Rozdział Czternasty cz. 1

Start from the beginning
                                    

— Tak... to wielka łaska, taki podarek — odparł Gilno i potarł tył głowy, nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować. Reszta kompanii milczała.

— No cóż, wypada, by nadworna trupa przyzwoicie się prezentowała. — Machnął zbywająco ręką. — Ale nic, nie o strojach przyszedłem rozmawiać. Panie Gilno, jest pilna sprawa do omówienia — rzucił cierpko, dając tym samym do zrozumienia, że życzy sobie, by reszta opuściła izbę.

Starszy mężczyzna przełknął ciężko ślinę. Spojrzał na Franga i Amargeina, jakby szukając poparcia. W głowie miał ostatnią rozmowę, której nikt z kompanii nie pochwalał.

— My wszyscy jak rodzina, Panie Namiestniku. Rozmawiać będziemy razem — odparł w końcu, zbierając się na odwagę.

Withell milczał przez chwilę, zmarszczył groźnie gęste brwi. Odpuścił.

— Najwyższa pora doprecyzować, czego się od was oczekuje — zaczął sucho, jakby omawiając listę przychodów. — Na bankiecie.

— Możecie być spokojni, Panie. Repertuar nie zawiedzie — powiedział cicho Amargein, jakby pragnąc wesprzeć Gilno.

— Tak, repertuar. To na pewno — odparł bardzo nosowo Withell i prychnął. Oparł się na stole, jakby szykując się do ataku. Utkwił oczy w bardzie. — Zgodnie z prawdą, to repertuar mnie obchodzi niewiele. Gilno z wami nie rozmawiał? — rzucił ironicznie.

— Bardzo obrazowo przedstawił ultimatum — mruknął Frang i skrzyżował ręce na piersi.

— Frang, na bogów... — jęknęła cichutko Es.

Withell na szczęście postanowił ich zignorować.

— Wasza renoma was wyprzedza — powiedział, jakby kontynuował przerwaną rozmowę i odchylił się w krześle. Strzelił kręgosłupem. — Lista występków na tyle długa, że łącznie żywota by wam nie starczyła na wszystkie wyroki.

Nikt nie zaprzeczył, wiedzieli.

— Krążą plotki, że nawet kryształowa brosza-żuk, którą tak szczyciła się córka hrabiego G'Nellis, trafiła w wasze ręce. — Przy tych słowach policzki Yld zaróżowiły się lekko, ale nikt nie powiedział ni słowa. — Co przez to rozumiem, rozmawiam ze specjalistami w swoim fachu. Żałuję, że dopiero teraz, lecz Waszmość Gilno bardzo długo i skutecznie ignorował moje zaproszenia.

Amargein obrzucił wspomnianego pytającym spojrzeniem, Frang pokręcił głową z niedowierzaniem. Withell natomiast rozsiadł się wygodniej na krześle.

— Nie zrozumcie mnie źle, ślady zacieracie doskonale. Mało które złodziejstwo da się z wami bezpośrednio powiązać, winszuję. Ależ musicie przyznać, marnym byłbym Namiestnikiem, gdybym miał nieudolny wywiad. — Parsknął. — Możecie wyglądać na obdartusów... — tu zmierzył wzrokiem Gilno — ... lub głupców. — Spojrzał na Franga. — Ale wiem, że to tylko pozory. Jak już wspomniałem, liczyłem, że wcześniej się spotkamy. Cóż, wprawdzie wcześniej miałem inne wobec was plany, ale ostatecznie złożyło się doskonale. Bałem się, że w ogóle się to nie wydarzy bez zastosowania odpowiedniej siły perswazji, czego chciałem uniknąć, ale ostatecznie wysłałem do szanownego „Papcia" osobiste zaproszenie. Zaniósł je biedny kupiec Tormod, ten od Tormodów ze wschodu. — Tu Withell uśmiechnął się naprawdę paskudnie.

— I myśmy się na nim nie poznali... — mruknął Frang i obrzucił Gilno nieprzyjemnym spojrzeniem, ale ten uciekł wzrokiem.

— Równie dobrze mógłbym ustawić obławę na gościńcu i doprowadziłby was do mnie orszak odpowiedni, ale jak już rzekłem, nie w tym rzecz — odparł sucho Namiestnik. — Więc radzę dobrze słuchać i zgadzać się na wszystko, co powiem, bo inaczej będzie się nam dużo mniej przyjemnie rozmawiało.

Korona KrukaWhere stories live. Discover now