Always in my heart ~ larry st...

By girlwhoeatcarrots11

2.3K 199 35

Harry i Louis są świetną parą. Mieszkają w Doncaster, gdzie mają cudownych przyjaciół. Harry jednak się boi... More

Prolog
1.
2.
3.
4.
5.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
Epilog
Podziękowania

6.

77 7 0
By girlwhoeatcarrots11

Impreza Louisa nadal dawała mi się we znaki, mimo, że minęły już trzy dni.
Powiem tyle, że bardzo z chłopakami zabalowaliśmy.  Przynajmniej poczułem, że żyję i świetnie się bawiłem.
Trzeba kiedyś to powtórzyć.

Nie wychodziłem w ogóle z domu, jedynie leżałem i odpoczywałem.
I piłem wodę. Dużo wody.
Oczywiście bez tabletek się nie obyło.

Jednak teraz trzeba wrócić do rzeczywistości i przestać się lenić.
Samo z siebie się nic nie zrobi.
Więc wstałem z łóżka i powoli zacząłem się ogarniać.
Prysznic. Śniadanie.
Czyli dwie najważniejsze czynności wykonane.
Spojrzałem w kalendarz.

- O kurwa. Poniedziałek. - mruknąłem do siebie.

Niestety jest poniedziałek, więc pasowałoby iść na wykłady.
Inna rzecz, że nie bardzo mi się chciało...
Ciekawe czy chłopcy jeszcze będą odpoczywać. Choć chyba odpowiedź jest oczywista.
A jak coś to będę musiał iść sam.
Strasznie tego nie lubię, bo z innymi jest po prostu tak jakos raźniej. I o wiele zabawniej. I szybciej mija czas.

Godzina dziesiąta, więc jest szansa, że może zdążę.
Zadzwoniłem do chłopaków czy idą - nie chce wypaść na takiego, który jest takim ,,pilnym" studentem.
Choć chyba jestem takim typem.

- Hej Niall. - powiedziałem.

- Mmm, hej - mruknął, widocznie go obudziłem, bo nie był zbytnio zadowolony. - Czego?

- Idziesz na wykłady dzisiaj?
- Oh, nie nie, dzisiaj odpuszczam. Chcesz to idź. - i rozłączył się.

Podobną odpowiedź dostałem od Liama i Zayna. Tylko Louis nie odebrał mojego telefonu. To do niego naprawdę nie podobne, więc zacząłem się martwić.

Zawsze odbiera ode mnie od razu.
Ale może po prostu jest zajęty?

Powoli zacząłem się ogarniać do wyjścia.

Nagle dostałem wiadomość od niego o treści: ,,Jestem już tutaj od godziny".

Zabrzmiało to bardzo tajemniczo.
I jedynie pogarszało sprawę, bo nie było żadnych wyjaśnień.
Dziwne, bo z tego co wiem to zajęcia rozpoczynają się o trzynastej, a jest dopiero jedenasta.

Dało mi to trochę do myślenia, bo Louis jest typem osoby, która zazwyczaj się spóźnia.

Może się coś stało? Ta sytuacja spowodowała, że wszystko robiłem w pośpiechu, żeby jak najszybciej wyjść z domu.
I chyba nie pójdę na wykłady. Za dużo już mam stresu na głowie.
Strasznie się bałem o Louisa.

Chciałem dzisiaj pojechać autobusem, no ale cóż okoliczności wymogły na mnie co innego.
Szybko wsiadłem więc w samochód i pojechałem.

Po parunastu minutach byłem już na miejscu. Szybkim truchtem dotarłem do budynku.

,,Louis, jestem już, a gdzie ty?" - wysłałem mu sms-a.
Nie odpisał, więc zacząłem poszukiwania.

Dobrze, że pamiętałem dosłownie każdy zakamarek tego uniwersytetu.
Bardzo się denerwowałem, bo do cholery, co się z nim dzieje?!

Miałem taką huśtawkę nastrojów, że brakowało mi naprawdę niewiele, żebym się rozpłakał.

Przychodziłem pod różne sale, łazienki, nawet na stołówkę poszedłem.
A jego nigdzie nie było...

Jednak jedno przykuło moją uwagę.
Mianowicie Simon, który z kimś się wykłócał.
Zaciekawiło mnie to, więc podszedłem bliżej dźwięku.
Po paru minutach znalazłem go... z Simonem.

Louis i Simon się kłócą.

Ten obraz wstrząsnął mną.
Simon to nasz pierdolnięty wróg. Nikt za nim nie przepada, więc nie ma znajomych.
Parę razy prawie dostał od Zayna i Liama.

