Escape (L.H.)

By wiezajfla

98K 6.6K 416

Przed czym może chcieć uciec największa prymuska w szkole i najpopularniejszy chłopak w mieście. W jaki sposó... More

Prolog
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
Epilog

13.

2.8K 210 24
By wiezajfla

- Nie chcę tam iść Luke - wyszeptał cicho Rick kiedy razem z bratem coraz bardziej zbliżali się do drzwi hospicjum.

- Wiem - westchnął starszy chłopak nie mając pojęcia jak pocieszyć chorego brata.

Sam nie mógł pogodzić się z tym, że jego ukochany młodszy brat jest chory i najprawdopodobniej straci go w najbliższym czasie, jednak sam Rick wydawał się mieć obojętne podejście do swojego stanu zdrowia. Nie chciał robić z tegoj dużej sprawy, tym już zajęli się jego rodzice. Chłopiec starał się tylko cieszyć obecną chwilą starając się nie narzekać na męczący kaszel i ból. Wytrzymywał to dzielnie wiedząc, że będzie jeszcze gorzej. Starał się na to przygotować. Nie miał świadomości śmierci i tego, że zostawi wszystko co tutaj ma. Nie było to dla niego tak ważne. Według dziesięcioletniego blondyna, taka była po prostu kolej rzeczy w jego krótkim życiu.

Chłopcy weszli do środka, a Luke widząc, że za parę minut rozpoczyna się terapia, na której powinien być jego młodszy brat skierował się od razu do recepcji gdzie zamierzał dowiedzieć się, w której sali odbywa się spotkanie. Stanął przy blacie, ale nikogo nie zauważył, więc postanowił chwilę zaczekać. W końcu co innego mógł zrobić?

Nagle usłyszał odgłos uderzenia, a chwilę później jęk bólu. Wydała go oczywiście drobna blondynka masując tył głowy, wychylając się spod blatu. W dłoni trzymała jakieś dokumenty, które zaczęła przeglądać ciągle rozcierając bolące miejsce. 

Luke odchrząknął w uśmiechem zdając sobie sprawę z tego, że Jo nawet go nie zauważyła.

- Och, to ty - wydusiła.

- Owszem, to ja. Ciesz się moim widokiem póki możesz - odpowiedział z trudem powstrzymując śmiech. Nie wiedział dlaczego tak bardzo rozbawiła go ta sytuacja.

- Tak, jasne... Hmm... Więc, w czym mogę wam pomóc? - zapytała dziewczyna zaprzestając poprzednich czynności.

Spojrzała na młodszego chłopca, który to, jak się wczoraj dowiedziała, był tym, który potrzebował pomocy. Robiła to nieświadomie, zastanawiając się dlaczego Bóg chce wziąć do siebie akurat jego. Może ma co do tego małego blondyna jakieś szczególne plany? Tylko jak poradzą sobie z tym jego bliscy?

- Gdzie są spotkania grupy wsparcia? - zapytał Luke, tym razem niepewnie.

- Na pierwszym piętrze, w sali 236 - odpowiedziała mu po chwili patrząc mu w oczy i zastanawiając się, czy już lepiej radzi sobie z tą sytuacją.

- Nie chcę tam iść Luke - powtórzył smutno młodszy chłopiec chwytając brata za rękę, co tak bardzo go zaskoczyło, że automatycznie odwzajemnił gest.

Chłopak patrzał na brata bezradnie, nie mając pojęcia jak ma zareagować. Jo od razu zwróciła uwagę na niezręczną sytuację i wyszła zza biurka, aby podejść do chłopca. Kucnęła tak, aby móc spojrzeć mu w oczy, wcześniej posyłając niepewne spojrzenie w stronę Luke'a, który niemo udzielił jej pozwolenia na udzielenie mu pomocy.

- Jak się nazywasz? - zapytała Jo na dobry początek.

- Rick - odpowiedział jej dziesięciolatek nieśmiało.

- Ja jestem Jo - powiedziała przymuszając się do uśmiechu. - Dlaczego nie chcesz iść na terapię? - zapytała miłym głosem.

- Boję się.

- Czego?

- Że będę musiał mówić o tym, co czuję - odpowiedział od razu co zaskoczyło za równo i dziewczynę jak i starszego Hemmings'a.

- Być może będziesz musiał Rick, ale musimy rozmawiać ze sobą o tym co czujemy. Tak jest łatwiej. Zastanów się. Czy jeśli twoja mama nigdy nie mówiła ci, że cię kocha, wiedziałbyś o tym? - zapytała równocześnie udzielając sobie odpowiedzi w głowie. Jej ojciec nigdy jej tego nie powiedział, matka, której nie poznała również. Nigdy od nikogo nie usłyszała tych dwóch słów i nigdy nie czuła się kochana. - Musimy rozmawiać o uczuciach, bo one są nami. Bez nich bylibyśmy robotami - powiedziała w uśmiechem, wiedząc, że tym porównaniem lepiej trafi do dziesięcioletniego blondyna. - Obiecuję, że nic się nie stanie. Może nawet poznasz jakiegoś kolegę lub koleżankę? Nie będziesz tam sam. Jeśli chcesz, zaprowadzę cię tam i przedstawię najfajniejszym dzieciom. Co ty na to? - zaproponowała, a Rick ochoczo pokiwał głową.

Jo podała dłoń młodszemu chłopcu, którą szybko złapał. Drugą trzymał ciągle swojego brata i tak w trójkę wspięli się po schodach i trafili w odpowiednie miejsce.

- Luke nie może wejść ze mną? - zapytał chłopiec.

- Niestety nie może, ale jestem pewna, że poradzisz sobie sam - powiedziała, a Rick wycofał się jeszcze na moment, aby niespodziewanie wtulić się w swojego brata.

Luke zupełnie nie spodziewał się czegoś takiego. Spojrzał bezradnie na Jo, ale ona tylko wzruszyła ramionami oczekując, że blondyn domyśli się jak ma zareagować.. Chłopak jednak nie miał pojęcia co ma zrobić. W jego oczach widniało zdziwnie, zmartwienie, ból i strach, ale również ogromne szczęście. W końcu schylił się i pochwycił młodszego brata w ramiona.

- Dasz radę. Pokaż im wszystkim jaki jesteś zaje... Znaczy się, no wiesz... jaki jesteś fajny - powiedział zakłopotany chłopak, na co Rick wybuchnął szczerym śmiechem, do którego po chwili przyłączył się również sam Luke.

Jo wprowadziła młodszego chłopca do środka rozczulona tą braterską więzią, która tak naprawdę stworzyła się dopiero po wiadomości o szybkim odejściu dziesięciolatka.

- Sarah - dziewczyna przywołała do siebie znajomą dziewczynkę, która jak zwykle biegała po całej sali pełna energii, dopóki nie odezwała się choroba. - To jest Rick, dołączy dzisiaj do grupy. Mogłabyś przedstawić go Sean'owi i innym dzieciom - powiedziała blondynka, po czym zauważając, że nowy w grupie chłopiec rozpoczyna rozmowę z innymi, opuściła salę, na której za chwilę miały rozpocząć się zajęcia.

Zamknęła za sobą drzwi i wyszła na korytarz gdzie pod ścianą siedział Luke. Spojrzał na nią z nierozpoznawalnymi nawet dla niego uczuciami poczym podniósł się na nogi.

- Dziękuję - wymamrotał.

- Nie ma za co - odpowiedziała i ruszyła w stronę schodów, aby zejść na dół i zająć się swoimi obowiązkami.

- Wiesz, zastanawiałem się... - zaczął ze wstydem ciągnąc za swoje włosy.

- Tak? - nie rozumiała o co może mu chodzić.

- Pomyślałem, że może wybralibyśmy się na jakąś kawę czy coś, bo naprawdę nie mam co robić przez te dwie godziny - powiedział szybko nie mając pojęcia dlaczego.

- Słucham? - zapytała zdziwiona dziewczyna.

Miała wrażenie, że się przesłyszała. To nie było możliwe.

- Zastanawiałem się czy... - zaczął tym razem bardzo powoli.

- Muszę pracować - przerwała mu i weszła na oddział, gdzie miała teraz odbyć swój dyżur.

- Więc może ci potowarzyszę? - zaproponował nieśmiało.

Jo nie chciała przyznać tego sama przed sobą, ale był bardzo uroczy próbując zdobyć choć trochę jej uwagi.

- Dlaczego tak ci zależy na spędzeniu tego czasu ze mną? - zapytała nerwowo nie wiedząc o co mu chodzi. - Przecież masz tylu przyjaciół.

Bała się, że to kolejny sposób na jego zemstę lub, że chłopak chce ją po prostu wykorzystać. Nie przeżyłaby tego.

- Ja... Chyba... Chyba potrzebuję teraz towarzystwa kogoś, kto nie mówi ciągle tylko o sporcie, imprezach i seksie - odpowiedział w końcu cicho. - Potrzebuję kogoś, kto postara się mnie zrozumieć.

Luke sam nie wiedział co robi, ale musiał w jakiś sposób zająć sobie czas terapii Rick'a. Nie zamierzał przez dwie godziny siedzieć na korytarzu i denerwować się tym jak radzi sobie jego brat.

- Dobrze, w takim razie mi pomożesz - odparła Jo i przeszła do odpowiedniego pokoju w korytarzu.

Hemmings czuł się tu naprawdę źle, bo nie umiał pomagać ludziom. Nie miał tej wrażliwości, dzięki której mógłby współczuć tym ludziom i chcieć im pomóc. Obchodził go tylko jego brat.

- Dzień dobry, panie Donet - powiedziała zaraz po wejściu do pokoju znajomego staruszka, który siedział w fotelu w swoim pokoju i przeglądał stare zdjęcia.

- O, dzień dobry Jo - odpowiedział jej, a Luke wślizgnął się za nią cicho do pomieszczenia. Nie umknęło to jednak uwadze Jacob'a. - Widzę, że odnalazłaś w końcu tego zagubionego młodzieńca - uśmiechnął się wskazując na niego.

- Niestety tak - odpowiedziała Jo i przysunęła krzesło bliżej fotela pacjenta.

- Podejdź tu chłopcze - odezwał się do niego siwowłosy mężczyzna, a zdziwiony blondyn podszedł do niego z wahaniem. - Spójrz tutaj - powiedział pokazując swoje ślubne zdjęcie sprzed wielu lat. - Widzisz tę kobietę? -  zapytał Jacob, a Luke tylko skinął głową. - Życzę ci, żebyś znalazł sobie w życiu kogoś takiego jak ona. To była jedyna osoba na calutkim świecie, która rozumiała mnie tak dobrze. Tylko ona sprawiała, że byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mogłem nie mieć nic innego, ale mieć ją i to by wystarczyło. Była całym moim światem. Dlatego potem skończyłem tutaj - zaśmiał się.

Luke spojrzał na zdjęcie i nie rozumiał co się dzieje. Dla niego małżeństwo, zakładanie rodziny i wszystkie te inne sprawy nigdy nie miały większego sensu. Nawet posiadanie dziewczyny było dla niego czymś nierealnym, a jednak teraz słuchając opisu starszego pana, zapragnął mieć przy sobie kogoś, poza kim nie widziałby świata. I co najlepsze miał wrażenie, że zna już tę osobę, bo w końcu widzi świat w ten odpowiedni sposób, prawda?

- Jest piękna - powiedziała Jo siedząca obok przyglądając się zdjęciu.

- Najpiękniejsza - odparł pan Donet.

"Co do tego mógłbym się kłócić" pomyślał Luke kiedy jego wzrok przypadkiem padł na blondynkę, o pięknych zielonych oczach.

Continue Reading

You'll Also Like

838K 23.1K 38
„-Prze....-kiedy zobaczyłem na kogo wpadłem żałowałem że pomogłem jej wstać. Ale ja mam szczęście. -O cześć cukiereczku.-powiedziałem z uśmiechem.-Uw...
3.9K 193 8
~Trafiłam do nieba - w samym środku piekła ~ Start: 2021 #OverHell ---------
10.8K 357 14
-Kelly co ty tam robisz? -Stoję. Zastanawiałeś się kiedyś ile może potrwać upadek stąd. A po ilu minutach umierasz. -Nie niezastanawiałem się. I ty...
2.1K 74 12
To poruszająca historia szesnastoletniej Nadii, która z mamą wyjechała do Austrii. Nadia doświadczyła trudnych chwil i miała trudne życie przed wyjaz...