Rozdział Ósmy

626 44 13
                                    

‘To miejsce tętniło życiem, co było dokładnym przeciwieństwem sierocińca, w którym jak dotąd mieszkaliśmy.’

Przyjrzałam się uważnie postaci, próbując odgadnąć jej tożsamość. Osóbka stojąca naprzeciwko zdecydowanie nie miała męskiej budowy, więc nie byli to ani Lou ani Liam, ale także była za niska na opiekunkę. Zrobiłam krok w przód, jeszcze bardziej wytężając wzrok. To musiała być jakaś dziewczyna mieszkająca w sierocińcu, najpewniej jedna z moich współlokatorek. Zadałam sobie ważne pytanie, z sercem tłukącym się w mojej piersi: czy mogę jej ufać? Nie wyda nas? I właśnie wtedy, kiedy przeraziłam się, że może być jedną z tych osób, które słuchają zasad bardziej niż inni i zawsze lecą do opiekunek na skargę jako pierwsi, tajemnicza dziewczyna przemówiła.

-Co robisz, Agnes?- ten głos był dziecięcy, delikatny i sprawiał wrażenie, jakby należał do osoby niesamowicie kruchej.

-O mój Boże, Lizzy, ale mnie przestraszyłaś!- szepnęłam, zmniejszając dystans pomiędzy nami. Mój strach odszedł, ponieważ wiedziałam, że ta dziewczynka jest jedną z tych, którym naprawdę mogę ufać. Wyciągnęłam swoją dłoń w stronę jej niesamowicie ciemnej burzy loków, jednak jedenastolatka zrobiła krok w tył, widząc, że chcę ją pogłaskać. Zmarszczyłam brwi, dziwiąc się. Kto jak kto, ale ona jeszcze nigdy nie uniknęła mojego dotyku. Pragnęła mojej bliskości, czasami nawet denerwowała mnie to, że często za mną łazi. Wiedziałam, że ta dziewczynka w pewnym sensie mnie kocha. Byłam dla niej kimś w rodzaju starszej siostry. Czemu się odsunęła? To takie niepodobne do niej.

-Proszę, odpowiedz na moje pytanie- mruknęła- Co robisz? Czemu nie śpisz o tej porze? Dlaczego jesteś ubrana i po co spakowałaś wszystkie swoje rzeczy?

-Jesteś mądrą dziewczynką- odparłam, wzdychając ciężko- Myślę, że nie potrzebujesz moich wyjaśnień. Rozumiesz, co zamierzam zrobić, prawda?- schyliłam się lekko, tak, aby móc patrzeć prosto w jej załzawione oczy. Cholera, nie chcę, żeby była taka smutna. Brunetka spuściła swoje zamglone spojrzenie na podłogę.

-Zamierzasz uciec?- spytała tak cicho, że mimo niewielkiej odległości między nami, ledwo ją usłyszałam.

-Tak. Razem z Louisem.

-Proszę, zabierzcie mnie ze sobą- podniosła głowę, przez co jej orzechowe tęczówki ponownie spotkały się z moimi szarawymi*- Błagam, nie chcę tu zostać bez ciebie.

-Ja… Przepraszam, Lizzy, ale wydaje mi się, że nie możemy…- dziewczynka przytaknęła głową, a moje serce jeszcze nigdy nie zaciskało się z żalu tak mocno, jak teraz- Wybacz mi.

-Powinnaś już iść. Louis pewnie zaczyna się martwić- ponownie spuściła wzrok, lecz ja chwyciłam jej podbródek i podniosłam jej głowę tak, że była zmuszona patrzeć mi w oczy.

-Tylko się na mnie nie złość ani nie smuć. Jest mi naprawdę przykro, że muszę cię zostawić. Ale obiecuję, że wrócę. Hej, słuchasz mnie? To, że stąd ucieknę, nie znaczy, że 0 was zapomnę. Kiedy tylko ja i Louis trochę się ustabilizujemy, odnajdę kogoś, kto zaprowadzi tu porządek. Nie spocznę, dopóki nie pomogę wam wszystkim się stąd wydostać i doprowadzę do tego, że panie Payne pożałuję wszystkiego, co kiedykolwiek nam zrobiły. Musisz mi zaufać, zrobię to- z jej oczu zniknął smutek, a zamiast niego pojawił się mały błysk, coś jak iskierka nadziei.

-Obiecujesz?

-Obiecuję- odszepnęłam. Po tych słowach Lizzy otoczyła mnie w pasie swoimi chudymi rączkami, a ja odwzajemniłam uścisk i pocałowałam czubek jej głowy.

-Dziękuję ci, ale chyba naprawdę musisz już iść- wymamrotała, a ja zgodziłam się z jej słowami i niechętnie odeszłam od drobnej brunetki- Powodzenia, Agnes. Będę na ciebie czekać- dodała jeszcze, kiedy otwierałam drzwi. Rzuciłam jej ostatni uśmiech, po czym zamknęłam za sobą drewnianą płytę. Wzięłam głęboki wdech i pobiegłam dobrze znaną mi trasą. Podczas mijania sali dla niemowląt musiałam użyć resztek mojej silnej woli, aby tam nie wejść. Już podczas rozmowy z Lizzy miałam wielką ochotę zostać z nią i powiedzieć, że nigdzie się bez niej nie ruszam, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Minęłam miejsce, w którym odbywały się głodówki i skrzywiłam się po dopuszczeniu do siebie myśli, że całkiem niedawno Lou siedział za tymi drzwiami. Pokręciłam głową i przyśpieszyłam tempa, przez co worek z rzeczami zaczął obijać się o moje ciało. Minęłam ostatni zakręt i tuż przy drzwiach wejściowych zahamowałam gwałtownie, dysząc.

Secrets of the Past ▷▷ Z.MalikWhere stories live. Discover now