18. Szept prawdy.

462 45 3
                                    

Sarah idzie samotnie ciemną uliczką. Uliczne latarnie niewiele dają światła. Miejscami prawie w ogóle go nie ma. Podąża wąską drogą, chce jak najszybciej znaleźć się u swego celu. Chce wreszcie być tam i powiedzieć co leży jej na sercu. Wtem słyszy czyjeś kroki. Odwraca się i widzi ciemną postać, która zmierza ku niej.

Kto to jest?
Boi się, przyśpiesza kroku.

Na deptaku nie ma nikogo procz niej i... tej pstaci. Nie czuje się bezpiecznie. Ogarnia ją strach. Nie wie, co ma robić. Ten ktoś jest coraz bliżej. Nagle zostaje przyszpilona do ściany. Napastnik unieruchamia ją.
Ma ubrany kaptur, który zasłania twarz.

Sarah chce krzyczeć, ale on zasłania jej usta. Co teraz z nią będzie? Czego on chce? Napastnik wyciąga nóż. Po czym godzi ją w brzuch. Ogromny ból i przerażenie. Jej bluzka cała jest we krwi. Powoli traci świadomość. Wszędzie widzi krew, ocieka ją.

Napastnik zdejmuje kaptur i teraz widzi bladą twarz z wyłupiastymi oczami. Uświadamia sobie, że gdzieś już ją widziała.

Boże!

To jest ten człowiek, którego znalazła martwego w wodzie. Jak to możliwe? Przecież on nie żył! I dlaczego chce ją zabić?

Nagle słyszy szczekanie psa. Dźwięk jest coraz bliższy i głośniejdzy. A mężczyzna ponownie wbija jej nóż, tym razem w serce...

Sarah obudziła się zlana potem i z krzykiem na ustach.
Usiadłszy, starała się oprzytomnieć. Dziś z pewnością już nie zaśnie. Co to w ogóle było? Ten koszmar wyglądał jak realne zdarzenie. Pobyt tutaj miał dać jej ukojenie, a nie załamanie psychiczne.

Zanim zdąrzyła pomyśleć, ubrała się w dżinsy i bluzkę. Musi się uspokoić, a tylko w jednym miejscu czuje się dobrze. Dziś rano plaża przyniosła jej ukojenie, może teraz też przyniesie to uczucie.
Zeszła pewnie schodkami i podwinęła nogawki od spodni, przed wejściem do wody. Zimne morze otuliło jej stopy, odciągając złe sny.

- Czy ty nigdy nie nauczysz się leżeć w łóżku!?

Rozejrzała się nerwowo, by znaleźć się twarzą w twarz z Jamesem. Jest nienormalna, bo liczyła na to, że go spotka.

- Nie twoja sprawa! - Odwróciła się.

James tkwił przy oknie, nie mogąc spać. Miał w głowie za dużo myśli. Wiele spraw nie było jeszcze dokończonych, a jeszcze więcej kłębiło się w jego umyśle. Więc gdy tylko zobaczył jak Sarah wychodzi z willi, wkurzył się. Zanim zorientował się co robi, zbiegł po kamiennych schodkach, aby być przy niej i nie narażać. A ona znowu go odtrącała.

- Zapomniałaś, co może przydarzyć się kobiecie, która samotnie spaceruje po plaży w środku nocy?

- Jeżeli i tym razem masz zamiar na mnie napaść, to ostrzegam, będę krzyczeć i gryźć.

Uśmiechnął się, ale jego uśmiech zaraz zanikł.

- Byłem powien, że na dziś masz już dość plaży. A może znów umówiłaś się z moim kuzynem?

- Z nikim się nie umawiałam, przyszłam tu, bo tak chciałam. A ty masz jakiś problem do Ethana?

Szybkim krokiem znalazł się obok niej i obrócił ku sobie.

- Do cholery, kobieto! Nie prowokuj mnie! Przekonasz się, że jestem zupełnie inny od niego.

- Zabieraj łapy! Przydałoby ci się parę lekcji, jak traktować kobietę, u kuzyna albo u Damiana.

Przeklnął po grecku.

- Oddałaś się Damianowi!? - wyrzucił z siebie.

- Czy to nie dziwne, Jamesie? - mówiła spokojnie. - Kiedy wpadasz w złość, bierze nad tobą górę twoja grecka połowa? Zupełnie nie rozumiem jak możesz być spokrewniony z Ethanem.

- Podoba ci się, że możesz nad nim górować, co? Jesteś podła i wyrafinowana. Jak długo masz zamiar kusić i prowokować?

- Jak śmiesz! - Odepchnęła go. - To ty jesteś fałszywym gnojem!

Wbiegła do wody. Przez niego była wściekła.

- Idiotka!

- Nienawidzę cię, rozumiesz!? Żałuję dnia, w którym cię poznałam. Zostaw mnie!

- Świetnie! W takim razie nie zbliżaj się i nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy!

- Niczego nie pragnę bardziej niż tego, by nigdy więcej cię oglądać! - krzyczała.

Starał się opanować. W tej chwili niczego bardziej nie pragnął, jak tylko ją przytulić.

- Nie ma sprawy, Afrodyto. Jeśli chcesz, uprawiaj gierki z Damianem, tylko z Ethanem postępuj delikatnie, bo inaczej pożałujesz.

- Straszysz mnie? Będę się z nim spotykała ile będę chciała i nie sądzę, że pragnie twojej ochrony. Poprosił mnie o rękę.

Jednym gwałtownym ruchem znalazł się w wodzie, złapał ją i przycisnął do siebie.

- Co mu odpowiedziałaś?

- Nie twoja sprawa! - Próbowała się wyrwać, ale trzymał ją za mocno.

- Pytam, co mu odpowiedziałaś!?

- Odpowiedziałam mu nie!

Zwolnił uścisk i się uśmiechnął. Była blada. Czy wiecznie muszę ją ranić - pomyślał. Gdyby nie było tylu przeszkód... Gdybym mógł pokonać choć jedną z nich... byłaby moja.

- To świetnie. On jest naiwny, a ty nim manipulujesz. Założę się, że nie powiedziałaś mu o swoim kochanku.

- Co? Kochanku!? O kim mówisz?

James złapał naszyjnik, który wisiał na jej szyi.

- O tym, który dał ci to.

- Z tobą jest coś nie tak! Jeśli myślisz, że...

- Daruj sobie, Afrodyto.

- Dostałam to od ojca! Dał mi to, kiedy miałam dwanaście lat. Głupi jesteś.

- Nie masz kochanka w Ameryce? - dopytał.

- Puść, powiedziałam!

Oczy jej błyszczały, a skóra lśniła w świetle Księżyca.

- Nie masz kochanka w Ameryce? - ponowił pytanie.

- Nigdzie nie mam kochanka, idioto!

- A więc teraz masz.

Jego podniecenie przenikało przez zmoczone ubranie. Zaczął łakomo ją całować. Chciał, aby mu się poddała. Pociągnął ją na piasek. Zdarł z niej bluzkę. Sarah szarpała guziki od jego koszuli, chciała poczuć jego skórę przy swojej. Namiętność ogarniała ją z coraz większą mocą.

James ściągnął jej stanik i złapał jej nagie piersi, jęknęła. Całował ją bez opamiętania. Nigdy tak bardzo nie pragnął żadnej kobiety. Zjechał niżej i teraz ssał jej brodawki.
Wyprężyła się i zanurzyła palce w jego włosach. Poczuła, że James zsuwa z niej spodnie. Silne, smukłe palce przesuwały się po jej ciele, zostawiając niedosyt.

Dawał jej nieziemską rozkosz. Dostała to czego pragnęła. Dostała jego. Pieścił ją, był przy tym taki delikatny. Błagała go nieprzytomnym szeptem o więcej.
W tym momencie tworzyli jedność. Idealną całość. Sarah nie mogła się powstrzymać od jęków. Czuła, jak dziko bije mu serce. Jego usta były ciągle głodne, chciała poczuć jak jej ciało eksploduje, za jego sprawą. A on trzymał ją pomiędzy niebem a piekłem, aż w końcu razem doszli do spełnienia.

W świetle Księżyca ✔️حيث تعيش القصص. اكتشف الآن