Rozdział Czternasty: We're afire love

29.4K 1.9K 3.5K
                                    

Słów: 3149

- Już lepiej? – Louis w końcu przełamał ciszę, wskazując na brzuch Harry’ego.

- Brzuch? Tak, właściwie, to bolał tylko wtedy – wzruszył ramionami. – Tylko może trochę mi niedobrze, bo jestem chory... tak myślę.

- Och – starszy przegryzł wargę, kiwając w zrozumieniu głową. – Wiesz, przepraszam, ja... nie zamierzałem Cię wtedy uderzyć. Po prostu myślałem, że będziesz próbował złapać tę piłkę, lub w najlepszym przypadku ją ominąć.

- Masz rację, jestem ciotą.

- Nie, ja...

- Louis, serio masz rację – zachichotał spoglądając na niego. – To po prostu nie jest dla mnie, jestem chyba na to za spokojny i nie jestem nawet wysportowany.

- Zawsze możesz się tego nauczyć.

- Do tego trzeba mieć talent – pokręcił głową. – Ty masz talent. – dodał cicho i wyprostował nogi, kładąc dłonie na swoich kolanach. Uważał, że to dziwne, że Louis Tomlinson siedzi na jego łóżku, w jego pokoju i rozmawia z nim – z Harrym. I nie przyszedł w sumie z żadnego konkretnego powodu, tylko, jak to sam określił, porozmawiać. Ale Harry nie rozumiał o czym, ponieważ rozmowa nie kleiła się z braku tematów, a on sam nadal był lekko zawstydzony obecnością Louisa, który jeszcze chwilę temu widział go prawie nagiego i zwierzył się mu po tym, jak najpierw Harry zrobił to samo. Był lekko zdziwiony historią Louisa, a może bardziej tym, w jaki sposób chłopak o tym opowiada. Nie wyglądał na kogoś, kto każdemu napotkanemu chłopakowi mówi o swoich problemach, szczególnie o tych, które w tak ważnym stopniu stanowią większą część jego życia.

- Dzięki... Ty masz talent do czytania książek, bo ja bym nie umiał

- To tak na prawdę pragnienie wiedzy. – przyznał nieśmiało. – Ale chciałem się czegoś dowiedzieć, sięgnąłem po pierwszą książkę, później chciałem więcej, więcej, więcej... No i od tego czasu polubiłem czytać. Chociaż niektórzy mówią, że człowiek znajduje sobie jakieś zajęcie, aby zapomnieć. Jak gdyby to mogło pozwolić mu odizolować się od wszystkich jego zmartwień.

- Fakt. – Louis opuścił swoje nogi na podłogę, tym samym wstając, więc Harry spojrzał na niego pytająco. – Będę już leciał.

- Już? – zmarszczył brwi i zarumienił się. – No znaczy. Tak, tak... Już późno. Masz rację.

- Do jutra?

- Och... sam nie wiem, czy jutro będę. Napiszę do Ciebie rano, okej?

- Dobra. To cześć?

- Cześć – odprowadził Louisa wzrokiem, kiedy ten przeszedł przez jego pokój aż do drzwi otwierając je, i kiedy stanął w progu zatrzymał się nagle, jak gdyby sobie o czymś przypomniał i spojrzał na Harry’ego. – Nie musisz mi oddawać tej płyty. Jest twoja.

Harry spojrzał na niego w niemym szoku, mrugając kilka razy, zaskoczony. Po raz kolejny zaskoczony tym, że Louis mu coś dał, i tym czymś były dwie płyty artystów, których Harry lubił. I cóż, polubił przez Louisa. Więc po chwili uśmiechnął się szeroko owijając ręce wokół kolan, które przyciągnął do piersi.

- A jeśli... jeśli podobała Ci się książka, możesz ją sobie zatrzymać. To znaczy...

- Pewnie –przerwał mu odwzajemniając uśmiech. – Dzięki. To teraz już na prawdę cześć.

- Cześć – Harry pomachał mu lekko, a kiedy usłyszał trzask zamykanych drzwi, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Położył dłonie na rozgrzanych policzkach, które rozbolały go od ciągłego uśmiechania się, ale nie mógł na to nic poradzić. Nie narzekał, że to właśnie Louis jest tym, który wywołuje uśmiech na jego twarzy, ponieważ w duchu się z tego cieszył. Był zauroczony w Louise, zdążył zadłużyć się w nim zalewie w przeciągu prawie dwóch tygodni, chociaż jego osoba nadal pozostawała dla niego zagadką.

Afire Love (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now