Rozdział 3

147 16 4
                                    

oOoOo

Przyzwyczaiłam się już to tego, że czasem zdarza mi się coś dziwnego – zazwyczaj kończyło się to szybko. Ta 24/7 halucynacja była zdecydowaną przesadą. Jednak biorąc pod uwagę to, że teleportowałam się przez całą długość oceanu, to nie była najdziwniejsza sytuacja, w jakiej się znalazłam.

I tak, ćwiczyłam tą umiejętność i z dumą muszę przyznać, że jestem w tym już lepsza. Nawet nie wydaję już tego pyknięcia. Najlepsze w tym jest to, że nie niesie to już ze sobą uczucia bycia przeciskaną przez małą tubę – teraz przypomina to bardziej podróż przez ciasny tunel. Niestety jest to dość męczące. Omal nie zemdlałam, kiedy próbowałam przenosić ze mną żywe istoty – doświadczyłam tego pierwszy raz, kiedy teleportowałam się z bezdomnym psem, którego znalazłam.

Jestem także całkiem niezła w przemieszczaniu, rzeczy z pomocą TEGO, oczywiście nie może być to nic cięższego od książki. Rośliny i zwierzęta wyraźnie mnie lubią. Rośliny rosną szybciej i są silniejsze, kiedy jestem w ich pobliżu, jakbym czymś je karmiła. Zawsze kierują się w moją stronę i wydają się być nawet szczęśliwe, kiedy je dotykam. Zwierzęta zawsze ufały mi bardziej, niż reszcie ludzi, jakby mogły wyczuć lepiej moje intencje.

Zgaduję, że wszystko ma związek z TYM. Tym czymś za co tak nienawidzili mnie Dursley'owie.

Uważnie rozglądałam się po szkole, próbując wyłapać jakieś nawiązania do pani Dodds, ale nikt o niej nie pisnął ani słówkiem - jakby nigdy nie istniała.

I wygląda na to, że nie istniała.

Jednej nocy, kiedy wszyscy smacznie spali i śnili o Cukrowych Wróżkach, w moim nie-mogę-zasnąć-więc-się-strasznie-nudzę stanie, postanowiłam wymknąć się z pokoju i zakraść się do sali komputerowej.

Chciałam przejrzeć kartotekę szkolną, aby znaleźć coś o pani Dodds. Wymagało to włamania się do strzeżonych plików na komputerze, co było bez wątpienia kompletnie legalne. Jeśli ktokolwiek powiedział wam inaczej to jest zawszonym kłamcą.

A jak to możliwe, że potrafiłam włamać się do komputera? Wszystko zaczęło się jeszcze w poprzedniej szkole. Została ukarana za wpuszczenie do szkoły stada bezdomnych kotów. Co samo w sobie nie byłoby tak złe, gdyby nie fakt, że wcześniej wyprałam wszystkie mundurki z dodatkiem kocimięty, a następnie pochowałam w szkole kawałki tuńczyka i jeszcze więcej kocimięty. Ta, to nadało gorączce po kocim zadrapaniu nowego znaczenia. Po tym wszystkim zostałam uziemiona w moim pokoju. Umierając z nudów, postanowiłam „posprzątać" i „poukładać" rzeczy moich współlokatorek. W plecaku jednej z nich znalazłam książkę zatytułowaną „Hakowanie dla głąbów". Resztę dnia spędziłam czytając to książkę od deski do deski – w sumie przeczytałam ją dokładnie 26 razy.

Sprawdziłam rejestr szkolny. Ciary przeszły mi po plecach.

Nic...

Nie znalazłam nic, co wskazywałoby, że pani Dodds kiedykolwiek uczyła w Akademii Yancy.

Pozostali uczniowie zachowywali się tak, jakby naprawdę wierzyli, że pani Kerr – energiczna blondynka, którą zobaczyłam po raz pierwszy w życiu, kiedy wsiadła z nami do autobusu na koniec wycieczki – uczyła nas matematyki od świąt. Gówno prawda.

W końcu prawie w to uwierzyłam, gdyby nie fakt, że pamiętałam reakcje Grovera i pana Brunnera, chociaż w sprawie tego drugiego było to bardziej przeczucie.

Coś było na rzeczy. Coś się stało, ale nie podróżowałam vanem zwanym Mystery Machine, rozwiązując bzdury i dopóki to nie będzie miało bezpośredniego wpływu na mnie postanowiłam się nie wtrącać. Nienawidzę dram, a zaczepianie ludzi w poszukiwaniu odpowiedzi spowodowałoby zbyt wiele niepotrzebnych dramatów i problemów.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 07, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Azalea E Potter: Złodziej piorunaWhere stories live. Discover now