Rozdział 14.

3.9K 153 69
                                    

Następne kilka dni były dość... dziwne. Może to nie jest dobre określenie tego wszystkiego, jednak nie potrafię dokładnie stwierdzić jakie to wszystko jest. Wydawałoby się, że dla mnie czas jakby się zatrzymał. Wciąż nie potrafię uświadomić sobie powagi całej sytuacji. To właśnie tłumaczy jak w tym momencie postępuje. Wszystko co faktycznie muszę zrobić, ustalić czy załatwić, robię jakbym była zaprogramowana. Nie zastanawiam się nad głębszym sensem wykonywanych przeze mnie czynności, bo po co? Z każdym kolejnym dniem uświadamiam sobie jak bardzo to wszystko jest beznadziejne i pogmatwane, a przecież wcześniej się takie nie wydawało. I to właśnie potwierdza dobrze nam znaną prawdę, że zaczynamy coś doceniać, dopiero po tym, gdy to tracimy.

Nie potrafię stwierdzić co czuję. Początkowo towarzyszył mi szok, który dawał to złudzenie, że to jest może jakiś sen, albo żart. Później nie czułam nic, jakbym kompletnie wyzbyła się wszystkich emocji, jakie kiedykolwiek posiadałam. Nie potrafiłam z nikim rozmawiać, a przekazanie tej złej wieści całej rodzinie, było dla mnie istną katorgą. Powtarzając w kółko jedno i to samo krótkie zdanie każdemu z osobna, pozwoliło mi stopniowo uwierzyć w zaistniałą sytuację. Dopiero podczas organizacji pogrzebu i innych równie ważnych spraw, dotarło do mnie, że to nie jest żaden żart. I właśnie po tym przyszedł smutek.

Razem z nim towarzyszą mi różne inne emocje, jak żal, rozpacz, czy nawet złość. Jednak żadnemu z tych emocji nie pozwalam wypłynąć na wierzch. Nie wiem czemu. Nie wiem dlaczego w takiej sytuacji zgrywam z pozoru silnego człowieka, którym aktualnie nie jestem i w najbliższych dniach nie będę. Wiedziałam tylko jedno - muszę się tym zająć. We wszystkim pomógł mi Gerard, który nie dość, że ogarnia ze mną pogrzeb, to jeszcze zajmuje się interesami. Czyli czymś, czym ja powinnam się zająć, ale nie jestem w stanie na tym się skupić. Bynajmniej nie teraz. Nie w dniu, w którym już na zawsze pożegnam osobę, która była dla mnie bardzo ważna.

- Lauren? – cichy głos Gerarda sprowadza mnie na ziemię.

Siedzę na kanapie i nawet nie raczę odwrócić się w jego stronę. Cały dom jest przygotowany na stypę, bo stwierdziłam, że najlepiej będzie ją właśnie zrobić w mojej rezydencji. Sama zaplanowałam jak ma to wyglądać, bo bardzo zależało mi na tym, aby dopracowany był każdy szczegół.

- Przywieźli resztę wiązanek? – pytam pustym głosem i słyszę jak Gerard wzdycha. Podchodzi bliżej, a potem siada obok mnie, zachowując bezpieczną odległość.

- Przecież już dawno wszystko jest przywiezione. Lauren... - mówi spokojnym głosem i łapie mnie za rękę. – Musimy jechać do kaplicy. Już czas.

- Tak wiem. – zabieram od niego rękę, tym samym dając mu jasno do zrozumienia, że nie potrzebuje niczyjego wsparcia, a potem szybko wstaję z kanapy.

Idę do holu i przed wyjściem spoglądam jeszcze w duże lustro. Poprawiam swoją czarną marynarkę i patrzę na zmęczoną twarz. Wory pod oczami, przez nieprzespane noce udało mi się na szczęście zakryć, jednak zauważam jak bardzo moja cera zrobiła się blada. Ostatnie trzy dni dały mi mocno w kość i muszę to otwarcie przyznać. Nie zastanawiając się dłużej wychodzę z domu i wsiadam do samochodu, czekającego przed budynkiem. Zajmuję miejsce z tyłu, od razu zapinając pasy. Obok mnie siada Gerard, a potem kierowca odjeżdża spod posesji. Za nami jedzie samochód, w którym są Derek i Kate. Z resztą rodziny mamy spotkać się na miejscu.

- Przeglądałem listę gości i zastanawia mnie to, czemu nie zaprosiłaś nikogo z rodziny Olgi? – pyta Gerard spoglądając na mnie, a ja odwracam wzrok na krajobraz za oknem.

- Bo Olga nie miała rodziny. – odpowiadam, chcąc wzruszyć ramionami, jednak ostatecznie powstrzymuję się. Nie mam siły na nic.

- Jak to nie miała? Musiała kogoś mieć.

Więcej Niż Mafia |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz