Rozdział X

2.5K 187 11
                                    

Nie czekałam długo. Daniell zjawiła się niecałe piętnaście minut po tym, jak zniknęła z Facebooka. Muszę przyznać, że na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Jej długie czarne włosy, opadające lekko na ramiona, błyszczały w świetle lamp. Delikatne rysy twarzy dodawały kobiecości. A jej nieziemskie oczy przyciągały uwagę wszystkich w pomieszczeniu. Miała na sobie zwiewną sukienkę w drobne kwiaty, która idealnie podkreślała aurę zbliżającej się wiosny. „Jest idealnym przeciwieństwem Ann" - pomyślałam od razu, jak ją zobaczyłam. Wszystko w niej wydawało się takie niewinne. Lekko zaróżowione policzki, malutkie dłonie, blada, prawie porcelanowa cera. Nawet sposób w jaki chodziła. Jakby unosiła się (a raczej przeskakiwała z jednej na drugą) na chmurach.

- Hej! - zawołała radośnie, przysiadając się do stolika.

- Cześć. Nie za zimno ci? - wskazałam na jej gołe ramiona.

- Ach, nie! Jest cieplutko. Gdybym założyła coś z dłuższym rękawem, to pewnie strasznie bym się spociła... Znaczy, to nie tak, że mam jakiś problem z poceniem się... Znaczy... No wiesz... - zaczęła plątać się zmieszana.

- Spokojnie, spokojnie! - zaśmiałam się. - Pamiętaj, że to tylko luźne spotkanie towarzyskie. Nie musisz mi się tu spowiadać! - obdarzyłam ją ciepłym uśmiechem, choć nie było to zbyt łatwe, zważając na mój dzisiejszy humor.

- Wybacz. Po prostu dawno nie było słońca i wiesz... Chciałam skorzystać z darmowej dawki witamin - sięgnęła po stojące przed nią menu. - Zamawiałaś już coś? - spojrzała na mnie unosząc brwi.

- Nie, nie. Czekałam na ciebie - skłamałam. Zdążyłam wypić już dwa kubki kawy, ale przecież nie powiem jej, że siedzę tu już dobrą godzinę.

- Mhm... - zaczęła przeglądać kartę, co rusz zatrzymując się przy dziwnie brzmiących nazwach napojów. - Co to jest ta „Meksykańska fala"? Jakiś napój z fasolek? Czemu ktoś w ogóle tak nazwała kawę z czekoladą i chilli? - zachichotała pod nosem.

- Jesteś urocza, wiesz? - powiedziałam bez namysłu.

- Hm? Ja? - zarumieniła się bardziej niż była poprzednio.

- Często się tak czerwienisz? - zapytałam zadziornie.

- Um, nie. Znaczy... To przez to, że jest tu tak ciepło! - wydukała na jednym oddechu.

- Spokojnie! Tylko się z tobą droczę! - wyciągnęłam ręce w obronnym geście.

- Wow! Jaka śliczna bransoletka! - wyciągnęła drobną dłoń, żeby dotknąć srebrnego łańcuszka z malutką niebieską gwiazdką.

- Prezent od przyjaciółki... Od Ann - sprostowałam po namyśle. Nie wiem czy naszą aktualną relacje można określić jako przyjaźń.

- Ann? Kim jest ta tajemnicza osóbka, z bardzo dobrym gustem, jeśli chodzi o biżuterie? - dociekała Daniell.

- Pamiętasz jak wspominałam o bałaganie życiowym? Jest jego głównym powodem - wbiłam wzrok w stół, nie chcąc pokazywać swojej słabości.

- Chcesz o tym pogadać? - zapytała niepewnie. - Nie znamy się prawie wcale, a nie chcę wyjść na wścibską. Dlatego pytam.

- Może kiedy indziej... Kiedy to wszystko poukładam i będę umiała spojrzeć na to bardziej obiektywnie - zmusiłam się do uśmiechu.

- Jasne! - przytaknęła - A teraz, nie ma co się zadręczać! Ja zamawiam to cudo, nazwane „Włoskim snem"... Co brzmi dość dwu znacznie. Ale pomińmy to. Natomiast tobie radzę wybrać „Radosną mgłę", bo chyba nie ma w karcie nic bardziej wesołego, a tego ci teraz potrzeba - nie rozumiem skąd w niej tyle optymizmu, ale trzeba przyznać, że powoli zaczął mi się udzielać.

Nie prędko wróciłam do domu. Rozmowa z Daniell wciągnęła mnie na tyle, że prawie zapomniała o tym piekle, które mnie czeka. Dowiedziałam się o niej bardzo wielu rzeczy. Opowiadała o tym do jakiej szkoły chodzi (do liceum plastycznego). Długo rozwodziła się o swojej pasji jaką jest malarstwo. A ponieważ kocham słuchać ludzi, którzy z taką radością opowiadają o swoich zainteresowaniach, nie potrafiłam jej ani na chwilę przerwać. Mówiła, że oprócz rysunku, jej ulubioną rzeczą od roboty jest śmianie się. Kocha oglądać głupie amerykańskie komedie, zna na pamięć wszystkie możliwe kawały o blondynkach i bawią ją internetowe memy z kotami. Wspomniała też, że jeszcze nigdy nie była w poważnym związku, bo każda osoba z jaką była, szybko się nią nudziła. Jakim cudem ktoś mógł się znudzić tak pozytywną postacią? To jakby znudzić się słońcem, wakacjami albo pizzą. Nie możliwe.

Poza tym, przez cały czas próbowała mnie pocieszać. Kiedy tylko przestałam się uśmiechać, ona już czekała z jakąś optymistycznie nastrajająca myślą. Stwierdziła, że nawet z najgorszych sytuacji, można wyciągnąć jakieś wartościowe lekcje. Jak można być tak radosnym człowiekiem? Świat w jej oczach musiał wyglądać na łatwiejszy, niż w rzeczywistości jest. Z jednej strony jej tego zazdroszczę, ale z drugiej... Jak można żyć nie licząc się z żadnymi problemami?

Weszłam po cichu do domu, chcąc uniknąć spotkania z mamą. Jednak nie udało mi się to specjalnie dobrze. Zamiast niej w drzwiach zatrzymał mnie P.J.

- Rodzice się kłócą... Już od ponad pół godziny. Chyba chodzi o ciebie - westchnął i pobiegł po schodach do swojego pokoju.

„Kurwa" - zdążyłam jedynie pomyśleć, bo zza rogu wyłonił się mój ojciec.

- Musimy pogadać - stwierdził i gestem dłoni zaprosił mnie do kuchni.

Atmosfera była napięta, jeszcze przed tym jak weszłam do pokoju, ale kiedy się w nim znalazłam, miałam wrażenie, że powietrze stało się jeszcze gęstsze. Przysięgam, że można było je kroić nożem!

- Gdzie byłaś? - zapytała matka.

- Na dworze - odparłam i usiadłam na stołku, stojącym obok blatu kuchennego.

- To co się dzisiaj wydarzyło... - zaczęła. - Nie może się więcej powtórzyć. Dobrze wiesz, że to co robisz jest głupie. Jeśli chciałaś mi zrobić na złość to ci się udało. Brawo. Czy tego chcesz? Zniszczyć naszą rodzinę? Bo jesteś na dobrej drodze! - podniosła głos, akcentując ostatnie zdanie.

- Na prawdę to powiedziałaś? Nie wierzę... - łzy zbierały mi się pod powiekami. Nie mogłam pokazać, że mnie to boli. Nie mogłam.

- Tak chciałaś nam to przekazać? Bo nie rozumiem - powiedział zirytowany ojciec.

- Nie, nie tak - powiedziałam cicho.

- A kiedy miałaś zamiar to zrobić? Jak już...

- Jak już co? Zajdę w ciążę, czy wezmę ślub? Bo chyba żadna z tych opcji nie wchodzi w grę - przerwałam jej sarkastycznie.

- Zamknij się. I tak już swoje dzisiaj pokazałaś! - krzyknęła mama.

- Mhm - nie lubiłam, kiedy się denerwuje. Szczególnie na mnie.

- Gdzie byłaś cały dzień? - zapytała znowu.

- Z moją dziewczyną - podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się do niej zadziornie.

__________________________________________________

jejku, nienawidzę siebie za to, że nic nie wstawiałam... wybaczycie mi?

tyle się działo, że zupełnie zapomniałam, że tu coś żyje własnym życiem XD

długo oczekiwany rozdział jest! zróbcie szum! niech wszyscy sobie przypomną, że to opowiadanie nadal istnieje!

Love Is LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz