Rozdział Piąty cz. 1

944 113 22
                                    

Świeca z cichym sykiem zgasła, gdy zbyt długi i ciężki knot osunął się w świeży wosk. Krótka strużka dymu podniosła się w górę i po chwili uleciała. Wielki Mistrz nie zwrócił na to uwagi. Bacznie przyglądał się arkuszowi rozłożonemu na nierównym stole. Musiał już mocno wytężać wzrok, a oczy słabły mu praktycznie z dnia na dzień. Jednak nie przyznałby się do tego nikomu. Powtarzał sobie nieustannie, że póki miecz może trzymać w żelaznym uścisku i jest w stanie sztych odróżnić od głowni, póty Mistrzem ostanie. Był dumnym mężczyzną i nie chciał przyjąć do wiadomości, że wzrok pogarsza mu siedzenie przy świecach o chybotliwym płomieniu, które rzucały tańczące cienie na wszystkie dokumenty, które zwykł przeglądać późną nocą.

Drapał się końcem wystrzępionego pióra po nosie i tarł stopą o drewnianą wytartą podłogę. Stracił rachubę czasu. Czuł, że zimno wieje mu po krzyżu, bo okna Zamku nie należały do szczelnych, a on przecież miał na sobie tylko cienką i wygniecioną koszulę nocną. Miimo to hardo i uparcie siedział przy stole, głowiąc się nad dyplomatycznym bełkotem, którego szczerze nie znosił i uważał za brednie. Mistrz nie lubił dyplomacji i można rzec, że dyplomacja, gdyby oczywiście mogła, również by Mistrza nie lubiła.

Zza drzwi rozległo się głośne ziewnięcie, które ktoś natychmiast spróbował stłumić. Po chwili dało się słyszeć chrzęst pancerzy, gdy na wąskich schodach przeciskało się, najpewniej dwóch mężczyzn. Musiała dochodzić godzina pierwsza w nocy, gdyż o tej porze zmieniała się straż pod drzwiami Mistrza Zakonu Talaith. I całe to zamieszanie zupełnie nie skupiło uwagi mężczyzny. A zrobił to inny, z pozoru nieistotny szczegół...

Zgasła kolejna świeca, a po niej jeszcze jedna, i kolejna. I tym oto sposobem w świeczniku oblepionym woskiem pozostała ostatnia. Od razu zrobiło się ciemniej. Blyth podniósł głowę i potoczył wzrokiem po pomieszczeniu. Wszystkie sprzęty skąpane były w półmroku. Zamknięte drzwi i zamknięte okna. Skąd więc nagły podmuch, który zgasił świece? Mistrz dopisał zdanie w liście, będącym odpowiedzią na żądania Namiestników z Brynn i odłożył tępe pióro na blat. Potem zapalił świece, jedną od drugiej, i znów ciepłe światło rozproszyło półmrok. Następnie mężczyzna sięgnął do szkatuły z piórami, którą trzymał na blacie. W połowie drogi jednak ręka mu zamarła, bo kątem oka wychwycił dziwny ruch w drugiej stronie izby. Odwrócił się, jednak nic niepokojącego tam nie ujrzał. Wiedział również, że w pomieszczeniu przebywał sam. Uznał omamy za zmęczenie i poprzysiągł sobie, że pójdzie spać, gdy tylko skończy ten usrany list do Namiestnika Withella z rodu Erc. Tego samego Withella, który miał w swoim usranym herbie łabędzia, i który, razem z usranym tytułem szlacheckim, najpewniej sobie kupił. Blyth szczerze Wielkiego Namiestnika nie znosił. Niemniej jednak Withell płacił, chcąc pokazać, że gościnna Brynn jest gotowa zapewnić królom bezpieczeństwo, a Mistrz złoto lubił.

Słowa Kodeksu i wszystkie ideały, które Mistrz kiedyś hołubił, wraz z wiekiem bladły jak blizny na ciele, pamiątki czasów, gdy był wierny ideom. Zmieniła go krwawa rebelia ludzi pod Geresenem. Pięć lat zamieszek zebrało ogromne żniwo, gdy Człowiek Zza Lasu, jak zwykł siebie nazywać Geresen, postanowił położyć kres skorumpowanej władzy Camden Południowej. I kiedy Geresen Zza Lasu zawisł na szubienicy, a Blyth zyskał przydomek Purpurowego Dębu, można by pomyśleć, że ciemne czasy odejdą w niepamięć. Jednakowoż nie starczyłoby nocy, by opowiedzieć historię przewrotu Elowena i wszystkiego, co potem nadeszło zza Ferris. W tych czasach Blyth po prostu nauczył się brać garściami z korzyści, jakie niesie złoto. I nadszedł czas, że stał się wszystkim, przeciwko czemu walczył kiedyś Geresen. Wspaniałym przykładem był fakt, że Mistrz gotów był wysłać, niczym na wystawę świń w dzień targowy, rycerzy Talaith do stolicy w roli straży, by dzięki temu zainkasować okrągłą sumę złotych monet.

Blyth wyjął ze szkatuły nowe pióro, obejrzał jego końcówkę, po czym znów zaczął skrobać zawzięcie po pergaminie. Pod drzwiami rozległy się przyciszone rozmowy, najwyraźniej strażnicy mieli ochotę wymienić kilka uwag, będąc przekonanymi, że Mistrz śpi i nie będzie w stanie ich usłyszeć.

Korona KrukaWhere stories live. Discover now