Rozdział 7

417 48 5
                                    




Ta droga, kiedy widziała tylko jego oddalające się plecy dłużyła jej się do nieopisanych rozmiarów. Nicholas nie szedł szybko. Mogła się nawet pokusić o stwierdzenie, że szedł dość wolno jak na jego standardy. Ellen z tego względu również zwolniła i pozwoliła mu swobodnie wejść do środka. Nie zamknął za sobą drzwi, więc hol był wyziębiony. Zobaczyła tylko tył jego czarnej marynarki, kiedy zginął jej z oczu za zakrętem.

- Carlo, jak dobrze cię widzieć! – zawołała na widok niskiej pokojówki wycierającej kurze przy stoliku na listy. Odetchnęła z ulgą na widok znajomej twarzy. Musiała koniecznie zająć czymś myśli.

- Słucham, panienko – wydawała się podejrzliwa, choć Ellen nie wiedziała dlaczego.

- Czy byłabyś tak dobra i przyniosła mi do pokoju herbatę?

Carla obrzuciła ją oceniającym spojrzeniem.

- Naprawdę nie rozumiem dlaczego panienka wychodzi w taką pogodę. To nie jest odpowiednia temperatura. Jestem pewna, że się panienka rozchoruje.

Ellen poczuła się jak zbesztane dziecko.

- Wiem, ale potrzebowałam trochę samotności – przyznała ze skruchą.

Carla skinęła głową piorunując ją złym spojrzeniem i Ellen dosłyszała jeszcze jak mruczy pod nosem coś o nieodpowiedzialności i większych obowiązkach.

Kiedy Ellen przechodziła obok zamkniętych drzwi pokoju Gabriela odczuła ogromną ulgę. Obawiała się, że jeśli zobaczyłby ją przechodzącą obok mógłby ją zawołać i poprosić, by podeszła, a na to nie była gotowa. Świadomość zeszłych wydarzeń była dla niej jak cios w głowę. Żałowała, że przypomniała sobie akurat tą sytuację i to w takich okolicznościach. Jak miała teraz spokojnie patrzeć w oczy Gabriela i udawać, że nie wie o tym, jak była w nim beznadziejnie zakochana?

I Nicholas, och na niebiosa, jego poszarzała twarz będzie ją prześladować przez wieki. Kiedy odrzucała jego oświadczyny był dzieckiem, ledwie chłopcem, a i tak zraniło go to do reszty. Mgliście pamiętała, że jest uparty i zawzięty i że serce ma wykute z kamienia. Skrzywdzić Nicholasa to jak wydać wyrok śmierci na siebie. A skrzywdziła go bardzo. I jeszcze bezmyślnie mu o tym przypomniała...

Naraz się zdenerwowała i zacisnęła dłonie w pięści. Wiedział przecież, że odzyskuje pamięć i że zaczyna sobie przypominać coraz więcej elementów. Byłby głupcem zakładając, że nie przypomni sobie również i o tym. Poza tym, to nie jest przecież jej wina, że miała wizję akurat w jego obecności i po wszystkim nie potrafiła zapanować nad językiem. Gdyby nie było go obok zignorowałaby to, nie wspomniała słowem, nawet spojrzeniem.

Przez te kilkanaście minut miała nadzieję, że między nimi zaczyna się układać. Że nawiązuje się coś na kształt chłodnego porozumienia. Przez moment widziała to w jego oczach. Postanowiła również zapomnieć o tym bezczelnym pocałunku, o tym jak ją obraża i jaki jest dla niej nieprzyjemny przez większość czasu.

Zalała ją kolejna fala złości. Ja mu wybaczam, zapominam, ignoruję to wszystko, a on zachowuje się jak dziecko. Podjęła natychmiastową decyzję i zawróciła. Nie wiedziała, który pokój należy do Nicholasa, ale wiedziała w jakiej części korytarza się znajduje.

Za wysokimi wąskimi oknami rozszalała się zawierucha. W uszach słyszała wrzaski wiatru rozbijającego się o szyby. Widziała straszne, poskręcane gałęzie drzew upiornie machające do niej z oddali. Korytarz zalał mrok, więc przyspieszyła.

Za zakrętem na samym końcu ujrzała wąską stróżkę światła sączącą się zza zamkniętych drzwi. Wzięła głęboki oddech i zapukała.

Nikt nie otwierał, więc zapukała ponownie i w końcu pojawił się w progu. Na sobie miał te same spodnie, ale koszulę i marynarkę zamienił na nowoczesną bluzkę na krótki rękawek. Nicholas nie miał kręconych włosów, ale zapewne od wilgoci w powietrzu na jego skroniach dostrzegła drobne loczki. Nie były jednak jak loki Gabriela, duże i sprężyste. Te były drobne i delikatne. Nie wpuścił jej do środka. Oparł się o drzwi i skrzyżował ramiona. Patrzył. I czekał.

Tron z kości [18+]Where stories live. Discover now