Rozdział 5

2.9K 185 17
                                    

Jechaliśmy już samochodem od godziny, słuchając radia. Przez chwilę nawet zapomniałam, że Louis jest moim porywaczem, teraz niestety sobie przypomniałam.

- Powiesz mi gdzie tak jedziesz?

- Nie.

- No, ale dlaczego?

- Bo nie.

Znowu zrobił się chamski, uchylił szybę i zapalił papierosa.

Słońce zaczęło już powoli zachodzić. Poczułam przyjemne promienie na twarzy. Uchyliłam okno i wychyliłam przez nie rękę. Czułam dość mocny powiew, kierowca praktycznie cały czas utrzymywał szybkie tempo. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą. Chyba tylko ja doceniam takie momenty. Zanim to zrobiłam, zauważyłam że Louis na mnie spogląda.

*oczami Louisa*

Wygląda ślicznie w świetle zachodzącego słońca. Powiew wiatru strącił jej parę niesfornych kosmyków jasnych, brązowych włosów. Chciałem jej dotknąć, choć na chwilkę.

Wyciągnąłem rękę, żeby założyć jej włosy za ucho, jednak oprzytomniałem i szybko się wycofałem. Chyba tego nie zauważyła, miała zamknięte oczy. Co się ze mną dzieję?

*oczami Emmy*

Po co on wyciągnął tę rękę w moją stronę? Coraz bardziej mnie zadziwia. Było mi już dość chłodno, mimo że na zewnątrz była jeszcze wysoka temperatura, jak zwykle. Otworzyłam oczy, opatuliłam się bluzą.
JEGO bluzą, rany czemu miałam ją nadal na sobie?
Powtórzyłam moja czynność, zamknęłam oczy, wystawiłam rękę przez okno. Po chwili usłyszałam, dziwnie cichy głos kierowcy.

- Emma? Wszystko w porządku?

- Zostałam porwana, nic nie jest w porządku. - Odpowiedziałam nie otwierając oczu.

*oczami Louisa*

Znowu zacząłem ukradkiem się na nią gapić, nie mogłem się powstrzymać. Sam nie wiem czemu.

Emma była po prostu urocza. Z jasną cerą, zgrabnymi nogami, prostymi włosami i dużymi oczami. Kiedy wyprowadzałem ją z samochodu, szła delikatnie, nieśmiało, ze strachem.

Co ja do cholery pierdole. Muszę zajarać. Zwolniłem samochód, otworzyłem swoje okienko, wyjąłem szluga i go zapaliłem.

- Dużo palisz, wiesz że to szkodzi? -odezwała się Emma.

Spojrzałem na nią, dalej nie otworzyła oczu i nie zmieniła pozycji.

- Oczywiście, że wiem. I o to mi chodzi, szybciej umrzeć.

Teraz na mnie spojrzała, z ciekawością i... ze smutkiem. Tak jakby ją to coś obchodziło.

- Śmierć w ten sposób jest żałosna. - Powiedziała spuszczając wzrok.

- Jak to?

- Śmierć może być piękna. Na przykład biorąc pod uwagę za co się umarło i w jaki sposób. Śmierć za miłość, ojczyznę, drugiego człowieka jest piękna.

- Za miłość? Ale.. Ty chyba nie chcesz umrzeć?

Zaśmiała się ponuro.

- Nikt by nie zauważył gdybym zmarła. Nie mam dla kogo żyć i po co. Jestem sama. Mam wrażenie, że ja nie żyję, tylko po prostu istnieję...

Miała łzy w oczach.

Poruszyły mnie jej słowa. Dlaczego tak mówiła. Czy ona na serio pragnie śmierci?

*oczami Emmy*

Cholera, po co ja to powiedziałam?
Jestem debilką.

- Hej mała, nie mów tak... Życie to najpiękniejszy dar jaki można dostać, świat jest piękny, to wszystko wina ludzi. To ludzie wszystko zniszczyli, zapaskudzili.

Wow. Byłam pod wrażeniem. Zgadzałam się z nim, więc przytaknęłam. Skąd u niego takie mądre, życiowe słowa? I znowu mnie zaskakuje...

Zapadła niezręczna cisza. Nie miałam ochoty mu się zwierzać. Chciałabym być teraz sama.
Nie. Chcę teraz być z kimś.
Kimś kto mnie zamknie w swoich silnych objęciach, żebym mogła zapomnieć o otaczającym mnie świecie, i... poczuć się bezpieczną. Nie pamiętam już jak to jest.

Znowu przyłapałam się na gapieniu na kierowce. Czarna koszulka bez rękawów odsłaniała jego umięśnione ramiona pokryte oryginalnymi tatuażami.
Ciekawe jak to jest być w jego objęciach... Rany, co się ze mną dzieję? Cokolwiek to jest, mam nadzieję że mi szybko przejdzie. Wyobrażam sobie takie bzdury, bo pewnie jestem zmęczona, niedobrze mi od tej ciągłej jazdy. Louis jechał jeszcze szybciej.

- Gdzie się tak śpieszysz? - Zapytałam.

- Nie odpuścisz? Uparta jesteś, a nie wyglądasz na taką...

-To niby na jaką według Ciebie wyglądam?

Zaśmiał się przeciągle.

- Przemilczę to.

Poczułam się urażona, chyba to zauważył.

- Mała, nie dąsaj się.

- Przestań mnie tak nazywać! Gdzie ty tak jedziesz?

- Nie mogę Ci powiedzieć.

Zauważyłam, że zaczął padać deszcz.

- No oczywiście! Tak samo jak nie możesz mnie wypuścić!

- Jesteś na mnie skazana.

Uśmiechnął się znacząco.

- Nies..- Przerwałam w pół słowa.

Grzmiało, ciemne niebo przecięła srebrna błyskawica rozświetlając swym blaskiem drogę przez sekundę.

Strasznie się tego przestraszyłam. Skąd się wzięła ta cholerna burza?

- Boisz się burzy? - Zapytał.

- Nie... No może troszkę... - Znowu zagrzmiało. - Och, tak, boję się i to strasznie! Nie zamierzasz jechać w te ulewę z piorunami prawda? Louis proszę, zatrzymajmy się!

- Spokojnie, jesteś ze mną bezpieczna.

- Z Tobą? Nie byłabym tego taka pewna...

Zachichotał.

- To nie jest śmieszne, zatrzymaj się!

- No dobrze, dobrze.

Zjechał na pobocze.

Strzelił piorun. Jeszcze większy od poprzedniego. Nie wytrzymałam i pisnęłam. Kurde, było mi głupio. Nie potrafiłam ukryć swojego przerażenia.


-----------------------------------

Dziękuję za wszystko <3

Runaway (w trakcie poprawy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz