VI. O ekscesach młodego panicza

1K 104 88
                                    

Rankiem dwudziestego szóstego czerwca, dzień po balu u Renardów, François siedział przy śniadaniu i rozmyślał o wydarzeniach poprzedniego dnia. Czynił próby poukładania wszystko w głowie. Jego żona nie żyła, syn, mimo wcześniejszych zapowiedzi, nie zjawił się na przyjęciu, a jakby tego jeszcze było mało, jego ukochaną córkę zaczął adorować napoleoński żołnierz. Tego było mu za wiele. 

Obawiał się, jak zareagują jego dzieci na śmierć matki. O opinię publiczną się nie troskał. Jeanette de La Roche od tylu lat niemal nie wychodziła z domu, że wszyscy dawno już uznali ją za martwą, a przynajmniej za umierającą. Co jednak powiedzą córki? Czy będą zrozpaczone? A może przejdą nad tym do porządku dziennego? I co zrobić z Antoinette, która okazała się dzieckiem innego mężczyzny?

Teraz mógłby ogłosić, że jego żona dopuściła się zdrady, a on wychowywał jej bękarta jak własne dziecię. Przy takim obrocie spraw Antoinette zostałaby wydziedziczona, a Danielle mogłaby poślubić Corbeta. Z takiego rozwiązania wszyscy, poza Antoinette oczywiście, byliby zapewne niezmiernie kontenci. Był tylko jeden argument przemawiający za innym wyjściem z sytuacji: duma hrabiego.

Nie mógł pozwolić, by opinia publiczna dowiedziała się o niezbyt chwalebnym fakcie zdrady małżeńskiej Jeanette de La Roche. Nie był w stanie znieść myśli, że ktoś może podważyć jego opinię idealnego męża oraz tego, że w takim razie nazwisko de La Roche'ów już na zawsze okryłaby hańba. 

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi frontowych.

— Martho, otwórz! — zawołał hrabia do swej służącej.

Stara kobieta wypełniła jego polecenie. Po chwili wróciła do pokoju w towarzystwie młodego mężczyzny. Ciemnowłosy, mocno zbudowany, dość niskiego wzrostu, twarz miał ogorzałą, ręce spracowane, a jego ubranie ograniczało się do starych spodni, pocerowanej koszuli i płaszcza.

Monsieur de La Roche — zaczął niepewnie młodzieniec. — Nazywam się Henri Duchamps. Przysyła mnie pański syn.

Hrabia otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Od wczoraj bardzo troskał się o syna. Każda informacja na jego temat była na wagę złota.

— Co z Hugonem? Gdzie on teraz jest? Dlaczego nie mógł przyjść sam? — zapytał podenerwowany.

— Może lepiej usiądźmy — zaproponował Duchamps.

François skinął głową i gestem wskazał młodzieńcowi miejsce przy stole w jadalni. Pełen był złych przeczuć.

— Zamieniam się w słuch — rzekł poważnie.

— Cóż, w ogromnym skrócie Hugo kilka dni temu wrócił z kolejnej ze swych eskapad z uszkodzoną nogą... Nie zostałem jednak przysłany tutaj, by pana o tym powiadomić. Podobna sytuacja miała już miejsce jakiś czas temu i, jak powiedział mi Hugo, pan nic o tym nie wie.

— Po cóż więc mój syn tu pana wyprawił? — zapytał podejrzliwie.

— Hugo ma problemy finansowe. Jeśli do jutra nie zapłaci zaległego czynszu, zostanie wyrzucony z kwatery — oświadczył beznamiętnie Duchamps.

— Cóż jest przyczyną takiego stanu rzeczy?

— Pański syn często widywany jest w towarzystwie dam lekkich obyczajów, zazwyczaj w stanie wskazującym na uprzednie spożycie trunków. Wciąż próbuje swego szczęścia w kartach, lecz nigdy nie wygrywa; wręcz przeciwnie, za każdym razem traci coraz więcej. By spłacić długi u swych wierzycieli, okrada bogatych ludzi z zegarków i innych drobnych kosztowności, które sprzedaje handlarzom z czarnego rynku. — Na te słowa hrabia pobladł z niedowierzania. — Ostatnimi czasy jednak nie powodzi mu się ani w kartach, ani z kradzieżami i nie ma za co opłacić czynszu.

De La Roche'owieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz