Zawiedziona zawartością torebki zdecydowała się zawrócić. Miała świadomość tego, że im dłużej tkwi w jedynym miejscu, tym bardziej się naraża. Ruszyła szybko, a stukot jej niskich obcasów odbijał się echem od wysokich ścian budynków. Co jakiś czas płochliwie odwracała się za siebie i sprawdzała, czy nikt za nią nie idzie. W końcu jej but zahaczył o nierówność chodnika i Ellen wyrżnęła na brudny chodnik. Zaklęła, choć nie przystoi to damie i ciężko podniosła się z ziemi. Dół jej sukni był brudny i ciężki od wody z kałuży, w której zamoczyła materiał. Niestety nie zauważyła, że opuściła saszetkę z puklem włosów. Ruszyła dalej do przodu: do ludzi, do światła, do poczucia bezpieczeństwa.

W końcu zamajaczyła przed nią znacznie szersza ulica. Dostrzegła tu oznaki cywilizacji. Szyldy sklepów, aptekę, ale przede wszystkim mnóstwo kobiet stojących w drzwiach i oknach przekrzykujących się między sobą. Kilku mężczyzn rozglądało się w poszukiwaniu odpowiedniej dla nich kobiety lekkich obyczajów. Para młodzieńców zatrzymała się tuż obok niej i targowała z jedną z kobiet, która zaśmiewała się perliście. Zauważyła również starszego mężczyznę o białych niczym śnieg sumiastych wąsach. Poczuła również niepokojący wzrok na swoich plecach. Kątem oka dostrzegła stojącego w bramie i niedbale opierającego się o ścianę chłopaka, który z założonymi rękoma leniwie przypatrywał się ulicy.

Podniosła głowę i żwawo ruszyła w dalszą drogę, próbując w myślach dodać sobie odwagi. Idź do przodu tak, jakbyś doskonale wiedziała dokąd zmierzasz. Idź do przodu tak, jakbyś znała okolicę.

Niestety wszystko to, co dotychczas widziała było dla niej zupełnie obce i nowe. Smród rynsztokowy, pijani mężczyźni spluwający brązową flegmą tuż przed jej stopami, stare zaniedbane budynki z nic niemówiącymi jej nazwami sklepów. Ellen starała się nie panikować, chociaż jej sytuacja była wyjątkowa. Potrzebowała tylko bezpiecznego schronienia i trochę czasu, żeby wszystko sobie przemyśleć i ułożyć w głowie. Podniosła kołnierz płaszcza i skręciła w prawo w uliczkę prowadzącą w górę. Trafiła na aleję sklepów piekarskich. Wyczuwała słodki zapach cukru i duszący mąki. Piekarze pracowali ciężko, a z mijanych otwartych drzwi co rusz buchały w nią gorące podmuchy powietrza z piekarskich pieców.

Na końcu ulicy udało jej się dostrzec szyld z nazwą pensjonatu Pod piekarzem. Wiedziała, że nie było to miejsce luksusowe, ale w tej chwili chciała tylko znaleźć się w ciepłym i bezpiecznym pomieszczeniu. Przyspieszyła kroku, choć nogi chciały puścić się biegiem. W końcu udało jej się dotrzeć do celu. Pchnęła ciężkie drewniane drzwi i weszła do ciepłego pomieszczenia.

Hol nie był duży. Nie był również szczególnie zadbany, ale metalowe wykusze i wysoki sufit sprawiały miłe wrażenie. Po lewej stronie znajdowała się część wspólna dla gości, w której zwykle podawano posiłki i w której klienci mogli swobodnie spędzać czas na czytaniu gazet, grach karcianych i rozmowach. Ellen rzuciła okiem na osoby siedzące w fotelach. Dwóch mężczyzn w spranych garniturach grzało nogi w cieple kominka. Za nimi siedziała starsza pani drzemiąc i pochrapując.

Po prawej stronie znajdowała się recepcja z wysokim kontuarem. Za ladą stała młoda dziewczyna. Nie zrobiła dobrego wrażenia na Ellen. Wydawała się jej nieprzyjemna. Patrzyła na nią z nieufnością i z jakiegoś powodu wrogością. Ellen oparła dłoń w rękawiczce na ladzie. Kobieta uśmiechnęła się do niej nieszczerze mierząc ją wzrokiem. Zapewne zastanawiała się, co Ellen może robić o takiej porze i w tej okolicy całkiem sama. Ellen poczuła nieracjonalną potrzebę wyjaśnienia jej, że nie jest prostytutką, tylko damą w wyjątkowej sytuacji, ale zdusiła to w sobie.

- Jeden pokój dla pani? – Dziewczyna nie obdarzyła jej spojrzeniem. Gmerała coś w szufladzie kontuaru.

- Tak, poproszę jeden pokój dla jednej osoby. – Ellen usłyszała swój głos. Był drążący i delikatny.  Rzuciła szybkie spojrzenie na część wspólną sali, ale nikt na nią nie patrzył, ani nikt nie podsłuchiwał. Nie zauważyła niczego niepokojącego.

Tron z kości [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz