Wei Ying leżał na podłodze małego ciemnego pokoju, z rękami związanymi na plecach, a lina, którą były obwiązane jego nogi, była przywiązana do metalowego słupa, który był tak długi, że sięgał od podłogi aż do dachu. Nawet gdyby nie był w ten sposób związany, nie zawracałby sobie nawet głowy próbą ucieczki. Nie użyłby swojej Demonicznej Kultywacji, aby wezwać pomoc, ponieważ...... odkąd obudził się tutaj po raz pierwszy kilka tygodni temu......... wtedy właśnie się poddał.
Dlaczego miałbym zawracać sobie głowę, bezcelową walką z nimi?
Podjęli decyzję, zanim zdążyłem się obudzić.
Zdecydowali się uwierzyć jemu.
Odwrócili się ode mnie.
On odwrócił się ode mnie .........
.........
Czy on dalej żyje?
Czy uzdrowili go?
Czy......
Czy on umarł?
Nie, gdyby umarł, już bym nie żył.
Natychmiast by mnie zabili.
Te pytania plątały mu się po głowie przez długie, niekończące się, wręcz godziny, dzień i noc, nawet gdy zmuszał się, by nie kaszleć krwią, która gromadziła się w jego płucach. Musiał trzymać ją całą wewnątrz i niczego im nie pokazywać. Nikt nie powiedziałby ani słowa o tym, jaki był ten człowiek i to w tej chwili najbardziej bolało.
Nie pozwolę im zobaczyć mojego bólu.
Wiedział, że kiedy czterej mężczyźni przyjdą, by zabrać go na przesłuchanie, odwiążą mu liny na nogach, a on po prostu pójdzie do sali i tam uklęknie, wciąż ze związanymi rękami.
Bez słowa.
Klęczał przed tymi ludźmi i nie mówił ani słowa.
Dlaczego niby powinienem?
Dlaczego miałbym odezwać się do nich choćby jednym cholernym słowem... Nawet jeśli nie zamykał ust, tak mocno jakby mógł, aby utrzymać krew, odmówiłby powiedzenia im... czegokolwiek.
Zdradzili mnie.
Odwrócili się ode mnie.
Oni... nienawidzą mnie.
Zjadł tylko niewielką ilość, odkąd się tu obudził. Po prostu nie mógł zmusić się do jedzenia, przez ból w sercu. Czuł się słaby i nigdy nie zawracał sobie głowy zatrzymaniem ciosów, które były w niego kierowane, gdy tylko wrócił do tego pokoju. Strażnicy byli na niego tak źli za coś, co nie było nawet jego winą.
Dwaj mężczyźni, którzy mieli go przesłuchiwać, jedyne co robili, to krzyczeli i kwestionowali. Poniżając go. Jednak czterej mężczyźni, którzy prowadzili go do i z tych inkwizycji, zawsze wrzucali go z powrotem do pokoju, związywali mu nogi, a następnie zaczynali go bić i kopać. Ale z jakiegoś powodu nigdy nie wybierali twarzy.
Wei Ying pozwolił, by westchnienie uciekło z jego ust, gdy usłyszał odbijające się po ścianach cztery pary stóp zbliżające się do jego więzienia. Drzwi zostały otwarte, więzy zostały rozwiązane, tym razem nie tylko jego nogi, ale także ręce, a on został postawiony na nogi, chociaż słońce dopiero co wysunęło się nad horyzont.
Wiedział, że nadszedł dzień, na który czekał.
To jest dzień, w którym, w końcu się mnie pozbędą.
To dzień, na który tak długo czekali.
To dzień, w którym nigdy więcej nie postawię stopy w tym miejscu.
Kiedy stąd odejdę, już nigdy nikogo z nich nie zobaczę.
Ale chcę tylko wiedzieć, czy on żyje.
Ktokolwiek......
Wystarczy wspomnieć, jak z nim jest...
Proszę...
Nie zatrzymał się, chociaż nagle do do jego nosa dotarł ten zapach, który dosadnie powiedział mu, że jest blisko.
Żył.
Żył.
Żył.
Dzięki niebiosom, że żył.
W sercu i umyśle zagościła radość, ale na zewnątrz nie okazywał ani jednej emocji.
Wei Ying spojrzał na ścieżkę obok niego i nagle zadrżał na widok tych złotych oczu. Nie było w nich łagodności, nie było śladu przyjaźni, odbijał się w nich tylko pusty chłód.
Stał się taki jak oni.
Nienawidzi mnie.
Chce, żebym odszedł...
...Umarł...
Odwrócił się ode mnie.
Wyrzuca mnie.
Jest taki jak cała reszta.
Muszę go nienawidzić.
Wei Ying odwrócił głowę i spojrzał na drewnianą ścieżkę przed sobą i od tego momentu nie chciał patrzeć na nikogo z jakiegokolwiek powodu.
Te puste oczy byłyby ostatnimi, w które kiedykolwiek spojrzał.
Czterech mężczyzn ubranych na biało zaprowadziło go do holu w Zaciszu Obłoków. Kiedy przybyli, wszyscy rzucili go na kolana przed trzema mężczyznami, którzy stali tam i czekali... wszyscy ubrani w najczystszą biel... wszyscy przepełnieni nienawiścią... wszyscy z tej samej rodziny... wszyscy trzej Lanowie.
Przywódca Sekty Lan XiChen, Starszy Lan i... HanGuang-Jun......
Nie zawracając sobie głowy rozglądaniem się, aby znaleźć źródło jego dziwnego uczucia, mógł stwierdzić, że w komnacie był ktoś jeszcze... może ukrywał się w cieniu.
Starszy Lan i Przywódca Sekty Lan XiChen spojrzeli z góry na Wei WuXiana i ponownie poczuli, jak ich serca wypełnia nienawiść do jego osoby. Gdyby nie zasady sekty, każdy z nich osobiście pobiłby go, aż do śmierci. Nawet Starszy Lan powstrzymał się od użycia bicza dyscyplinującego, ponieważ wiedział, że jeśli zacznie, nikt go nie powstrzyma i zakończy dopiero gdy umrze u jego stóp, ponieważ radość wypełniłaby jego serce na ten widok. Nie pozwoliłby, aby ten zły Demoniczny Kultywator zmienił go w takiego potwora.
XiChen spojrzał na mężczyznę w czerni z całkowitym obrzydzeniem. Odmówił wykorzystania swojej pozycji do zabicia tego potwora. Zamiast tego dał ostateczną karę dla mężczyzny... i będzie się cieszył myśląc o tym, jak przez to cierpi.
HanGuang-Jun spojrzał na mężczyznę w czerni, który odmówił podniesienia wzroku i ponownego spotkania się z nim. Ten Demoniczny Kultywator manipulował nim przez tak długi czas, ufał mu ponad wszystko, ale teraz prawda wyszła na jaw. Wszystko, czego kiedykolwiek pragnął Wei WuXian, to władza nad ludźmi. Ręka, w której trzymał BiChen, zadrżała, gdy pomyślał o swoim mieczu zatopionym w tym czarnym sercu, ale zgodził się z innymi. Największą karą dla tego potwora było to, by nie umrzeć... Miała ona sprawić, aby żył... sam wiedząc, że jego plany zawiodły i nikt już się o niego nie troszczył.
Trzej mężczyźni spojrzeli na klęczącego przed nimi Wei WuXiana. Wszyscy wiedzieli, jak bardzo ten zdrajca zranił ich wszystkich swoimi kłamstwami i manipulacjami, nawet gdy udawał przyjaciela.
Nikt już nie okazał żadnej życzliwości dla Wei WuXiana.
Był po prostu zły.
Był tylko Demonicznym Kultywatorem.
Więc teraz Wei Ying ukląkł ze swoją pasywną twarzą, patrząc prosto przed siebie, jednak jego oczy pozostały spuszczone, ponieważ nie chciał patrzeć w oczy z wypełniającą je nienawiścią w i całkowitym brakiem jakichkolwiek emocji, nie chciał patrzeć w oczy Lan Zhana. Gdyby znów spojrzał w te złote oczy, w których było widać tylko to, to to by go całkowicie zniszczyło.
Wiedział, że nie może nic powiedzieć, nic nie może zrobić, aby zmienić wszystko, co się teraz wydarzyło.
...Ich umysły dawno temu podjęły decyzję, to tylko głupia formalność dla ich ego, zwykłe przedstawienie dla wszystkich innych sekt, aby zobaczyć, jak się właściwie prezentują.
Udawali, że są moralnie lepsi.
Udawali, że są całkowicie sprawiedliwi.
Udawali......... wszystko.
Szczerze mówiąc, Wei Ying wciąż nie wiedział, co się stało i jak wszystko wywróciło się do góry nogami.
Gdy dwaj starsi członkowie Lan gadali o tych samych rzeczach, w kółko, jak za każdym razem, gdy był tu wciągany, Wei Ying pozwolił, aby przez jego umysł przebiegły różne myśli. Te wydarzenia, które przywiodły go w to miejsce, na kolana przed tę trójkę kłamców.
Wszyscy dowiedzieli się, że był Wei WuXianem, kiedy wyciągnął SuiBiana z pochwy, który zamknął się od czasu jego śmierci, gdy spadł z klifu.
On i Lan Zhan próbowali uciec tylko po to, by został dźgnięty przez Jin Linga.
Zemdlał.
Obudził się w Zaciszu Obłoków.
Poszli do biblioteki i znaleźli książkę, z której wyrwano stronę.
On i Lan Zhan udali się do Kopców Pogrzebowych i uwolnili juniorów, uratowali Przywódców i ujawnili Su She jako zdrajcę.
XiChen udał się z Jin GuangYao, aby dowiedzieć się najwięcej ile może, ale został oszukany, a jego energia duchowa zablokowana.
Po tym, jak wszyscy Przywódcy i spadkobiercy przybyli do Przystani Lotosów, te dwie kobiety przybyły i opowiedziały, co Jin GuangYao zrobił swojemu ojcu i jak świadomie poślubił własną siostrę, a potem Przywódcy przypuszczali, że zabił ich syna, aby jego kłamstwa nie wyszły na jaw, a potem jego żona/siostra popełniła samobójstwo, kiedy dowiedziała się o tym od kobiety, która teraz informowała ich.
Wei Ying oprowadził Lan Zhana po Przystani Lotosów, a potem ukłonili się w Sali Przodków.
Jiang Cheng przybył i walczyli tylko po to, aby zemdlał, a Lan Zhan zabrał go w bezpieczne miejsce.
Potem, gdy już wystarczająco wyzdrowiał, wylądowali w świątyni, gdzie zostali złapani.
Niedługo potem spadł deszcz i wszyscy przemokli.
Jin GuangYao zabrał ich do świątyni i kazał im zmienić zewnętrzne szaty, zanim się rozchorują.
Następnie...
Z jakiegoś powodu...
Sprawy przybrały przeraźliwie zły obrót.
____________________________________________________
Witam was w pierwszym rozdziale nowego tłumaczenia!
Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach, czy wam się spodobało!
Jeśli chodzi o publikację, to chcę dodawać rozdziały w soboty, wtorki i czwartki! Zobaczymy czy mi się uda
Pa pa
20.11.21 19:00