Rozdział Dziewiąty cz. 1

720 81 31
                                    

Sen był płytki. Przychodził i odchodził, a gdy wypuszczał ze swoich objęć, zdawać by się mogło, że na piersi siedzi mara lub inna nocna zmora. A przecież nic nie zapowiadało ciężkiej nocy – dzień był ciepły, tak samo noc. Wiatr nie gwizdał w oknach i pod dachem, deszcz nie dudnił i grzmoty nie trzęsły kamienicą. Nawet powietrze nie było ciężkie.

Obudził się jednak w nocy Withell, z sercem tłukącym w piersi jak ptak uderzający skrzydłami o pręty klatki. Było to nowe uczucie i musiał się chwilę nad nim zastanowić. W pierwszym odruchu wyciągnął ramię i sprawdził, czy pulchniutkie ciało Irvette znajduje się tuż obok. Kobieta spała, cichutko pochrapując, zatem wszystko było w porządku i nie o nią musiał się martwić. Withell zapatrzył się w ciemne belki pod sufitem.

W swoim śnie widział kobietę. Nie dostrzegł jej twarzy, ani żadnych szczególnych cech fizjonomii, ale pewnym było, że jest kobietą. Przez chwilę pomyślał, że może trafił mu się sen proroczy, ale... Withell nie wierzył w proroctwa. Nie był też przesadnie religijny. Owszem, wieszał na belce czerwone wstążki w pierwszy dzień Vilbafenu, który to poświęcono Aimil, coby w domostwie zawsze gościło zdrowie. Bywał też na festynie w Święto Plonów, gdzie w ogień wrzucano okrągły placek i dookoła rozlewano miód, żeby napiła się go ziemia. Palił jałowiec dla Bestli, kupował tatarak, żeby Irvette mogła upleść z niego zielony warkocz Sloana i robił bardzo wiele innych rzeczy – dla Irvette i dla tłumu, ale osobiście za pewnik uważał jedynie pieniądz. I władzę.

Wstał z łoża i ruszył na mały balkonik, żeby zaczerpnąć powietrza. Próbował sobie przypomnieć, co dokładnie widział we śnie. Była tam kobieta, to pewne, ale im dłużej Withell o niej myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie może powiedzieć o niej nic konkretnego. Jedyną istotną rzeczą był fakt, że wkładała sobie na głowę koronę.

— Chyba że... — zaczął cichutko, ale zaraz zganił się w myślach. ...Oznaczało to koronację...?

Namiestnik zamknął za sobą dokładnie drzwi, by jakiś przeciąg nie obudził małżonki i ruszył po ciemnych schodach w dół. Niewiasta ze snu nie była pięknością, ale coś w jej postaci sprawiało, że nie sposób od niej odwrócić wzroku. Musiała być świadoma swojego wyglądu, ale nie ubywało jej przez to pewności siebie. Withell skupił się na uczuciach, które ogarnęły go w trakcie snu.

Było to radosne podniecenie, spełnienie oczekiwań; wreszcie się coś wydarzyło, od zawsze miało tak być. Withell czuł w podbrzuszu dziwne uniesienie, niemal euforię. Ale po chwili przypomniał sobie, że w komnacie był ktoś jeszcze – starszy mężczyzna spowity cieniem. Wielki Namiestnik w pierwszej chwili wziął go za zwierzę, wilka lub niedźwiedzia. Złudzenie powodował ciężki, futrzany płaszcz, który postać miała zarzucony na grzbiet. Ponadto, mężczyzna klęczał lub siedział skulony, wpatrując się w coś, co znajdowało się w jego wielkich dłoniach.

— Gałązka... Nie, to nie była gałązka. — Namiestnik potargał w zamyśleniu bujne wąsy. — Różdżka? Nie wyglądał na kapłana...

Im dłużej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się, że widział kiedyś ten przedmiot... W czasie podróży, spotkania, rozmów politycznych...Tak! Na wizycie w Riddock! W Camden Zachodniej!

— Berło — wyszeptał nagle Withell i zatrzymał się w mroku.

Ogromny mężczyzna trzymał w rękach berło. Czy to znaczyło, że dziwna kobieta posiadała... smoczą koronę? Kim mogli być, i dlaczego zobaczył ich w swoim śnie? Withell przysiadł na stopniu i ponownie popadł w zadumę. Ciemność otuliła go szczelnie, wszyscy domownicy spali, nawet dom zdawał się oddychać miarowo. Olśnienie, które chwilę temu spłynęło na Namiestnika, ulotniło się gdzieś bezpowrotnie. Zamiast niego pojawiło się przygnębienie; Withell bardzo chciał rozwiązać zagadkę, co ta dziwna wizja miała oznaczać. Znów zastanowił się nad okolicznościami, które wyrwały go ze snu. Przecież na początku czuł euforię! To nie był koszmar... Zamknął oczy i tarł w zamyśleniu powieki, ale szczegóły coraz bardziej się zacierały, jakby nie chciały zdradzić całej prawdy.

Korona KrukaWhere stories live. Discover now