Rozdział II

5.7K 210 10
                                    

Wyszłyśmy ze szkoły i od razu skierowałyśmy się do metra. Szłyśmy w tłumie ludzi z naszej szkoły, chociaż muszę przyznać, że trochę się wyróżniałyśmy. A może raczej nie my, tylko Ann. Miała na sobie długi biały płaszcz, do tego kozaki za kolano, śliczną spódnicę i idealnie dobraną koszulę. Wyglądała jak milion, poprawka, miliard dolarów. Zawsze powtarzała, że nie wyobraża sobie noszenia naszych mundurków poza szkołą. Dlatego nosiła w torbie kilka rzeczy na zmianę. Przez to, idąc wśród uczniów, wyglądała jak królowa otoczona swoją służbą. Oh tak, była moją królową. Bez dwóch zdań. 

-  Gdzie ty to znalazłaś? Wyglądasz jak wyrwana ze stron tych twoich magazynów! - uśmiechnęłam się do niej entuzjastycznie. 

- Dzięki skarbie. Uznam to za komplement. Znalazłam te cudeńka dzięki nowej rubryce w Cosmopolitanie. No wiesz, coś w stylu: „Wyglądaj jak manekin z butiku Chanel, a zapłać dwa razy mniej” - szła z wysoko podniesioną głową. Było w niej tyle pewności siebie, że aż promieniała. Każdy kto nas mijał, zawieszał na niej wzrok. Zapewne myśleli, że jest jakąś divą. Kimś kto kocha siebie bardziej niż cokolwiek. Tak nie było. Dbała o siebie i lubiła to pokazywać, ale nigdy nie odważyłabym się stwierdzić, że jest zadufana. Nie znam nikogo bardziej empatycznego niż Ann. 

Wyszłyśmy z metra i znalazłyśmy się niedaleko jej dzielnicy. Mieszka w jednej z najtłoczniejszych części miasta. Kilka kroków od jej domu znajdowało się wielkie centrum handlowe, a zaraz obok jej bloku był niezwykle popularny klub fitnessu. Kiedy wyszłyśmy z podziemnego przejścia Ann wyciągnęła z torebki paczkę papierosów. Zapaliła jednego. 

- Czemu nie rzucisz tego gówna? - zapytałam. 

- Bo z fajką w ręce czuję się dojrzalsza - zaśmiała się. - A tak serio. Spójrz na mnie. Wyglądam jak pierdolona biznes woman. Ciuchy wyglądające na droższe niż naprawdę są, zapchana skrzynka mailowa i do tego papieros w dłoni. Jak z „Seksu w wielkim mieście”. Mówię ci, brakuje mi tylko apartamentu na Manhattanie i numeru Beyonce w telefonie. 

- Pierdolone American Dream - zaśmiałam się. Kochałam jej marzenia. Zawsze powtarzałam że znajdzie sobie bogatego męża i razem z nim wyjedzie do Nowego Jorku. Kupią sobie małego psa i bardzo drogi samochód, którym i tak nikt nie będzie jeździł, bo stanie w korkach jest zbyt męczące. 

Po kilku minutach znalazłyśmy się w jej mieszkaniu. Było małe, ale dość sprytnie urządzone, przez co wydawało się większe niż w rzeczywistości. Weszłyśmy do jej pokoju. Panował w nim niezwykły porządek. Kiedyś zastanawiałam się czy to jakiś przejaw pedantyzmu, ale kiedy o to zapytałam Ann odpowiedziała tylko: „Nie skarbie. Ci, którzy mają porządek w domu, zawsze mają burdel w głowie”. Powiedziała to, po czym zaśmiała się chcąc podkreślić, że był to tylko żart. Jednak ja wiedziałam, że to była prawda. Nie zaśmiałam się. I nie poruszałam tego tematu już nigdy więcej. 

- Co miałaś mi do powiedzenia? - usiadłam na łóżku, wyciągając telefon z kieszeni.

- OMG, SŁUCHAJ! - jej oczy zabłysnęły. Dawno nie widziałam jej tak podekscytowanej. - Mark! Zerwał! Z! Dziewczyną! - wykrzyczała mi prosto do ucha.

- Serio?! - tak naprawdę miałam gdzieś Marka i jego życie towarzyskie, ale widząc radość Ann, nie mogłam nie zareagować podobnie. - Jezu! I co teraz? Masz zamiar zająć jej miejsce? 

- Jeszcze pytasz?! Jestem pierwsza w kolejce. Znaczy, wiem, że miał na oku przewodniczącą, ale mam to gdzieś. Z takim płaskim tyłkiem to może mi skoczyć - powiedziała wypinając się przed lustrem. - Z resztą cycki też ma małe, więc nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem. 

Love Is LoveUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum