Rozdział Piąty: I could look into your eyes until the sun comes up

25.7K 1.8K 7.5K
                                    

Słów: 3328

- Louis! - niemal pisnął, kiedy wiatr uderzył w niego w taką siłą, aż prawie zachłysnął się powietrzem. Odruchowo złapał się brzegu fotela, z przerażeniem zamykając oczy i na ślepo zaczął szukać pasa bezpieczeństwa, a kiedy z trudem znalazł go i zapiął się, otworzył z powrotem oczy patrząc na Louisa w szoku.

- No co? - Louis spojrzał na niego, odrywając wzrok od drogi przed sobą, a Harry poczuł napływające uczucie paniki.

- Patrz na drogę!

Starszy jedynie wywrócił oczami z powrotem całą swoją uwagę skupiając na drodze, a Harry zauważył, że jego pasy są niezapięte.

- Nie zapniesz pasów?

- Co? - Louis uniósł brwi, zerkając na Harry'ego  kątem oka. - Pasy?

- Masz niezapięte...

- No mam, i co z tego?

Harry przełknął ciężko ślinę, nie wiedząc, co ma w tej sytuacji zrobić, ponieważ nie dość, że Louis jechał bardzo szybko, to na dodatek miał niezapięte pasy i Harry zaczął się o niego bać.

- Proszę zapnij pasy - jęknął błagalnie, czując, że oddycha mu się coraz ciężej a serce łomotało w jego piersi. - Louis proszę - dodał, kiedy nie otrzymał reakcji ze strony chłopaka. Ale ten jedynie przyśpieszył i Harry zauważył jego delikatny, złośliwy uśmiech, więc jedynie wcisnął się bardziej w fotel, próbując uspokoić swój oddech.

 Ale Harry nie był pewien, czy Louis wiezie ich prosto do szkoły, ponieważ szybka jazda samochodem trwała o wiele dłużej, niż czas, w jakim Harry szedł do szkoły na pieszo, więc zaczął się niepokoić, że Louis na prawdę chce go gdzieś wywieźć, ale najpierw przestraszyć i dopiero później zemścić się, o ile wcześniej Harry nie dostanie zawału serca.

- Louis proszę... - spróbował ponownie, słysząc, jak jego własny głos drży, ale nie przejął się tym, że Louis wyśmieje go, że jest mięczakiem. Harry dobrze o tym wiedział i nie miał zamiaru udawać kogoś innego, szczególnie, kiedy czuł się bardzo źle i wiedział, że potrzebował inhalatora, teraz.

- L-Louis... Louis proszę, potrzebuję... powietrza - brał coraz to większe wdechy, zaciskając palce na siedzeniu, a Louis wreszcie spojrzał na niego i na jego pobielałe kostki, kiedy zaciskał dłonie w pięści.

- Ej wszystko okej? - spytał patrząc na Harry'ego spod ściągniętych brwi, zwalniając nieznacznie, a Harry omiótł spojrzeniem otoczenie, w którym się znajdowali. Nie znał tego miejsca, więc bał się, że Louis rzeczywiście wywiózł ich gdzieś, gdzie zostawi Harry'ego samego, tak, aby już nigdy nie mógł znaleźć drogi do domu.

- Jesteśmy w Camden*? - spytał cicho i znów spojrzał na Louisa, a auto powoli zaczęło zwalniać zjeżdżając na pobocze. Harry'emu serce podskoczyło do gardła.

- Jesteśmy przy Primrose Hill** - odpowiedział i odwrócił się w jego stronę, i Harry mógł przysiąc, że widział zmartwienie na jego twarzy, chociaż mogło mu się wydawać. - Jesteś blady i siny, Boże, zawieźć cię na pogotowie?

Harry pokręcił głową rozpinając pas, jak gdyby miałoby mu to pomóc w nabieraniu większej ilości powietrza.

- Torbę... podaj mi... moją torbę - odezwał się cicho, a Louis natychmiast sięgnął dłonią na tylne siedzenie i postawił torbę Harrry'ego na jego kolanach, nie spuszczając z młodszego chłopaka wzroku. Ten otworzył ją szybko i zaczął czegoś szukać, łapczywie łapiąc oddech i Louis chyba robił się coraz bardziej zdenerwowany widząc chłopaka w takim stanie, ponieważ najprawdopodobniej nie wiedział, co robić. Patrzył na niego cały czas, nawet wtedy, kiedy przyłożył do ust inhalator, przymykając powieki i zaciągając się mocno powietrzem, i odetchnął wtedy z ulgą, widząc, że to coś dało, i że Harry może już spokojnie i samodzielnie oddychać.

Afire Love (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now