - Tam coś jest.

- Spokojnie - Staram się nie panikować, choć w głębi mam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. - Trzymaj się blisko mnie.

- Boję się węży.

Ja też!

- Zaraz go wykurzymy - Ubieram rękawice kuchenne. - Idź do pokoju i nie przychodź dopóki nie dam ci wyraźnego znaku, dobra?

- Dobra! - Cooper w ciągu sekundy opuszcza kuchnię zostawiając mnie samą z syczącą zmywarką. Biorę głęboki wdech, niepewnie stawiam krok w przód i ostrożnie otwieram zmywarkę. Spodziewam się, że wąż wyskoczy jak pajacyk z pudełka, ale ku mojemu zdumieniu w środku niczego nie znajduję.

- Ella!

- Żyję! - Odpowiadam

- Masz go!?

- Nie. - Marszczę brwi przyglądając się sprzętowi. Nie mam pojęcia gdzie schował się wąż, ale słyszę coraz głośniejsze syczenie i stwierdzam, że zwierzę musi być nieźle wkurzone, a skoro jest wkurzone, to na pewno zaatakuje. O boże. Oblewa mnie zimny pot. Zamykam z hukiem drzwi zmywarki i chwytam za mop. Wsuwam go w niewielką szczelinę pomiędzy kuchennymi szafkami próbując zlokalizować wroga, ale moje działania nie przynoszą żadnego skutku. Dopadam do blatu, łapię za widelec. Nie do końca wiem co chcę zrobić, ale nie cierpię bezczynności. Ponownie otwieram drzwi zmywarki, wysuwam wszystkie szuflady i powoli wyjmuje szklanki, które wczoraj wpakowałam. Niestety przez kuchenne rękawice trudno mi utrzymać naczynie i to wymyka się z moich dłoni, a następnie ląduje z hukiem na podłodze. Szkło roztrzaskuje się na kilkanaście ostrych kawałeczków, a z moich ust wydostają się same niecenzuralne słowa i dziękuję bogu, że wcześniej kazałam Cooperowi zaszyć się w pokoju.

- Hej! - Wkurzam się i kopię nogą w zmywarkę. - Wiem, że tam jesteś! Możesz łaskawie zostawić nas w spokoju?! Jajka nam wystygną!

- Ella?! Z kim rozmawiasz!?

- Z wężem! - Sapię patrząc z dezaprobatą na rozbitą szklankę. - Zostań w pokoju.

- Węże nie rozumieją angielskiego.

Och, doprawdy?

- To pewnie dlatego uparciuch nie chce ze mną współpracować!

Zbieram kawałki szkła i już mam zamiar dać sobie spokój, kiedy syczenie przybiera na sile i mrozi krew w żyłach. Dobra, mam problem. Nie mogę narażać dziecka ani siebie. Pal licho śniadanie. Wychodzę z kuchni. Cooper patrzy na mnie z zaciekawieniem.

- Pokonałaś go?

- Nie. Widziałeś moją komórkę?

Chłopiec nurkują dłonią do kieszeni swoich szortów i z łobuzerskim uśmieszkiem wyjmuje mój telefon.

- Nieładnie - Komentuje.

- Chciałem sobie pooglądać filmiki w necie.

- Zawsze pytaj o pozwolenie.

- Jesteś zła?

- Jeszcze nie - Uśmiecham się i szybko sprawdzam listę kontaktów. Wybieram numer Killiana i przyciskam słuchawkę do ucha, lecz po drugiej stronie odzywa się sekretarka. Ucinam połączenie. W proponowanych pojawia się Robert, a tuż pod nim Nate. Nie ma mowy, żebym zadzwoniła do tego bezmyślnego dupka, więc łączę się z Harrisem.

Właściwie nie wiem dlaczego telefon podsunął go jako jedną z opcji. Prawdopodobnie dzwonienie do szefa podczas weekendu w sprawie węża, nie jest najmądrzejszym rozwiązaniem. Nie wspominając już nic o profesjonalizmie. Idąc tym tropem wczorajsze zachowanie w toalecie też nie było zbyt biznesowe. Uch, dlaczego tyle rozmyślam? Może nawet nie odbierze. Na pewno nie odbierze. Dlaczego miałby odbierać telefon w sobotni poranek?

- Czyżbym stał się twoją obsesją, aniele? - Drętwieje słysząc niski przesycony erotyzmem głos. Boże, odebrał. Naprawdę odebrał.

- Cześć. Nie przeszkadzam?

- Nah. Co tam słychać?

- Syczenie. - Wzdycham głęboko. - Syczenie u mnie słychać. Nate, mam węża w kuchni i zero pojęcia co robić, zresztą, nawet nie wiem gdzie on jest.

- Ja mam węża w spodniach i zdecydowanie wiem co powinnaś z nim zrobić. - Nie mogę się opanować i parskam śmiechem.

- Tam jest coś o wiele lepszego niż wąż.

- Sprawdzałaś pod umywalką?

- Jest w zmywarce. Błagam, nie pytaj mnie jak się tam dostał.

- Pewnie dołem. Cooper jest z tobą?

- Tak. Wąż póki co ma jedną ofiarę i jest nią nasze śniadanie. - Teraz to on parska śmiechem.

- Aye, aye. Za chwilę jestem.

- Serio? Uratujesz nas?

- Powiedziałem, że przyjdę, ale czy uratuje? Nie wiem. Muszę się zastanowić.

- Nie masz zbyt wiele czasu.

- To prawda. Otwieraj drzwi.

- Co?

W tej samej chwili rozlega się dzwonek, rozłączam połączenie i posyłając Cooperowi uspakajający uśmiech ruszam do korytarza. Nate wita mnie szybkim całusem w usta, ma na sobie szarą koszulkę z krótkim rękawem, która idealnie podkreśla jego muskulaturę i czarne, bawełniane szorty. Jego włosy są w uroczym nieładzie, przez co wygląda jakby dopiero wstał z łóżka.

- Cześć - Mruczy łapiąc mnie za biodra.

- Cześć - Odpowiadam. - Czy, to ty jesteś tym sławnym zaklinaczem węży?

- Ano. -Błyska zębami w szerokim uśmiechu. - Przesuń się, dziołcha. Daj specjaliście pracować.

- Ależ proszę. - Unoszę obydwie ręce. - Nie mam nic przeciwko.

Idę za nim. Wchodzimy do pokoju, a na nasz (a raczej Nate'a) widok Cooper zeskakuje z kanapy i podbiega w podskokach do mężczyzny.

- Wróciłeś!

- A to ja gdzieś...zniknąłem? - Kuca, żeby znaleźć się na poziomie chłopca. - Rozmawiałem z Ellą. Wiem, że błędnie odczytałeś sytuację. Nigdy bym się na ciebie nie obraził.

- Ale...już nie przychodziłem na basen - Cooper spuszcza głowę. - I ciebie też nigdzie nie widziałem. Myślałem, że mnie nie znielubiłeś.

- Oi, oi. Co to za smutna mina? Miałem bardzo dużo pracy. Przepraszam.

- Każdy to mówi. Wszyscy mają dużo pracy. Ella nawet ma zakwasy przez pracę i chodzi jakby miała złamaną nogę.

- Zakwasy powiadasz, hę? - Wzrok Nate'a prześlizguje się po mojej twarzy. - Jestem dumny, że mam tak wyjątkowo zaangażowaną pracownicę.

- Dobrze - Odchrząkuję nerwowo. - To może zajmiesz się już tym wężem?

Harris śmieje się pod nosem i wyciąga dłoń w kierunku chłopca.

- Mamy sztamę, Coop?

- No! - Przybija mu piątkę. - Bolało? Ostatnio jak przybijałem piątkę Jordanowi to się popłakał! Powiedział, że mam cios smoka!

- Poważnie? - Dziwię się. - Nic nie wspomniałeś. Kiedy to było?

- Ee...nie pamiętam, ale nie zrobiłem tego celowo.

- Cios smoka? - Nate zerka na swoją dłoń. - Chłopie, nie wiem jak się z tego wyliżę.

- Widzisz! Mówiłem! - Cooper patrzy na mnie z wypiekami na twarzy.

- Nie ekscytuj się tak, nie można tak mocno przybijać piątek. Nate?

- Już idę.

- Świetnie.

Drepczę za nim jak cień. Wchodzimy oboje do kuchni, gdzie słychać głośne syczenie.

- Co tu się stało? - Pyta zerkając na drobne kawałeczki szkła.

- Wiesz, jak ciężko utrzymać szklankę przez kuchenną rękawice?

Mężczyzna wybucha śmichem, na co mrożę go spojrzeniem. Nie widzę w tej sytuacji niczego zabawnego.

- Ja jebię - Rechocze otwierając zmywarkę.

- Tu go nie ma.

- Mhm

Obserwuje jak wnikliwie przygląda się sprzętowi.

- Masz śrubokręt?

Ha! No pewnie, że mam! ale zaraz, po co mu śrubokręt?

- Co chcesz zrobić?

- Wyjąć węża, który siedzi w zabudowie.

- W zabudowie?! - Wytrzeszczam oczy. - Ta mała łajza!

- Bo drzwi należy zamykać. Za każdym, kurwa, razem. Żyjemy w Australii. Tutaj węże, pająki i jaszczury wyznają zasadę, że twój dom, to również ich dom. Dasz mi ten cholerny śrubokręt, czy mam użyć widelca?

- Dam. Nie wściekaj się.

Biegnę do korytarza, otwieram szafkę i wyjmuje z niej skrzynkę z narzędziami. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie zerknęła na Coopera. Najwidoczniej rozumie powagę sytuacji, bo siedzi na kanapie i ani myśli wchodzić do kuchni. Próbuję dostrzec co ogląda. Czyżby to było Toy Story?

- Elizabeth!

Ugh.

- Idę!

Nate gromi mnie wściekłym spojrzeniem, ale staram się to zignorować i wyjmuje ze skrzynki kilka śrubokrętów. Łapie jeden, po czym zaczyna odkręcać metalową obudowę. Syczenie paraliżuje mój umysł. Jest groźne i nie wróży niczego dobrego. Cholera, może jednak powinnam poszukać pomocy gdzie indziej? Może właśnie teraz narażam niewinnego człowieka na pewną śmierć?

- Jesteś uczulony na jakieś leki?

- Czemu pytasz?

- Bo jeśli cię ukąsi, to będę musiała wezwać pogotowie.

- Na kwas acetylosalicylowy. A ty?

- U mnie wszystko w porządku.

- Dobra, po śmierci chcę żeby wybudowano mi pomnik. Ze złota.

- Jesteś strasznym snobem.

Odsuwam się w najdalszy kąt pomieszczenia, ubieram rękawice kuchenne i chwytam za mop. Jestem przygotowana na to nierówne starcie. Mężczyzna odkręca kolejne blachy, które lądują z łoskotem na podłogę. W sumie naliczam ich trzy i zauważam, że im bliżej celu, tym bardziej drżą mu dłonie.

- A jeśli ten wąż jest jadowity?

- To umrzemy. - Stwierdza obojętnie i skupia się na ostatniej warstwie obudowy.

- Kurwa mać. - Z nerwów boli mnie żołądek. - Nathan?

- Elizabeth?

- Jeśli to rzeczywiście koniec, to wiedz, że w życiu nie miałam lepszego seksu.

Nate nawet na mnie nie spogląda. Wciąż jest odwrócony plecami i nadal dłubie przy zmywarce. Zupełnie tak jakby nie usłyszał co do niego powiedziałam.

- Będziesz milczał? - Irytuję się. - Dla ciebie ten seks nie był dobry?

- No wiesz, był spoko. - Mruczy.

SPOKO?! Zaciskam zęby, mam ochotę kazać mu się wynosić, ale powstrzymuje mnie pieprzony wąż w pieprzonej zmywarce. Niech ten koszmar się już skończy.

- Żartuję. - Zerka na mnie zza ramienia. - Już dawno umieściłem go na szczycie listy.

- Masz listę notowań?

- Aha.

- Oceniasz seks?

- Zawsze.

- Prowadzisz dziennik jak Bridget Jones?

- Chciałabyś go zobaczyć, co? Zapomnij. To tajne.

- Opisujesz każdy stosunek czy ograniczasz się jedynie do punktacji?

- Ten z tobą opisałem.

Robi mi się gorąco. Usiłuję za wszelką cenę zwalczyć rosnące podniecenie. Jestem ciekawa czy mówi prawdę, a jeśli tak, to jak rzeczywiście wygląda ten...dzienniczek seksualnych notowań pana dyrektora Harrisa, w którym jak się okazało, zajęłam pierwsze miejsce. Wgapiam się w jego szerokie plecy i napięte mięśnie bicepsów. Nie chcę przyznawać jak bardzo tęsknie za jego dotykiem. Wstrzymuję oddech kiedy odkręca blachę i obydwoje dostrzegamy zielono-brązowego węża. Jest długi i unosi łeb sycząc.

- Wiem, wiem - Szepce Nate. - My też mamy cię dość, uwierz. Nikt nie chce wojny, więc, proszę, wypierdalaj stąd, aye? No dalej.

- Chyba go nie przekonasz.

- Podaj mi szczypce.

Posłusznie podaję mu kuchenne szczypce do mięsa.

- Boże, on jest taki...wściekły.

- Zdezorientowany i pewnie głodny.

- Czyli wściekły.

- Wkurwiony.

Tężeję kiedy powoli przysuwa szczypce bliżej węża, łapie go za łeb i unosi. Moje serce dudni w piersi na widok schwytanego gada.

- Najbliższe drzwi. Szybko!

- Tam! - Wskazuję w stronę tarasu. Nate idzie w pośpiechu w wyznaczone miejsce, a ja zmęczona opadam na krzesło. Nerwy wyssały ze mnie energię. Zdejmuje rękawice i masuje obolałe skronie.

- Przerzuciłem go za płot. - Informuje mężczyzna. Kiedy zdołał wrócić? - Dobrze się czujesz?

- Tak, tak. Emocje opadły i poczułam się trochę słabiej.

- Nie zjadłaś śniadania. - Przypomina sobie. - Ubierz się.

- Hm?

- Zabiorę was do mojej ulubionej francuskiej knajpy.

- Oszalałeś? Mam jedzenie w domu, nie potrzebuję, żebyś nas karmił.

Jestem przekonana, że zaraz się odszczeknie, ale on o dziwo wbija wzrok w podłogę, a potem wsuwa dłonie w kieszenie spodenek.

- Chciałem tylko - Ściąga brwi nieco zakłopotany. - To znaczy, pomyślałem sobie, że może...moglibyśmy spędzić trochę czasu razem.

- Co?

- Lubię Coopera. - Wzrusza ramionami. - I...na pewno smakowałyby mu croissanty z czekoladą, ale jeśli się nie zgadzasz, to... - Wzdycha głęboko. - To właściwie nic takiego. Przez chwilę naszła mnie taka myśl i tyle. Serio. To...to nic ważnego.

Nie dowierzam. Wstaje z miejsca i podchodzę do niego.

- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim zdeprawowanym szefem?

- Jest tu. - Odpowiada patrząc mi prosto w oczy. Przechodzi mnie dreszcz, gdy opuszkiem palców gładzi mój policzek.

- Naprawdę chciałbyś spędzić z nami dzień? - Upewniam się.

- I tak nie mam nic lepszego do roboty. - Rzuca oschle, a potem na jego twarzy pojawia się szeroki, uroczy uśmieszek, który powoduje, że ledwo trzymam się na nogach.

NATE

Właściwie to nie kłamię. Nie mam LEPSZYCH rzeczy do roboty. Mam mnóstwo zwykłych, codziennych, niemalże nudnych zajęć. Jak na przykład odpisywanie na zaproszenia do licytacji przez Vanillię, albo przeglądanie social mediów i tropienie debilnych artykułów, a potem zgłaszanie ich do administratora strony. Mógłbym też spotkać się z kumplami, pójść do klubu, wpić parę drinków i podrywać dla zabawy napalone nastolatki, ale to wszystko blednie, w porównaniu z dziecięcą radością wypisaną na twarzy Coopera. Kurwa mać. To niedorzeczne. Totalnie mnie pojebało. Nie jestem w stanie wyjaśnić, ani tym bardziej zrozumieć dlaczego kobieta, którą przeleciałem w kiblu w restauracji i jej dzieciak nie są mi obojętni. Powinienem o niej zapomnieć, ale nie potrafię. Seks z nią...był jak walka piekła z niebem. Tłumiłem własne sumienie i zabierałem od niej całą rozkosz. Żadna wcześniej tak dobrze mnie nie wypieprzyła. Żadna.

- Jak powinniśmy się ubrać? - Pyta mnie. Z trudem zbieram myśli, kurwa, nawet nie umiem się przy niej skupić. - Zgaduję, że ta francuska miejscówka to jakieś „och i ach"?

Och i Ach? Mój przesiąknięty seksem umysł podsuwa mi zamroczoną orgazmem Ellę, to jak trzymałem ją w ramionach, kiedy drżała zaciskając mięśnie na moim kutasie. Och, tak...

- W co ubierają się Francuzki?

- W nicość - Uśmiecham się drapieżnie. - Założysz ją dla mnie?

Kładę dłonie na jej tyłku. Ma na sobie satynowe szorty zasłaniające połowę uda. Wsuwam palce pod materiał i kciukiem pieszczę pośladek.

- Nate, co ty robisz? - Stresuje się.

- Co robię? - Gram z nią.

- Nie możesz mnie... - Przymyka powieki. - Nie tutaj.

- Czujesz jaki jestem twardy? - Szepcę wprost do jej ucha ocierając się o jej miękkie ciało stwardniałym fiutem. - Doprowadzasz mnie, do jebanego szaleństwa.

- Nie nasyciłeś się?

- Tobą nie da się nasycić. Twoja cipka tak wspaniale brała mojego kutasa, że mam ochotę to powtórzyć. A potem znowu i znowu i znowu - Mruczę w jej szyję. - I znowu. Kurwa, Elise, pieprzyłbym cię do końca świata.

Wiem, że jest chętna. Nie wyczuwam żadnego oporu z jej strony. Przesuwam dłonie w kierunku jej brzucha, ciągnę delikatnie za szorty, a potem muskam palcami jej wilgotne wnętrze.

- Ooch - Wydaję z siebie niski pomruk zadowolenia. - Ociekasz, skarbie.

Całuję ją w bark i chwytam zębami kawałek skóry, kiedy niespodziewanie czuję jak ktoś ciągnie mnie za spodnie. Niechętnie odsuwam się od kobiety i posyłam jej zdumione spojrzenie. - Co ty odwalasz? Chcesz żebym zdjął spodnie?

- Nie ja. - Odpowiada cicho i wskazuje dyskretnie na stojącego obok nas chłopca. Robi mi się gorąco. Szlag.

- Dlaczego gryziesz Ellę? - Cooper jest niespokojny. - To ją boli.

- Kochanie, dlaczego przyszedłeś do kuchni? Nie dałam ci jeszcze znaku, prawda?

- Węża nie ma - Wzrusza ramionami. - Widziałem jak Nate go wyrzucał. Nie lubicie się?

- Co? - Nie odnajduję się w sytuacji. - O czym on mówi? - Patrzę na kobietę mając nadzieję, że wszystko mi wyjaśni.

- Skąd pomysł, że ja i Nate się nie lubimy?

- No bo, on cię gryzie. Widziałem. O! teraz masz czerwony ślad.

- Dobra, ubierzcie się i pojedziemy na śniadanie. - Szybko próbuję zmienić temat. - Obowiązujący styl to casual, więc, pamiętaj o obuwiu.

Cooper mierzy mnie nieprzyjemnym spojrzeniem, więc daję za wygraną i kucam obok niego.

- Lubimy się. Dorośli w ten sposób okazują sobie...sympatię. - Mówię przyciszonym tonem.

- Ja też tak będę robił jak dorosnę?

- No...pewnie tak. - Parskam śmiechem. - Ubieraj się, aye?

- Fuj - Krzywi się. - Nie chcę gryźć się z Jordanem jak będę dorosły.

- Kto wie, co będziesz chciał za kilkanaście lat - Nie mogę opanować śmiechu.

- Chodź - Ella chwyta go za rękę. - Idziemy na górę się ubrać, bo jesteśmy bardzo głodni, prawda? ten wąż zniszczył nam posiłek!

- Tak! A mieliśmy zjeść jajka!

- Właśnie!

Spoglądam na nich i czuję się tak jakbym podróżował w czasie. To chore. Kompletnie pojebane, ale z jakiegoś powodu Coop przypomina mi...mnie. Wsuwam dłonie w kieszenie spodenek, ściska mnie w żołądku, kiedy uzmysławiam sobie, że chcę w jakiś sposób chronić tego dzieciaka przed wielkim złym światem. Chcę, żeby zawsze skręcał w tę dobrą, jasną stronę i nie musiał się martwić. Chcę sprawiać, żeby się uśmiechał i nigdy nie spuszczał głowy ze smutkiem. Chcę, żeby wiedział, że nie jest sam.

Popierdoliło cię.

- Pójdę się przebrać, dobra? Przyjadę po was za...dziesięć, piętnaście minut?

- Świetnie. Będziemy na ciebie czekać. - Ella żegna mnie uśmiechem i wychodzę z mieszkania tak szybko jak się w nim pojawiłem. Mam przyspieszony oddech i spocone dłonie. Nerwy szarpią moim sercem rozdzierając je na jeszcze mniejsze kawałki.

Zwariowałem.

Idę do domu. Mam na stopach klapki, które z każdym krokiem zdają się wtapiać w chodnik. Docieram do swojej ulicy w ciągu minuty, może dwóch. Słońce wściekle praży moją skórę i szybko przypominam sobie o kremie z filtrem. Wpadam do mieszkania i skręcam do łazienki. Jest mniejsza niż ta na piętrze, ale to właśnie tutaj trzymam wszystkie maści i inne medykamenty. Nie mam apteczki, a zwykły plastikowy koszyczek? Ta, chyba, to właściwie określenie. Zdejmuję koszulkę i spodenki. Szybko wklepuję krem w skórę, a potem kieruję się na schody. Czuję ulgę. Klimatyzacja wspaniale chłodzi, a moje ciało nie krępuje żaden bawełniany ciuch. Otwieram drzwi od sypialni, spoglądam na niepościelone łóżko i tuż nad nim migoczący neonowy napis na ścianie „Play Dirty" uśmiecham się pod nosem, zgarniam ze stoliczka nocnego portfel i przez chwilę waham się jakie auto wziąć, ale ostatecznie stawiam na wygodę i wybieram bentleya. Energicznie przechodzę do kolejnego pomieszczenia, jakim jest garderoba i przeglądam koszule. Jestem rozpoznawalny, a przy tym także i medialny. Pokazanie się w centrum w spranej koszulce z czachami i logiem Harleya Davidsona groziło poniedziałkowym artykułem w kolorowym szmatławcu, albo milionem durnych relacji na Instagramie. W żadnym wypadku, nie chcę dawać im satysfakcji. To cud, że jeszcze nie wytropili mojego adresu. Zapinam guziki lnianej koszuli. Ten cud ma na imię Maxwell i jest moim ojcem. To dzięki jego działaniom mam (jeszcze) ten komfort. Co takiego zrobił? Chuj wie. Najważniejsze, że osiągnął sukces. Podwijam nogawki spodni, wsuwam pasek w szlufki i spryskuję się perfumami. Stojąc przed lustrem poprawiam fryzurę i w samym czasie słyszę dźwięk komórki. Niechętnie wychodzę z garderoby, znów wbiegam do sypialni i chwytam w dłonie telefon, którego wcześniej zostawiłem na łóżku.

