— Dlaczego?

Kiedy to usłyszałem nie miałem pierwotnie zamiaru odpowiadać. Ale to pytanie zawisło w powietrzu męcząc i mnie i jego.

— Co dokładnie? — zapytałem w końcu. — Dlaczego spędzam sam święta? Czy dlaczego ci nie powiedziałem?

— Odpowiedz mi na oba pytania.

Nie odpowiedziałem od razu. Sam nie do końca chciałem mówić to na głos. Ale kiedy Aleks przesunął się bliżej mnie, w końcu na niego spojrzałem, wyciągając głowę spod poduszek.

Jego niebieskie tęczówki przepełnione spokojem w moment uspokoiły też mnie. Oparłem policzek o rękę i przymknąłem oczy.

— Ja nie mam rodziny — zacząłem powoli ważąc każde słowo na języku. — Święta zawsze były dla mnie czymś ważnym. Rodzinnym. Nie obchodzę świąt od dziesięciu lat. Nie chcę.

Aleks przymknął oczy wsłuchując się w mój głos.

— Dobrze ci z tym? — szepnął, a dla mnie zabrzmiało to jak krzyk w cichym pomieszczeniu.

— To lepsze niż być wśród obcych ci ludzi i czuć się żałośnie, jak piąte koło u wozu.

— Źle do tego pochodzisz.

— Może — zgodziłem się. — Ale czy zmienisz moją mentalność?

Spojrzeliśmy na siebie. Przytrzymaliśmy swoje spojrzenie, nie wiedząc kompletnie co siedzi w głowie tego drugiego.

— Tak. — Nagle poderwał się do siadu. — Zamierzam ją zmienić. — I zanim zdążyłem zareagować, pociągnął mnie za zdrową nogę i ściągnął na zimne panele.

— Aleks!

Przeciągnął mnie na środek pokoju i zaczął mnie podnosić. Zacząłem od razu się opierać.

— Zeus, do kurwy nędzy, zareaguj!

Kundel tylko w odpowiedzi szczeknął radośnie machając ogonem. Nie wiem, myślał chyba, że się bawimy.

— Ruszaj się! — syknął siłując się ze mną. — Moja mama siedzi sama w mieszkaniu w święta, chcesz żeby została sama?

— Nie kazałem ci tu przyjeżdżać, do diabła.

— Przestań być upartym osłem!

Jeszcze chwilę się poszarpaliśmy, aż nie padło:

— Mamy sernik.

Oboje znieruchomieliśmy na ziemi. Spojrzałem na niego z dołu. Jego niebieskie oczy jaśniały nienaturalnie w tej ciemności.

— Bez rodzynek?

Parsknął i uśmiechnął się szeroko. A jego oczy zmieniły się w wąskie szparki. Jeszcze nigdy nie widziałem, by uśmiechał się tak szeroko.

— Tak, Apollo. Bez rodzynek.

Poczułem jak mój upór topnieje, a ja daję się przekonywać.

Aleks wykorzystał sytuacje. Chwycił jakąś starą koszulkę, przewieszoną przez krzesło i jednym ruchem mi ją założył przez co moje ramiona zostały unieruchomione.

— Ruchy.

Sam nie wiem czemu od razu go posłuchałem i zacząłem się ubierać. Aleks wstając cały czas obserwował mnie czujnie. Gotów odpowiednio zareagować, gdybym się postanowił jednak wycofać.

Wstał i oparł się o biurko, patrząc bez przerwy jak ubieram skarpetki. Widziałem kątem oka jak jego dłoń natrafia na album leżący na biurku.

Wtedy oderwał wzrok i swoją całą uwagę przeniósł na przedmiot.

— Możesz spojrzeć.

Spojrzał na mnie szybko. Nadal siedziałem na ziemi. Nie czułem żadnych zastrzeżeń by mu zabronić. To Aleks. Jemu mogłem pozwolić.

Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zaraz zrezygnował i chwycił za przedmiot. Chyba ciekawość była silniejsza niż dobre maniery.

Z rozbawieniem patrzyłem jak marszczy nos ze śmiechu.

— Wyglądasz identycznie jak twój ojciec — stwierdził. — A twoja matka i siostra były piękne — podsumował, a ja poczułem dumę. Sam nie wiem czemu.

— Dzięki. Idziemy? Czy jeszcze chcesz się ponabijać z moich zdjęć bez jedynek?

Odłożył album nadal się szeroko uśmiechając. Teraz wyglądał jak człowiek z krwi i kości. A nie jak maszyna ze swoją surową postawą. Nawet wyglądał na młodszego.

Jednak gdy zakluczałem drzwi, coś mnie uderzyło.

— Nie mam prezentu — powiedziałem nagle z paniką. — Jak ja mam iść bez żadnego upominku?

— No chodź w końcu, głupku. — I popchnął mnie w stronę schodów, przez co prawie z nich zleciałem.   

Absolut 2Where stories live. Discover now