Dodatkowo rozpowszechniał (i w sumie nadal to robi) po uczelni plotki z kosmosu. Praktycznie nikt w nie nie wierzył, ale jednak znalazły się jednostki, które od razu połknęły haczyk i rozpowiadały o tym razem z nim.

Koniec tego rozmyślania.
Moje jedynie pytanie: Co on tu robi?
I dlaczego wybrał sobie akurat Louisa.
Nie wiem.
Żadnych odpowiedzi, a tak wiele pytań.

- Ale do kurwy nędzy dlaczego rozmawiał z Louisem??? Co on od niego chciał?? - mruknąłem do siebie.

Nie pozostało mi nic innego jak tylko podsłuchać rozmowę, więc stanąłem między regałami, bo znajdowaliśmy się w bibliotece.
I miałem nawet dość dobry punkt widoczności. W razie czego to pozbędę się Simona. Jak najszybciej się da.
Najchętniej wyrzuciłbym go z uczelni.

- Simon... - powiedział Louis. - Co ja ci zrobiłem? Zaatakowałeś mnie tak znienacka.

- Naprawdę nie wiesz? Żadnych domysłów? - odpowiedział odrobinę podniesionym głosem.

Simon był trochę chory, prawdopodobnie miał dwubieguność.
Dlatego nikt na niego nie reagował i oczywiście trzymał się z daleka.
Niestety czasami znajdował sobie takie właśnie ofiary.

- No nie wiem. - Louis rozłożył ręce w geście poddania. - Wiesz co? Chyba najlepiej już pójdę.

- To zaraz się dowiesz. - zaczął szarpać Louisa. - I nigdzie nie idziesz, bo sprawa nie jest załatwiona.

- Na pewno pomyliłeś mnie z inną osobą. - warknął. - Bo jestem pewny, że tobie nic nie zrobiłem. Trzymam się od ciebie z daleka.

- Zamknij się. - Simon opluł Louisa.

Pomyślałem sobie, żeby jeszcze nie interweniować. Pilnie to wszystko obserwowałem.
Jeszcze nie teraz. Może Louis sobie poradzi?
Ma dużo siły i naprawdę potrafi przywalić. Przecież trenuję, ćwiczy i ma masę. Simon nie dosięga mu do pięt z umiejętnościami.
Niby starał się go odtrącić, ale no nic to nie dawało.
Cały czas klęczałem między regałami.

I wtedy Simon uderzył Louisa...

To już było kurwa za wiele.
Miarka się przebrała.

- Ha, i co mi zrobisz? - powiedział. - No nic, bo ucieknę i nikt się nie dowie o tym zajściu! - wrzasnął.

Już Louis przykładał się do ciosu, ale wtedy to ja wkroczyłem do akcji.

Wyleciałem zza regałów.
Rzuciłem się na Simona i dosłownie
powaliłem go na podłogę i paręnaście razy spoliczkowałem go.
Louis się odsunął.

- Co jest do cholery... - wysapał Simon.

Mało kiedy jestem taki wkurwiony.
Nikt nie będzie bić mojego Louisa.
Nigdy nie miałem takiego napadu furii.

- Spierdalaj od nas. - powiedziałem do niego. - Słyszałeś?
Usiadłem na nim okrakiem.
- Masz spierdalać. - fuknąłem mu w twarz.

- Harry... - powiedział Louis. - Przestań, chodź. - wziął moje ramię. - Idziemy stąd.

- NIE! - krzyknąłem. - Simon możesz się od nas odwalić? Bo jak cię kurwa widzę to mnie krew zalewa. Przegiąłeś po prostu. - wysapałem.

- Harry...jemu nie wytłumaczysz. - Louis pociągnął mnie znowu za ramię.

- Panowie! Ciszej! - krzyknęła do nas biblioterka.
Dziwne, że niczego się nie domyśliła.

W końcu przestałem go bić. I tak czy siak chłop się z twarzą przez najbliższe tygodnie nie pozna.
Z efektu byłem jak najbardziej zadowolony.

- Jeszcze tego pożałujesz Styles i Tomlinson. Zobaczycie. - powiedział i pobiegł do łazienki trzymając się za nos. - Macie przejebane.

- Uhuhu, już sram w gacie. - powiedziałem z ironią.

W każdym razie pozbyłem się go.

- Czy ciebie do cholery pokurwiło? - powiedział Louis po chwili. - Chcesz zostać zawieszony?

Nie odpowiedziałem i wbiłem wzrok w podłogę.
- Uważam, że postąpiłem słusznie. - mruknąłem.

- Szczerze mówiąc, to cudownie było ciebie oglądać w tej akcji. - prychnął. - Rzadko jesteś taki wkurwiony. Ale błagam, nigdy więcej takiego czegoś. No dobra, tylko nigdy więcej tutaj na uniwerku. Gdzie indziej możesz. - mrugnął.
Objął mnie ramieniem.

- W każdym razie idźmy stąd, żeby nie było, że to nasza wina. To całe zamieszanie.

- Dobry pomysł. - powiedziałem.
Wyszliśmy z biblioteki i poszliśmy prosto do mojego auta.
- Czyli z wykładów nici... - mruknąłem.

Louis się zaśmiał.
- Nic się nie stanie jak jedne opuścimy.
Uśmiechnąłem się lekko.

To pytanie wrzało we mnie od samego początku tej chorej akcji:
- A możesz mi powiedzieć dlaczego z nim rozmawiałeś? I dlaczego byłeś tutaj tak wcześnie? - zapytałem.

- Okej, rozumiem, że rządasz wyjaśnień. - usiadł wygodnie w fotelu.  - A więc to było tak: przyszedłem tutaj wcześniej, aby porozmawiać z profesorem odnośnie zadania i no chyba rozumiesz, a gdy miałem już wracać to natknąłen się na tego skurwysyna. Resztę widziałeś już sam. Nie musisz się niczym martwić, naprawdę. Myślisz, że wdawałbym się z nim w rozmowę?

- No racja, racja. Ale no po prostu gdy cię uderzył to pękło mi serce.  Właśnie, nic ci nie jest??? - zapytałem.

- Chyba nie. Myślisz, że ja bym z nim sobie nie poradził?
Przybrał obrażoną minę.

- Z punktu widzenia osoby trzeciej to wydawałeś się naprawdę bezbronny.
Prychnął.

Dotknąłem jego policzka.
Syknął.
- I tak muszę ci tą ranę sprawdzić. Tak dla bezpieczeństwa. Przynajmniej moje kursy karate się przydały. - zaśmiałem się. - Możemy jechać do naszego domu? - zapytałem.

- Oczywiście skarbie. - i Louis pocałował mnie w czoło, co wcale mi nie przeszkadzało.
Całą drogę spędziliśmy w ciszy.

Dojechaliśmy do domu.
- Siadaj na łóżku. - rozkazałem i poszedłem szukać apteczki.

- Oh, no dobrze. Mój pielęgniarzu. - zaśmiał się.

Po chwili ją przyniósłem.
- Przemyję ci to. Bo chyba plastra nie potrzeba. Jedynie posmaruję ci to maścią i nie będzie w ogóle śladu po tym zadrapaniu.

- Hazz, potrafię sam o siebie zadbać.

Ściągnąłem brwi i spojrzałem na niego.
- Po prostu pozwól mi się tym zająć. - rzekłem.
Przewrócił oczami.

Dałem na gazik trochę wody utlenionej.
- Będzie szczypać, ale to wtedy znaczy, że wszystko jest dobrze.
Przyłożyłem to do rany delikatnie parę razy.
Louis syknął.

- Jest okej. - powiedziałem. - Masz szczęście, że nie uderzył cię w nos. Wtedy byłoby o wiele gorzej. I chyba pojechalibyśmy do szpitala.

- Nic by mi nie zrobił...
- Wiesz, że jest nieprzewidywalny, prawda?

Wróciłem do swojej roboty.
Przetarłem rano i ją osuszyłem, a potem nałożyłem trochę maści.

- Gotowe! Mam nadzieję, że to pomogło. Mój dzielny pacjent! - objąłem go mocno.

Louis mnie pocałował.

- Na pewno, skoro ty się tym zająłeś. - mruknął.

Uśmiechnąłem się i pogładziłem go delikatnie po policzku.

- Zniknie to tak szybko jak za machnięciem czarodziejską różdżką. - zaśmiałem się.

- Dziękuję. - ponownie mnie pocałował.
- Nie ma za co. Naprawdę.

- Połóżmy się. - powiedział. - Jestem trochę zmęczony.
- Nie dziwię się. - wtuliłem się w niego mocno.

Leżenie z nim w łóżku (w sumie to bardziej na nim) to chyba jedyna rzecz, której tak bardzo ostatnio potrzebowałem. I tak bardzo mi brakowało.

Tak mało ostatnio spędzamy ze sobą czasu. Tak sam na sam. Zawsze ktoś się wtrąci i musi, po prostu musi zepsuć chwilę.
Trochę mnie to irytuje, ale przecież nikt z naszego otoczenia nie wie o nas.

- Słońce, nadal nie mogę uwierzyć, że stawiłeś się w mojej obronie. - powiedział.

- Um, no według mnie... to chyba normalna reakcja. - odpowiedziałem. - Jeszcze mnie do końca nie poznałeś. Jestem naprawdę zaskakujący. - zaśmiałem się.