- Cześć, Josh. Dzwonisz, żeby mnie poinformować, że zostałem wujkiem? - Parskam w słuchawkę.

- Ja pierdolę, nawet tak nie myśl. Wiesz, że to mój największy koszmar? Wczoraj śniło mi się, że zaciążyłem Betty.

- Kim jest Betty?

- Moją randką z Tindera, ale potem okazało się, że ma profil na OnlyFans.

- Zapłaciłeś jej, żeby się z tobą przespała?

- Nie, głąbie. Była tak napalona, że zrobiła mi laskę w korytarzu. Ogarniasz to? nie zdążyliśmy dojść do pokoju. Rzuciła się na mnie jak tygrys.

- No proszę, proszę. - Zbiegam po schodach. - Pokaż mi jej zdjęcie.

- Za chwilę ci prześlę. Co robisz? Może jakiś wypad na Gold Coast?

- Dziś? Nie dam rady.

- A kto jest powodem?

Wzdycham cicho. Powiedzieć?

- Znam ją?

- To ona. - Rzucam wychodząc z mieszkania.

- Ona? Ale, że ONA!?

- Ona, w sensie, że ONA. Jedziemy na śniadanie, chociaż teraz, to już pewnie obiad.

- Kurwa, w co ty się pakujesz?

- Sam chciałbym wiedzieć. - Naciskam przycisk i czekam aż podniesie się brama garażowa. - To nic takiego, po prostu...spędzimy ten dzień razem.

- Czy ty się słyszysz? A co z jej dzieciakiem?

- Nie praw mi morałów, okej? - Złoszczę się. - Robię to co uważam, za słuszne.

- Słuszne?! Zrozumiałbym, gdyby była sporo starsza i miała plastikowe cycki, bo kangurzyce wiedzą jak zaatakować, ale ona? Myślałem, że ci przeszło.

- No, nie przeszło.

- Musisz ją przelecieć. Zrób to i będziesz miał święty spokój.

- Zrobiłem i nadal nie przeszło. - Wsiadam do samochodu. - Lubię ją.

- Nigdy nie powiedziałeś, że lubisz kobietę, z którą spałeś. - Zauważa przytomnie.

- Skończ.

Ma rację, ale jestem zbyt nerwowy, żeby to przyznać.

- Zastanów się co robisz, Nate. - W jego głosie pobrzmiewa ostrzeżenie. - Kiedy w grę wchodzi dziecko, to sytuacja staje się w chuj skomplikowana.

Uruchamiam silnik i zapinam pasy. Josh nadal ma rację, wiem, że obecność Coopera w mojej relacji z Elizabeth jest dość kłopotliwy. Nie chcę wyrządzać krzywdy chłopcu. Zresztą jej też nie. Zaciskam powieki targany silnymi emocjami. Do diabła z tym wszystkim.

- Dzieciak nie zrozumie, że tobie chodzi tylko o wypieprzenie jego mamuśki.

- Muszę kończyć.

- Wcześniej byłem zdania, że po seksie ci przejdzie, ale teraz popieram Jima. Nie ładuj się w gówno. Będziesz, kurwa, tego żałował.

Trochę zmartwiony słowami kumpla rozłączam połączenie i z przyzwyczajenia rzucam telefon na psute siedzenie pasażera. Boli mnie głowa, za bardzo się przejąłem. Nie powinno mnie to ruszyć, ani trochę. Powinienem mieć to głęboko w dupie, ale...nie mam. I to największy problem. Zatrzymuję się przed domem Elizabeth, nie wiem co robić. Ja pierdolę, czuję się jak idiota. Zaciskam dłonie na kierownicy i wówczas niespodziewanie ktoś naciska klamkę i próbuje wedrzeć się do środka. Reaguje błyskawicznie, odpinam pasy i zwijam dłoń w pięść i wyskakuje z wnętrza jak oparzony. Na ulicy nikogo nie ma. Patrzę to na otwarte drzwi, to na swoje pięści i nagle słyszę głośne „Bu!"

- Jezu Chryste! - Wrzeszczę podskakując w miejscu.

- Wystraszyłem cię! - Cooper wybiega zza samochodu. - Wystraszyłem!

Spoglądam na niego oniemiały.

- Ty, mały... - Urywam w połowie i podbiegam do dzieciaka zaczynam łaskotać.

- Aa! - Krzyczy zaśmiewając się.

- Straszyć się zachciało, hę!?

- Miałeś taką śmieszną minę!

- Pewnie taką samą jak ty teraz! - Unoszę go i podrzucam. - Ha!

- Nate, już...nie chcę.

- Nie chcesz? - Podrzucam go wyżej. - Jaka szkoda!

- Nate! Nie! - Zaczyna panikować. - Chcę na ziemię, postaw mnie na ziemię!

Nie rozumiem. Wydawało mi się, że się świetnie bawimy. Skąd to nagłe przerażenie w jego głosie? Przestaje nim podrzucać i stawiam na asfalcie.

- Cooper? - Patrzę na niego z troską.

- To było głupie! - Celuje mnie palec. - Teraz kręci mi się w głowie!

- Serio? - Zdziwiony chcę kucnąć obok niego, ale odchodzi, gdy tylko się pochylam. - No co ty? Coop!

- Możemy jechać! - Obok mnie pojawia się Ella w błękitnej sukience. - To znaczy, o ile się nie rozmyśliłeś?

- Dlaczego miałbym?

- Bo twoja mina sugeruje, że masz ochotę kogoś zabić. - Pociera moje ramię. - Wszystko w porządku? Coś się zmieniło odkąd wyszedłeś z mojego mieszkania?

Nie ładuj się w gówno. Będziesz, kurwa, tego żałował.

Spędzasz dzień z mamuśką i jej szczylem i uważasz, to za słuszne!?

- Nic. - Odpowiadam oschle. - Wsiadaj do auta.

- Jesteś pewny? Bo ja widzę całkiem sporą różnicę.

- Pieprzysz głupoty z głodu. - Syczę. - Bierz Coopera i jedźmy już.

Continue Reading

You'll Also Like

1M 40.4K 32
Clara jest zwykłą młodą kobietą, która pewnego dnia traci dach nad głową. Znajduje pracę u bogatego starszego małżeństwa gdzie poznaje ich syna-Erica...
336K 23.1K 60
Zmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -W...
52.5K 3.6K 74
Miłość potrafi zmienić człowieka, gdy spotka się tę właściwą osobę. Potrafi sprawić, że częściej zaczynamy się uśmiechać i cieszyć z małych gestów. J...
63.2K 2.7K 133
ja tylko tłumacze opis w 1 rozdziale