4. Niezachwiana wiara

2K 193 123
                                    

— Syriusz jest niewinny! Przysięgam na samego Merlina! — krzyczała, nie mogąc powstrzymać łez, spływających po policzkach.

Jej głos był zachrypnięty, drżący od nadmiaru emocji, które spotykały się jedynie ze skrajnym niezrozumieniem wszystkich wokół. Nie spodziewała się, że aż tak łatwo przyjdzie ludziom spisać Syriusza na straty, uznać go za mordercę, zdrajcę i poplecznika Lorda Voldemorta. Spodziewała się, że chociaż kilka osób — szczególnie tych, które pracowały z Blackiem — będzie skłonnych uwierzyć w jego niewinność.

Była jednak sama. Sama, pośród oskarżycielskich spojrzeń i współczujących, pełnych politowania uśmiechów. Sądzili, że postradała zmysły, stając w obronie kogoś tak zepsutego, że potrafił zdradzić własnych przyjaciół i zabić z zimną krwią. Uważali, że jej miłość przypominała raczej obsesję, powstałą na skutek „prania mózgu".

— Dlaczego nie podacie mu Veritaserum?! — pytała rozpaczliwie, ale oni kręcili głową z niedowierzaniem i irytacją.

— To zabronione. Wielu popleczników Czarnego Pana wykazało się odpornością na serum prawdy.

— Syriusz nie jest żadnym poplecznikiem Voldemorta!

— A ma pani taką pewność? Z tego, co zrozumiałem z pani zeznań, rzadko go pani widywała — stwierdził jeden z Aurorów, którzy prowadzili jej pierwsze przesłuchanie.

— Bo go znam! — zawołała i ukryła twarz w dłoniach.

Tak bardzo chciała, aby zrozumieli, aby widzieli go w takim świetle jak ona. Mężczyźni byli jednak nieubłagani, podobnie jak cała reszta czarodziejskiego świata. A Amelia nie mogła zrobić nic, by zmienić ich zdanie. Nic, chociaż próbowała już wszystkiego.

— Panno Beckett, Potterowie też sądzili, że go znają. A teraz nie żyją.

Szloch wyrwał się z jej ust i wypełnił korytarz, chociaż nie był w stanie oddać nawet połowy cierpienia, które rozbłysło w umyśle na samo wspomnienie Lily i Jamesa. Ich śmierć bolała niemalże równie mocno, co utrata Syriusza; Amelia nie miała jednak wątpliwości, że to nie Black był winien tragedii, która spotkała jej przyjaciół oraz ich małego synka, Harry'ego. Musiał istnieć inny powód, musiało istnieć jakieś wyjaśnienie...

— To nie była jego wina — wymamrotała słabo, a Auror, stojący obok niej, westchnął z irytacją.

— Nie ma pani żadnych dowodów na poparcie swojej tezy. Black jest winny. Niech pani nie marnuje sobie życia, broniąc mordercy.

Zanim Amelia zdołała coś powiedzieć, drzwi na końcu korytarza otworzyły się z głośnym jękiem, a z pomieszczenia wyszła cała grupa ludzi — na czele z dwoma Aurorami, prowadzącymi Syriusza. Natychmiast ruszyła w ich stronę, powtarzając imię narzeczonego niczym mantrę, a jej serce było gotowe pęknąć; na twarzy Blacka widać było cierpienie, pomieszane ze zmęczeniem i wściekłością. Najbardziej uderzyło ją jednak jego spojrzenie — nawet z daleka wypełnione gwałtownością i dzikością, do której nie przywykła.

— Syriusz! — zawołała po raz enty, a pilnujący ją mężczyzna chwycił nadgarstki Beckett, powstrzymując jej szaleńczą gonitwę. — Syriusz!

Widziała, że usta chłopaka otwierają się rytmicznie, ale żaden dźwięk nie rozbrzmiał w powietrzu. Z ruchu jego warg wyczytała, że powtarzał jej imię, przeplatane wyznaniami miłości, które — paradoksalnie — jedynie nasiliły kłucie w sercu Beckett.

Blask Przeszłości [Syriusz Black x OC]Where stories live. Discover now