Zapomniany Cud | Kuroko No Ba...

By RainGuardian1

53.8K 2.9K 2.7K

Akademia Okamino była niezaprzeczalnym mistrzem wszystkich koszykarskich i siatkarskich licealnych zawodów. Z... More

Zapowiedź
KARTA POSTACI (wersja demo)
Prolog 1.1 - Burza z Piorunami
Rozdział 1 - Wilcza Akademia
Prolog 1.2 - Atsu-chan i Atsu-chin
Rozdział 2 - Klub koszykówki
Rozdział 3 - Zawodnicy różnego rodzaju, czyli jak grały Wilki z Tokio
Rozdział 4 - Sparing- partner czyli zrzędliwy kuzynek i dobry przyjaciel
WIGILIJNY SPECJAŁ, CZYLI RODZINNE ŚWIĘTA U IMPERATORA
Rozdział 5 - Kapitanowie zespołów
Rozdział 6 - Siedem Cudów Teiko
Rozdział 7 - Będzie dla ciebie najgorszym przeciwnikiem
Rozdział 8 - Nazywam się Takao Kazunari!
Rozdział 9 - Touou kontra Seirin
Rozdział 10 - Inter-High - start!
Rozdział 11 - Powrót Pioruna z Teiko
Prolog 1.0 - Nie może zostać zapomnianym
Rozdział 12 -Na naukę nigdy nie jest za późno
Rozdział 13 - Złożone obietnice drużyny Okamino
Rozdział 14 - Arigatou
Rozdział 15 - Jesteś najlepszy
Rozdział 16 - Mów mi po imieniu
Rozdział 17 - Cecha rodzinna
Rozdział 18 - Drużynowy łańcuch
Ciekawostki o postaci~ Yamada Hayato
Rozdział 19 - Na wyciągnięcie ręki
Rozdział 20 - Wzajemna pomoc
Rozdział 21 - Jesteś moim rywalem
Rozdział 22 - Nowy początek
Rozdział 23 - Odrodzenie
Rozdział 24 - Mistrz podań i mistrz kradzieży
Rozdział 25 - Bat Ear kontra Eagle Eye
Dziękuję!
Rozdział 26 - Pierwszy powód do zemsty
Rozdział 27 - Drugi powód do zemsty
Rozdział 28 - Narodziny asa Akademii Okamino
Rozdział 29 - Seirin kontra Shutoku
Rozdział 30 - Bitwa wytrzymałości. Światło i Cień.
Pytanie #1
Rozdział 31 - Ten ostatni mecz. Wola Asa.
Rozdział 32 - Ostatnia szansa
Rozdział 33 - Historia klubu: Dwanaście lat. Definicja kapitana
Rozdział 34 - Historia klubu: Kapitan i Cud. Drużyna to najwyższe dobro.
Rozdział 35 - Doganiająca przeszłość
Rozdział 36 - Starcia międzyszkolne
Rozdział 37 - Więzi przyjaźni
Informacja #1
Rozdział 38 - Duma Pokolenia Cudów
Rozdział 39 - Za wszelką cenę
Rozdział 40 - Pierwszy rok
Rozdział 41 - Sayonara
Ciekawostki o postaci ~Himura Takahiro
Rozdział 42 - Pokonać przeciwności
Dodatek na święta, czyli dramaty, bal i koszykówka
Rozdział 43 - Dać z siebie wszystko
Rozdział 44 - W imię zwycięstwa
Informacja #2
Rozdział 45.1. - Sto meczów, sto zwycięstw
Rozdział 46 - Kiseki No Sedai no Esu - Aomine Daiki
Informacja #3 [AKTUALIZACJA 3.03.24 r.]
Rozdział 47 - W drodze po puchar
Rozdział 48 - Podążająca po śladach klątwa

Rozdział 45.2. - Sto meczów, sto zwycięstw. Zdrada

311 21 24
By RainGuardian1

Gwoli przypomnienia, ponieważ od poprzedniego rozdziału minęło wiele czasu:

-rozdział zawiera w dużej mierze przeszłe wydarzenia, więc są one pisane kursywą

-myśli bohaterki w przeszłych wydarzeniach pisane są kursywą i podkreśleniem

-obecne myśli bohaterki przy retrospekcjach oznaczone są czcionką zwykłą i podkreśleniem

-obecne wydarzenia są pisane w formie normalnej - zwykłą czcionką, a myśli kursywą


Wybaczcie, sprawdzę rozdział dzisiaj rano. Teraz idę spać. Miłego czytania! ;)

________________________________________________________________________________

II

Kaori westchnęła i ruszyła w kierunku zielonego boiska. Niezbyt przepadała za piłką nożną, ale dalej wolała ją od znienawidzonej przez siebie siatkówki.

-Hej, poczekaj na mnie!

Granatowowłosa przystanęła, nawet nie musiała się obracać. Doskonale wiedziała, że w jej stronę biegnie Aomine.  Tego dnia czekały ich międzyklasowe mecze, klasa przeciw klasie, więc wszyscy drugoklasiści mieli być obecni na boisku.

-Myślałam, że olejesz sprawę i zostaniesz na dachu. - mruknęła, kiedy chłopak stanął obok niej.

-Coś ty. - parsknął Daiki - To  byłby już dla nich za duży problem.

Oboje dotarli na boisko i tuż przy bocznej linii rozstali się, idąc do swoich klas. Kaori minęła Midorimę, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem i ustawiła się w ostatnim rzędzie, jak najdalej od zielonowłosego. Wciąż jej się nie podobało, że w klasie ma tego "Glutka Marudę". Od pierwszych dni mieli ze sobą kosę, ale podczas treningów i meczów współpracowali. Musieli.

Jednak skłamałaby, że nie zaczęli się z sobą - przynajmniej w jakimś stopniu - dogadywać.

Rok temu, nigdy bym nie powiedziała, że ja i Midorima będziemy stać za sobą murem. Mimo to, wciąż sobie dogryzaliśmy i kłóciliśmy całkiem poważnie. Wciąż jest wkurzający.

Kiedy klasy zostały podzielone na drużyny, zostali przydzieleni im przeciwnicy.  Usiadła poza murawą, ciesząc się, że Shintarou został przydzielony do grupy "A" i nie musi z nim grać.

Chociaż raz.

Tymczasem na murawie pojawiła się grupa A z ich klasy oraz przeciwnicy. Wśród dziesięciu chłopaków z ciemnymi włosami wyróżniał się jeden blondyn. Wysoki i przystojny, sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie.

Wiedziała, że nazywa się Kise. Nie znała imienia.

Rozległ się gwizdek rozpoczynający grę. Nie żeby jakoś specjalnie ją interesowała. Ale ktoś przykuł jej uwagę. Nie był to oczywiście Midorima, a jasnowłosy Kise.

Zmarszczyła brwi, gdy wykonał zwód. Była pewna, że gdzieś to już widziała. Chłopak zachowywał się tak, jakby mecz nie był dla niego żadnym, nawet najmniejszym wyzwaniem.

To dziwne. - pomyślała - W każdym, nawet najnudniejszym meczu istnieje iskierka wyzwania. Zawsze. Iskierka ta sprawia, że chce się grać...A on...

Jej klasa właśnie zdobyła gola. Ruszyli lewym skrzydłem i podali piłkę na środek, do wbiegającego napastnika. Było to ciężkie dośrodkowanie, jednak chłopak z przewrotki zdołał uderzyć i wbić piłkę do siatki.

Dosłownie chwilę później, w kontrataku ruszyła drużyna przeciwna, z prawej strony. Blondyn wdarł się na pole karne i chociaż nie było to konieczne, uderzył z przewrotki.

Identycznej, jak ich napastnik.

-Haaa? - przekrzywiła głowę w prawo. - Niby jak to zrobił?

To już było naprawdę dziwne. Rozumiem, że może być utalentowany...Ale żeby odwzorować dokładnie jego ruch? Podejrzane...

***

Niijimura wyprostował się i spojrzał na skrzydłowego. Na pierwszy z meczów w nowym roku szkolnym, trener zaplanował nieco eksperymentalną taktykę, która jednak się nie do końca sprawdzała. Na boisko tym razem wysłał Niijimurę, Aomine, Akashiego, Murasakibarę i Midorimę. Strategia ta w gruncie rzeczy miała opierać się na maksymalnej współpracy obu skrzydłowych ze środkowym, jednak stało się coś nieprzewidzianego. Atsushi, Daiki i Shuzo nie byli już w stanie dłużej grać razem. Po raz kolejny z jednego bardzo wielkiego, zdenerwowanego powodu. Zabrzmiał sygnał zmiany.

-Aomine ma dosyć na dziś. - mruknął trener i obrócił się - Kasamatsu, wchodzisz! - poprawiła koszulkę z dziewiątką i wstała.

Rezerwowy skład rozluźnił się. Gra, w momencie pojawienia się Kaori na boisku, obok wkurzonego Murasakibary, była już ustawiona. Wszyscy już o tym wiedzieli, że granatowowłosa stworzyła nić porozumienia z środkowym. Mecz już należał do nich.

Dziewczyna przybiła piątkę z granatowowłosym, który zarzucił ręcznik na kark. Faktycznie miał już dosyć, ale nie tyle w sensie fizycznym, co psychicznym. Stanęła tuż przed polem trójek.

