Rozdział XIII

2K 38 11
                                    


Wróciłam do domu. Drzwi zamknęłam za sobą najciszej jak potrafiłam. Z kuchni dobiegały
śmiechy i wesołe głosy mojej rodziny.
„Świetnie się bawią beze mnie" – pomyślałam. Jednak rozumiała, że im też potrzebna jest
chwila odpoczynku od tego wszystkiego. Dlatego zamiast wchodzić tam i niszczyć im
humor (mimo, że momentami miałam na to ochotę), postanowiłam spokojnie wejść na
górę, do swojego pokoju i nie pojawiać się piętro niżej, przez najbliższych kilka godzin.
Kiedy następnego dnia pojawiłam się na dole przy śniadaniu znów poczułam powiew
chłodu. Wzrok wszystkich był skierowany na mnie. Matka spoglądała na mnie, jakbym
kogoś zabiła, brat – jakbym była kosmitką. Tylko w oczach ojca widziałam coś na
pograniczu współczucia i empatii. To dziwne, zawsze miałam z nim dobry kontakt, ale nie
sądziłam, że w tej kwestii będzie taki przychylny. Czyżby tylko on jeszcze myślał o mnie
jak o prawowitym członku tej rodziny, a nie jak o wykluczonej przez społeczeństwo
lesbijce? To byłoby miłe gdybym w nim miała oparcie. Jednak jego mózg każe działać
demokratycznie. Jeśli reszta mówi, że to złe, ja też tak myślę. Niby wybór jednostki, ale
większość głosów wygrywa.
– Dzień dobry – parsknęłam siadając do stołu.
– Dzień dobry skarbie – usłyszałam, wymuszony, ale jednak wesoły głos mamy. – Jak się
spało?
– Całkiem nieźle – och, proszę. Przestańmy zachowywać się dwulicowo. Nadal czuję
twoją nienawiść. – A tobie?
– Wyśmienicie – zaśmiała się. Jakby to słowo brzmiało zabawniej niż dialogi bohaterów
„Świętego Grala" – Wychodzisz gdzieś dzisiaj?
– Tak – mamo, mamo. Myślisz, że nie zauważyłam tego błysku w twoim oku? Nie napalaj
się tak. Mam zamiar wrócić do domu.
– A gdzie się wybierasz? – wtrącił tata. Czyżby on też chciał się mnie pozbyć?
– Do kole... dziewczyny – och, co mnie podkusiło? Czy ja naprawdę muszę zawszę robić
sobie pod górkę?
– O której wrócisz? – czy on nie usłyszała co powiedziałam? Co tu się dzieje?
– Nie wiem. Miałyśmy obejrzeć jakiś film. Pewnie około dwunastej – zaczął zgrywać
stanowczego, rygorystycznego rodzica?
– Jeśli będziesz potrzebowała podwózki to do mnie zadzwoń. Nie chcę, żebyś szlajała się
w nocy sama po mieście – powiedziała mama.
– Jasne – atmosfera była dziwna. Może oni nie udają, że są mili. Może po prostu są. Czy
to moje ego buduje jakiś mur i stara się mi pokazać, że jednak coś jest nie tak? To oni
nie akceptują mnie, czy to ja nie akceptuje sama siebie?
Zapukałam do drzwi. Chwilę potem stanęła w nich Daniell. Zaprosiła mnie do środka
gestem dłoni. Jej mieszkanie było przestronne i dokładnie takie, jak sobie je wyobrażała.
Wszędzie mnóstwo obrazów, gigantyczna półka na książki, wypełniona po brzegi... W
salonie stała wielka kanapa obita kolorowym materiałem, który od razu przywodzi na myśl
hipisowskie lata 60'. Miliony poduszek nie tylko na niej, ale też leżących wokół małego
stolika kawowego. Prawie jak w jakiejś dziwnej indyjskiej restauracji. W całym
pomieszczeniu pachniało kadzidłami. Czuć było, że mieszkają tu ludzie, których nie da się
wpisać w nawias społeczeństwa.
– Nie, moi rodzice nie palą cracku i nie zostali wyrzuceniu z ASP – powiedziała
sarkastycznie Daniell, po czym się uśmiechnęła.
– Czym się zajmują? Są instruktorami jogi? Czy może jakimiś hinduskimi guru? –
zapytałam całkowicie poważnie.
– Moja mama kiedyś chodziła na jogę, ale nigdy nie była instruktorką. Racja, moja rodzina
kocha Indie i często tam wyjeżdżają, ale nie wiem nic o jakimkolwiek guru. A tak poza
tym to mój ojczulek jest księgowym, a mama kosmetyczką – odparła Daniell.
– Autentycznie mnie zatkało – wybuchłam śmiechem. – Jak pan księgowy daje radę
pracować wśród oparów z kadzideł i przy światłach świec?
– Jakoś musi. Poza tym to wszystko bierze się stąd, że moi rodzice poznali się jeszcze
będąc na studiach... Lata sześćdziesiąte, miłość, pokój, wolność ducha. Kiedy skończyli
naukę postanowili wyjechać, swoim świeżo kupionym camperem, w podróż po kraju.
Podróżowali przez trzy miesiące. Spali gdzie popadło, kąpali się w rzekach, żyli pod
gołym niebem. Bawili się jak nigdy, kiedy nagle moja mama zaszła w ciąże. Urodził się
mój starszy brat numer jeden i okazało się, że nie mają pieniędzy na nic. Ojciec
skończył studia na wydziale literatury angielskiej, a matka przerwała naukę na
uniwersytecie przyrodniczym, a dokładniej kierunku zwanym „ekologia". Byli bez robotni,
bez własnego mieszkania, a do tego z dzieckiem, śpiącym w prowizorycznym
nosidełku. No wiesz, takim zrobionym z kawałka chusty, przewiązanym na plecach.
Kiedy wrócili do swojego miasta, tatko postanowił znaleźć pracę. Jest dość bystrym
człowiekiem, więc szybko udało mu się namówić ludzi z biura rachunkowego na jakiś
staż. Początkowo mieszkali z rodzicami, potem kupili to – wskazała ręką wnętrze pokoju.
– Odremontowali, a raczej stworzyli ten dom od podstaw. Potem kiedy młody urósł,
mama znalazła pracę, ponieważ stwierdziła, że musi zacząć spełniać się jako
niezależna kobieta. Jednak długo jej niezależność nie przetrwała, bo na świat przyszedł
kolejny braciszek, a potem ja. To mieszkanie to ich oaza. Tak jakby ciąg dalszy
niedokończonej historii. Gdyby Jack się nie urodzi, zapewne już dawno byliby gdzieś
daleko. Szukają przygód. Żyjąc z dnia, na dzień. Nie martwiąc się o nic. To miejsce to
ich pogrzebane marzenia. Jakby wielki grobowiec tego co było, ale nie do końca dało
satysfakcje.
– Wow, to niesamowite. W sumie to dość piękna historia miłość – skwitowałam.
– Raczej żałosna – westchnęła Daniell. – Często słyszę jak to pięknie im było, bez nas.
Smutne – ucichła. Chcąc trochę naprawić atmosferę odezwałam się:
– Ale nie przyszłam tu słuchać o rodzinie, tylko oglądać film! Tak właściwie gdzie ty masz
telewizor? – rozejrzałam się po pokoju, ale nie zauważyłam nic, co choćby odrobinę
przypominało to magiczne pudełko.
– Oj nie skarbie, ja nie korzystam z telewizora – podeszła do drugiego końca pokoju. – Ja
używam tego – chwyciła za mały sznurek zwisający z sufitu i nagle, jakby znikąd, pojawił
się nad nią gigantyczny biały ekran.
– Czy ty masz rzutnik?!Wow! To takie hipsterskie i romantyczne – wymsknęło mi się.
– Romantyczne? Czy ja o czymś nie wiem? – uśmiechnęła się zadziornie.
– Um, no, tak tylko. No wiesz. Eh. Tak tylko powiedziałam – uniosłam ręce w geście
obrony.
– Oj, wiem, wiem. Tylko się z tobą droczę – chwyciła mnie delikatnie za rękę i pociągnęła
na kanapę. Jej dotyk wywołał u mnie lekki dreszcz. Jak mżawka, którą nagle czujesz na
skórze.
– Chciałam ci puścić „Mechaniczną pomarańczę" Kubricka, ale stwierdziłam, że lepszy
będzie mój ukochany, mistrz suspensu – Hitchcock.
– Nie obraź się, ale nie mam pojęcia co znaczy suspens i nigdy nie widziałam nic tego
reżysera – zganiłam się w myślach. Pewnie wyszłam na jakąś płytką idiotkę.
– Suspens to taki chwyt w filmach polegający na wstrzymaniu biegu akcji. No wiesz, jak
Beyonce: „world stop..." po czym zaskoczenie widza i „carry on"!
– Rozumiem, rozumiem – zaśmiałam się.
– Tak więc... Do wyboru: „Ptaki", „Psychoza", „Zawrót głowy" i „Człowiek, który widział za
dużo". Co chcesz dziś zobaczyć? – wyciągnęła z szafki kilka nieopisanych płyt.
– „Zawrót głowy", to brzmi ciekawie.


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 20, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Love Is LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz