Rozdział 1.

20K 468 157
                                    

Siedzę spokojnie na jednym z miejsc w samochodzie. Czekam aż mój człowiek podjedzie pod wyznaczone miejsce. Podczas jazdy spoglądam przez okno i podziwiam okolicę. Już na pierwszy rzut oka mogę stwierdzić, że nie jest ona nie wiadomo jak nadzwyczajna. Dzielnica średniozamożnych ludzi, jest jedną z tych, które ostatnimi czasy odwiedzam dość często. Nie przeszkadza mi to zbytnio, bo jak to mówią o interesy trzeba dbać. Poza tym wszystkim przecież podróże kształcą, nieprawdaż?

Droga zajmuje nam sporo czasu, ze względu na to, że moja rezydencja leży na obrzeżach miasta. Mój kierowca i tak wybrał najkrótszą z możliwych dróg. Być może i Phoenix w stanie Arizona nie jest tak dużym miastem w porównaniu do Nowego Jorku, jednak tak czy siak trzeba się natrudzić, żeby szybko gdzieś się przemieścić. Kiedy w końcu kierowca parkuje samochód w mało widocznym miejscu, zakładam moje czarne okulary i odpinam pasy bezpieczeństwa, po czym wychodzę z pojazdu. Za nami również staje czarny SUV, z którego wychodzą moi ludzie, mający pilnować terenu wokół domu. Kierujemy się w stronę drzwi wejściowych domu, którego mamy zamiar odwiedzić. Już od samej bramki nie napotykamy żadnych przeszkód, co mnie lekko dziwi. 

Spodziewałam się chociażby psa, a tu dosłownie nic, a to bardzo niedobrze.

Staję przed drewnianą powłoką, a za mną znajduje się dwóch mężczyzn wspierających mnie. Gerard po mojej prawej wychyla się, by kulturalnie zadzwonić dzwonkiem do drzwi. W innym przypadku już dawno tych drzwi by nie było, a ja zapewne wracałabym zadowolona do domu. Jednak nie można mieć wszystkiego od razu. Po krótkiej chwili otwiera nam mężczyzna, około czterdziestoletni, w eleganckich spodniach, białej koszuli z podwiniętymi rękawami do łokci oraz w poluźnionym krawacie. Na jego twarzy pojawia się chwilowy szok, jednak szybko go maskuje przybierając postawę posłusznego męża.

Tak, o tym mężczyźnie wiem wszystko, tak samo jak i o jego jakże ciekawej żonie.

Zdejmuję swoje okulary i wbijam w niego twardy wzrok nie okazując żadnych emocji, bo to jest najgorsze co mogłabym w tym momencie zrobić. Jak mogę zauważyć, facet wygląda na nieugiętego i pewnego siebie, jednak jego oczy za bardzo go zdradzają. Irytujący jest również jego sztuczny uśmieszek, który bardzo szybko mogę zmazać z twarzy. To kwestia tylko kilku minut.

- W czym mogę pomóc? - mężczyzna odzywa się pierwszy, czekając na odzew z naszej strony. Mierzy uważnym wzrokiem moich ludzi, a na końcu jego spojrzenie w końcu pada na mnie. Widzę jego strach, jednak tak jak mówiłam jest nieugięty, żeby w pełni go ukazać.

- Przyszliśmy do żony. - opanowanym głosem Gerard odpowiada na jego pytanie, chociaż wszyscy dobrze wiemy co teraz zrobi. Za każdym razem tak jest. Oni wszyscy są tacy sami, tak samo zakłamani.

- Niestety, ale nie ma jej w domu. - jego uśmiech powiększa się z każdą sekundą. 

Uwierz mi człowieku, że im dłużej przedłużasz tym ja dłużej muszę czekać na to, aby zobaczyć twoją minę, kiedy dowiadujesz się całej prawdy.

- Mnie się jednak wydaje, że jest. - mówię, a potem mężczyźni stojący za mną wymijają mnie i wchodzą do domu, łapiąc mężczyznę. 

Chic zatyka mu usta, by niepotrzebnie nie krzyczał, a Gerard z gracją zaprasza mnie do środka. Powoli przekraczam próg domu rozglądając się. Nic nadzwyczajnego, prawie jak w cała ta okolica. Kieruję się w głąb i zatrzymuję się w jednym z pomieszczeń, którym zapewne jest salon. W odwróconym od nas fotelu oczywiście siedzi nasza zguba. Tak jak mówiłam, oni wszyscy są przewidywalni. Kobieta spokojnie odpoczywa, czytając jakąś książkę.

- Kto przyszedł kochanie? - pyta się po chwili żona trzymanego przez nas mężczyzny, jednak niestety, nie dostanie od niego odpowiedzi. Staję w niewielkiej odległości od fotela i złączam ręce ze sobą. Kobieta zdejmuje okulary, które zapewne służą jej do czytania i obraca głowę w bok. - Kochanie? - wstaje z fotela i spogląda na nas z wielkim niedowierzaniem i strachem. Spokojnie obserwuję ją, mając nadzieje, że nie zachce się jej uciekać. Nie mam zamiaru za nią biegać, bo wolę to zrobić wieczorem. - Demirow, co ty tu robisz? - kieruje pytanie w moją stronę, a ja jeszcze uważniej się jej przyglądam. Kobieta skanuje moją twarz, a ja zauważam jak z każdą sekundą blednie. Ona dobrze wie, dlaczego tu jestem, tak samo wie, że jej taryfa ulgowa już dawno poszła w zapomnienie.

Więcej Niż Mafia |ZAKOŃCZONE|Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