-Atsu-chin...- dobiegło ją z tyłu. Aura stamtąd biegnąca mogła przerazić niejednego, ale nie ją ani resztę pierwszego składu Teiko. 

Pochyliła się lekko do przodu i zmierzyła wzrokiem przeciwnika, który stał na tej samej pozycji, co olbrzym za nią. Następnie popatrzyła w prawo, gdzie stał skrzydłowy.

 -Atsu-chan...- wyprostowała się po chwili i obróciła głowę w jego kierunku. Na wargach zatańczył uśmieszek - Wszystko poleci do ciebie.

Fioletowowłosy uśmiechnął się.

Trener również odetchnął, widząc po raz kolejny współpracę zawodników. Śmigająca po boisku bez żadnego problemu Kaori, która łowiła sto procent piłek, zarówno przy podaniach, jak i kontrach, wręcz drwiąca z przeciwników i on, olbrzymi środkowy, który otrzymywał od niej wszystkie podania i kończył sto procent ataków.

Byli niepowstrzymani.

Sto meczów, sto zwycięstw. Takie było hasło Teiko.

Na tablicy wynik wskazywał sto dwadzieścia do sześćdziesięciu dwóch dla nich.

Przeciwnicy stali jak słupy, nie wierząc w to, co się stało.

A dwóch zawodników, z numerami pięć i dziewięć, przybijało właśnie piątki.

Dwóch partnerów, Tytan i jego Piorun.

W kombinacji zwanej Burzą Thora.

Ta kombinacja była kompletna. Nikt nigdy jej nie sforsował. Nawet na jeden, najmniejszy punkt.

***

-Dwie klasy w jeden rok? To możliwe?

-Akurat ty powinnaś dać radę. - powiedział dyrektor - Okamino już chętnie by cię zgarnęło. Oferują do tego miejsce w męskim klubie koszykówki. To sportowa szkoła z dużymi osiągnięciami. Przyjdą do ciebie za tydzień na rozmowę. Przemyśl to.

Koszykówka. Od samego początku była jej całkowicie oddana i wierna. Rzuciła dla niej wszystko.

To był jej żywioł. Czuła to i wiedziała. I mogła kontynuować swoją grę, pośród chłopaków, w szkole średniej.

Szansa jeden na milion.

Nie mogła grać z dziewczynami. Zwyczajnie była zbyt silna. Już w podstawówce ją przenieśli. Trener, dostrzegłszy ogromny talent, przedstawił sprawę dyrekcji. Debatowali nad tym blisko dwa tygodnie, ale załatwiono jej miejsce w klubie męskim. Tam dopiero się rozwinęła.

W Teiko również zrobili wyjątek, jeden jedyny. Trzy puchary w jednym roku. Byli niezwyciężeni.

Szła na salę gimnastyczną. Drużyna wiedziała, że została wezwana do dyrekcji i że przez to spóźni się na trening.

Właśnie, chłopaki.

Miała ich tak wszystkich po prostu zostawić? Swojego niepokonanego partnera, Atsushiego? Niesamowitego w każdym calu gry Aomine? Niezwyciężonego Akashiego?

Na pewno?

Na pewno zdoła ich porzucić?

Z robieniem dwóch klas w jeden rok był haczyk. Musiała to zacząć na początku roku szkolnego. Lecz w przypadku niepowodzenia lub rezygnacji, zwyczajnie zostałaby w gimnazjum. Ta opcja była dość elastyczna, bo gdyby stwierdziła, że zostaje, to by została.

Ale nie została.

Zatrzymała się. W wejściu do sali stał blondwłosy chłopak. Pamiętała. Poznała go już nieco wcześniej, choć trudno było nazwać ich razem kolegami, za bardzo się nie znali.

Kise Ryouta wpatrywał się w coś, a raczej w kogoś oniemiałym wzrokiem.

-Jest niesamowity, prawda? - mruknęła i przystanęła obok niego.

-Tak...-powiedział, nadal wgapiając się się w granatowowłosego. - Niezwykły, zimny styl...

Aomine akurat był w trakcie robienia wsadu. Zrobił to bezbłędnie, po czym wylądował.

-O, Kaori, nareszcie. -mruknął, uśmiechając się, po czym odwrócił się w stronę środkowego, który wsuwał słodycze. - Oi! Murasakibara! Rusz się!

-Okeeej. - zabrzmiało z drugiego końca sali. Kaori zmieniła buty i od razu wbiegła na parkiet.

A Kise dalej ich obserwował.

Dołączył zaledwie dwa tygodnie później. Jak burza znalazł się w pierwszym składzie. Dzieliliśmy jedną pozycję, ja i on. Od samego początku była pisana nam rywalizacja. Kise...Spotkamy się już wkrótce!

***

I wtedy pojawił się on. Idiota. Cholerny, głupi kapitan.

Ayagewa Shouyo, kapitan szkolnego klubu koszykówki w Akademii Okamino.

Kaori pochyliła się do przodu. Dyrektor spojrzał na nią z niepokojem.

-...i w ten sposób będziesz mogła podejść do egzaminów wstępnych w Okamino. - kontynuował wicedyrektor Akademii - Otrzymaliśmy również twoje obecne wyniki w nauce. Z nimi nie powinno być problemu, by...

- Chcę rekomendację sportową. - przerwała mu granatowowłosa.

Dyrektor Teiko nieco się zmieszał.

-Myślę, że z naukową byłoby...

Kaori zacisnęła pięści.

-Tylko sportowa mnie interesuje. Nie będę specjalnie zakuwała dwóch lat materiału w jeden, by nie dopuszczono mnie do obiecanej drużyny. W przeciwnym razie nie mamy o czym...

Zgodzili się. To był dopiero początek rozmowy i uzyskała już co chciała.

Wtedy pomyślałam, że naprawdę im musi zależeć. I o ile szkole może i zależało...

Tak tobie, Ayagewa, zależało tylko na własnym interesie...

Kiedy wspominam tę rozmowę, naprawdę mnie telepie! Zwłaszcza ten jeden jej fragment...

Przyszły kapitan zmierzył ją wzrokiem.

-Przyłóż się. Trafisz do drużyny marzeń. A tam nie będziemy zwracać uwagi, że jesteś dziewczyną i masz takie, czy inne problemy oraz możliwości. Liczy się tylko gra. I zwycięstwo.

I pomimo zapewnień...

Tych pięknych słówek...

Jak śmiałeś mnie wykorzystać, Ayagewa!

***

Wieczorny trening zmierzał ku końcowi. Kaori założyła na siebie bluzę i założyła torbę na ramię. Chciała szybko znaleźć się w domu, by przerobić kolejną partię materiału. Była już do przodu z zagadnieniami klasy drugiej, jednak pozostawało ich jeszcze dosyć sporo. Do tego dochodziła cała klasa trzecia. Nie dziwne było, że chodziła bardziej zmęczona, niż zazwyczaj.

Nikomu nic nie powiedziała. Ale ktoś i tak to zauważył.

-Kasamatsu, poczekaj. - dobiegł ją głos.

Miała już rękę na klamce, ale zdjęła ją i obróciła się.

-O co chodzi, Akashi?

-Możemy porozmawiać? - kiwnęła głową i razem usiedli na ławce - Co się dzieje?

Granatowowłosa zesztywniała. Ale Akashi kontynuował:

-Pracujesz nad czymś, Kasamatsu. Na treningach zawsze dajesz z siebie wszystko, w nauce podobnie, ale teraz to już przeginasz. Jesteś na materiale z drugiego semestru. Nie wiem tylko, z jakiego powodu.

-Może po prostu chcę być do przodu, by skupić się bardziej na meczach. - odpowiedziała szybko - Nie zawalam przez to treningów.

Czerwonowłosy zmierzył ją spokojnym, ale przenikliwym wzrokiem.

-Wiem. Chcę jednak, żebyś wiedziała...Moim zdaniem nie masz takiej potrzeby. Po prostu...Nie zajedź się, Kasamatsu. Potrzebujemy cię.

Granatowowłosa wstała.

-Wiem. Dobranoc, Akashi. - nacisnęła klamkę i wyszła na zewnątrz.

-Dobranoc...

Wiem, że mi nie wierzysz. Ale...ja wciąż nie wiem, Akashi. Mogę odkładać tę decyzję do samego końca, mogę to nawet zawalić, celowo bądź nie. Z jednej strony jest to szansa...Z drugiej strony jesteśmy My. Drużyna.

Jakże później żałowałam odejścia...Ale teraz...

W końcu będziemy mogli się zmierzyć.

***

Kasamatsu Kaori. Jedna z Pokolenia Cudów. Jakie posiadała, między innymi, umiejętności?

Równo z Aomine, najszybszy gracz zespołu. Jednak jej prędkość wiązała się z czymś jeszcze.

Miała niesamowity refleks, który połączyła ze swoją osobistą umiejętnością - Bat Ear. Dzięki niej słyszała wszystko dookoła siebie. Bat Ear, samo w sobie, na początku obejmowało jedynie bliski dystans. Słyszała szmer piłki. Później, ruch przeciwnika. To właśnie w Teiko rozwinęła się ta umiejętność.

Łączenie z nim refleksu i prędkości pozwalało jej na natychmiastową zmianę krycia, i niespodziewaną oraz niesamowicie szybką kradzież piłki. Technika ta została nazwana Light Transfer.

Demon Hand. Wybicie piłki, pomiędzy podłogą, a ręką przeciwnika. Tej techniki istniało kilka rodzajów, które rozwinęły się w szkole średniej. W zależności od przeciwnika.

Już w drugiej klasie, zawodnicy Teiko nie musieli kryć nikogo, kiedy Kaori znajdowała się na boisku. Nie było możliwości pomyłki, nie było możliwości, by jakakolwiek kontra doszła do skutku. Nikt nie miał prawa dotrzeć pod kosz.

Umiejętności dziewczyny rozwinęły się również przy grze z Murasakibarą. Kiedy ta dwójka grała od początku, było wiadomo, że wynik przeciwnika będzie wynosił zero.

Niekiedy wyglądało, jakby Kasamatsu przewidywała ruchy przeciwnika. Wiązało się to ze stopniowym jej rozwojem, z rozwojem jej wszystkich umiejętności, także Bat Ear. I chociaż rozwój ten został przerwany jej odejściem, nie zniknął i nie został zapomniany.

Dwie umiejętności wychodzące od Bat Ear  - Stream oraz Echolocation. Obydwie, które zostały porzucone i zostaną dopiero dopracowane w drugiej klasie szkoły średniej.

Stream. Kaori umiała całkowicie skupić słuch na danym przeciwniku (lub piłce), niezależnie od tego, jak daleko on stał. Oczywiście, wiązało się to z faktem, że czułość była wyższa, więc nie skupiała się na dźwiękach blisko siebie. Była to pewnego rodzaju luka, ponieważ dźwięki bliskie mogłyby ją ogłuszyć. Istniał jednak sposób, by tego uniknąć. Przy skupieniu słuchu na piłce, była w stanie ocenić, jak daleko poleci i czy trafi do kosza, albo w którym miejscu się znajdzie. To właśnie pozwoliło jej na stuprocentowe przechwyty i kradzieże.

Bat Ear: Echolocation działało podobnie do Stream. Słyszała ruch przeciwnika, czy też piłki na innym zasięgu, służyło do starć bezpośrednich, obejmowało bliski dystans. Jednak i Echolocation było niedopracowane. Rozwój tej techniki wiązał się z czymś jeszcze.

Już w gimnazjum potrafiła ominąć wszystkich z drużyny przeciwnej. Nie był to dla niej żaden problem. Ale nie byli to też dla niej żadni przeciwnicy. Przyspieszała i zwalniała. Od zera do maksa. Od maksa do zera. I chociaż straciła tę umiejętność w pustym roku, ta do niej wróciła.

I Sparkle. Ulubiona technika z dzieciństwa. Przenikanie przez przeciwnika, tak można by rzec. W rzeczywistości było to niesamowite szybkie poruszanie się, za pomocą małych piekielnie szybkich kroczków. Kaori zawsze była sprytna. Znając bądź oceniając ruch przeciwnika za pomocą Bat Ear, poruszała się szybko wokół niego w różne strony. Zdezorientowany przeciwnik tracił ją z oczu.

Kaori była nie do zatrzymania. Nikt, ani nic nie mogło ją zablokować. Dodatkowo, posiadała niesamowicie ogromne pole krycia, wynoszące całe boisko.

W głębi duszy również, jak reszta gardziła wpisaniem ich w określenie Pokolenie Cudów. Ale mimo to, była tym cudem, tak jak i pozostali członkowie drużyny.

Zbyt potężni, jak na swój wiek.

Niepokonani.

Mistrzowie.

Mistrzowie jednak rozeszli się do siedmiu różnych szkół.

Nawet wśród słynnego, niepokonanego, niezwyciężonego Pokolenia Cudów...

Zwycięzca będzie tylko jeden!

***

Fakt, że planowała szybciej zakończyć edukację w Teiko, nie znaczyło, że spędzała czas jedynie na nauce i treningach. Fakt faktem, musiała się przyłożyć. Ale jak i wystarczało jej sił na obowiązki, tak wystarczało jej sił na dowcipy.

Zwłaszcza te na Midorimie.

-MOGLIBYŚCIE TO PRZESTAĆ ROBIĆ W MIEJSCU PUBLICZNYM, NANODAYO! - wydarł się Midorima i z hukiem zamknął drzwi do schowka z piłkami, po czym obrócił się z  obrzydzeniem wymalowanym na czerwonej twarzy - Jesteście w szkole, ogarnijcie się!

Zielonowłosy wyszedł z sali, pomstując pod nosem. Tymczasem drzwi schowka otworzyły się i wychyliły się zza nich dwa granatowe łebki. Kaori i Daiki spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem.

-Widziałeś jego minę?

-Taaak! - zawołał Aomine, nie mogąc przestać się śmiać - Szkoda, że nie miałem aparatu!

-Byłaby pamiątka. - przyznała mu Kaori. Skrzydłowy spojrzał na nią, starając się zachować powagę.

-To najlepsza seria żartów, jakie dotąd na nim zrobiliśmy! - ledwo to jednak wydusił i zaczął się tarzać po posadzce ze śmiechu.

Dziewczyna podniosła się i otrzepała z kurzu.

-Taak...-powiedziała przeciąganym głosem - I dalej całkiem nieźle c...

-Hej! Nie chcę słyszeć komentarzy na temat moich cudownych umiejętności, kobieto! - krzyknął, wskazując na nią palcem i wymachując nim.

-Cudowne umiejętności to ty masz jedynie w koszykówce, Daiki!

***

Odejście wciąż było w sferze rozważań. Sama też nie wiedziałam, po co się tak staram, skoro nie jestem przekonana. Chyba miałam po prostu złe przeczucia, które się sprawdziły.

Które były i tak moją winą.

- Od dzisiaj Akashi Seijuurou jest nowym kapitanem. - ogłosił trener Shirogane.

Trzecioklasiści zesztywnieli. Kaori kątem oka spojrzała na członków pierwszego składu. Mało powiedziane, że byli zaskoczeni. Rzadko się zdarzało coś takiego, ta decyzja zszokowała wszystkich. Ale w końcu, to był Akashi.

I od tej pory wszystko zaczęło zmierzać ku końcowi. Już wtedy nastroje w naszym składzie nie były najlepsze, ale jakoś dawaliśmy radę. Niemniej, to był wstęp do rozpadu.

-To mnie zaskoczyło. - powiedział Murasakibara, w drodze powrotnej z treningu, otwierając paczkę chipsów.

-Wiedziałem, że coś się kroi, ale tego nie podejrzewałem. - przyznał Aomine.

-Ale...-odezwał się idący krok w krok za Daikim Tetsu - On nadal jest w drugiej klasie. Czy da sobie radę?

Kaori westchnęła cicho.

-Nie musisz się martwić. - mruknął Midorima - Jest synem japońskich prominentów. Jako spadkobiercy została zapewniona mu odpowiednia edukacja. Nie mówię, że to przeważyło...Ale ma lepsze zdolności organizacyjne niż kapitan Niijimura.

-Ale...ty też wyglądasz na bardzo usytuowanego, Midorimacchi. - powiedział Kise.

-Nie tak bardzo jak Akashi. - odparł zielonowłosy - Przy okazji, Murasakibara, przestań jeść, kiedy idziesz.

Olbrzym ziewnął potężnie.

-Odmawiam. - odpowiedział.

Coś błysnęło w oczach zielonowłosego.

-T....

Lecz zanim zdążył coś powiedzieć, odezwała się Kaori:

-Zamknij się, Midorima. - prychnęła - Właśnie za takie czepianie się nie zostałeś kapitanem.

W tym momencie to granatowowłosa i obrońca mierzyli się wzrokiem, a z ich oczu wręcz strzelały iskry zdenerwowania.

-Co między nimi zaszło? - zapytał cicho Kise.

-Cóż...-Aomine podrapał się po głowie - Jeżeli chodzi o Kaori i Midorimę, to ta dwójka sobie dogryza od samego początku. Dalej...Midorima uwielbia dokładność i porządek, a Murasakibara jest tego zupełnym przeciwieństwem. Od początku się nie dogadywali.

***

To był tylko wstęp do czegoś większego. Coraz częściej zdarzały się kłótnie, walki, niezgody. Nie tylko między Shinshinem i Atsu-chanem. A w całym pierwszym składzie. Nie potrafiliśmy się już dogadać. A On na to patrzył...Może gdybym zobaczyła to wcześniej...Jednak to Midorima spędzał z nim najwięcej czasu. On zauważył to pierwszy.

Był już późny wieczór. Kaori wracała właśnie ze sklepu, do którego jeszcze weszła po treningu razem z Murasakibarą. Przechodziła akurat przez wiadukt, kiedy go dostrzegła.

-Czemu stoisz akurat tutaj i sam, Shinshin? - zapytała prosto z mostu.

Zielonowłosy, na dźwięk jej głosu wzdrygnął się. Zmarszczyła brwi.

-Wszystko w porządku?

Długą chwilę milczał. Zdążyła się już zniecierpliwić, kiedy nareszcie się odezwał:

-...Niepokoi mnie zachowanie Akashiego. - powiedział szczerze Midorima, po dobrych paru minutach.

-W jakim znaczeniu?

- Stał się inny...Miał tak zimne oczy, jak zupełnie inna osoba.

Kaori rozszerzyła oczy.

-Zupełnie inna osoba?

-Może to tylko moje wrażenie, ale...wydaje mi się, jakby było dwóch Akashich.

