1. Zimne morze nocą.

1.2K 75 12
                                    

Sarah westchnęła. Jeszcze wczoraj była w Nowym Jorku, a dzisiaj widziała przepiękne krajobrazy na wyspie Lesbos. Tu było wszystko czego brakowało tam: słońce, cisza i beztroskie życie.
Jej zachwyt przerwało stukanie do drzwi.

- Proszę!

- Hej! Nie przychodziłam prędzej z obawy, że śpisz. Przyniosłam śniadanie - powiedziała Chloe.

Była to blondynka o zielonych oczach i najlepsza przyjaciółka Sarah.

- Zjesz ze mną? - zapytała.

- Jadłam już, ale dotrzymam ci towarzystwa.

Chloe usiadła i przyglądała się Sarah. Od ostatniego razu włosy Sarah zwiększyły swoją długość. Długie blond loki, błękitne oczy, wydatne usta i delikatna cera.

- Sarah wyglądasz oszołamiająco! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przyjechałaś!

- W końcu musiałam. Ile to już minęło?

- Okrągłe 3 lata. Jak dziś pamiętam ten dzień, kiedy zapoznałaś mnie z Kasandrem.

- Ja też, ale nie sądziłam, że stracę współlokatorkę w niecały miesiąc! Nigdy nie widziałam, żeby w takim krótkim czasie zbliżyć się, aż tak bardzo.

- Postanowiliśmy poznać się lepiej po ślubie i wyszło nam to na dobre.

- A gdzie jest Kasander?

- Jest przy budowie nowego statku. Wiecznie zajęty, dlatego dobrze jest mieć koło siebie najlepszą przyjaciółkę.

- I nawzajem. Tęskniłam - wyznała.

- Ja też! Te wakacje należą ci się, jak nikomu innemu. Od zawsze ci mówiłam, że się przepracowywujesz.

- Wcale nie, ale wakacje mi się należą, masz rację.

- Wiesz, mam zamiar znaleźć ci odpowiedniego partnera i zatrzymać w Grecji.

- Nawet nie wiesz, jak doceniam twoją troskę - szyderczo odpowiedziała Sarah.

- Od czego ma się przyjaciół - powiedziała uradowana - Mam dla ciebie kandydata. To jeden z najlepszych ludzi Kasandra. Poznasz go już jutro.

- Czy mam prosić ojca o posag?

- Mówię serio! Nie dam ci tak po prostu wrócić. Zaserwuję ci takich facetów, że zapomnisz o Nowym Jorku.

- Oczywiście. Już prawie wywietrzał mi z głowy.

- Idziemy na plażę. Przebież się, będę czekać na dole.

Chloe miała rację, przyda jej się wypoczynek. Biały piasek, błękitna woda, gorące słońce. Stresy związane z pracą i to rozstanie z Dannym...
On jest już przeszłością. Nie kochała go już. Nie odczuwała bólu ani samotności. Przeciwnie, odczuwała ulgę. Przyjazd tutaj było trafieniem w dziesiątkę. Wyspa przepełniona była turystami i mieszkańcami, którzy opowiadali o starożytnych bóstwach. Przymknęła powieki i gdyby nie głos Chloe, z pewnością by się zdrzemnęła.

- Sarah! Jestem głodna. Idziemy! - usłyszała.

- Ty zawsze jesteś głodna!

- Idziemy, bo się usmażysz.

- Dobrze, już dobrze - zgodziła się.

Mogłaby zawsze jadać tutejsze specjały - pomyślała. Zauważyła, że Kasander Karagounis jest oczarowany swoją żoną równie mocno jak trzy lata temu.

- To miejsce jest takie piękne. Nie rozumiem, jak można w ogóle je opuszczać.

- Powiedziałbym raj - stwierdził Kasander - Nie chcesz tu zostać? Załatwię ci dobrze płatną pracę i nie będziesz musiała nas zostawiać.

- Mam zamiar sporządzić listę mężczyzn do wzięcia w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. Zobaczysz, że znajdę ci męża - uśmiechała się na poważnie Chloe.

- A czy ja go w ogóle szukam?

- Sarah, gdzie go znajdziesz jak nie tutaj? Sama widzisz po mnie, że są tu same ideały.

- Nie zaprzeczę - uśmiechnęła się radośnie patrząc na jej męża.

°°° °°° °°°

Tuż po północy Sarah wybrała się na plażę. Noc rozświetlał srebrzysto-biały księżyc, który lśnił odbijając się w morskich falach. Panowała ciemność. Morskie, silne fale na dalekim morzu, uspokajały i rozpływały się nad brzegiem. W oddali słychać było dźwięk silnika. Zapewne nocny połów - pomyślała.

Sarah zostawiła ubranie i ręcznik na skale i idąc po miękkim piasku weszła do morza. Woda była chłodna. Dostała gęsiej skórki. Pływała niedaleko, chciała się orzeźwić i zrelaksować. Na niebie błyszczało tysiące gwiazd.
W Nowym Jorku ich nie było, były tylko sztuczne światła i wysokie wieżowce, które zasłaniały to piękno. Zapragnęła, aby już zawsze tak było. Beztroskie życie, woda i ona. Nic więcej. Tutaj nie istniało życie w biegu, które ją wykańczało. Tak, miała już powoli po dziurki w nosie tą Amerykę. Tu można było wierzyć w starożytnych bogów, błędnych rycerzy i złych piratów.
Zaśmiała się, bogowie, rycerze i piraci, chyba wybrałaby pirata, ale na co jej on, nikogo nie potrzebuję. Wszystko czego pragnie, to spokój. Westchnęła i podpłynęła do brzegu.

Usiadła na wielkiej skale i poprawiała swoje włosy, które były poplątane przez wodę. Nagle zdrętwiała. Czyjaś dłoń zakryła jej usta, a wokół talii zacisnęło się silne ramię. Zaczęła się szarpać, ale na nic to pomogło. Została ciągnięta w kierunku krzewów.

- Tylko cicho - usłyszała szorstki głos.

Szamotała się, ale wtedy zobaczyła nóż. Mężczyzna przygwoźwił ją do ziemi.

- Piękna kocica - mruknął  - Bądź cicho, a nic ci się nie stanie. Rozumiesz?

Cała się trzęsła. Było tak cicho, że słyszała fale rozbijające się o pobliskie molo. Czyżby to był jej koniec?

Pierwszy dzień wakacji, wakacji które miały być jej wytchnieniem, a stały się koszmarem. Nie tak wyobrażała sobie koniec. W ogóle go sobie nie wyobrażała - pomyślała, a teraz leży w krzakach z napastnikiem, który ją zgwałci i prawdopodobnie zabije.

W świetle Księżyca ✔️Where stories live. Discover now