Rozdział I

10.8K 260 22
                                    

- Myślisz, że powinnam zrobić coś z włosami? - zapytała Ann, przeglądając się w swoim małym lusterku.

 - Czemu pytasz? - zapytałam, chociaż wydawało mi się, że znam odpowiedź.

- No przecież wiesz, szykuje się ta impreza. Przyjdzie kilka fajnych osób i chciałabym wyglądać jak człowiek. 

- To nie jedyne takie wydarzenie w tym roku, więc co się tak przejmujesz? - zaczynałam się powoli denerwować tym, że wszyscy mówią tylko o tym jednym przyjęciu. Nie mogę iść, więc mogliby łaskawie przestać o tym rozmawiać w mojej obecności. 

- Wiem, że jesteś zła, że cię to ominie Nell, ale dla mnie to ważne, więc proszę pomóż.

- Włosy? Hmm… Możesz je jakoś fajnie związać. Wtedy nikt nie będzie musiał ich trzymać, jak już się schlejesz i będziesz rzygać - zaśmiałam się, na co ona pokazała mi środkowy palec i zrobiła swoją minę a’la „zamknij się, bo się nie znasz”.

Ann to piękna dziewczyna. Jej złote włosy wyglądałyby dobrze nawet nie czesane. Duże zielone oczy, zawsze podkreślone eyelinerem, zachwycałyby nawet po dwóch tygodniach bez snu. A jej usta… Pełne, różowe jak moje policzki zimą… Gdyby chociaż potrafiły się na chwilę zamknąć!

- No i mówiłam jej, że nie powinna tam iść! - Ann wyrwała mnie z zamyślenia podnosząc głos. 

- Mhm, nie powinna… - oderwałam od niej wzrok, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że trochę za długo się jej przyglądam. 

Nigdy mnie nie słuchasz - westchnęła. Wiedziała, że to nie prawda. 

Jestem jej najlepszą przyjaciółką. Słucham jej zawsze. Wtedy kiedy opowiada mi o tym, jaki film ostatnio widziała w telewizji, co przeczytała w nowych wydaniu Vogue’a i wtedy kiedy marudzi, że musi schudnąć, bo znowu nabawiła się kompleksów, oglądając stare odcinki „Słonecznego Patrolu”. Wszystko co mówi, jest dla mnie świętością. Bez niej nie wiedziałabym nawet o istnieniu takich rzeczy jak: szczotka jonizująca, albo podkład matujący. Kocham w mniej to jak bardzo różna jest ode mnie. Potrafi całymi dniami oglądać Netflix i jeść sorbety owocowe, tylko po to, żeby wieczorem zadzwonić i powiedzieć, kto tym razem z „Orenge Is The New Black” wylądował w izolatce. A ja? A ja jej słucham. Nie ma na tym świecie nic bardziej fascynującego, niż to co mówi Ann. Mogłaby opowiadać mi godzinami o teorii strunowej, a ja uznałabym to za najciekawszą historię, jaką w życiu usłyszałam. Czasami żałuję, że nie jestem taka jak ona. Chciałabym z taką łatwością odnajdywać się w tych wszystkich kobiecych sprawach. Jednak jestem jej zupełną odwrotnością. Zamiast chodzić godzinami na zakupy, wolę spotkać się ze znajomymi z drużyny na piwie. Nie lubię przeglądać kolorowych pisemek, ani malować paznokci. Nie noszę sukienek, ani butów na obcasie. Czasem wydaje mi się, że zamiast jak siostry (jak to niektóre przyjaciółki nazywają się nawzajem), jesteśmy jak brat i siostra. 

Siedzenie w szkole zawsze jest udręką. Odliczanie minut do końca lekcji to chyba najlepsze zajęcie w takiej sytuacji. Czasem czuję się jak więzień zamknięty w karcerze, któremu nie pozostaje nic oprócz wydrapywania na ścianie kresek, które pozwalają liczyć czas spędzony samotnie. To wszystko jest nieziemsko męczące. Mimo, że nie skupiam się na tym co pani W. mówi na temat jakichś wspaniałych chemików, to wiem, że nudniejszej wypowiedzi niż ta, jeszcze nie było. Rozglądam się po sali i co widzę? Chłopak w pierwszej ławce namiętnie sms’uje z dziewczyną siedzącą w czwartym rzędzie. Jego kolega jest tak natchniony tą lekcją, że postanowił wyżyć się twórczo i stworzyć jakiś niezwykły rysunek w swoim zeszycie (miejmy nadzieje, że będzie to coś ambitniejszego niż męskie genitalia). Dwie dziewczyny przede mną prowadzą niezwykle absorbującą dyskusję na temat tego czy Zac Efron jest bi czy nie. Cóż za pokaz ludzkiej inteligencji w jednym pomieszczeniu. Jestem w niebo wzięta. Jedynie Ann siedzi cicho i  ukradkiem spogląda przez okno. Zawsze obserwuje to co dzieje się na boisku. Kiedy pytam na co tak patrzy to żartobliwie odpowiada:
- My siedzimy na chemii, a klasa 3c ma w-f. A jak wiesz Mark jest w 3c. Nie przegapiłabym możliwości oglądania go na boisku, szczególnie kiedy trenuje w tych szortach! 

Zawsze się z tego śmiejemy. Chociaż do pewnego momentu nie miałam pewności czy to prawda czy nie. Jednak teraz wiem, że to kłamstwo, bo Marka dzisiaj nie ma w szkole. 

Pogodziłam się z faktem, że nigdy nie dowiem się dlaczego wpatruje się w trenujących na zewnątrz ludzi. Może po prostu jest to ciekawsze zajęcie niż słuchanie wywodów nauczycielki? Cóż, wszystko jest ciekawsze niż to. 

- Wpadniesz dzisiaj do mnie? - usłyszałam od razu po wyjściu z sali.

- No pewnie. Tylko zadzwonię do matki i powiem, że będę później - odpowiedziałam wyciągając z plecaka swój telefon. 

- Okay - stała koło mnie podekscytowana jakbym właśnie powiedziała jej, że zostałam zaproszona na ślub Angeliny i Brada. 

- Co ci? Zachowujesz się jak na jakichś prochach? - zaśmiałam się, wybierając numer.

- Mam super newsa! O Jezu, zejdziesz jak ci powiem! Ale to nie w szkole, wiesz, ściany mają uszy… - zmierzyła wzrokiem wszystkich uczniów stojących koło nas, chcąc podkreślić swoją wypowiedź.

- Nie ściany, a dziewczyny z naszej klasy. A oprócz uszu mają też usta i najprawdopodobniej będą chciały ich użyć, kiedy usłyszałby ten news. To chciałaś powiedzieć, tak? - uśmiechnęłam się, podnosząc telefon do ucha. - Mamo, wpadnę później, Ann ma mi do przekazania super tajną wiadomość. Pewnie chodzi jej o ten kartel narkotykowy, który zaoferował nam pracę. No wiesz, przemyt kokainy przez granice. Dwóch słodkich uczennic nikt nie podejrzewa. 

- Tylko pamiętaj 20% zysku dla mnie! - usłyszałam w słuchawce. To chyba oznaczało: „Spokojnie skarbie idź do przyjaciółki, później odgrzeje ci obiad”.


______________________________________________________________

ciąg dalszy później

Love Is LoveTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon