ROZDZIAŁ XII

2K 30 0
                                    

– Nell! Cieszę się, że znalazłaś dla mnie czas – uśmiechnęła się na wejściu.
– Nie ma sprawy. Musiałam wyrwać się z tego domu... Wiesz, ostatnio nie jestem tam mile widziana – nigdy nie lubiłam opowiadać o sobie, jednak przy Daniell wszystko przychodziło mi łatwiej.
– Co się stało? Trochę przeraża mnie fakt, że tak często miewasz kiepskie dni... – wyglądała na naprawdę przejętą.
– Dan, to nie tak, że jestem jakąś emo, wiecznie smutną nastolatką. To nie tak. Po prostu ostatnio trochę za dużo złego się dzieje.
– Mam pomysł. Na początek zmówię sobie „Latynoski zachód słońca", a tobie wezmę „Tajemniczą nieznajomą"... Jezu, kto wpadł na pomysł takich nazw... A potem zagramy w grę. Ty powiesz mi jedną rzecz, która wydarzyła się ostatnio w twoim życiu, a później ja. Żeby wszystko zrównoważyć.
– Niech będzie...
Daniell podniosła rękę, żeby zawołać kelnerkę. Podeszła do nas niewysoka dziewczyna z okularami na nosie.
– Jedna kawa z papryczką i czekoladą i jeden sok z musem z czarnej porzeczki. Tak swoją drogą, kto wymyśla te...
– Nazwy? Sama się zastanawiam – wtrąciła obsługująca nas dziewczyna. – No, błagam, jak „Leśny krasnoludek" może brzmieć zachęcająco – zaśmiała się.
– Dokładnie! Szaleństwo – wtrąciłam.
– Coś jeszcze do tego? – zapytała, zapisując nasze zamówienia.
– Nie, to wszystko.
– Okay – odeszła.
Siedziałyśmy przez chwilę w ciszy, przyglądając się siedzących w kawiarni ludziom. Jakaś para wpatrzona w telefon, która co chwile próbuje znaleźć temat do rozmowy (jednak nie wychodzi im to za dobrze). Mężczyzna czytający książkę, której tytuł widzę pierwszy raz w życiu. Kobieta oglądająca swój kubek kawy, jakby był najpiękniejszym obrazem na świecie. Dziwni ludzie, oj dziwni. Usłyszałam ciche westchnienie. Daniell? Spojrzałam na nią ukradkiem, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi. Jej wzrok był skierowany w stronę okna. Zupełnie nie przejmowała się atmosferą panującą między nami. 
Jej włosy błyszczały w słońcu. Jakby były pokryte drobnymi diamencikami. Delikatnie spływały jej po ramieniu i opadały na oparcie fotela. Nie zwróciłam na to wcześniej uwagi, ale gdy tylko odwróciła się do mnie zauważyłam, że jej oczy są smutne. Były zamglone, jakby przez całą noc płakała. Czy coś się stało? Może tylko tak mi się wydaje... Chyba nie powinnam popadać w paranoję. To, że ja nie czuje się dobrze, nie znaczy, że inni też muszą.
– To co mi powiesz? Czy może mamy kręcić butelką? – zaśmiała się.
– Em... Zacznę od czegoś łatwego. Obejrzałam ostatnio wszystkie odcinki M*A*S*H. Lubię stare seriale – kiwnęłam głową, czekając na to co ona powie.
– Okay, skoro tak to... Ja byłam ostatnio w kinie, na seansie filmów Hitchcocka. Lubię stare filmy – uśmiechnęła się naśladując ton mojego głosu. – Powinnyśmy kiedyś coś razem obejrzeć – dodała po chwili.
– Nie wiem czy mam na tyle dobry gust. Ty chyba wolisz ambitniejsze kino... Mi wystarcza zabawna scena śmierci i już jestem usatysfakcjonowana – westchnęłam teatralnie.
– Nie ma czegoś takiego jak zły i dobry gust. Jest tylko dobry i zły film – zaczęłam chichotać pod nosem. – Okay teraz ty mówisz.
– No tak, to... Robiłam ostatnio generalne porządki. Pozbyłam się mnóstwa starych rzeczy... i starych znajomych z mojego życia – ucichłam.
– A ja... Poznałam kogoś nowego... – przeszedł mnie dreszcz. Nie skomentowała mojej wypowiedzi? Do tego te słowa zawsze zwiastowały coś złego. Ann zawsze zaczynała tak, kiedy chciała mi opowiedzieć o tym jakiego chłopaka poznała ostatnio. – jest niesamowita. Chociaż ostatnio chodzi strasznie smutna. Zupełnie nie rozumiem czemu! Gdybym była na jej miejscu, z jej ciałem, twarzą... Wszystkim. Byłabym najszczęśliwsza na świecie! Jest piękna. Zawsze jak ją widzę, to jedyne co przychodzi mi do głowy, to: „chciałabym ją namalować, jest jak dzieło sztuki sama w sobie, a wystarczy, że przeleje się to piękno na papier". Jej słowa są chwilami jak poezja. To jak jej głos zmienia się, gdy opowiada o ludziach, których sobie ceni... Chciałbym, żeby kiedyś mówiąc o mnie, jego barwa się tak zmieniła. Ale czego ja wymagam. Znamy się raptem od tygodnia, może więcej – spojrzałam na nią lekko zaskoczona. Ta, o której mówiła powinna być najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Ciekawe czy kiedykolwiek się o tym dowie? Jeśli nie, nie wie co traci.
– Teraz ja? – postanowiłam nie komentować jej wypowiedzi. Nie ze względu na to, że nie wiedziałam co powiedzieć, ale dlatego, że to nie wymagało mojego komentarza. – Skoro ty powiedziałaś mi coś takiego. Co zapewne wymagało od ciebie wiele odwagi. Ja też się odważę... – i opowiedziałam jej o wszystkim. O Ann, o rodzicach, o pocałunku, o Marku... O wszystkim. Kiedy skończyłam, usłyszałam tylko:
– Jesteś taka głupia – zaśmiała się i dodała – Wpadnij do mnie jutro po dziewiętnastej. Obejrzymy jakiś stary film z wysokiej półki – wyszła.


Love Is LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz