3. Na ubitej ziemi

118 15 5
                                    


Thomas Meadowes potarł zmarznięte dłonie o siebie żałując, że nie zabrał rękawic. Wbrew prognozom, końcówka września nie była łaskawa i na próżno było szukać słońca na niebie. Mimo to pierwszy raz od wielu dni w końcu nie padało, a i wiatr był znośny na tyle, że utrzymanie się na miotle nie było walką o życie.

Cały sobotni poranek Thomas spędził w towarzystwie swojej siostry i Rémy'ego Selwyna. Gdy Gigi poprosiła go o trening latania dla kolegi, zgodził się od razu. Nie miał jednak pojęcia, że jego uczniem będzie brat samej Dorcas Selwyn. Nie żeby miał odmówić z tak błahego powodu, ale był nieco zaskoczony, że pierwszym hogwarckim przyjacielem Gigi jest właśnie ktoś taki.
Jak się okazało, Rémy nigdy wcześniej nie latał na miotle. Bardzo się wstydził, że mu jedynemu nie wyszło, a dobroduszna Gigi wiedząc o tym, postanowiła mu pomóc.

Nie spodziewał się, że chłopak okaże się być taki skromny i nieśmiały. Thomas skarcił sam siebie, bo pozwolił by stereotypy wzięły górę, przez co wyobrażał sobie Rémy'ego jako młodszą wersję Didiera Mulcibera.

— Dziękuję — wydukał Rémy, gdy skończyli.

Po kilku rundach na miotle chłopak nabrał pewności siebie. Zmiana na jego twarzy była zauważalna od razu, co ucieszyło Meadowesa.

— Nie ma problemu, młody — odparł Thomas, klepiąc go przyjacielsko po ramieniu. — Będzie z ciebie dobry zawodnik.

Rémy najpierw ucieszył się, ale zaraz posmutniał.

— Rodzice raczej nie pozwolą mi grać w drużynie — rzucił, rozkopując murawę czubkiem buta. — Gdybym się w ogóle kiedyś dostał — dodał pospiesznie, nieco zawstydzony swoim gdybaniem.

— Dlaczego? — zdziwił się Thomas.

— Nie lubią Quidditcha — odparł. — Uważają, że to nie przystoi... Dlatego Dorcas dalej nie potrafi latać na miotle — wyznał, nerwowo obracając kafla w dłoniach. — Tylko nie mów nikomu — dodał szybko spanikowany.

Thomas uśmiechnął się lekko. Rémy wyraźnie się zmieszał, gdy tylko pojawił się temat rodziny. Chcąc oszczędzić mu dalszych niezręczności, planował już wracać ale wtedy odezwała się Gigi.

— Dlaczego Dorcas jest zawsze taka smutna?

— Tak? — zdziwił się Rémy, podnosząc wzrok na chwilę, by zaraz spuścić go z powrotem na swoje buty.

— Ma takie smutne smutne oczy — dodała Gigi, a Rémy zamyślił się.

— To chyba przeze mnie — odparł po chwili. — Nie powinienem był trafić do Gryffindoru — przyznał coś, co wiedział już chyba każdy w zamku. — Pewnie zebrało się jej od rodziców za mnie.

— Nie — zaprotestowała Gigi. — Wydawała się być smutna już wcześniej. Wtedy, na Pokątnej.

Thomas w duchu zgodził się z siostrą. Zaczął się zastanawiać, jak mogłaby wyglądać Dorcas, gdy już się uśmiechnie. Podejrzewał, że całkiem ładnie, w końcu była raczej atrakcyjną dziewczyną. Niestety, przez permanentny brak uśmiechu przypominała jedną z marmurowych rzeźb, które Thomas widział kiedyś w pewnym londyńskim muzeum.

Nie wiedział o niej zbyt wiele, jedynie tyle, co udało mu się zaobserwować z bezpiecznej odległości. Pewnym było, że przyjaźni się z bratem Syriusza, i że należy do Purystów. Nigdy z nią nie rozmawiał, aż do spotkania w sklepie Ollivandera, choć i to ciężko było nazwać rozmową. Zawsze wydawała się być bardzo formalna i spięta, jednak z perspektywy czasu, może faktycznie był to po prostu smutek.

Nie dane było mu myśleć o tym zbyt długo, bo na horyzoncie zobaczył drużynę Ślizgonów. Choć nie w komplecie, nie zwiastowali nic dobrego. Thomas wiedział, że jako osoba mugolskiego pochodzenia oraz kapitan przeciwnej drużyny, zajmował specjalne miejsce w ich sercach. Szczególnie po zajściu w sklepie Ollivandera, Mulciber zapewne pałał chęcią zemsty.

Ambiwalencja | Czasy HuncwotówWhere stories live. Discover now