Rozdział 3. Spotkanie wśród liści drzew

Começar do início
                                    

Zerwała się z miejsca, a świat w sekundę wrócił do jej zmysłów. Nie poruszała się tak szybko jak kiedyś. To mogło zaważyć na jej porażce, jednak wciąż dysponowała elementem zaskoczenia.

Czas poznać osobę, której przypodobało się obserwowanie mojego życia.

Zanim zniknęła w gęstwinach lasu, wykonała kilka prostych pieczęci. Ten gest wywołał w shinobim poruszenie. Izusu natychmiast je wyczuła. Wzbiła się na zgiętych kolanach i wylądowała na grubej gałęzi. Czerwona wstążka wciąż przysłaniała jej oczy. Uchiha postanowiła nie psuć sobie zabawy i zdjąć ją, dopiero gdy odnajdzie swój cel.

Przeskakiwała między drzewami, koncentrując pokłady energii, aby zmylić przeciwnika. Shinobi musiał to wyczuć. Jego chakra zadrżała niczym tysiąc rozjuszonych błyskawic i rozproszyła się na dwie równe części. Każda z nich pognała w przeciwnym kierunku.

Klon Cienia? A więc tak się bawimy?

Izusu przystanęła, a następnie mocno wybiła się stopami od ziemi. Szybując wysoko w górę, utworzyła wokół ciała cienką powłokę z chakry. Stara sztuczka, która zmniejszała opór powietrza i pozwalała w kilka sekund znaleźć się ponad koronami drzew.

Klon ruszył na wschód, oryginał na zachód. Cholera, a może na odwrót? Która z wersji była prawdziwa? Za kim pobiec najpierw?

Nie zdążyła zdecydować. W jej stronę zmierzało niebezpieczeństwo.

Izusu zmusiła ciało do zrobienia uniku. Usłyszała świst szybko przelatującego przy uchu kunaia. Złapała przedmiot za jego okrągłą końcówkę i, opadając z powrotem na ziemię, wycelowała w miejsce, z którego przybył. Ostrze poszybowało, odesłane do właściciela. Kiedy Izusu ponownie znalazła się wśród drzew, ruszyła w przeciwną stronę, z której nadszedł atak.

Uśmiechnęła się pod nosem, przygryzając dolną wargę.

Teraz na pewno cię dorwę.

Zeskoczyła na miękką trawę. Cel posuwał się naprzód, przeskakując wysoko między gałęziami. Jeśli nie zmieni pozycji, Izusu spróbuje zajść go od dołu.

Wyciszyła chakrę do minimum. Była blisko, na tyle, że w każdej chwili mogła uderzyć z zaskoczenia. Już miała to zrobić, gdy shinobi nagle się zatrzymał.

Wyczuł ją?

Nie zwlekała ani chwili dłużej. Wyskoczyła przed jego twarzą, żałując, że wstążka zasłaniała jej oczy. Gdyby było inaczej, mogłaby stwierdzić, czy przeciwnik dał się zaskoczyć.

Zaatakowała. Wymierzony pięścią cios został odparty. Natychmiast wyprowadziła następny. Półobrót i kop. Trafiła w okolice brzucha. Przeciwnik zachwiał się, robiąc krok w tył. Izusu wstała z kolan gotowa do dalszej potyczki, gdy nagle usłyszała odgłos rozproszenia klona. Wstrzymała oddech, napinając wszystkie mięśnie, lecz było za późno. Ostra stal pojawiła się niebezpiecznie blisko jej szyi.

– Koniec tej zabawy. – Usłyszała męski głos za plecami.

– Niestety – pokręciła głową – to dopiero początek.

Złapała go za nadgarstek i szarpnęła w dół. Poczuła opór, mocny. Ręka mu zadrżała, a końcówka kunaia rozcięła głęboko skórę i utknęła tuż pod jej obojczykiem. Izusu zacisnęła zęby, aby nie krzyknąć. Ciepła krew spłynęła po ramieniu. Mężczyzna puścił ostrze i odsunął się na kilka kroków. Usłyszała, jak wyjął drugiego kunaia.

Wziął mnie za klona, świetnie.

Upadła na jedno kolano. Niepostrzeżenie wyciągnęła ostrze z rany i zamachnęła się w stronę shinobi. Zrobił unik, ale broń rozdarła jego ubranie, po czym wbiła się w drzewo. Izusu podcięła mu nogi. Uskoczył, lecz zanim wylądował za jej plecami, poderwała kunai i znów rzuciła nim w stronę shinobi. Trafiła. Rozległ się brzdęk ścieranej stali. Broń wypadła mu z ręki. Izusu chwyciła ją w powietrzu i doskoczyła do przeciwnika. Mierzyła prosto w jego pierś.

– Teraz jest koniec – oznajmiła triumfalnie.

Wolną ręką odwiązała wstążkę. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała, jak shinobi ściskał lewe ramię, a spomiędzy palców ciekła krew. Izusu skrzywiła się na ten widok. Ból z zadanej rany powrócił, przyćmiony skokiem adrenaliny.

– Warto było się tak zranić? – zapytał shinobi.

Dopiero wtedy Izusu przyjrzała mu się bliżej. Ściągał brwi, mrużył jedyne widoczne oko, a pod czarną maską skrywał wyjątkowo nieprzyjemny grymas.

– Hatake... Kakashi – powiedziała z nutą zdziwienia w głosie. – Cóż, dla takiej wygranej było warto.

Chciała brzmieć naturalnie, zwycięsko. Chciała się uśmiechnąć, ale ten oskarżycielski wzrok odbierał całą pewność siebie. Serce biło jak szalone. Ledwo uwierzyła, że to naprawdę on.

A więc plotki okazały się prawdziwe.

Kakashi nie odpowiedział. Zerknął na rozciętą skórę, odsuwając palce od rany. Nie była głęboka, ale musiała boleć. Zacisnął pięść i uniósł spojrzenie.

– Celowo ruszyłaś za moim klonem, prawda?

– Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czy to klon, szanse były pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Umyślnie się odsłoniłam, tam, u góry. – Wskazała palcem w stronę nieba. – Kiedy zaatakowałeś, założyłam, że to klon i dlatego ruszyłam w przeciwną stronę. Pomyślałam, że w razie pomyłki zjawisz się w pobliżu. Tak też się stało. Można powiedzieć, że cię zwabiłam.

– Przyznaję, dałem się podejść, ale jakim cudem to nie był klon? – Kiwnął podbródkiem na jej ramię. – Widziałem, jak formujesz pieczęcie.

– To była zmyłka, przecież nie wolno mi używać jutsu.

Nie spodobała mu się ta odpowiedź, Izusu szybko to wyczuła. Pewnie zdał sobie sprawę, że przez własne uprzedzenia wziął tę walkę na poważnie, zakładając, że po prostu musiała użyć Techniki Podziału Cienia.

– Znam się trochę na medycynie – powiedziała, gdy Kakashi znów spojrzał na swoją ranę. – Mogę pomóc.

– Nie trzeba, poradzę sobie.

Wyjął z torby za pasem zawinięty w kłębek bandaż i w kilku ruchach obwiązał ramię. Następnie zeskoczył z gałęzi i udał się w stronę wioski. Zniknął, nawet na nią nie patrząc, a Izusu poczuła wszechogarniającą ulgę.

Nie wiedziała czemu, ale Hatake wywoływał w niej nieprzyjemne uczucia. Wiele o nim słyszała. W młodym wieku stracił ojca, potem przyjaciół z drużyny oraz mistrza – Czwartego Hokage. Życie go nie oszczędzało. Nie oszczędzało żadnego shinobi, który postanowił iść tą drogą, ale mało kto miał tak puste i skute lodem spojrzenie.

Co skrywasz za tą maską, Kakashi?

Chyba nie chciała wiedzieć. Wystarczyła chwila w jego towarzystwie i Izusu już dostawała ciarek. Ten beznamiętny wzrok mówił wszystko – Hatake wierzył w jej winę, możliwe, że nawet bardziej niż ktokolwiek inny.

Odetchnęła głęboko i oparła się plecami o drzewo. Przykładając dłoń do obojczyka, skupiła chakrę w lekko drżących palcach. Jasnozielona poświata otoczyła jej skórę i szybko zasklepiła ranę. Kiedy Izusu podniosła się na nogi, zdała sobie sprawę, że nie wyczuwała Kakashiego w pobliżu.

Czyżby odpuścił?

Nie, to niemożliwe.

Intuicja podpowiadała, że Izusu będzie z nim miała jeszcze do czynienia.

Sharingan || Kakashi HatakeOnde histórias criam vida. Descubra agora