Miała w pamięci te słowa. I obserwowała. Oderwała się od książek, na treningach bardziej skupiała się na nim. I też czasami odnosiła podobne do Midorimy wrażenie.

Ale kiedy spróbowała z nim pogadać...

-Uważaj, Akashi, proszę. Nie strać kontroli, bo to będzie koniec...

-Poradzę sobie, Kasamatsu. - odrzekł, a w jego oczach coś błysnęło - Ja nigdy nie przegrywam...Tym bardziej ze samym sobą.

-Ale przegrałeś, Akashi.

***

Dzień bez kłótni, stał się dniem straconym. Kolejną walkę, w której udział brali Midorima i Murasakibara przerwał Kuroko, słowami, że pokonałby ich obu. Na potwierdzenie zaprosił ich na minimecz po treningu.

W drużynach znajdowali się: Murasakibara, Midorima i Kaori oraz Aomine, Kuroko i Kise.

Pierwszy punkt zdobył Daiki, wsadzając piłkę do kosza, pomimo bloku Murasakibary. Po chwili jednak Midorima, z podania Atsushiego zdobył trzy punkty.

Kise kozłował piłkę. Stojąca kawałek dalej Kaori uśmiechnęła się i przejechała językiem po górnej wardze. Ryouta nie zdążył mrugnąć, kiedy piłka zniknęła z jego rąk, a dziewczyna minęła go po jego prawej stronie i wykonała rzut.

Granatowowłosa zadowolona z siebie wróciła na swoją połowę boiska

-Co ten nawyk oznacza? - zapytał Kise - Widziałem go już nie raz, ale niezbyt często.

-To zachwyt. - powiedział Aomine - Zawsze, kiedy jest wciągnięta w mecz i zachwycona, to tak robi. Dalej, trzeba odrobić punkty!

Na tablicy widniało 7:7 kiedy Kuroko wykonał długie podanie w kierunku kosza przeciwnika. Do piłki wyskoczyli Kise i Aomine. Dwaj zawodnicy spojrzeli na siebie, po czym zderzyli z głośnym trzaskiem. Piłka wypadła poza linię, a gracze upadli na podłogę.

-Co ty robisz, Kise? - warknął Aomine - To była moja piłka!

-A właśnie, że moja! - odparł blondyn.

-Moja!

-Moja!

W tej chwili obaj rzucili się na siebie i zaczęli bić. Kaori tylko westchnęła i podniosła piłkę. Nie było sensu nawet reagować.

***

Trwał mecz drugiego składu Teiko z gimnazjum Harada. Do pomocy w meczu zostali wyznaczeni Aomine, Kise i Kaori.

Dziewczyna biegła lewym skrzydłem z piłką. Rozejrzała się i podała kulę. Prosto do granatowowłosego, który wsadził ją do kosza.

-Aomine zdobył już pięćdziesiąt punktów!

Kise przypatrywał się temu z ławki, z rosnącym szokiem w oczach. Inaczej wyglądała Momoi - w jej oczach widoczne było tylko coraz większe przerażenie.

Granatowowłosa wróciła z resztą drużyny na swoją połówkę boiska. Z lekkim niepokojem spojrzała na Daikiego, a następnie na tablicę z punktami.

138: 48.

Czy on...

Nie przestawał. Bieg do przodu i zdobywał kolejne punkty. Mijając wszystkich. Nikt nie był dla niego przeszkodą. I był z tego powodu szczęśliwy. Dopóki nie zobaczył załamania swoich przeciwników.

Wtedy coś w nim zaczęło pękać.

I temu mogłam zapobiec. Ale niestety...Porzuciłam ich wszystkich.

***

Szóstka Pokolenia Cudów, bez Kuroko, którego tamtego dnia nie było w szkole, siedziała w jednej z klas. Po sytuacji, która zaistniała podczas ich treningu - a mianowicie zniszczeniu nowego auta dyrektora - wszyscy zostali wezwani na rozmowę.

- Przyznaj się, Aomine. Jeśli to zrobisz, kara będzie lżejsza. - powiedział Akashi, siedząc na ławce i podpierając się rękoma.

-Aka-chin ma rację, Mine-chin.- ziewnął Murasakibara.- Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co nie? - rozerwał kolejne opakowanie chrupek i na raz wrzucił je sobie do buzi.

-Tak będzie najlepiej. - dopowiedział Midorima - Za to, że się przyznasz, może cię ominąć najgorsze.

Zapadła cisza.

Za takie coś wywalą go ze szkoły jak nic. Żeby to był jego pierwszy wybryk, ale nie był. Dostał ostrzeżenie i to niejedno. A mimo to wybił staruszkowi przednią szybę i utrącił lusterka. Co prawda akurat szyba była dziełem przypadku, ale lusterka już nie.

A teraz zbliżały się zawody, a on wisiał na włosku, zarówno w szkole, jak i w udziale!

Debil. Kretyn. Idiota.

Kaori zmierzyła go długim spojrzeniem.

Teiko i może by sobie bez niego poradziło. Ale koszykówka to jedyne, dla czego żył, na czym mu zależało. Bardziej niż na spaniu, bardziej niż na jedzeniu, a to coś oznaczało. Dodatkowo, ostatnio szybko rósł w siłę i potrzebował grać. Potrzebował przeciwników bardziej niż powietrza. On się właśnie rozwijał i nie mógł mieć podciętych skrzydeł przez jakąś głupią sytuację, tylko dlatego, że był idiotą.

-Co ro...-zaczął Kise, ale urwał, gdyż do klasy, w której siedzieli wszedł dyrektor i wychowawcy ich klas.

-Tylko wy wówczas trenowaliście. - powiedział nauczyciel klasy Aomine i powiódł po nich wzrokiem - Które z was to zrobiło?

Zapanowało milczenie.

Aomine...

Daiki, siedzący najdalej ze wszystkich , ze spuszczoną głową, drżał cały i ze zdenerwowania zaciskał pięści.

Był w drugiej klasie. Miał jeszcze sporo gry w Teiko przed sobą. Jeśliby nie wywalili by go ze szkoły, na pewno dostałby zakaz wstępu do klubu na stałe.

A na to nie mogło być zgody.

-Ja. - odezwała się Kaori.

Kise przybladł, Murasakibara przestał z wrażenia jeść, Midorimy i Akashiego w ogóle to nie ruszyło, a Daiki tylko podniósł oczy znad ławki.

-Drzwi były otwarte...to był przypadek.- mruknęła stopniowo czyniąc głos coraz bardziej cienkim, a oczy załzawiły się - Przecież nie celowałabym w samochód pana Dyrektora celowo, kiedy na sali mam cztery kosze. Bardzo przepraszam! - skłoniła się.

To było genialne posunięcie. Kaori była w Teiko wzorowym uczniem, na równi z Akashim. Nigdy nikt nie miał jej nic do zarzucenia. Nigdy. Zwłaszcza w tej drugiej klasie, kiedy uczyła się jak szalona, by zakończyć gimnazjum w tym roku.

Nikt nigdy nie zwrócił jej uwagi.

Zwłaszcza jeszcze, jak grała w ten sposób. Małą dziewczynkę, próbującą się wytłumaczyć. Aktorką była nawet niezłą.

Jeśli była jedyna osoba, na której mogło to przejść bez echa, bez żadnej większej czy mniejszej kary, była to właśnie Kaori. Ewentualnie Akashi.

Ale...

Wychowawcy zgromadzili się w kółku z dyrektorem. Chwilę poszeptali i moment później zapadł wyrok.

-Masz zakaz wstępu do klubu przez tydzień...-na te słowa odetchnęła lekko. Ominą ją tylko dwie rundy gimnazjalnego Inter-High.

Dorośli powoli wyszli z klasy. Ponownie zapadła cisza.

Akashi uśmiechał się lekko. Midorima przybrał swoją typową minę i poprawił okularki, wzdychając lekko. Niewzruszony niczym Murasakibara, zatopił łapę w kieszeni i wyciągnął z niej truskawkowy batonik, który położył na ławce przed Kaori, z miną mówiącą "Żebyś nie była smutna, Atsu-chin", a na twarzy Kise pojawił się szeroki uśmiech.

Dziewczyna otarła oczy, włożyła dłonie w kieszenie i odetchnęła z ulgą.

-Łatwe to nie było. - mruknęła.

-Dlaczego?- zapytał Aomine, wstając - Dlaczego wzięłaś to na siebie?

Spojrzała na niego.

-Wiesz dlaczego. - powiedziała, po czym obróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Ale przystanęła i dalej stojąc tyłem do niego, podniosła rękę - Wisisz mi przysługę, Ao-chan.

Inter-High było szalenie łatwe. Dla nas, wzrastających w siłę. Dla Aomine, który wręcz zaczynał się nudzić, ponieważ jego rozwój postępował szybko. Za szybko. Wróciłam w trzeciej rundzie. Nikt nie mógł nas pokonać. Przeciwnicy, głównie równolatkowie bądź rok starsi...przestawali być rywalami. Przestawali być jakimkolwiek rywalem. Razem z Atsu-chanem rozbiliśmy przeciwników w finale. Był to pierwszy i pamiętny finał, gdzie wynik wynosił...

Sto pięćdziesiąt do zera.

***

Było południe, dość ładnie świeciło słońce i wiał lekki wietrzyk. Akashi obrócił się i wszedł na ostatnie schody prowadzące na dach, gdzie znajdował się zazwyczaj nie tylko Daiki, ale i Kaori, która przerwę śniadaniową, niezależnie od pory roku, zawsze tam spędzała.

W tamtej chwili Aomine nie było na dachu. Dziewczyna siedziała na samym brzegu, z nogami przewieszonymi przez krawędź budynku. Seijuurou zamknął drzwi i ruszył w jej kierunku.

-Chcesz porozmawiać, kapitanie? - zapytała, wcale się nie odwracając.

Wiedział. Wiedział, że poznała go po krokach. A fakt nazwania go kapitanem tylko potwierdzał to, że już zdawała sobie sprawę co będzie przedmiotem ich rozmowy.

-Doszły mnie słuchy...-podszedł i usiadł obok, w identycznej pozycji. -...że zamierzasz skończyć szkołę już w tym roku.

Kaori odchyliła się do tyłu, podpierając się rękami o podłoże.

-Tak. Chyba. Wciąż...Nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji, wciąż nie wiem, czy mi się uda, ale tobie...-spojrzała na niego - Chodzi o drużynę.

Nawet nie przytaknął.

Wróciła do swojej wcześniejszej pozycji, splatając dłonie.

-To właśnie czyni tę decyzję tak trudną. Z jednej strony nie chcę was zostawiać, z drugiej strony odrzucenie oferty szkoły, która prawdopodobnie jako jedyna zaoferowała mi miejsce w męskim klubie, to odrzucenie przyszłości. Dobrze wiesz, dlaczego nie mogę grać w żeńskim.

Chłopak mierzył ją spokojnym spojrzeniem.

-Ale nie przyszedłeś tu, żeby słuchać moich rozterek.- mruknęła - Chodzi ci o Kise.

-Tak. - przyznał - Co mam zrobić? Dzielicie praktycznie tą samą pozycję.

Akashi Seijurou. To był tamten, pierwszy Akashi. Nie maszyna do wygrywania, nie bezlitosny Imperator.

Ten, z którym wówczas rozmawiała, to był gość, który szczerze się zastanawiał, które z nich wystawić w meczu. Dlatego, że miała zamiar odejść, nie chciał pozbawiać jej ostatnich meczów, które mogli razem zagrać. Z drugiej strony posadzenie rozwijającego się wciąż Ryouty na ławce nie było dobrym pomysłem.

Raz się już poświęciła. Dla Aomine. Zagrali kilka meczy bez niej i chociaż wygrali, brakowało im ich Pioruna, który zdobywał tyle piłek. A teraz stali przed ostatnią szansą zagrania razem. Już wtedy wiedzieli, że może być tak, że nie znajdą się wszyscy w tych samych szkołach średnich. I właśnie z tych powodów Akashi nie chciał pozbawiać ich szansy ostatniego zgrania się z Kaori.

-Po prostu - wstała na równe nogi.- Rób, co musisz, Akashi.

Kapitan uniósł wzrok.

-To znaczy?

-To znaczy...-spojrzała przed siebie z lekkim uśmiechem, po czym zwróciła wzrok z powrotem na niego - Grajmy, jak zawsze. Ty, ja, Kise, Aomine, Murasakibara, Kuroko i Midorima. A jeśli stwierdzisz, że zdjęcie lub wstawienie któregokolwiek z nas będzie lepszym rozwiązaniem dla tego, co się dzieje na boisku, po prostu to zrób. Może to są nasze ostatnie wspólne mecze...-wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Ale to nie znaczy, że musimy się ograniczać, prawda?

Chłopak uśmiechnął się lekko i złapał jej rękę. Pociągnęła go do góry.

-Prawda.

Zabrzmiał dzwonek. Ruszyli w kierunku drzwi, za którymi znajdowały się schody prowadzące na dół.

Akashi jednak przystanął przy nich, zamiast zbiec na dół. Kaori spojrzała na niego.

-W takim razie obiecaj mi coś...

-Akashi...To, co się z tobą stało, to także moja wina. Ale...naszej obietnicy dotrzymuję...i dotrzymam!

***

W przerwie między Inter-High a Winter Cup było coraz gorzej. Powoli zamienialiśmy się w roboty, bez uczuć, nastawione jedynie na zwycięstwo. Tylko to się zaczynało liczyć.

Wtedy zachowałam się naprawdę egoistycznie. Nie tak miała wyglądać moja koszykówka, moja przyszłość.

Zaczęłam się bać. Tego co się działo, tej zmiany. Kiedy sama zaczęłam się zmieniać, to wtedy właśnie...Postanowiłam uciec.

Powodów na odejście było kilka.

Niesamowita szansa na grę w męskim klubie. Zaproponowana od ręki.

Możliwości rozwoju. Sportowa szkoła, której absolwenci grali w mocnych drużynach.

To były tak naprawdę wymówki. Jedynym powodem była...

Szansa ucieczki, instynktowny ratunek przez zamianą w maszynę.

Przestraszyłam się i przyznaję to szczerze. Jednego nie zapomnę, co sprawiło mi już ból po samym podjęciu decyzji...

-Żartujesz sobie? W takiej chwili chcesz nas zostawić, opuścić? - krzyknął Aomine, waląc pięścią w ścianę - Nie wkurzaj mnie, Kaori!

-Ara? Atsu-chin, zostawiasz mnie? Powiedz, że to nieprawda...-jęknął cierpiętniczo olbrzym, nie mogąc otworzyć paczuszki z żelkami.

Szok w oczach Ryouty mówił wszystko. Kuroko opuścił głowę.

-Tego się po tobie nie spodziewałem. - skwitował krótko Midorima.

Wiedziała, że gładko tego nie przyjmą. Wiedziała, że się zdenerwują. Ale to właśnie było potwierdzeniem tego, czego się obawiała.

Jedynie kapitan zachował spokój.

-Obiecajmy sobie coś -powiedział Akashi poważnym tonem - Następnym razem spotkamy się na licealnych mistrzostwach. Czekaj tam na nas, Kasamatsu.

Nie odezwała się ani słowem. Wciąż widziała ich twarze sprzed chwili, zawiedzione i złe. Nie wiedziała już, co ma robić.

-Będzie dobrze. - uśmiechnął się słabo Kise - Powodzenia!

-Taaa...-mruknął nieprzekonująco Murasakibara - W liceum...

-Powodzenia, Kasamatsu-san. - powiedział Kuroko.

Aomine i Midorima również milczeli. Zacisnęła zęby.

- Mimo to...Grajmy...Do samego końca!

Wtedy dopiero cała grupa jej odpowiedziała, dosyć niechętnie:

-Tak jest!

***

Winter Cup

To już nie była gra. To była miazga. Miażdżyli każdego na swojej drodze i to bez żadnego wysiłku.

Ona też w tej masakrze brała udział. Nie myślała już o tym. Po prostu grała. Też była skażona szybkim rozwojem i groziło jej, jak i reszcie bycie maszyną.

Kaori ominęła przeciwnika i podała piłkę do Midorimy, który wrzucił gładko za trzy i poprawił okularki. Wysoka trajektoria lotu jedynie jeszcze bardziej dobiła przeciwników.

Aomine też nie czuł się najlepiej. W kolejnej rundzie spotkał Inuoe-sana z gimnazjum Kamizaki, który był jego dobrym kolegą. Daiki był wtedy szczęśliwy, pewny, że gra z Inuoe będzie prawdziwą walką. Wyczekiwał tej rywalizacji.

I wówczas, srogo się zawiódł.

-Ty niczego nie rozumiesz...-powiedział Inuoe przez łzy - Nie rozumiesz, jakim potworem się stałeś. To jasne, że nikt cię nie wyzwie...

Te słowa były straszliwym wstrząsem dla skrzydłowego. Przestał wierzyć, że kiedykolwiek znajdzie swojego przeciwnika. Przestał wierzyć, że koszykówka jeszcze kiedyś będzie zabawna. I wtedy, po raz pierwszy powiedział:

-Jedną osobą, która mnie może pokonać, jestem ja.

Z wielką łatwością doszli do finału i z łatwością go rozegrali, wygrywając "niewielką" przewagą siedemdziesięciu punktów. Ich przeciwnicy nawet na nich nie spojrzeli. Nawet nie płakali. Jak oszołomieni schodzili z boiska, starając się nie spoglądać na tablicę z punktami.

Po twarzy Kaori spłynęła jedna, samotna łezka.

***

To były jej ostatnie treningi w tym zespole. Przestała czuć cokolwiek. Grali właśnie mecz treningowy, pierwszy skład kontra drugi.

Murasakibara wyskoczył do góry i wsadził piłkę do kosza z ogromną siłą. Dwóch blokujących go chłopaków upadło na ziemię.

Kaori przystanęła w pół kroku. To był zaledwie trening, ale coś się zaczynało dziać z Atsushim. Przybierał na sile i to coraz bardziej. Po chwili podszedł do niego Akashi, ale po krótkiej wymianie słów było widać, że obaj są zdenerwowani.

Przez tę siłę - pomyślała Momoi - Mukkun się zmienia.

Nie mogła na to patrzeć. Mimo wszystko, nie odezwała się.

-To był całkiem niezły wsad. - mruknął w szatni Kise.

-Może...- Atsushi jedną ręką wyciągnął chrupki z szafki, a drugą wyciągnął przed siebie i spojrzał na nią badawczo - Ale wiesz...Nic nie poradzę na przepełniającą mnie siłę. Gdybym poszedł na całość mógłbym zmiażdżyć wszystko i wszystkich.

Midorima zawzięcie trenował na sali, wrzucając trójkę za trójką. Jednak, było to już za mało. W jego głowie pojawił się nowy pomysł.

-A jeśli...dałbym radę z tej odległości?

To był już koniec.

***

III

Nic nie szło jak należy. W Okamino...została oszukana. Może i była w męskiej drużynie. Może i była w pierwszym składzie. W upadłej szkole...Gdzie kapitan, ten milutki koleś, traktował ją, jak najgorsze ścierwo. Nie wiedziała, co gorsze. Brak uczuć w Teiko, czy może brak szacunku i zablokowany rozwój w Okamino. Pogrążyło ją to kompletnie. I stała się bezimiennym graczem.  Została kontuzjowana. Wypadła z rozgrywek Inter-High. To było nie do zniesienia. Pożądała szybkiego rozwoju, którego wcześniej starała się uniknąć. A zamiast tego...Straciła wszystko.

Umarła, jako gracz. Jako członek Pokolenia Cudów.

Nie wiedziała już, co się dzieje. Kontakt z Aomine zaczął się zacierać. Midorima nie zamierzał się do niej w ogóle odzywać. Atsu nawet nie odbierał telefonu. Tetsu odpisał coś od czasu do czasu, a Akashi ograniczał się do lakonicznych odpowiedzi typu "Tak", "Nie", "Nie mam czasu".

Jedynym źródłem informacji była Momoi. Pisała do niej od czasu do czasu, informując o ważnych sprawach.

-Chwila, Satsuki, co się znowu stało? - zawołała głośno - Atsu-chan i Shinshin olali treningi? Ale....-zmarszczyła brwi - Akashi...?

- Coś się zmieniło, Kaori-chan. To nie jest Akashi-kun, którego znamy. Chłopcy mogą robić co chcą, dopóki... - tutaj głos uwiązł jej w gardle.

Granatowowłosa czuła, jak mocno wali jej serce.

-Dopóki co? - ponagliła koleżankę.

-Będą zwyciężać...- powiedziała cicho Satsuki.

Na te słowa ją zmroziło.

-Cholera jasna! - odłożyła telefon.

Nie było już na co czekać. W praktyce, już było za późno. Ale...

Ale nie mogła ich odpuścić.

Przybyła na finał gimnazjalnego Winter Cup. Wręcz wbiegła dolnym wejściem i obserwowała toczący się mecz.

Drużyna urosła w siłę. Ale nikt się już nie uśmiechał. Beznamiętne, nieprzerywane zwycięstwa.

Zrobili sobie konkurs na najlepszego rzucającego. Pozwolili siebie mijać, po to, by umożliwić przeciwnikom choć jedną akcję, by było ciekawiej. Mimo że, prawie nic z tych akcji nie wychodziło. Dla nich, był to nudny mecz. Nie mieli już z kim powalczyć. Złamali wszystkich.

-Co to jest? Co to za mecz?

Ostatnią akcją meczu był atak kapitana Meiko. Jednak nie trafił do kosza.

-Oi! Murasakibara! - zawołał znudzony Aomine.

Z szeroko rozwartymi oczami patrzyła, jak środkowy strąca leciutko piłkę do własnego kosza. Wszystko po to, by tablica z punktami wskazywała:

111:11

Zacisnęła zęby, patrząc z dala na odchodzącą drużynę.

Nie mam prawa cokolwiek im powiedzieć.

Nie mam prawa ich pouczać.

Nie mam prawa nawet się im pokazać.

Kaori odepchnęła się od barierki.

Co...się właśnie stało?

Co ja zrobiłam?!

***

Sala opustoszała prawie całkowicie. Został na niej jedynie On. Zacisnęła zęby i weszła do środka.

-Po coś tu przyszła, Kaori?

Zmarszczyła brwi. Czuła to. Tę zmianę.

-Akashi, ty...

Czerwonowłosy obrócił się w jej kierunku i rozszerzył oczy.

-Najważniejsze jest zwycięstwo. A ty...Nie należysz już do mojej drużyny, Kaori.

Zacisnęła pięści.

-"Mojej..."-westchnęła - Po imieniu...I to spojrzenie...Pozwoliłeś...Straciłeś kontrolę, Akashi.

-O czym ty mówisz? - uśmiechnął się upiornie - Ja jestem absolutny, a moje rozkazy są bezwzględne. Odpuść sobie, Kaori.

I wtedy to zobaczyła. Jego oczy, całkowicie czerwone.

Nie zamierzała jednak zrezygnować.

-Akashi, ostrzegałam cię. Przegrałeś tę bitwę i...

-Kto? Ja? - zbliżył się do niej tak, że dzieliły ich zaledwie centymetry -Dla mnie wygrywanie jest jak oddychanie. Ja nie przegrywam.

Podniosła piłkę.

-Skoro tak...-wycelowała w niego rękę z kulą - Jeden na jednego.

-Nie jesteś nawet warta mojej uwagi. - odpowiedział beznamiętnie - Jesteś nikim. Piorun Teiko, Kasamatsu Kaori umarła.

Zacisnęła zęby.

-Nie każ się zmuszać.

Czerwonowłosy spojrzał na nią, z lekkim błyskiem w oczach.

-Niech ci będzie. Do jednego punktu. To rozstrzygnie wszystko.

Kiwnęła głową. Nie był to nawet prawdziwy pojedynek, całkowicie ją ignorował. Nie był to też Akashi, którego znała. Ale musiała spróbować.

Zamarkowała ruch w lewo i udała się w prawo. A gdy poruszył się  w tym kierunku, przeszła po lewej.

Jednak od razu rozszerzyła oczy i przystanęła. Nie miała piłki w rękach. Natomiast w oczach Akashiego zabłysły czerwone obwódki wokół tęczówki.

Wtedy tego doświadczyła.

Emperor Eye.

Czerwonowłosy lekko wrzucił kulę do kosza. Po czym odwrócił się  i niewzruszony zaczął odchodzić. Jednak po chwili zatrzymał się i rzekł zupełnie innym głosem, dawnym głosem:

-To twoja wina, Kasamatsu. Byliśmy jak łańcuch, a ty go przerwałaś, odchodząc. To wszystko twoja wina. Gdybyś się nie przestraszyła, może to wyglądałoby inaczej. Na tę chwilę...Nie jesteś graczem. Nie jesteś tym, czym jesteśmy my. Nie masz imienia. Jesteś martwa.

Wtedy poczuła, jak spada w przepaść.

-Ao-chan. Zmieniłeś się.

Aomine podniósł piłkę, nie zaszczycając jej spojrzeniem.

-Jesteś słaba, Kaori. Twoje światło...Zgasło.

Wpadła w ciemną otchłań, z której nie było wyjścia.

-Atsu-chan...

-Atsu-chin...Nikt nie chodzi teraz ze mną na pączki po meczu.

W niebyt.

-Shinshin...

Ten tylko poprawił okularki i odwrócił się, a jego wzrok wyrażał czystą pogardę.

Była sama.

-Ryo-chan...

-Nie martw się. - blondyn klepnął ją w ramię. On jeden, poza Kuroko, wydawał się nie do końca zmieniony w maszynę, ale to była bardziej kwestia charakteru. - Będzie dobrze.

Zupełnie sama.

-Tetsu...

Błękitne oczy wyrażały smutek. Nie był on jednak kierowany do niej. Tylko wobec tego wszystkiego, co się stało z drużyną.

Za co ona była odpowiedzialna, chociaż Tetsu nigdy jej tego nie powiedział w twarz.

Przepraszam.

-Przepraszam.

Osobą, przez którą stało się to wszystko, byłam ja.

Akashi...miałeś rację. Ja was zostawiłam.

Odeszłam.

Zdradziłam.

I na co mi to przyszło? Zapomniano o mnie...a wy, wasze talenty tak rozkwitły, że każdy odwrócił się w swoją stronę, a koszykówka przestała być koszykówką. Przestała być zabawna.

Przestraszyłam się tego co się zaczynało dziać...Przestraszyłam się zmiany.

Przeżylibyśmy ten rozwój tak, czy tak. Prędzej czy później.

Ale to przeze mnie przestaliście być drużyną.

Pierwszy krok do tego, że zespół Teiko przestał być zespołem, wykonałam ja.

Ponieważ egoistycznie was zostawiłam.

Akashi nie myliłeś się. Ty nigdy się nie mylisz.

Myślałam tylko o sobie...i to myślenie doprowadziło do tego, co się stało.

Ale...

Nie cofnę czasu.

Dlatego postanowiłam. Nigdy wam tego nie wynagrodzę. Nie oczekuję, że mi wybaczycie. Ale i tak zamierzam wygrać Winter Cup.

Planuję zmierzyć się z wami wszystkimi i was pokonać.

To moja odpowiedzialność...

Jako członka Pokolenia Cudów!

***

Pięciu graczy stało w kole na sali gimnastycznej.

-Od teraz jesteśmy rywalami. - powiedział Akashi - Następnym razem spotkamy się na licealnych mistrzostwach. 

Kise spojrzał na niego z pewną niepewnością.

-Masz rację, ale nie musimy być zaciekli tak od razu...

-Nasze rozstanie jest kwestią przypadku. - odezwał się Murasakibara.

