II. Przed balem

2K 155 247
                                    

Przygotowania do balu trwały od samego ranka. Camille wstała bladym świtem, by zdążyć porządnie się wyszorować, ułożyć odpowiednio włosy i wspaniale się wystroić. Z okazji przyjęcia ojciec podarował jej przepiękną, szafirową suknię podkreślającą barwę jej oczu. Hrabia niemało oszczędzał przez ostatni czas, by móc ją kupić, był jednak w stanie uczynić wszystko, byle tylko ukochana córka przyciągnęła wszystkie spojrzenia na balu i przyniosła swej rodzinie zaszczyt. Camille planowała założyć do olśniewającej toalety stare, ale bardzo wygodne pantofelki z safianu i srebrną kolię z błękitnymi kamieniami odziedziczoną po jakiejś żyjącej dwieście lat wcześniej krewnej. Włosy chciała ułożyć w loczki i spiąć z tyłu spinką z diamentowym motylem.

Dziewczęta miały szczęście, że hrabiemu udało się ocalić z pożogi rodowe klejnoty, które stanowiły jego największą dumę. „Posiadłości można zburzyć, pieniądze roztrwonić, a suknie i meble spalić, ale kamienie nigdy nie stracą wartości ani pięknego wyglądu, dlatego to one są najcenniejsze" — zwykł mawiać de La Roche. Gdy nikt nie patrzył, wyjmował swe skarby z kasetek i czule je gładził, wspominając czasy dawnej świetności.

Dla Danielle na ten wieczór przygotowana była ciemnoróżowa suknia z nieco bardziej niż u siostry wyciętym dekoltem oraz idealnie pasujące srebrne kolczyki z różowymi kamieniami i skromny wisior. Hrabia wiedział, że dwudziestojednoletnia dziewczyna powinna sobie jak najszybciej znaleźć męża, jeśli nie chciała zyskać opinii starej panny, a uwodzicielskie odzienie miało jej ten cel ułatwić.

Dla Antoinette ojciec zawsze wybierał dość skromne suknie — nie posiadała dających się podkreślić walorów kobiecej urody, w opinii hrabiego nie potrzebowała więc pięknego stroju — lecz tym razem w skąpstwie przeszedł samego siebie. Stwierdził, że skoro dzisiaj miały zostać ogłoszone jej zaręczyny i nie musi już szukać narzeczonego, wystarczy jej prosta, żółta toaleta bez żadnych ozdób, z zabudowaną górą i długimi do łokci rękawami. Uznał, że ewentualne braki stroju zrekompensuje córce jakiś wielki, ordynarny klejnot z jego kolekcji rodowej. Antoinette kompletnie nie przejęła się tą ewidentną zniewagą uczynioną jej przez ojca, lecz jej matka była zdegustowana postępowaniem męża.

Renardowie, do których wybierali się de La Roche'owie, byli najznakomitszymi przedstawicielami paryskiej burżuazji. Mieszkali w ogromnej posiadłości w sercu Paryża. Henri Renard od przeszło trzydziestu czterech lat parał się pożyczaniem pieniędzy. W wieku lat dwudziestu pięciu został właścicielem wielkiego banku. Później stał się człowiekiem biznesu: handlował wszystkim, co tylko można było sprzedać. Fortuna zbita na mniej lub bardziej legalnych transakcjach i pożyczkach na horrendalnie wysoki procent pozwalała mu wieść wystawne, pozbawione trosk życie. 

Jako trzydziestolatek ożenił się z córką markiza d'Illy, Marianne, która w posagu wniosła mu ogromną fortunę i wspaniałe rodowe zastawy stołowe. Niedługo później obdarzyła go trzema synami. Najstarszy z nich, Jacques, ożenił się poprzedniej wiosny, a jego żona oczekiwała właśnie potomstwa. Młodsi, Vincent i Lucien, studiowali: Vincent miał zostać księdzem, a Lucien sędzią. 

Powszechne były plotki o domniemanej miłości najmłodszego z Renardów do pięknej Camille de La Roche, ją jednak odstręczał drobny, jasnowłosy, zniewieściały młodzieniec o kobiecych wręcz rysach twarzy. Jej ojciec również nie chciał, by Camille została żoną Luciena: jako najmłodszy syn mógł liczyć na spadek tylko w razie śmierci obu starszych braci, a i to byłoby uwarunkowane nieposiadaniem męskiego potomka przez żadnego z nich. Ambicje de La Roche'a sięgały dużo dalej, wszak jego ulubiona córka musiała zostać żoną kogoś wyjątkowego.

Renardowie zawsze pod koniec czerwca urządzali wielki bal, na który spraszano wszystkie liczące się zarówno w przeszłości jak i w porewolucyjnej rzeczywistości nazwiska. Tylko tu można było zobaczyć flamandzkiego kupca gaworzącego wesoło ze zubożałym markizem czy syna napoleońskiego dostojnika adorującego młodą wdówkę po zajadłym przeciwniku Bonapartego. U Renarda wszyscy bawili się wyśmienicie, bowiem ten deklarował bezwzględną apolityczność dopóty, dopóki rząd nie zakaże pożyczania pieniędzy na procent. 

De La Roche'owieWhere stories live. Discover now