My Secret Prince

By SheeranMalik

23.3K 1.4K 38

Historia opowiada o losach Rosalie Bufford - nastoletniej Brytyjki, która ma wspaniałych przyjaciół, lecz złe... More

Wstęp
~.1.~
~.2.~
~.3.~
~.4.~
~.5.~
~.6.~
~.7.~
~.8.~
~.9.~
~.10.~
~.11.~
~.12.~
~.13.~
~.14.~
~.15.~
~.16.~
~.17.~
~.18.~
~.19.~
~.20.~
~.21.~
~.22.~
~.24.~
~.25.~
~.26.~
~.27.~
~.28.~
~.29.~
~.30.~
Epilog
Koniec? + Royal

~.23.~

501 32 0
By SheeranMalik




Rysowałam do 3:00 w nocy. Zdecydowałam się na ręce związane łańcuchem, ich dłonie lekko rozwarte. A z nich ulatujący motyl. Był to symbol wolności od cierpienia. Tego właśnie tak bardzo pragnęłam. I prawdę mówiąc, poczułam lekką ulgę po skończeniu rysunku. Zaraz potem zasnęłam, jak małe dziecko. Obudziłam się dopiero po 11:00.

Sięgnęłam po telefon, widząc setki nowych powiadomień związanych z zaistniałą sytuacją. Nie miałam najmniejszej ochoty odpisywać obcym ludziom, więc wstałam z łóżka. Wyciągnęłam z szafy czarne leginsy oraz szary tshirt, a także bieliznę. Udałam się do łazienki w celu wykonania porannej toalety i ubrania się.

Zbiegłam na dół, by zastać tam mamę na kanapie z laptopem na kolanach. Uśmiechnęła się na mój widok.

- O, cześć. Wyspałaś się? - spytała, ściągając okulary do czytania.

- Nawet tak, ale jestem głodna - odparłam, ruszając do kuchni.

- Może zrobimy razem naleśniki? - zaproponowała rodzicielka z nadzieją w głosie.

- Pewnie - przytaknęłam, otwierając lodówkę.

Wyciągnęłam z niej wszystkie potrzebne składniki, a mama w tym czasie dołączyła do mnie. Zaczęłyśmy przygotowywanie śniadania. Najpierw zmieszałyśmy produkty w misce, a potem ja nastawiłam patelnię. Kobieta zaczęła wylewać ciasto, a ja rozłożyłam talerze na stole.

- Umiesz przewracać ciasto w powietrzu? - zapytała, a ja pokręciłam głową przecząco. - To chodź, nauczę cię. Mnie nauczyła babcia.

Rodzicielka wręczyła mi patelnię, po czym złapała za moje nadgarstki i delikatnie uniosła je w górę. Placek wylądował idealnie.

- Brawo, przy następnym spróbuj sama - poleciła, wylewając kolejne ciasto.

I tak też się stało. Następne naleśniki sukcesywnie obracałam sama, co sprawiło mi niesamowitą frajdę. A jeszcze większą jedzenie ich z mamą. Tęskniłam za wspólnymi śniadaniami. Brakowało mi jej. Szkoda tylko, że wszystko dotarło do niej dopiero po tak traumatycznej dla mnie sytuacji.

Piłam kawę, gdy usłyszałam otwieranie drzwi. Zdziwiłam się, bo sądziłam, iż Grace i tata wrócą później. Jednak, chwilę potem mój ojciec wparował do kuchni.

- Dzień dobry - przywitał się z uśmiechem. - Kochanie, masz gościa.

Zza niego wyłoniła się kolejna osoba. Siwe, idealnie zaczesane włosy, zarost i granatowy sweter opinający się delikatnie na brzuchu. Tak to był mój ukochany dziadek Gerald z Manchester'u.

- Cześć, królewno - odparł, rozpierając ręce do uścisku.

Natychmiast, wpadłam w jego ramiona. Tak bardzo za nim tęskniłam. Do moich nozdrzy dotarł zapach jego wody kolońskiej, której używał niezmiennie od lat. Staliśmy w uścisku dobrą chwilę, aż głos taty przykuł naszą uwagę.

- Zaniosę walizkę do pokoju - rzekł, chwytając za rączkę i udał się w kierunku pokoju gościnnego.

- Co tu robisz? - zapytałam, odsuwając się od niego.

- Przyleciałem do ciebie, szkrabie - powiedział, dotykając palcem mój nos. -  Do mojej drugiej wnusi też, gdzie Gracie?

- Grace jest w szkole, wróci o 14:00 - poinformowała mama, ściskając się ze swoim ojcem.

Dziadek Gerald to tata mojej mamy, z którym naprawdę długo się nie widzieliśmy. 4 lata wcześniej zmarła babcia Audrey. Ostatni raz widzieliśmy się na jej pogrzebie. Potem dziadek został sam w Manchestrze, za co miałam okropny żal do swoich rodziców. Prosiłam, aby ściągnąć go do Londynu. Nie miał tam nikogo, bo brat mojej mamy od lat mieszkał w Australii i nawet nie przylatywał na święta. Niestety, byli zbyt zapracowani.

Następną godzinę spędziliśmy w salonie, rozmawiając. Był to szczególnie miły czas, bo rodzinny.  Na moment zapomniałam o swoich zmartwieniach. Poczułam się tak dobrze.

Niestety, wiedziałam, że wizyta dziadka nie wiązała się tylko z tęsknotą. W pewnym momencie tata zapowiedział, że jedzie po Grace, a mama zniknęła w swoim gabinecie pod pretekstem dopięcia kilku umów.

- Wiem, co wydarzyło się w twoim życiu malutka. Widzę, że schudłaś i zbledłaś - zaczął poważniejszym tonem, łapiąc za moją dłoń.

Przygryzłam wargę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Może i wyglądałam, tak jak mówili wszyscy, ale nie mam ochoty jeść.

- Powiedz mi szczerze, zakochałaś się w nim?

Auć.

- Tak, dziadku - wychlipałam, czując napływ silnych fal smutku.

- Skarbie, jestem tutaj - szepnął, głaszcząc mnie po wierzchu dłoni. - Wyrzuć z siebie te emocje.

- Czuję się taka bezsilna. Nie potrafię tego pojąć. Nie mogę się pogodzić z tym, że pewnie już nigdy się nie zobaczymy. Nie umiem oswoić się z tym, że tak długo mnie okłamywał.

- Rose, ja też tego nie rozumiem. Jednak, masz całe życie przed sobą. Nie możesz zamknąć się w domu. On wrócił do Indii, a ty musisz wrócić do szkoły, do znajomych. Studia przed tobą - mówił spokojnie, ocierając co jakiś czas moje łzy.

- Jak mam wrócić? Pół świata widziało mnie w telewizji. Zaczną się śmiać, plotkować...

- A ty stawisz im czoła. Pójdziesz z podniesioną głową. Obróć sytuację na swoją korzyć - przekonywał, uśmiechając się. - A niech mówią, niech plotkują. A na dobrą sprawę możesz odpowiadać, że to w końcu ty skradłaś serce prawdziwego księcia.

Dziadek zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami, prychając pod nosem. Zawsze widział same pozytywy.


W piątek postanowiłam w końcu pojawić się w szkole. Choć wciąż czułam się fatalnie, to próbowałam wrócić do normalności. Bałam się tego okrutnie, już po przebudzeniu miałam negatywne myśli. Jednak, wstałam i udałam się do łazienki, gdzie wykonałam poranną toaletę.

Do pokoju wróciłam, aby się ubrać. Zdecydowałam się na jasne, obcisłe jeansy oraz białą koszulkę z dekoltem w serek. Do tego trochę złotej biżuterii. Wykonałam również delikatny makijaż, a rzeczy spakowałam do dużej torebki.

W salonie spotkałam dziadka z gazetą oraz mamę z kubkiem kawy.

- Zobacz, jakie piękne słońce wyszło - odparł dziadek, wskazując na okno. - To będzie twój dzień.

Posłałam mu lekki uśmiech, udając się do kuchni.

- W pudełku na stole masz pokrojone owoce, a w lodówce jogurty - oznajmiła mama, a ja zrobiłam wielkie oczy.

- Dziękuję.

- Grace, zaraz się spóźnimy - krzyknął tata, stojący już w przedpokoju z kluczykami w ręce.

- Idę - usłyszałam głos siostry, która zbiegała po schodach.

Spakowałam do torby śniadanie oraz butelkę wody, po czym pożegnałam się z mamą i dziadkiem, ruszając do samochodu. Ciepłe, lecz poranne powietrze owiało moją twarz. Było to całkiem przyjemne.

Wsiedliśmy do pojazdu, aby następnie ruszyć w kierunku naszych szkół. Nie odzywałam się podczas drogi, ale za to tacie i Grace nie zamykały się buzie. Miło było patrzeć, jak w końcu ich relacje wyglądają prawdziwie.

Podjeżdżając pod budynek mojego liceum, czułam jak mój żołądek się zaciska. Dłonie wydzielały nadmierną ilość potu ze stresu, a w głowie pojawił się kompletny bałagan. Cholera, to był zły pomysł.

Wspomnienia wróciły. A do tego doszły obawy. Miałam ochotę zwymiotować.

- Dasz radę - odezwał się tata, posyłając mi przyjazne spojrzenie.

- Będzie dobrze - dodała siostra, a ja kiwnęłam głową.

Wzięłam głęboki oddech, otwierając drzwi od auta. Pożegnałam się z rodziną, wychodząc. Stanęłam na chodniku, patrząc na przytłaczający gmach liceum. Przełknęłam nerwowo ślinę, zaciskając ręce w piąstki.

- Rose! - usłyszałam krzyk Annie, która właśnie zmierzała w moją stronę. - Czekaliśmy na ciebie, wejdziemy razem.

W oddali zobaczyłam całą paczkę moich znajomych. Maya, Maggie, Niall i Harry.

- Chodź - odparła, łapiąc mnie za nadgarstek.

Przywitałam się ze wszystkimi delikatnym uściskiem. Cieszyłam się, że chcieli wejść razem ze mną i stawić temu czoła. Wiedziałam, że mam ich wsparcie.

Ruszyliśmy w kierunku wejścia do budynku. Stresowałam się potwornie, nie wiedziałam, co mnie czeka. Tuż po przekroczeniu progu nie obyło się bez ciekawskich spojrzeń.

Wzrok większości osób na korytarzu skierował się na nas, zaczęły się szepty. No cóż, to było do przewidzenia.

- Idziemy dalej - rzekł Harry, prowadząc nas w stronę odpowiedniej sali.

Uczniowie próbowali być dyskretni, ale widziałam nawet próby robienia mi zdjęć, co było dosyć komiczne.

- O Boże, Rosalie Bufford - usłyszałam nagle głos Faith, która pojawiła się na horyzoncie.

Wraz ze swoją blondwłosą koleżanką podeszły do naszej szóstki. Musiałam przyznać, że wyglądała dosyć odważnie. Miała na sobie obcisłą, krótką spódniczkę oraz top do połowy brzucha. A na stopach wysokie obcasy.

- No powiedz nam, bo umieramy z ciekawości od prawie tygodnia - zaczęła szyderczo, a jej koleżanka przytaknęła. - Księciunio miał dużego? Dobrze się bzykał?

- Faith, spierdalaj - warknął Harry, stając przede mną.

- Oh, Harry. To ciekawe...

- Zazdrościsz czy co? - odezwała się grubiańsko Annie.

- O jeju, a kto by nie zazdrościł? - zaśmiała się złośliwie. - Zostać wydymaną?

- Ty lepiej idź się dymać - burknęła Maya, przewracając oczami.

- A ty co, księżniczka? Języka nie masz? To też księciunio ci zabrał, gdy wyjeżdżał? - dopytywała kąśliwie, chichocząc.

- Faith, daj mi spokój. Zajmij się swoim życiem, bo widocznie musi ci się nudzić skoro tak bardzo interesujesz się moim - powiedziałam stanowczo, wyłaniając się zza Styles'a. - A jeśli już musisz wiedzieć, to tak. Seks był zajebisty.

Po tych słowach czułam niesamowity napływ siły i pewności siebie. Ruszyłam, obijając się o nią, a za mną moi zaskoczeni przyjaciele. Zatrzymaliśmy się dopiero pod salą.

- Żebyś ty widziała jej minę - zarechotał Niall, a reszta zawtórowała.

- Zmiażdżyłaś ją - dodała Maggie, opierając się o swojego chłopaka.


Pierwsza lekcja była dosyć luźna, więc mogłam błądzić myślami. Niestety, to nie działało na plus. W moje głowie był tylko Zayn i ból, który stworzył. Nie potrafiłam zapomnieć o tym na dłużej, bo wracało jak bumerang.

Na przerwie zjadłam trochę owoców, czując się jak główna atrakcja. Niektórzy już nawet nie ukrywali się, robiąc mi zdjęcia. Rozmawiali tak głośno, że byłam w stanie ich usłyszeć.

- Szkoda jej, bo taka była miłość i nici z tego.

- Głupia jest i tyle.

- Nie mów tak.

- Nie sprawdziła go nawet? Naprawdę dało się go znaleźć w internecie.

- No trochę głupie.

- I jej bajka się skończyła. A tak szpanowali tą swoją pseudo miłością.

Było mi okropnie przykro. Czułam, jak moje serce przyśpiesza. Te wszystkie głosy mieszały się w mojej głowie, jakbym wariowała. Robiło mi się potwornie gorąco.

- Muszę wyjść na dwór - odparłam, zwracając na siebie uwagę przyjaciół.

Zaciskałam ręce w piąstki, mrużąc oczy. Przyjaciółki spakowały moje rzeczy do torebki i razem ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Chciałam się przewietrzyć, oczyścić umysł.

Niestety, nie było mi to dane. Zaraz po wyjściu zostałam zaatakowana przez paparazzi.

Flesze błyskały, a oni zadawali setki pytań. Świetnie.

Znów czułam się, jakby wszystko działo się poza mną. Gdzieś dookoła. Krzyki, światła, dźwięk aparatów. Głowa rozbolała mnie niezmiernie. Chciałam uciec, ale nie miałam jak. Wszystko działo się tak szybko. Pamiętałam tylko, że Annie odwiozła mnie do domu.

Resztę dnia przesiedziałam w swoim pokoju, czując kompletną pustkę. W nocy za to przewracałam się z boku na bok. Łagodny sen nie był mi pisany, bo koszmary mnie dręczyły i budziłam się, co kilkanaście minut. W jednym z nich widziałam, jak Zayn zaraz po wyznaniu prawdy o swojej osobowości mówi mi, że tak naprawdę nigdy mnie nie kochał i wybucha śmiechem. W innym to cała szkoła śmiała się ze mnie.

Weekend spędziłam w domu z rodziną, próbowali mnie pocieszać seansami z popcornem lub grą na Xbox'ie, ale nie zmieniło to za wiele. Nie miałam najmniejszej ochoty na zabawę. Moje zdjęcia spod szkoły wyciekły do prasy, a gazety rozpisywały się na temat mojej relacji z księciem. Tata parę razy musiał też przeganiać natrętów spod naszego domu. A Zayn wciąż nie dawał znaku życia. Ślad urwał się po jego przylocie do Indii.

W poniedziałek naprawdę nie miałam ochoty na pójście do szkoły. Nie ustawiłam nawet budzika, ale moja mama przyszła do mnie idealnie o 7:30 i poprosiła o jeszcze jedną próbę.

Niechętnie wstałam, aby udać się do łazienki. Umyłam zęby, przeczesałam włosy i skorzystałam z ubikacji. Narzuciłam na siebie czarne rurki, szary tshirt oraz za dużą kurtkę jasno-jeansową. W swoim pokoju wykonałam delikatny makijaż i spakowałam torebkę. Zeszłam na dół do kuchni. Wyjęłam mleko, płatki, łyżkę i miskę. Usiadłam przy stole powolnie, jedząc śniadanie. Chwilę później dołączyła do mnie Grace.

- Idziesz do szkoły? - spytała, dosiadając się.

- Tak.

- A jak się czujesz? - odparła, przygotowując sobie płatki.

- Beznadziejnie - mruknęłam pod nosem, mieszając łyżką w misce.

- Rose, a byłabyś w stanie mu to wybaczyć?

Jej pytanie dotarło do mnie, jak strzała wystrzelona z łuku. Od razu się ożywiłam, pobudzając szare komórki do myślenia. Czy byłabym w stanie mu to wybaczyć?

- No wiesz, gdyby on wrócił...

- Ale nie wróci, Grace. Zayn wyjechał i żyje swoim życiem - powiedziałam ostro, wbijając wzrok w stół.

Pierwszy raz od ponad tygodnia wypowiedziałam na głos jego imię. Poczułam to całą sobą, przeszły mnie dreszcze.

- Cześć, dziewczynki - odparła nasza mama, wchodząc do pokoju. - Dzisiaj ja was zawiozę, bo jadę do biura. Mamy mnóstwo chętnych. Telefony dzwonią co minutę.

Mama wyglądała na niesamowicie zadowoloną. Cała promieniała, a na jej twarzy gościł szczery uśmiech. Była też przepięknie ubrana. Miała na sobie przewiewną białą bluzkę, turkusową marynarkę oraz spodnie w marokańskie wzory. Do tego nieodjemne szpilki w kolorze srebrnym.

- Już myślałam, że będziemy mieć problem, ale teraz wszyscy nagle się rzucili - dodała po chwili, pijąc zrobioną wcześniej kawę.

Nie chciałam psuć jej radości, więc nie skomentowałam tego. Mimo, iż wiedziałam skąd taki nagły napływ klientów.

Dokończyłam płatki, odstawiłam brudne naczynia do zlewu, po czym wzięłam komórkę i podeszłam do lodówki, by wyciągnąć z niej butelkę soku oraz jogurt. Wrzuciłam je do czarnej torby, ruszając w kierunku przedpokoju. Założyłam białe converse, a zaraz potem dołączyły do mnie mama oraz Gracie.

Razem pojechałyśmy w kierunku szkoły Grace, gdyż to ona zaczynała szybciej. Zaraz potem ruszyłyśmy do mojego liceum.

- Rose, umówiłam cię na jutro na wizytę u świetnej psycholog...

- Nie prosiłam o to - fuknęłam, krzyżując ręce na piersi.

- Wiem, ale wszyscy uważamy, że powinnaś porozmawiać ze specjalistką - wyjaśniła, zerkając na mnie, co jakiś czas. - Minął ponad tydzień, a poprawa jest niewielka. Bardzo schudłaś i nawet twój makijaż nie ukryje tego, że wyglądasz na zdołowaną. Kocham cię i naprawdę chcę ci pomóc.

Słowa mamy dotarły do mnie. Tak dawno nie słyszałam ich z jej ust. To było ujmujące, ale też przekonujące.

- Dobrze, pójdę tam.


Lekcje przebiegały bez większych ekscesów. Robiliśmy projekty, oglądaliśmy filmy lub po prostu rozmawialiśmy między sobą. Nigdy nie rozumiałam sensu chodzenia do szkoły po egzaminach, ale niestety system tak właśnie działał. Starałam się też ignorować szepty i ciekawskie spojrzenia.

Podczas przerwy na lunch zajęliśmy miejsce na zewnątrz. Była wyjątkowo ładna pogoda, świeciło słońce. Jedliśmy spaghetti bolońskie, a moi przyjaciele prowadzili zaciekłą konwersację, w której nie uczestniczyłam. Moje myśli wciąż zajmował jeden temat. On.

- Rose, halo - usłyszałam nagle głos Annie, wyrywający mnie z amoku. - Pytałam, czy idziesz z nami do kina?

- Kiedy? - mruknęłam, chwytając za szklankę z lemoniadą.

- Dziś po szkole - oznajmił Niall, pokazując w telefonie kinowy repertuar.

- Nie, dzięki - odparłam obojętnie, opierając głowę na otwartej dłoni.

- Cholera, Rose - warknął Harry, kręcąc głową.

- Spokojnie - zahamowała go Maggie.

- Przepraszam, po prostu nie rozumiem tej sytuacji. Nie rozumiem, dlaczego ci nie powiedział. On cię kochał na zabój - rzekł wyraźnie poddenerwowany, a zmarszczyłam czoło.

- Nam też nie powiedział, a zarzekał się, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi - wtrącił Niall, wzdychając ciężko.

- Nam, jak nam Niall. Mógł się bać, że im więcej osób wie tym większa szansa, że się wyda. No, ale Rose? Sam pamiętasz, jak o niej mówił...

- Harry, nie wspominaj o tym przy niej - szepnęła Maggie, widząc jak bardzo działały na mnie jego słowa.

Moje serce biło mocniej, a oczy zaszkliły się. Skoro tak o mnie mówił, to dlaczego mnie oszukał i zostawił?

- Muszę się do czegoś przyznać - powiedział Styles po wzięciu głębokiego oddechu. - Zayn był u mnie wieczorem przed wyjazdem.

- Mów dalej - rzuciła zaciekawiona Annie widząc, że Styles zawahał się.

- Rozmawialiśmy, ale krótko. Powiedział, że przyjechał, by przeprosić mnie za kłamstwa. Wyjaśnił, że uciekł z kraju, bo zmuszali go do małżeństwa. Jednak, przerwałem mu, karcąc go za to, jak potraktował ciebie. Wtedy poprosił mnie, żebym ci coś przekazał.

Styles sięgnął po swój plecak, a ja analizowałam jego słowa. Byłam w ogromnym szoku. Przyjechał do Harry'ego, ale nie do mnie?

- Dał mi ten list dla ciebie - rzekł, wyciągając białą kopertę. - Nie dałem ci go wcześniej, bo najpierw się nie odzywałaś, a potem uznałem, że lepiej dać ci go, jak trochę wydobrzejesz. Jednak, nie mi to oceniać. Przeczytasz, kiedy będziesz gotowa.

- Nie chcę go - fuknęłam, odwracając wzrok.

- Prosił, żebyś go wzięła - nalegał, trzymając list przede mną.

Wzięłam go, wzdychając ciężko. Jednak, nie miałam ochoty go czytać, więc wylądował w torebce.

- Nie przeczytasz? - zapytała zaskoczona Maya.

- Po co? Co mi niby tam napisał? Pewnie to samo, co mówił - prychnęłam, przewracając oczami.

- Nie mówił, co tam jest. Jednak zależało mu, żebyś to przeczytała - odparł Harry spokojnym tonem.

- Eh, no dobrze. Przeczytam go - mruknęłam niezadowolona, sięgając po list. 

_______________________________________________________________

Witajcie! Jak myślicie, co będzie w liście? Co tak bardzo Zayn chciał przekazać Rose?

Proszę o gwiazdki i komentarze :)

-Komentarze karmią wenę.

Continue Reading

You'll Also Like

137K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
37.1K 1.4K 18
Rose to siedemnastolatka mieszkająca w Londynie. Ojciec dziewczyny po rozwodzie przeprowadził się do Monachium. A teraz Rose ma okazje przerwać ich s...
18.1K 1.5K 17
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
18.8K 1.5K 27
nigdy w pełni nie odetniesz się od przeszłości, nieważne jak bardzo będziesz się starać druga część „coincidence"