-Przypadku? - powtórzył Akashi - Ilość szkół z mocnymi drużynami jest ograniczona. Mimo to, żaden nie pomyślał, by wybrać tą samą. Przede wszystkim gardzimy wpisaniu nas w określenie "Pokolenia Cudów". Stając przeciwko sobie sprawdzimy, kto jest lepszy. Każdy z nas czuje się niepokonany. Aby tego dowieść, musimy pragnąć dominacji. To nie logika, to instynkt.

-Masz rację. - potwierdził Kise.

-Całkowitą. - dodał Aomine.

-Też temu nie zaprzeczę. - powiedział Midorima.

-Ani ja. - mruknął Murasakibara.

-Oczywiście, dotyczy to również naszego członka, który odszedł rok wcześniej. Jak pamiętacie, też zawarliśmy taką samą obietnicę. Kaori może obecnie nie istnieje jako gracz, ale nie zmienia to faktu, że dalej jest niepokonana. Musi jedynie znaleźć swoją odpowiedź. Z pewnością dołączy do bitwy.

Atsushi zmrużył oczy.

- Atsu-chin...

Znalazłam swoją odpowiedź. Przeżyłam rok, przeżyłam ten rozwój. Wy zaś przeżyliście czas w nowych drużynach. Po raz pierwszy...Startujemy z tego samego miejsca.

***

Granatowowłosy podniósł bluzę.

-Przecież widzę. Już mnie nie potrzebujesz. Teraz możesz iść tylko sama. -mruknął, zarzucając bluzę na ramię.- Nareszcie to do ciebie dotarło, idiotko. W końcu jesteś w tym miejscu, w którym powinnaś byś od dawna.

Spojrzała na niego kątem oka.

-Wybacz za fatygę. Wybacz...za wszystko, co wam zrobiłam.

Przewrócił oczami.

-Mnie nie przepraszaj. Ja fochów nie strzelam. Ale i tak wisisz mi jeden na jednego.

Obróciła się szybko i wyciągnęła rękę.

*

Kaori spojrzała na "gracza widmo".

-Tetsu, ja...

-Z mojej strony, od początku wszystko było w porządku. - uśmiechnął się Kuroko - Nie przejmuj się.

*

Shintarou spojrzał na nią, nieco zniecierpliwiony.

-Wyduś to z siebie. - odezwał się po dłuższej chwili, obracając się w jej kierunku. - Wysłucham cię.

Parsknęła śmiechem.

-Musisz być taki wkurzający? - po czym westchnęła, opuściła wzrok i podniosła go ponownie. - Wybacz mi, Shinshin.

-Głupia. - mruknął, poprawiając okularki. - Wygrałaś nasz mecz.

-Ech?

Wyciągnął w jej kierunku rękę.

-Nie gniewam się. Już nie. Wybaczyłem ci po naszym meczu.

Uśmiechnęła się szelmowsko.

-To znaczy, że zostali mi tylko Akashi, Atsushi i Kise? Doskonale.

-Hę? - zbiła go nieco z tropu. - Myślałem, że Kise...

Uniosła ręce w geście bezradności.

-Dopiero przy naszym prawdziwym pojedynku. - chwyciła jego dłoń i uścisnęła. - Dzięki, Shinshin.

-Nie myśl, że dużo to zmienia. - prychnął - I tak cię pokonam. Kiedyś.

-Jasne, jasne...

*

-Więc może sobie pomożemy nawzajem? - blondyn uśmiechnął się szeroko. W końcu byli na obozie treningowym.

Kaori wyprostowała się.

-Dobrze. Ale przed tym, chcę wyjaśnić jedną sprawę, Ryouta. "Tę" sprawę.

-Kascchi...-odgarnął złote włosy z czoła - Nie ma o czym mówić. Naprawdę nie jestem zły na ciebie o to, co się stało. Bo to i tak by się stało. Ciebie też to czeka, wiesz o tym.

-Ech?

-W zamian, daj po prostu z siebie wszystko, kiedy staniemy na dwóch przeciwnych stronach boiska.

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

-Ryo-chan...

Kise doświadczył zmiany w maszynę. Ale dzięki temu, że wybrał Kaijou, trafił do drużyny prowadzonej przez Yukio Kasamatsu. Został więc bardzo szybko utemperowany przez kapitana. Zresztą u Ryouty to była kwestia charakteru. Mecze w trzeciej gimnazjum, owszem, były małą "bitwą" na punkty między nim, Aomine, Murasakibarą i Midorimą. Owszem, był zawiedziony, że nie może iść na całość. Także jego siła wzrosła, ale charakter w praktyce się nie zmienił ani trochę. Wciąż napawał się grą i w liceum to się rozwinęło. Zależało mu na zwycięstwie. I na drużynie.

Nie czuł najmniejszej urazy do Kaori, że opuściła ich rok wcześniej. Wiedział, że zmiana i tak by nastąpiła. A tak naprawdę, był jej niesamowicie wdzięczny, gdyż dzięki temu, że zrobiła to, co sama nazywała ucieczką (chociaż on nie pojmował tego w taki sposób), mógł się rozwinąć. Jednak wciąż udawał, że nie ma o tym pojęcia. Uczynił Kaori swoim rywalem i ona go także za niego uznała. Zamierzał podziękować jej w meczu o wszystko, w którym chciał zagrać na sto dwadzieścia procent.

***

Trzy najważniejsze turnieje.

Latem -Inter-High.

Jesienią - Współzawodnictwo Sportowe.

Zimą - Mistrzostwa Kraju.

Do niedawna, o najważniejszy tytuł walczono latem. Jednak z roku na rok wzrastała renoma turnieju zimowego. Obecnie tytuł równy, a nawet przewyższający letni zdobywa się na ostatecznych rozgrywkach: Winter Cup.

-Rozpoczynamy licealny turniej koszykówki, Winter Cup!

Kaori zamrugała. Organizatorzy mistrzostw właśnie zakończyli ceremonię otwarcia, tym samym rozpoczął się turniej. W tej samej chwili jej telefon, leżący na torbie, wydał z siebie krótki dźwięk.

Sięgnęła po niego i odczytała wiadomość. Uniosła brwi.

-Zaraz wrócę. - mruknęła do Haruguchiego.

Trener kiwnął głową. Okamino dzisiaj nie grało, więc nie miał nic przeciwko.

Ich pierwsza runda przewidziana była na drugi dzień, mieli grać przeciwko Liceum Oonita, a teraz ustalili, że pójdą zobaczyć jeden z pierwszych meczów, w którym mieli się zmierzyć dwaj członkowie Pokolenia Cudów.

Mecz Akademii Touou i Liceum Seirin.

Kamata odetchnął i stanął obok Ibuki.

-Gdzie byś nie spojrzał, wszędzie widzisz drużyny z gazet. - powiedział środkowy, rozglądając się na wszystkie strony - Mamy walczyć z tymi potworami?

-Ej! - trener trzepnął ich w głowy - Nie zostaliśmy tu zaproszeni w gości. Trzymajcie głowy wysoko.

-Tak jest! - potwierdziła drużyna.

***

Kaori wyszła z hali i skierowała się na jej tyły, mijając kolejne grupki ludzi i zawodników. Weszła poziom wyżej i przystanęła przy schodkach, gdzie wyznaczono spotkanie. Po chwili oparła się o o murek po lewej stronie.

Nikogo jeszcze nie było.

-Tym razem mnie prześcignęłaś.

Prychnęła, obracając głowę w kierunku źródła głosu.

-Nigdy się nie ścigaliśmy. - odpowiedziała, wkładając ręce w kieszenie i mrużąc oczy. - Ale jeśli bardzo chcesz, to możemy spróbować.

Aomine parsknął lekko i usiadł na schodkach. W dłoniach trzymał piłkę.

-Taki styl to rozumiem.

Po drugiej stronie rozległy się kroki.

-Idealnie na czas. - mruknęła Kaori.

Zza rogu wyszedł chłopak ubrany w pomarańczową bluzę, z czerwonymi nożyczkami w rękach. Nawet się nie odezwał, jedynie kiwnął głową.

Dalej czekali.

-Ooo, widzę, że połowa już przyszła. - Kise minął całą trójkę i zatrzymał się mniej więcej na środku schodków. Więcej się nie odezwał.

W tym samym momencie pojawił się Murasakibara, który nie zawracając sobie głowy ani przywitaniem się, ani tak naprawdę nikim, po prostu wcinał czekoladę.

Aomine westchnął lekko i podniósł wzrok, wyczuwając kolejną obecność.

-Co jest, Tetsu...-wprawił piłkę w ruch na wskazującym palcu. - Przydzielili ci opiekunkę?

Zanim jednak Kuroko zdołał coś powiedzieć, odezwał się Atsushi:

-Mine-chin - powiedział, z pełnymi ustami - Ty masz Sat-chin.

-Satsuki do tego nie mieszaj.

-Tak w ogóle, Midorimacchi... - odezwał się Kise, unosząc wzrok znad telefonu. - Dlaczego masz ze sobą nożyczki?

Zielonowłosy uniósł wzrok ku niebu.

-Ponieważ to mój dzisiejszy szczęśliwy przedmiot - prychnął, zaciskając ostrza. - Głupcze.

Kaori parsknęła ironicznym śmiechem. Midorima posłał jej wrogie spojrzenie.

-Ale stwarzasz zagrożenie. Lepiej, żebyś z nimi tak nie chodził. - westchnął blondyn.

Kuroko podszedł pod schodki.