Louis przytulił mnie mocniej.
- Tak, tak normalna, ale wtedy no wiesz, poczułem się jak w filmie. Dosłownie. - zaśmiał się. - Ty w roli głównej. I po prostu widzieć ciebie w akcji...wow. Niesamowite.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc po prostu go pocałowałem. Jak ja go kurwa kocham.

- Po prostu Lou, jesteś dla mnie całym światem. Ekhem, moim światem. Kocham cię. Mam nadzieję, że kiedyś to wykrzyczę całemu światu...I jak widzę, że ktoś cię rani to po prostu mi się włącza jakiś tryb obronny. - próbowałem to jakoś wytłumaczyć.

- Przestań Hazz, bo zaraz się kurwa rozpłaczę. - odpowiedział, a ja się uśmiechnąłem. - Jesteś czasami zbyt słodki, wiesz? A wtedy w tej bibliotece to...oh...będę to długo wspominać.

- Mam nadzieję, że ty zrobiłbyś to samo w stosunku do mnie.

- Oczywiście. Nie zastanawiałbym się w ogóle, tylko po prostu ruszył na ratunek. - pocałował mnie. - Nie pozwoliłbym, aby włos ci spadł z głowy.

Czuję się przy nim bardzo bezpiecznie. I to jest najważniejsze. Przy nikim czegoś takiego nie czułem. A teraz? Odczuwam to w każdym momencie gdy jest blisko mnie.

I tak nam minął czas, w którym teoretycznie powinniśmy być na wykładach. Ale w sumie to nie narzekam, bo perspektywa spędzania czasu z Louisem jest o wiele lepsza.
Nie ma tutaj co porównywać.

- Cieszę się bardzo, że budujemy w taki sposób nasze wspólne chwile. Naszą historię. Nie wyobrażam sobie, żeby być tutaj z kimś innym. Nigdy. - powiedział w pewnym momencie Louis.

- Leżąc i praktycznie się nie odzywając? - zaśmiałem się, choć druga część wypowiedzi odrobinę mnie wzruszyła.

- Przeszkadza ci? Może chcesz budować wspólne chwile poprzez inny sposób? Wiesz, że nigdy nie mam tego dość. - uśmiechnął się w ten typowy dla niego sposób gdy proponował mi seks.

- Wiesz, że ja też ale...oh, nie, nie dzisiaj. Jestem zmęczony. Przepraszam.
Przytulił mnie mocno.

- Moje biedactwo musi się naładować bo straciło za dużo energii poprzez jednego skurwysyna. - powiedział. - Nie możesz się nim tak denerwować. Niestety on musi egzystować w naszym świecie.

- Ej, nie jestem żadnym,,biedactwem".  - prychnąłem i żeby udowodnić, że jestem w pełni sił uderzyłem Lou poduszką. - A z Simonem kiedyś sobie poradzimy. Wymyślimy coś na niego.

- A więc tak się bawimy, hm? - powiedział. - No chyba, że on prędzej nas załatwi.

- Skończmy ten temat i cieszmy się życiem! - krzyknąłem.
Ponownie uderzyłem Louisa poduszką.

- Serio Harry? - zaśmiał się.
- Oczywiście. - uśmiechnąłem się.

Dokładnie tak: zaczęliśmy bitwę na poduszki.
- Uważaj tylko na ranę. - mruknąłem.
Pokiwał głową.

- Boże, Harry, zachowujemy się jak dzieci.
- Każdy zawsze jest, był i będzie dzieckiem w jakiś sposób. - odpowiedziałem.

Po wyczerpującej ,,bitwie" padliśmy znowu na łóżko, które chyba przeszło tornado.

- Wiesz co Harry? - powiedział Louis wyczerpany.

- Hm?

- Pamiętaj, skarbie, że zawsze, ale to zawsze jesteś w moim sercu.

- K-kochanie, ty też jesteś w moim. - wtuliłem się w niego jak najmocniej i pocałowałem. - Na zawsze.

Continue Reading

You'll Also Like

1.1K 147 6
Park Jimin, młody czarodziej, który nie potrafi okiełznać magii, postanawia poprosić o pomoc mieszkającego samotnie na bagnach mrocznego elfa - Min Y...
21.5K 1.7K 19
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
813 107 8
Jesteś moim księciem a ja Twoją różą... Nasza miłość jest wieczna, tak jak biel pokrywająca jej płatki... Nigdy nie zapominaj, że książę może mieć...
26.5K 1.6K 21
[zakończone] Kiedy Jungkook postanawia odpuścić i skupić się na swoim szczęściu, Taehyung rozumie jak ogromny błąd popełnił odrzucając jego miłość. t...