Rozdział Piętnasty cz. 2

225 24 25
                                    

Echna von Arranz, jak przystało na dziedzica winnic, potrafił dużo wypić. Jednakowoż granica jego upojenia zdawała się być bardzo ruchoma. A szedł za nią szereg różnych zachowań; na przykład obecnie do głosu doszła czułość, którą zapragnął obdarować każdą napotkaną pannę. Nie był w tym rubaszny, ale zdecydowanie wytrwały.

Słodka i gibka baronówna chowała się pod czujnym okiem matrony, która niczym kwoka nad pisklęciem, krążyła i przeganiała każdego zalotnika. Wszak młode dziewczę miało się dopiero poznać na wszelakich obyczajach dworskich i nauczyć obycia. Nie przeszkadzało jej to jednak w chichotaniu i zerkaniu spod przymkniętych oczek i długich rzęs.

Potańczył chwilę z komesówną, najpierw jedną, a potem drugą. Silne to były dziewczęta, o długich jasnych warkoczach, których nie strach mocniej w talii złapać, w obawie, czy się aby nie złamią. Ręka też miała za co złapać, bo obfite były i na górze, i na dole.

Namiestnik wiedział, że nie może sobie za dużo pozwalać, bo to przecie król Dunlop był obecny na sali i wiele znamienitości, więc nie wypada, żeby skończyło się obitym pyskiem, a na pewno nie w tak dostojnym towarzystwie. I nie problemem było, że musiał panny nagabywać; panny garnęły się do niego aż nazbyt chętnie, w końcu był bardzo urodziwym mężczyzną. Gorzej, że Echna bardzo chętnie zabrałby którą z panien w miejsce bardziej ustronne, by tam we dwójkę potańcować, a to właśnie mogło się zakończyć awanturą.

Siadł w końcu zgrzany na ławie, z zarumienionymi policzkami i roziskrzonymi oczami. Złapał w garść puchar i zaczął zaglądać do dzbanów na stole, czy w którym ostało się jeszcze napitku. Niestety, wszystkie były puste. Począł wtedy rozglądać się po sali, aż wzrokiem natknął się na młodą służącą, stojącą pod ścianą i trzymającą dzbanek w żelaznym uścisku.

— Hejże! Ty tam, pannico! Podejdź do mnie! — zawołał gromko.

Ta rozejrzała się zaniepokojona, jakby upewniają się, że to właśnie o nią chodzi. Zbliżyła się niepewnie.

— Komu służysz, dziewczę drogie? — zagadnął przyjaźnie i zerknął łapczywie na dzbanek. — Może zechcesz dolać mi słodkiego wina?

— Księżnej Pani, żonie króla Lorcana. I niestety, nie mam wina, Panie — odparła speszona.

— Niech i będzie piwo, mój kwiatuszku! Namiestnikowi przecież nie odmówisz!

— Niestety, Panie. Mam tu tylko wodę — odparła z przestrachem i jeszcze mocniej zacisnęła ręce na dzbanku.

— Wodę? Woda to jest dobra dla zwierząt, nie dla porządnych ludzi — parsknął niepocieszony.

— To woda do miednicy, Panie Namiestniku.

— Widać mam dziś pecha! — Klasnął po kolanie, ale wcale nie wyglądał na bardzo zmartwionego.

Służąca natomiast odwróciła się, żeby odejść. Wtedy wzrok Echny natrafił na jej całkiem zgrabne pośladki. I, w naturalny dla siebie sposób, chcąc pochwalić krągłe kształty, wymierzył i złożył solidnego klapsa.

Dziewczyna aż podskoczyła.

— Co też waść! — krzyknęła oburzona i spłoniła rumieńcem. Namiestnik coś jeszcze za nią wykrzyknął, ale zamiast dać się sprowokować, ruszyła szybko pod ścianę i skryła się w cieniu.

— Ale jesteś głupia. — Znikąd pojawiła się koło niej Vevina. — Patrzył w ciebie jak w obrazek — mruknęła zgryźliwie, wyraźnie zazdrosna.

— Myślał, że mam napitek. Jest ochlany winem jak beczka — odparła zgorszona Morwen. — Obrzydliwe.

— O co ci chodzi? Przecież to komplement — rzuciła zdziwiona dziewczyna i wzięła się pod boki.

Korona KrukaWhere stories live. Discover now