-Przepraszam za spóźnienie. -powiedział, mierząc wzrokiem całą piątkę.

Stojący za nim Furihata drżał jak osika. Po raz pierwszy widział w jednym miejscu aż sześciu z siedmiu członków sławnej drużyny. Majestat tych graczy i przytłaczające osobowości wręcz przyginały go do ziemi.

Zebrali się tu wszyscy z Pokolenia Cudów? - pierwszoroczniaka zlał zimny pot - To naprawdę szalone. Boję się. Chcę do domu...

Nagle komórka Ryouty zaczęła wydawać dźwięk.

-Twój telefon jest wkurwiający, Kise. - odezwała się Kaori.

Blondyn kliknął coś na klawiaturze i rozszerzył oczy.

-To jest...

-Akashi? - zapytał Aomine.

As Kaijou uniósł głowę, jego oczy zabłysły.

-Wiadomość od fanki!

-Zgiń! - warknął Daiki.

-Ty tak na serio? - prychnęła granatowowłosa.

Murasakibara, który próbował otworzyć paczkę chipsów, westchnął ciężko, gdy folia nie chciała ustąpić. Spojrzał na zielonowłosego.

-Mido-chin, pożycz mi nożyczki.

Ten poprawił okularki.

-Odmawiam.

-Ech? - fioletowowłosy spojrzał na Tetsuyę z nadzieją. - Kuro-chin, masz jakieś?

-Nie mam. - odpowiedział.

-Atsu-chin?

Ta wywróciła oczami.

-Wyglądam ci na kogoś, kto chodzi po ulicy z nożyczkami?

A Furihata wciąż stał za nim i wszystko obserwował.

Rozmawiają normalnie, ale atmosfera jest naprawdę ciężka.

Czerwonowłosy zmierzał w kierunku zgromadzenia, z zupełnie innej strony niż reszta.

-Tak w ogóle, czemu gość, który nas wezwał, przychodzi ostatni? - zapytał Kise.

-Nie marudź. - mruknął Midorima, poprawiając okularki.

-On taki już jest. - odezwała się Kasamatsu.

Murasakibara zaczął chrupać chipsy, a Aomine westchnął ciężko:

-Ech...

Rozgrywający zatrzymał się u szczytu schodów.

-Przepraszam...-odezwał się, ściągając uwagę wszystkich - Że musieliście czekać.

Kuroko uniósł głowę.

-Akashi-kun.

Furihatę ponownie zlał zimny pot. Słońce padło na twarz kapitana Pokolenia Cudów, oświetlając ją.

***

On był...Kapitanem Pokolenia Cudów?

-Daiki, Shintaro, Atsushi, Tetsuya, Kaori, Ryouta. - odezwał się czerwonowłosy - Miło mi was widzieć. To poruszające, że zdołaliśmy się spotkać w takich okolicznościach. Jednak...-chłopak przesunął wzrok na Furihatę. - Jest tu ktoś nieproszony. Chciałbym porozmawiać tylko z moimi dawnymi kolegami z drużyny. Wybacz...-pierwszoroczny rozgrywający Seirin aż podskoczył - Ale możesz sobie pójść?

Chłopak zrobił przerażoną minę.

Chciałbym, ale...-spojrzał na swoje nogi - Co się dzieje? Nie mogę ruszyć nogami!

-Furihata-kun. - odezwał się Kuroko, ale ktoś właśnie położył rękę na ramieniu brązowowłosego.

-Co jest? - odezwał się Taiga, patrząc prosto na Akashiego. - To niemiłe. Nie wykluczaj nas.

Tetsuya spojrzał na niego, a Furihata obrócił się.

-Kagami!

-Wróciłem. - powiedział, przechodząc do przodu. - Pogadamy później. Najpierw...-podniósł głowę i spojrzał na osobę stojącą na szczycie schodów. - Ty jesteś Akashi, co nie? Miło mi cię poznać.

Oczy Seijuurou nie wyrażały nic.

-Shintarou...-zielonowłosy spojrzał na niego. - Pożyczysz mi nożyczki?

-Po co ci one? - zapytał, obserwując jak rozgrywający schodzi ze schodków.

-Grzywka mnie trochę drażni. - powiedział, wyciągając rękę. Midorima, bez najmniejszego wahania podał mu narzędzie. - Chciałbym ją skrócić. Ale najpierw...

Przeszedł do przodu, wychodząc naprzeciwko Taigi.

-Ty jesteś Kagami-kun, prawda? - gracz Seirin w mgnieniu oka odskoczył, kiedy Akashi błyskawicznie wyciągnął rękę, jakby chcąc wbić mu nożyczki w gardło. Na policzku asa pojawiła się niewielka rana.

-Kagami-kun!

Niemożliwe...-pomyślał Furihata - To tak na poważnie? O czym on myślał? A gdyby Kagami się nie uchylił?

Na twarzy Akashiego pojawił się uśmieszek.

-Huh? Niezły unik. - powiedział aprobującym tonem. - Właśnie dlatego wybaczę ci tym razem. Jednak...drugiej szansy nie będzie. -uniósł nożyczki do swojej głowy. - Kiedy każę ci odejść, odchodzisz. - chwycił swoją grzywkę i zaczął ją obcinać - Na tym świecie wygrana jest wszystkim. Zwycięstwa są całkowitym potwierdzeniem, a porażki całkowitym zaprzeczeniem. Nigdy z nikim nie przegrałem i nigdy nie przegram.

Poszczególne kosmyki czerwonych włosów zaczęły spadać na ziemię, czemu bezwiednie przypatrywał się Taiga.

-Zawsze wygrywam i zawsze mam rację. - kontynuował Akashi - Nie wybaczę żadnemu przeciwnikowi. Nawet własnym rodzicom.

Kagami zacisnął zęby.

-No, to ja wracam. - powiedział, jak gdyby nigdy nic, Seijuurou, oddając nożyczki Midorimie. -Chciałem się tylko przywitać.

-Haaaaa?! - Daiki aż poderwał się na równe nogi, patrząc gniewnie na byłego kapitana. - Nie żartuj, Akashi! Tylko po to nas wezwałeś?!

Kaori wyciągnęła rękę przed niego, blokując przejście i jednocześnie nie spuszczając wzroku z rozgrywającego.

-Wstrzymaj się, Aomine. - mruknęła.

Czerwonowłosy zatrzymał się w połowie schodków.

-Nie...-powiedział, obracając się w ich kierunku - Tak naprawdę, to chciałem coś potwierdzić, ale widząc wasze twarze, zrozumiałem, że nie ma takiej potrzeby...

Zmierzył wzrokiem każdego po kolei.

-....Żadne z was nie zapomniało o naszej obietnicy. W takim razie wszystko gra. Następnym razem spotkamy się na boisku.

Akashi obrócił się i wrócił tą samą drogą, którą przyszedł.

Kuroko odprowadził go wzrokiem i następnie wraz z Kagamim i Furihatą ruszyli w kierunku najbliższego wejścia.

Kise rzucił Kaori krótkie, ale wielce mówiące spojrzenie. Granatowowłosa przeszła na murek po prawej stronie i stamtąd zeskoczyła, prosto na schody. Blondyn zastanawiał się nad czymś przez moment i  zrobił po chwili to samo.

Daiki włożył ręce w kieszenie i zaczął schodzić tą samą drogą.

Atsushi ziewnął szeroko, otworzył paczkę żelek i ruszył do wejścia.

Shintaro obejrzał dokładnie nożyczki, po czym schował je do kieszeni. Poprawił okularki i poszedł śladem graczy z Seirin.

Pokolenie Cudów rozeszło się w ciszy.

Każdy był skupiony i gotowy na podjęcie wyzwania.

Ale w każdej z głów buzowało jedno.

Wygram Winter Cup.

________________________________________________________________________________

Nadchodzi długo wyczekiwana przez wszystkich chwila.

Rozdział 46 - Kiseki No Sedai no Esu, Aomine Daiki już w drodze!

Skłamię, jeżeli powiem, że ja też na to nie czekałam. Oj, czekałam, aż w końcu dotrę do tego momentu. Nareszcie zaczyna się najważniejsza część tego opowiadania, więc zapnijcie pasy i bądźcie gotowi!

Prawda jest taka, że właśnie ukończone zostały fundamenty pod to opowiadanie. Razem dążyliśmy do mistrzostw zimowych i chociaż to była długa droga, nareszcie się doczekaliśmy. Teraz mogę w pełni przejść do swoich planów, ha ha ha! * szatański śmiech *

Pytanie do Was - ja to wiem (w końcu się zdecydowałam XD), ale jak Wy uważacie - Kto będzie ostatecznym zwycięzcą? 

Do zobaczenia!

Continue Reading

You'll Also Like

15K 661 102
Krótko po zakończeniu Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi Sasuke i Sakura wzięli dawno upragniony ślub. Początkowo życie wydawało się bajką. Lada moment...
27.2K 2K 104
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
5K 500 36
❝Przeszłość pozostawiła blizny na duszy Sayuri, Mawia się, że bliznami cierpienia Uchiha są ich oczy.❞ Dawniej, nawet zwana królową chłodu, Uchiha...
70.5K 3.5K 26
Ta opowieść będzie inna niż wszystkie, nie raz pewnie natrafiłeś na FF gdzie Kakashi Hatake zakochuje się w siostrze Minato Namikaze ale tutaj będzi...