XXIII. Spór o małżeństwo

1.7K 251 362
                                    

Camille odpoczywała w łóżku. Od tygodnia czuła się nieco lepiej, wciąż jednak leżała, nie mając sił, by się podnieść. Przy jej boku czuwał ojciec. Zdziwiła się, że papa do niej przyszedł. Odkąd przybył do Bordeaux, tylko kilka razy wchodził na chwilę, by zapytać o jej samopoczucie, i zaraz ją opuszczał. Nie zostawał na dłużej, jakby obawiał się, że córka zarazi go chorobą.

— Cami, córeczko, czy poznałaś kogoś, zanim tu przyjechałem? — zapytał, ujmując jej dłoń.

— Cóż, poznałam wiele osób — odparła wymijająco, chcąc uniknąć wdawania się w szczegóły.

— Wiesz, co mam na myśli, dziecko — stwierdził z politowaniem, jakby uważał córkę za głupią. — Czy jest w Bordeaux ktoś, kto mógłby być dla ciebie odpowiednim kandydatem na męża?

— Obawiam się, że nie, papo — prychnęła i ze wstrętem wyrwała dłoń z jego uścisku, jakby ojciec palił jej skórę swym dotykiem.

— Danielle wspominała coś o jakimś poecie...

— Ach tak, zapewne mówiła ci o monsieur de Lacroixie...

— De Lacroix? Ten słynny paryski bywalec? Mówią, że jest niezwykle bogaty... A do tego nosi tytuł barona... — rozmarzył się hrabia. — Co on robi w Bordeaux?

— Mieszka — odparła ironicznie, wiedząc, do czego zmierza papa. 

— Dziecko, nie pozwalaj sobie na kpiny — ofuknął ją ojciec. — Twoja siostra mówiła, że napisał o tobie wiersz.

— Napisał. Był okropny. Aż mi żal, że na mój temat powstał taki paszkwil... — Otrząsnęła się z obrzydzeniem.

Na moment zapadła cisza. Przyglądali się sobie w milczeniu, jakby oceniali siły przeciwnika. Camille miała wrażenie, że zaraz nastąpi wybuch wulkanu. 

— Czy de Lacroix ci się podoba? — zapytał nagle hrabia.

— W sensie fizycznym? Tak, przyznaję, atrakcyjny z niego mężczyzna, ale różnica wieku między nami jest zbyt duża jak na mój gust.

Nie mogła zaprzeczyć, że uważała Pierre'a za urodziwego. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o szlachetnych rysach twarzy zdawał się nie mieć żadnych wad, przynajmniej jeśli szło o wygląd, chyba że ewentualne braki były przed nią ukryte. Nie miała jednak zamiaru dłużej głowić się nad jego urodą. To Jean stanowił ucieleśnienie jej ideału. 

— Ile ma lat? — drążył dalej hrabia. 

— Trzydzieści pięć.

— Ależ dziecko! To idealny wiek do ożenku! Zdążył się już wyszaleć, jest odpowiedzialny... Byłem rok młodszy, kiedy ty się urodziłaś!

Dziewczyna przewróciła teatralnie oczyma.

— Pragnę ci przypomnieć, że byłam twoim czwartym dzieckiem. Miałeś już doświadczenie w tych sprawach. Pierre de Lacroix nie ma żadnego.

— Ach, Camille, to nie jest najważniejsze. I tak będziecie mieć bony, guwernantki i piastunki. Podobno to bardzo dobry człowiek. — Spojrzał na nią znacząco.

— Nawet go nie znasz! — wykrzyknęła, czując, jak osuwa się grunt pod jej stopami.

Nie rozumiała nagłego nacisku ojca na jej małżeństwo. Jeszcze pół roku temu wszystkie jego córki były pannami, teraz zaś nagle chciał wydać ostatnią z nich za mąż. Nawet jeśli kochałaby Pierre'a, nie była jeszcze we własnym mniemaniu gotowa na zamążpójście. Gdyby Jean poprosił ją o rękę... Nie odmówiłaby mu, lecz zapewne nalegałaby, by zaczekać rok czy dwa ze ślubem, by mogła pożegnać się z panieństwem. Tymczasem ojciec zdawał się zdesperowany, by pozbyć się jej jak najszybciej.

De La Roche'owieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz