6. Pieprzony kameleon.

629 54 4
                                    

Podczas kolacji Sarah obserwowała Jamesa. To nie był ten sam mężczyzna. Roztaczał aurę zamożności, sukcesu, władczości - o czym sama się przekonała, wdzięku i dobrotliwości. Siedział przy eleganckim stole i zaśmiewał się z Kasandrem i Chloe z jakiejś historyjki. Jego arogancja była teraz idealnie wyrafinowana.
Jak to możliwe, że to ten sam człowiek, który wymachiwał nożem, przyciskał ją do piasku i wspinał się po stromym murze na balkon?
W co on gra?

Odwróciła się do Damiana. Inteligentny, dowcipny i pozbawiony irytujących tajemnic Damian, był lepszym towarzyszem.

- Słyszałem, że Kasander próbuje zwabić cię do firmy. Jestem gorącym zwolennikiem tego pomysłu.

- Powiedziałam mu, że się zastanowię, ale trudno jest mi zostawić Nowy Jork.

- Chloe go zostawiła i widzisz jaka jest zadowolona.

- Tak, to prawda. Tylko, że Chloe przyjechała tu z powodu miłości.

- A ty znalazłaś już swojego wieśniaka z kozą i sianem? - zapytał.

- Wciąż go szukam - uśmiechnęła się promiennie.

Doleciał ich donośny śmiech Melanii.

- Och Jamesku, opowiadasz takie zabawne rzeczy!

Jamesku - prychnęła Sarah. Zaraz zwymiotuję.

- Jamesku, zabierz mnie jutro na twój jacht. Muszę się trochę rozerwać.

- Przykro mi jutro nie mogę - wyznał. - Może pod koniec tygodnia?

Melanie nie była zadowolona z tej odmowy, co było wypisane na jej twarzy.

- Do tego czasu zanudzę się na śmierć!

Damian westchnął na te słowa i zwrócił się z powrotem do swej towarzyszki.

- Sarah wyglądasz dzisiaj obłędnie.

- Dziękuję - uśmiechnęła się do niego.

- Uważam, że Amerykanki są najpiękniejsze. Wystarczy spojrzeć na ciebie i Chloe.

Damian jeździł wzrokiem po Sarah, zatrzymując się dłużej na dekoltcie.

- A ja myślę, że Greccy mężczyźni są idealnymi partnerami na męża, czego dowodem jest sam Kasander.

- Zgodzę się z tobą. Wina?

- Tak poproszę.

Nalał jej, po czym położył swoją dłoń na jej kolanie. Zaskoczona trochę tym gestem, stłamsiła w sobie chęć zareagowania i pozwoliła na to.

Podczas picia kawy w salonie Sarah obserwowała zmiany nastrojów Melanii, od smutku do gwałtowności. Wszyscy ignorowali te wahania, albo byli do nich przyzwyczajeni. Kiedy James podniósł się z miejsca, Malanie zaczęła nalegać, że odprowadzi go do samochodu. Rzuciła zebrnym zwycięskie spojrzenie i ramię w ramię opuścili salon. Sarah chwilę zastanawiała się, kto był celem tego spojrzenia, ale co ją to obchodzi.

Po kwadransie poszła do siebie i  zapragnęlła oddać się aksamitnej pościeli. Wino szybko ją uśpiło. Choć starannie zamknęła drzwi balkonowe, przez okno napływało nocne powietrze. Westchnęła i zmieniła pozycję, czując jak powiew wiatru pieści jej skórę. Pogrążyła się we śnie.

Wyobrażała sobie, że całuje się z nierealnym, przystojnym mężczyzną. Smakowała jakże miękkie usta. Jej zmysły były uśpione, a ciało uległe. W jej żyłach nadal płynęło wino, które jeszcze bardziej działało na jej wyobraźnię. Poddała się omdlewającej rozkoszy, owijając ramiona wokół szyi mężczyzny.
Wyszeptał jej imię, a pocałunek przybrał na sile. Czyjeś dłonie zaczęły odwijać ją z kołdry, twarde, znajome palce przesuwały się po skórze. Ciało, zbyt twarde i muskularne jak na senne marzenie, przylgnęło do ciała Sarah. Nierealne obrazy zaczęły przybierać wyraźniejszy kształt. Ciemne oczy, włosy, i te miękkie usta. Nagle w uchu usłyszała szept. Ciężar leżący na jej ciele był prawdziwy, realny i znajomy. Sarah zaczęła się szarpać.

W świetle Księżyca ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz