23.

2.4K 180 15
                                    

- Teraz o nim pamiętacie?! - Luke wykrzyczał w stronę rodziców zauważając ich wchodzących na odpowiedni oddział w szpitalu. - A gdzie byliście przez cały ten czas kiedy on cierpiał?! Kiedy ja się nim opiekowałem?! Kiedy już nie wiedziałem jak mu pomóc?! - krzyczał dalej kiedy w oczach jego matki pojawiły się łzy.

- Luke, uspokój się - poprosił jego ojciec ostrym tonem.

- Gdzie byliście przez te wszystkie miesiące kiedy on umierał? - wyszeptał chłopak, a jego głos załamał się z emocji po koniec zdania.

- Przecież on żyje - powiedziała niepewnie jego matka.

- Może, ale to już koniec - powiedział Luke zakładając ręce na siebie i starając się powstrzymać łzy

On już wiedział. Czuł, że Rick nie wytrzyma dłużej. Tak bardzo męczył się w ostatnim czasie. Kiedy w karetce chwycił słabo dłoń Luke'a i spojrzał na niego z nieopisanym cierpieniem, on już wiedział. Powiedział "bądź szczęśliwy, Luke" i to były słowa, które chłopak miał zapamiętać do końca życia.

Jego serce krwawiło teraz jakby zostało złamane na pół.

- Przykro mi - powiedział lekarz wychodząc z sali operacyjnej z podkrążonymi oczami i bladą skórą.

Spojrzał na Luke'a wymownie wiedząc, że to on miał najlepszą relację z dziesięcioletnim chłopcem.

Blondyn poczuł się jakby odebrano mu wszystko na tym świecie. Wszystko o co walczył każdego dnia. Nie miał już zobaczyć uśmiechniętego chłopca, przekomarzającego się z nim na każdy temat. Nie miał już kłócić się z nim o pilota i nie mógł już nawet słuchać jak mówi o dzieciach poznanych na terapii. Nie wyobrażał sobie kolejnego dnia, ale przez to wszystko nie miał nawet siły na łzy.

Kiedy jego rodzice stali w szoku, objęci na korytarzu, a matka szlochała w koszulę ojca, Luke nie miał zamiaru zostać tam ani chwili dłużej. Był jakby w transie. Miał wrażenie, że to nie jego historia, że ogląda jakiś beznadziejny film, którego nawet nie miał ochoty oglądać. Wybiegł ze szpitala nie zastanawiając się w ogóle nad tym co dzieje się wokół niego.

Biegł przed siebie szybciej niż kiedykolwiek. Nie wiedział gdzie. Być może zmierzał donikąd. A może zmierzał wreszcie dokądś.

Zanim się zorientował, stał już pod drzwiami Jo. Kiedy blondynka otworzyła mu drzwi przyciągnął ją do siebie i zamknął w ciasnym uścisku, który od razu odwzajemniła. Dopiero teraz wszystko do niego dotarło. Nie mógł już powstrzymywać łez.

- To koniec - szlochał trzymając ją blisko przy sobie kiedy ona głaskała go uspokajająco po plecach. - To koniec - mamrotał. - Nie, nie, nie, nie, nie... - powtarzał bez końca nie potrafiąc znieść przygnębiającej myśli o stracie kogoś dla niego najważniejszego.

Jo nie zamierzała w żaden sposób reagować na jego rozpacz. Wiedziała, że musi przez to przejść. Po prostu potrzebował teraz mieć kogoś przy sobie. Tylko tyle albo aż tyle. Żadne z nich nie wiedziało jak długo trwali w tym uścisku. Prawdopodobnie dokładnie tyle ile Luke tego potrzebował. Dziewczyna również przywiązała się do Rick'a i teraz ona sama również nie powstrzymywała płaczu. Dawno nie było jej tak przykro i mimo tego, że przeżyła podobną sytuację, nie wyobrażała sobie jak w tej chwili czuł się Luke. Każdy przecież przechodzi wszystko na swój własny sposób. Nie możemy wiedzieć jak się czuje.

Blondynka w końcu odsunęła się od chłopaka i chwyciła go za rękę, aby zaprowadzić otumanionego chłopaka do salonu. Usiedli razem na kanapie, ale kiedy Jo chciała wstać, aby zrobić herbatę, on nie chciał puścić jej dłoni, więc została z nim. Luke trochę się już uspokoił, przynajmniej fizycznie. Z jego oczu nie wypływały już łzy, nie miał na nie siły. Nie myślał już zupełnie o niczym.

Escape (L.H.)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora