18.

2.5K 181 6
                                    

- W ostatnim momencie dostaliśmy jeszcze jedną propozycję. Zamiast jechać do Portugali, możemy jechać do Włoch. Wybór należy do was, jutro podejmiemy decyzję - powiedziała trenerka do dziewczyn wypuszczając je z ostatnich na dzisiaj zajęć.

- Chyba wolę Italię - mruknęła Kayla.

- Ja Portugalię. Znacznie rzadziej można tam pojechać - zauważyła Jo.

- Nieważne. To i tak nie zależy tylko od nas - wzruszyła ramionami starsza dziewczyna. - Chodż - powiedziała kierując się w stronę sali gimnastycznej.

- Gdzie? - zdziwiła się Jo.

- Na mecz, ten, o którym Ashton tyle gadał. Zdążymy jeszcze chociaż na chwilę - wytłumaczyła szatynka, ale zanim obie zdążyły wejść na halę drzwi sali otworzyły się, a na korytarz wypadł zdenerwowany Luke.

- Idź beze mnie, zaraz przyjdę - zaproponowała blondynka i skierowała się w stronę chłopaka krążącego po pustym teraz korytarzu. - Wydawało mi się, że przerwę w grze wykorzystuje się na omówienie strategii z trenerem czy coś takiego - bąknęła cicho dziewczyna.

- Nie potrzebujemy nowej strategii, to ja ciągle nawalam - warknął blondyn uderzając z całej siły w metalowe szafki stojące w jego pobliżu. 

Huk rozniósł się po całej szkole, ale Luke nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Otworzył butelkę z wodą i wziął łyka, aby trochę ochłonąć, ale niezbyt mu to pomogło. Jo mimo woli nie mogłą oderwać od niego wzroku, ale bardziej zależało jej na zrozumieniu go. Wciąż nie wiedziała czemu chciała dla niego jak najlepiej.

- Co się dzieje? - spróbowała się czegoś dowiedzieć.

- Nie mam kurwa pojęcia - uniósł głos.

- Nie krzycz - upomniała go.

- Bo co?! Kurwa. Właśnie przegrywamy 24:20 ostatniego seta dla tych debili. Nie damy rady! - krzyczał jeszcze głośniej.

Jo dziękowała w duchu, że wszyscy uczniowie znajdowali się właśnie na sali czekając na powrót uczestników na parkiet. Nie zastanawiała się dłużej co robi, bo wiedziała, że mają coraz mniej czasu. Wyrwała mu z ręki otwartą butelkę i chlusnęła mu wodą prosto w twarz. Chłopak spojrzał na nią jakby właśnie zobaczył ducha. Widziała złość i niezrozumienie na jego twarzy i nie wiedziała czego może się spodziewać, ale mimo wszystko, nie bała się go.

- Dacie radę - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Sama siebie nie poznawała. Czekała aż na nią nakrzyczy, obrazi, cokolwiek, a tymczasem stało się coś zupełnie innego. Luke zaczął się śmiać. Nie mógł się powstrzymać i dziewczyna miała wrażenie, że zaraz wybuchnie od tego napadu.

- Nie wierzę, że to zrobiłaś! - wykrztusił śmiejący się Luke, co spowodowało śmiech również u Jo.

Zdziwiła się kiedy usłyszała swój własny śmiech. Kiedy ostatnio miała z nim do czynienia? Sama nie wiedziała. Przestała się śmiać, próbując zrozumieć co się właśnie stało, a Luke nie mógł pozwolić na zepsucie tej szczególnej chwili. Wyciągnął butelkę z dłoni dziewczyny i wylał jej na włosy resztę wody. Oczywiście znów wpadł w histeryczny atak śmiechu czekając, aż blondynka do niego dołączy i tak też się stało. Patrzał na nią z niedowierzaniem i zadowoleniem. Udało mu się. Udało mu się sprawić, że Jo odczuwała choć trochę radości z własnego życia. Jego humor momentalnie się poprawił. Sam nie wiedział kiedy zaczął uważać tę drobną blondynkę za osobę, z którą chętnie spędza się czas. Przecież jeszcze jakiś czas temu nie mógł znieść jej towarzystwa.

- Dacie radę - powiedziała ponownie z przekonaniem Jo kiedy już się uspokoili. - Postaraj się zrobić to dla Rick'a. On liczy na ciebie - dodała patrząc na niego uważnie.

Escape (L.H.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz