Rozdział 75

173 16 9
                                    




Nicholas

Przed oczami nie widział niczego oprócz tańczących mroczków. Uniósł ręce i słabo próbował odsunąć twarz generała od swojej szyi. Czuł, że rana zasklepia się w ekspresowych tempie, ale pasożyt cały czas się w niego wgryzał. Kopnął go kolanem w brzuch. Generał oderwał się na chwilę i to wystarczyło, by Nicholas zdzielił go czołem w nos. Żółta jucha pociekła po jego twarzy. Jednak mimo wszystko to wciąż było za mało.

Parasitus biegali w szale kompletnie spanikowani i bezmyślni. Generał zapuchniętymi oczami spojrzał na Nicka i wyszczerzył zakrwawione, ostre zęby, kłapiąc nimi jak zwierzę. Nicholas zrobił szybki unik i przetoczył się z niego, siadając na jego plecach okrakiem. Poprawił wiązania sznura i przeciągnął pasożyta dalej. Prosto ku upragnionemu wyjściu.

Już miał nadzieję, że uda mu się uciec i roześmiał się jak wariat, rozglądając na boki, ale wtedy przed nosem napatoczył się kolejny pasożyt, który z dzikim wrzaskiem zamachnął się na niego pałką. Nicholas poczuł przeszywający ból w barku i uderzył pięścią w szczękę napastnika. Generał wił się i utrudniał przeciąganie go, ale Nicholas trzymał mocno. Przestał już tak obficie krwawić, ale kręciło mu się w głowie od utraty krwi i z nadludzkiego wysiłku.

Zgubił gdzieś miecz i łuk. Operował jedynie dwoma nożami, a do przebycia miał połowę obozu wroga. Jedynym atutem był szalejący pożar. W tłoku i hałasie niewielu pasożytów zwracało uwagę na bellator wynoszącego ich generała.

Nick nachylił się nad swoim zakładnikiem i kościaną rączką sztyletu kilka razy uderzył go w czoło. Pasożyt wreszcie stracił świadomość i oczy uciekły mu w głąb czaszki. Nicholas zatrzymał się w cieniu drewnianych beczek i skrzyń z zaopatrzeniem, by odsapnąć. Otarł dłonią twarz z cieknącego potu i krwi i rozejrzał się po obozie. Poczuł ukłucie satysfakcji, że udało mu się zrobić tak wiele. Teraz jednak najważniejsze było przetransportowanie bezwładnego generała poza obóz.

- Nicholasie! – To Gabriel. Biegł w jego stronę wrzeszcząc i machając rękoma. Cieszył się jak dziecko, kiedy ujrzał, że jego frater nic się nie stało i że ból, który współodczuwał był jedynie fałszywym alarmem.

Nicholas odmachał mu i zaczął przywiązywać pasożyta do solidnie wyglądającej rynny pobliskiego budynku. Sznur związał mocno i sprytnie: przy ruchu nóg lub dłoni, pętla zacznie zaciskać się na szyi. Obawiał się, że generał odbierze sobie życie, ale wątpił, by był wystarczająco świadomy, by zdążyć na czas, zanim Nicholas zauważyłby, że coś planuje.

Podniósł wzrok i naraz przeszył go irracjonalny dreszcz strachu. Wrażenie było tak intensywne i nieprzyjemne, że serce zaczęło walić mu w piersi jak szalone.

Spojrzał w stronę Gabriela i zauważył, że ten dziwnie przystanął w połowie kroku. Nick poczuł ostre fantomowe ukłucie bólu na plecach. Po chwili jednak jego frater ruszył do przodu, tylko nieznacznie kulejąc.

Zrobił w ten sposób kilka niepewnych kroków i znowu przystanął. Z daleka Nicholas nie widział zbyt dobrze, ale blask płomieni zza pleców Gabriela, sprawiał, że jego głowa wyglądała jak skąpana w złocistej aureoli.

I ta piękna głowa powoli opadła w dół. Nicholas wytężył wzrok i ujrzał twarz Gabriela. Była zakrwawiona i zdziwiona.

Gabriel zrobił kolejnych kilka kroków i nagle ciężko upadł na kolana. Nick dostrzegł za jego plecami ogromnego pasożyta. Jego frater jeszcze bardziej pochylił głowę tak, że opierał teraz brodę na piersi i Nicholas zobaczył, że z pleców wystają mu dwa głęboko wbite topory wzmocnione bluźnierczą magią.

Nick wrzasnął i ruszył do przodu pokonując pędem dzielącą ich odległość. Nie czuł bólu swojego frater, tak jakby wściekłość, strach i nienawiść sprawiały, że nie skupiał się na niczym innym, niż na żądzy mordu. Zatem biegł. Kilkadziesiąt metrów, kilkanaście, kilka i stanął, ciskając nożem w pasożyta, który zachwiał się i upadł z głuchym łoskotem.

Nicholas rzucił się na kolana. Podniósł w górę twarz Gabriela i otarł ją z krwi i łez. Jego frater obdarzył go przestraszonym spojrzeniem szmaragdowych oczu i westchnął cichutko. W ramionach Nicholasa był lekki jak piórko. Nick przyłożył dłonie do ran na jego plecach, ale czubek jednego z toporów wyszedł przez klatkę piersiową, trafiając prosto w serce. Nic już nie mógł zrobić.

- Udało ci się? – zapytał go Gabriel i z jego ust wyciekła strużka krwi.

Nicholas mrugał szybko, by ukryć łzy, ale one i tak płynęły.

- Tak, wyciągnąłem go za szmaty, frater.

Gabriel opadł na niego ciężej.

- To dobrze – szepnął. – Bo mnie się nie udało. Hironowi też nie. Ale od samego początku wiedzieliśmy, że na nic więcej nie mogliśmy liczyć. - Posłał mu senny półuśmiech, jakby cały był ponad jego siły.

Gabriel oparł zmęczoną głowę na ramieniu Nicholasa. Kasztanowe włosy połaskotały go w policzek. Przytulił go mocniej do siebie i z ust Gabriela wyrwał się zduszony jęk. Zacisnął jednak ręce wokół Nicholasa i przysunął się jeszcze bliżej, chwytając słabymi palcami za jego koszulę.

- To nic nie szkodzi – powiedział Nicholas, kiedy z piersi Gabriela wydobył się szloch. – Nic nie szkodzi. – Nicholas mówił mu do ucha coraz ciszej. – Już wszystko dobrze. To nic nie szkodzi. – Sam nie był pewien, czy rzeczywiście porusza jeszcze ustami, czy może mówi to poprzez więź.

Poczuł na szyi ciepłe łzy Gabriela.

Z trudem odsunął się i zajrzał w jego ukochaną twarz. Blade usta wykrzywiły się w ostatnim uśmiechu. Gabriel otworzył je na chwilę, zmarszczył brwi, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zatrzepotał jedynie powiekami i zamknął oczy po raz ostatni.

Z piersi Nicka wydarł się dziki wrzask rozpaczy. Potrząsał swoim frater, ale jego głowa tylko chwiała się na szyi. Loki opadły na czoło i przykleiły się do skóry, uroczo zwijając. Nicholas położył usta na tym czole, całując go czule. Powiódł wargami po jego powiekach, policzkach, ustach i delikatnie podniósł jego ciało.

Szedł z nim w ramionach. Wielokrotnie już go tak niósł. Kiedy patrzył na jego nieruchomą twarz widział w nim chłopca, którego tak pokochał. Łzy spływały po jego twarzy i marzył tylko, by ta koszmarna noc wreszcie się skończyła, ale świt dopiero majaczył w oddali.

Więź frater szarpnęła po raz ostatni w beznadziejnym zrywie, jakby sama była otumaniona faktem, że druga połowa jego duszy odeszła na zawsze. Nicholas zapragnął czuć ten ból przez wieczność, ponieważ to było jedyne i ostatnie, co trzymało przy nim Gabriela.

Zamknął oczy i skupił się na tym uczuciu, pragnąc je przedłużać bez końca, tak długo jak tylko się da. Trzymał się tego rozpaczliwie, płacząc i krzycząc na przemian, ale nic już więcej nie czuł. W jego sercu ziała pustka. Frater zniknęło. Dusza oderwała się z jego jestestwa i wróciła na swoje miejsce do Gabriela.

Przypomniał sobie słowa przysięgi i gorzko zapłakał.

Pójdę tam, gdzie ty pójdziesz. Zrobię to, co mi rozkażesz. Kochać i bronić będę tego, co ty kochasz i czego bronisz. Każda ma myśl, radość i troska dzielona będzie na pół. Bo ja jestem twój, a ty jesteś mój. Co dzieli nas, zabije nas. Co łączy nas, ożywi nas. A kiedy martwy padniesz przy mym boku, połowa moja pójdzie za tobą. Bo jesteśmy frater i tą samą dzielimy się duszą.

Dotarł na plac i usłyszał stukot końskich kopyt. Woźnica akurat wracał o umówionej godzinie. Zeskoczył z powozu i otworzył drzwiczki. Nie odezwał się słowem, kiedy Nicholas układał delikatnie i ostrożnie ciało Gabriela na siedzeniu. Wrócił po generała i razem z woźnicą wrzucili go na podłogę.

Nicholas stanął na placu i rozejrzał się po okolicy. Oba obozy płonęły. Hirona nigdzie nie było widać.

- To wszyscy? – zapytał beznamiętnym głosem woźnica.

Nick zerknął w niebo.

- Wszyscy – szepnął.

Tron z kości [18+]Where stories live. Discover now